Jestem drzewem. Złamanym i poszarpanym. Dziś nie jestem w stanie oddychać. Duszę się. Myśli parują z mojej czaszki. Jest mi źle. Jestem zraniona, opuszczona, niezrozumiana, odtrącona, pokrzywdzona, oceniona niesprawiedliwie.
Moja siostra urodziła. Ślicznego chłopca. A we mnie jest wulkan emocji...
Leżę w tym pieprzonym szpitalu - z jednej strony - nawiedzona Jehowa, z drugiej na dostawce pijaczka w delirce, która krzyczy w nocy, dopytuje, gdzie jest jej syn i o 3 w nocy pyta mnie, co do niej mówię - choć milczę.
NIE, nie zazdroszczę mojej siostrze, cieszę się, że wszystko poszło dobrze. Już kocham Jej synka, wiem, że będę Go kochać równie mocno jak Jej pierwszego synusia... Ale w mmsie ze zdjęciem małego widzę MOJE nienarodzone dziecko, SZCZĘŚCIE, którego mi nie dano poznać. Widzę miesiące, lata mojej rozpaczliwej, ciężkiej, trudnej walki, które nie doprowadziły mnie nigdzie... NIGDZIE. (Co z tego, że jestem po kwalifikacji? Co z tego, że KIEDYŚ się doczekam? Nie pociesza mnie to. Teraz jestem tu...) Jestem w tym samym miejscu, z jeszcze bardziej poszarpanym sercem, z jeszcze bardziej ogołoconą duszą, z cierpieniem na ramieniu, z tęsknotą rozpalającą serce... Ze smutkiem, z którym nie umiem sobie poradzić.
Patrzę na zdjęcie Małego, a moje serce płonie - dosłownie. Czuję, że mnie pali. Żywym ogniem. Chce mi się krzyczeć, uciec, schować się przed światem, ukryć, zasnąć i nigdy, nigdy nie musieć już wstawać, bo nie mam na to siły. Oto moja ściana. Oto moja rozpacz. Tu się kończę. Nic mnie nie pocieszy. Nie umiem tak żyć. Nie mam sił żyć tak dłużej...
Leżę w tym pieprzonym szpitalu - z jednej strony - nawiedzona Jehowa, z drugiej na dostawce pijaczka w delirce, która krzyczy w nocy, dopytuje, gdzie jest jej syn i o 3 w nocy pyta mnie, co do niej mówię - choć milczę.
NIE, nie zazdroszczę mojej siostrze, cieszę się, że wszystko poszło dobrze. Już kocham Jej synka, wiem, że będę Go kochać równie mocno jak Jej pierwszego synusia... Ale w mmsie ze zdjęciem małego widzę MOJE nienarodzone dziecko, SZCZĘŚCIE, którego mi nie dano poznać. Widzę miesiące, lata mojej rozpaczliwej, ciężkiej, trudnej walki, które nie doprowadziły mnie nigdzie... NIGDZIE. (Co z tego, że jestem po kwalifikacji? Co z tego, że KIEDYŚ się doczekam? Nie pociesza mnie to. Teraz jestem tu...) Jestem w tym samym miejscu, z jeszcze bardziej poszarpanym sercem, z jeszcze bardziej ogołoconą duszą, z cierpieniem na ramieniu, z tęsknotą rozpalającą serce... Ze smutkiem, z którym nie umiem sobie poradzić.
Patrzę na zdjęcie Małego, a moje serce płonie - dosłownie. Czuję, że mnie pali. Żywym ogniem. Chce mi się krzyczeć, uciec, schować się przed światem, ukryć, zasnąć i nigdy, nigdy nie musieć już wstawać, bo nie mam na to siły. Oto moja ściana. Oto moja rozpacz. Tu się kończę. Nic mnie nie pocieszy. Nie umiem tak żyć. Nie mam sił żyć tak dłużej...
Nie wierzę w to, że już niedługo to się skończy. To się nigdy nie skończy...
Dziś moja mama wydzwaniała do mnie i opowiadała o tym, jaki mały jest cudowny, jaki ma nosek, jakie czółko... Czego ode mnie oczekuje? Że będę się cieszyć - "Matko, mogłabyś się ucieszyć" - powiedziała -" Ciesz się z małych rzeczy, ja się cieszę. Skoro tak się zachowujesz nie będę do Ciebie dzwonić."
Czy ktokolwiek pomyślał, z czym ja się muszę zmierzyć...?
Czy ktokolwiek pomyślał, z czym ja się muszę zmierzyć...?
Mojemu mężowi też jest ciężko... Powiedział dzisiaj tylko jedno zdanie - "Nie płacz, nie wiem dlaczego tak jest".
Znów zastanawiam się, ile jeszcze muszę znieść... Nie widzę celu w tym wszystkim, nie widzę sensu... Co zrobiłam źle, czym na to zasłużyłam...?
Czy ja chcę się tak czuć??? NIE!!!!!!!!!!!!!!!! Czy nie jest mi wstyd za te uczucia? Jest.
Ale mimo tej świadomości... tak właśnie się czuję...
Ale przysięgam nikt, nikt z mojej rodziny nawet przez chwilę dziś nie pomyślał o tym, przez co ja przechodzę. A nie pamiętam dnia, w którym czułabym się tak poszarpana jak dziś. Nawet w dniu, w którym poroniłam, choć byłam załamana, to byłam też pełna wiary. Chciałam mieć siłę walczyć o moje szczęście. Powtarzałam sobie w myślach, że będzie dobrze, dam radę, DAMY radę. Dziś straciłam wiarę. We wszystko. A przede wszystkim straciłam wiarę w siebie i w moich bliskich...
Paść by powstać.. Alu, jesteśmy z Tobą.
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
UsuńKochana, trzymaj się. Ktoś powiedział, ze gdy już droga staje tak niemożliwie trudna, że wydaje się nie do przejścia i że gdy już tak bardzo brakuje sił, że nie można oddychać to znaczy że za chwilę za tym najbliższym zakrętem jest meta...Wstań więc Alu, bo cel jest pewnie blisko. Nie wiń siebie za swoje emocje i uczucia...Niech Ci nie będzie wstyd...Jesteś cudownie szczera i pełna miłości. Zyczę Ci spełnienia marzeń i wszystkiego co najlepsze!!!!! Ściskam Cię mocno Ela
OdpowiedzUsuńZbieram się do kupy, dziękuję... :*
UsuńDoskonale rozumiem co czujesz. Też miałam dość kiedy przychodziły na świat kolejne dzieci, a to siostrzenica męża (trzynastolatka teraz) a to moja najukochansza chrzesnica i dziecko mojego brata Moja mama świeżo upieczona babcia też plotla podobne farmazony:-( ale na nas też przyjdzie kochaną pora Jestem przed kwalifikacją i nie możemy się piodac:-) bez wzgladu na to ile jeszcze przyjdzie dzieciaczkow na świat, przed tym Naszy... NAJWAŻNIEJSZYM
OdpowiedzUsuńGdyby tak przyspieszyć czas... Buziaki :*
UsuńAlu, człowiek, który boleje nad stratą nienarodzonego dziecka bądź który ma problem by począć swoje maleństwo, to człowiek który kocha. Ten ból jest oznaką Twojej wielkiej miłości, która nie może się w pełni zrealizować i jest jak najbardziej uzasadniony. Ale zaufaj Bogu, oddaj się Mu w pełni - zamknij oczy On się zatroszczy o Ciebie, teraz gdy cierpisz trzyma cię w ramionach i uwierz, że nie jesteś sama On cierpi razem z Tobą.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam uściski
Julka
Dziękuję, wczoraj po przeczytaniu Twojego komentarza tak właśnie zrobiłam. Modliłam się i oddawałam ból Bogu... Pomogło. Buziaki
UsuńOdpowiadając na Twoje pytanie Alu, myślę, że Twoi najbliżsi zapewne zastanawiali się z czym musisz się zmierzyć. Może po prostu nie znają odpowiedzi na to pytanie. Może nie są w stanie wczuć się w Twoją sytuację. Może po prostu dzisiaj chcą się cieszyć. Pewnie ciężko być rodziną osoby niepłodnej, jakkolwiek to brzmi...
OdpowiedzUsuńTwoje emocje nie są złe, żadne emocje nie są złe. Masz prawo tak właśnie się czuć. Jak powalone drzewo. Masz prawo płakać i nie potrafić się cieszyć. Wiem, jak to boli. Przywitałam na świecie sporą ilość dzieci w okresie mojego ponad dziesięcioletniego oczekiwania. Z przyklejonym uśmiechem i rozdartym sercem. Z poczuciem niesprawiedliwości... Właściwie do dzisiejszego dnia czuję to ukłucie, gdy przychodzi na świat nowe życie. Nie minęło, niestety.
Płacz Alutko, dzisiaj jest Twój dzień na płakanie. A potem się podnieś i oczekuj dalej swojego szczęścia. Przyjdzie. I będzie dla Ciebie Darem. A dzisiaj oddaj swój ból w Najlepsze Ręce. On pomyślał o tym, z czym musisz się zmierzyć. On wie. Przytulam Cię całym sercem.
Spłakałam się na Twoim komentarzu. Masz rację - na pewno zastanawiali się przez co przechodzę, ale nie umieli i nie umieją mi pomóc. Mają przecież prawo się cieszyć, a ja mam prawo cierpieć. Będę więc musiała jeszcze trochę przetrwać z przyklejonym uśmiechem i rozdartym sercem. Niech Bóg nie wypuszcza mnie z rąk...
UsuńAlu wiele trudów jeszcze przed Tobą i chciałabym Ci napisać, że teraz już z górki, że jesteście na finiszu ale sama doskonale pamiętam swój ból jak urodził się synek mojej siostrze, jak ciężko mi było zrozumieć dlaczego ludzie nie rozumieją że mam dość słuchania o innych dzieciach i ciążach. Bądź dzielna, nie załamuj się otocz sie murem obojętności na to wszystko bo to tylko ciągnie w dół. Swoje dziecko tulone w ramionach wszystko wynagrodzi, ale zanim ono się pojawi to serce Ci pewnie jeszcze nie raz rozpadnie się na tysiące kawałków, które potem mozolnie składa sie w całość, by za chwilę znowu się posypało. Przytulam Cię mocno, jak trzeba to płacz, nie duś nic w sobie. Wiem jak Ci ciężko, ale myśl pozytywnie, że ten mały człowieczek to będzie najlepszy kompan do zabaw dla Twojego Szkrabka.
OdpowiedzUsuńMIA.... dziękuję :* Pamiętam Twoje wpisy z tamtego czasu. Jakie to dziwne, że historia tak bardzo lubi się powtarzać...
UsuńTak, i mimo mojego i wielu innych doświadczenia nie potrafiliśmy ani sobie ani Tobie pomóc.
UsuńMoże jednak jest inaczej?
Usuńwysłałam Ci maila.
UsuńTrzymaj się Kochana. Jestem myślami z Tobą, babcie rzeczywiście niekiedy plotą i najbliżsi, po których oczekiwałoby się czegoś innego, po prostu tak się zachowują. Ale na pewno nie robią tego celowo, po prostu nie zdają sobie sprawy, bo gdyby wiedzieli, że to Cię może zranić, nie mówiliby tak. Myślę, że nawijają, bo leżysz w szpitalu i chcą Cię jakoś podnieść na duchu - choć nie wiedzą, że to jeszcze bardziej przybija. Wierzę, że Maleństwo Twoje (Wasze), wyczekiwane, wyśnione, wymarzone i najukochańsze jest tuż, tuż...)))))) Trzymaj się i nie trać wiary - "kochaj, w tym jest sens..":))) Paulina
OdpowiedzUsuńDziękuję :* Kochać nie przestaję... :)
UsuńAlla...wierzę, że to musi być straszny ból. Musi być Ci bardzo ciężko. Chociaż - tak jak piszesz - będziesz kochać synka swojej siostry, cieszysz się z jej szczęścia. Tylko tak bardzo jednocześnie płaczesz nad swoim nieszczęściem i tym jak bardzo doświadczył Cię los.
OdpowiedzUsuńNie chcę pisać o sobie, bo Ty jesteś w tej chwili najważniejsza. Twój ból jest o wiele większy. I to Twój blog. Napiszę Ci tylko, że mam też zły dzień. I czuję cholerne pretensje do losu za to, jak mnie zachowaniem moich rodziców doświadczył. Wypłakałam przez nich morze łez, wycierpiałam się niezliczoną ilość dni. Zniszczyli mi zdrowie.
I szczególnie gdy widzę, jak inni ludzie pragną mieć dziecko, nie mogę przeboleć, że moi rodzice nie potrafili docenić, że oni mają. Zdrowe, dobre, mądre ładne dziecko. Tylko odrzucili ten dar jak śmieć.
Ala. Nawet jeśli są tylko ostatki sił w Tobie, to nie trać nadziei. Musi być w końcu dobrze. Będziesz miała swoje dziecko. A może dla tego nowonarodzonego siostrzeńca będziesz ulubioną ciocią? Może spędzisz z nim wiele radosnych chwil? I musisz wierzyć, że to Twoje, wyczekane i wyśnione dziecko będzie w Twoim życiu.
Anna
Na pewno będę ulubioną ciocią dla Malucha ;P I na pewno spędzę z nim wiele radosnych chwil. Już Go kocham i chciałabym Go przytulić, ale ... to nie zmienia faktu, widzę swój ból. Bardzo dotkliwie.
UsuńDziękuję Aniu i życzę Tobie też dużo sił, żeby się pogodzić z przeszłością i móc pójść dalej, do przodu...nie stojąc w miejscu.
Buziak
Alla, ja bardzo trzymam za Ciebie kciuki, bardzo wierzę i bardzo się modlę, abyś dostała swoje upragnione dziecko. Wróciłam niedawno z wieczornej mszy, modliłam się za Ciebie. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, jak musi być Ci trudno. Spróbuj jednak, nawet przez łzy, nawet w ogromnym bólu, nie tracić nadziei. Ściskam Cię mocno!
UsuńAnna
PS Ja bardzo bym chciała pójść do przodu, być szczęśliwa nareszcie...poradzić sobie z przeszłością. I mimo takich czarnych dni jak wczoraj, przychodzą też jaśniejsze i lepsze, jak dziś na przykład. I przychodzi nadzieja.
Aniu kochana, jesteś dobrym duszkiem. Dziękuję.
UsuńNie płacz w liście
OdpowiedzUsuńnie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz.
Tulę !!!
Ryczę!!!!!!! :*
Usuń:-*
UsuńTrzymam za Panią mocno kciuki i wierzę , że za parę chwil będzie Pani miała swoje dzieciątko przy sobie. Czytam Pani bloga już jakiś czas i wiem co Pani czuje i jak Pani przeżywa tą całą sytuację. My też od ponad 4 lat staramy się i dalej nic jedna kreska i wiem jak to boli i jaką to sprawia przykrość i nikt kto tego nie przeżył na własnej skórze nie ma prawa wiedzieć jaki to sprawia ból... Trzymam za Panią mocno kciuki i śle ciepłe fluidy w Pani stronę, Pozdrawiam A.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Ala jestem, bądźmy na "Ty" :)
UsuńA ja Ci nie napiszę ,żebyś się trzymała.Przechodziłam przez to samo na przełomie roku chyba.Masz rację,to się nigdy nie skończy,ale przybiera inny,jeszcze gorszy wymiar.Boli jeszcze bardziej i nie ma dokąd uciec.
OdpowiedzUsuńWiem,jak bardzo bolą słowa Twojej mamy,wiem,jaka czujesz się samotna.
Ja to rozumiem .Nie jesteś sama.
Przybijam więc smutną piąteczkę, wierząc, że za jakiś czas to się wszystko zmieni. Musi się zmienić. Nie można żyć z takimi emocjami w sobie. To gorsze niż dożywocie...
UsuńMiło mi Ania wczoraj pisałam jako pozdrawiam A. :-)
OdpowiedzUsuńCześć Aniu :) mi też jest miło :)
UsuńAlu coś dla Ciebie, dla mnie i wszystkich którzy potrzebują zastrzyku pozytywnej energii. Gdy przyjaciółka mi puściła tę piosenkę pomyślałam "ot skoczny numer i tyle", ale nie mogę się teraz od niej uwolnić:). Abyśmy mogły czuć się "Happy" większą część naszego życia i żeby to szczęście jak najszybciej nas "dopadło":) :
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=y6Sxv-sUYtM
P.S. Słuchawki na uszy i glośnośc na poziom MAX;) Mam nadzieję, że zadziała.
Julka
:))))))))))))) działa :)
UsuńWitaj, czytając twoje bardzo osobiste doświadczenia chciałby Ci coś powiedzieć.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Bóg wybrał Ciebie do tego żebyś dawała siłę wytrwania innym kobietom (w tym również moje Żonie) , w tych tak trudnych ścieżkach życiowych. Jezus postanowił, iż pomoże wielu poszarpanym Kwiatuszkom wykorzystując do tego Osobę wyjątkowo wrażliwą, która będzie potrafiła przekazać siłę innym w wyjątkowym, pięknym, malowniczym języku kobiety. Ty ten Talent otrzymałaś więc go ciągle pomnażaj:) Każda historia, która się Tobie przydarzyła, przydarza się również wielu innym kobietom. One teraz patrzą na Ciebie i trzymają kciuki za to że dasz radę, bo jeśli Ty podołasz trudnościom to i One z głębi swojego serca wydobędą nieskończoną siłę i też im się uda pokonać cierpienie, które tak się rozpanoszyło. Ty tylko trwaj i odczytuj otaczające Cię zdarzenia jako znaki od naszego Pana Jezusa.
Ja je ciągle widzę nawet w osobach leżących obok Ciebie w szpitalu. Dla mnie Pani, która jest Świadkiem Jehowy jest takim symbolem jak codzienne zmagania myśli wielu z was, na tle religijnym, które szepczą a może in vitro? Bo dlaczego nie? Czy Bóg tego zabrania? Ile jest takich mącicieli! Otocz ją swoją wrażliwością i trwaj przy Jezusie.
P.S. znalazłem kiedyś taki wiersz. On mi pomógł , może i Tobie da choć odrobinę siły.
Padł! Leżał tak bez jęku, łza mu spłynęła z oka.
Biec dalej to bez sensu... odpadłe... dam już spokój.
Przegrałem, dość już -myślał-
Tak, będę żył z tym wstydem.
Tu myśl - jak w takim razie stanąć przed moim ojcem?
Wstań - słyszy cichy głos - na miejsce swoje idziesz.
Nie miałeś przecież przegrać tu,
Wstawaj i skończ ten bieg.
Więc pierwszy czy ostatni - uznał, że dotrze do mety.
Do ojca rzekł ze smutkiem - Nie wyszło, drogi tatku.
Dla mnie wygrałeś - odparł - wstawałeś po upadku.
Trudom,ciężarom życia niełatwo dzisiaj sprostać.
Pomaga mi w wyścigu wspomnienie tego chłopca.
Bo życie jest jak bieg - w dół, w górę jak popadnie.
By wygrać ty jedynie masz wstać, kiedy upadniesz.
Znikaj, przegrałeś, poddaj się - próbują mnie zniechęcić.
Lecz w sercu głos brzmi inny - powstań, aby zwyciężyć.
Autor nieznany
karol
Tak sobie siadłam do tego komputera i odświeżam swój ostatni post... i wyskoczył mi ten komentarz od Ciebie... Rzadko wpisują się tu u mnie mężczyźni, chyba jesteś jedynym poza Iskierkowym Tatą... Dziękuję Ci za te słowa. Cały wpis jest bardzo wzruszający...
UsuńCzasami, a nawet dość często tak właśnie myślę... Myślę, że ta moja droga jest taka trudna, żeby pomóc innym i cieszę się, że mi się udaje wesprzeć kogoś( choć nie ukrywam, że Wy też pomagacie mi i to baaaardzo). Wydaje mi się, że nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, jakie mam wspaniałe zaplecze, które współprzeżywa razem ze mną i kibicuje mi (nam). Ja też naprawdę widzę, że wszystko dzieje się po coś. Przeżycia, z którymi zmagają się osoby z mojego szpitalnego pokoju są nadzwyczajne i głównie dotyczą ich dzieci ( ale o tym napiszę w kolejnych postach)...
Dziękuję Ci Karolu za te piękne, ciepłe słowa... Za iskry otuchy, które rozpalają we mnie znowu siłę i dają energię, żeby wstać... po moje wymarzone, spełnione ZWYCIĘSTWO.
Pozdrawiam.
Ala
Alu, tulę Cię z całych sił! Myślę, że pomimo najszczerszych chęci nikt do końca nigdy nie zrozumie, co my, niepłodni, przeżywamy.. Ile w nas tęsknoty, bólu i cierpienia.. Ostatnio u mnie w pracy było wielkie poruszenie, bo znajomym koleżanki z pracy urodziło się od wielu lat wyczekiwane dziecko.. A my właśnie odebraliśmy wyniki męża (nie dające nam żadnych szans..). Nie mogłam tego słuchać. Chciałam im wszystkim wykrzyczeć, żeby się w końcu zamknęli, bo ja się nigdy nie doczekam..! O mało co się przy wszystkich nie rozpłakałam.. Wstyd mi za moje uczucia. Bo wszyscy mieli prawo się cieszyć. Kochana Alu, pewnie jeszcze nie raz serce rozpadnie się nam na kawałki.. Jeszcze nie raz będziemy pod ścianą.. Czasami pomaga mi myśl, że w tym naszym cierpieniu nie jesteśmy same, stoi przy nas Bóg i płacze razem z nami..
OdpowiedzUsuńTyle cierpienia miesza się ze szczęściem... Nie ogarniam tego umysłem. Dlaczego musimy stać po przeciwnych stronach biegunów, zamiast spotkać się gdzieś po środku?
UsuńAlu i ja Cię mocno mocno przytulam...i bardzo dobrze rozumiem Twoje uczucia...Mojemu Bratu rok temu urodziła się Córeczka - moja Chrześnica. (nota bene mam troje Dzieci chrzestnych, co jeszcze bardziej wzmacnia moją tęsknotę za własnym, takim które miałabym przy sobie 24godziny na dobę...) Przeogromnie ją kocham, ale też już momentami nie mogę słuchać tych ochów i achów na jej temat...Moi Rodzice co i rusz przysyłają mi mmsy ze zdjęciami malutkiej, a ja mam dość...Wczoraj zaledwie dowiedziałam się, że brat z bratową zaczynają starania o rodzeństwo dla Z. i oczywiście łzy mi napłynęły do oczu...nie życzę im źle, niech powiększają swoją rodzinę...ale podświadomie czuję, że oni szybko doczekają się drugiego Szkraba, a my dalej będziemy sami :( pozostaje mi wiara i modlitwa w pierwszej kolejności o pokorę, cierpliwość i zrozumienie, a potem nieśmiało o Dziecko...Trzymaj się Alu ciepło! - Mart(k)a
OdpowiedzUsuńNasze wspólne cierpienie jednoczy. Nasz świat jest inny. Ten świat po drugiej stronie. Nikt nigdy nie doświadczy głębi macierzyństwa tak jak my. Sytemu nawet najbardziej wykwintny obiad nie zasmakuje tak jak głodnemu. Nie wiem, czy mam w sobie jeszcze pokorę. Zaczynam czuć swój egoizm. Ale może to dobrze. Dlaczego nie mam mieć prawa do szczęścia.
UsuńDoczekamy się Marta... Tylko przyjdzie nam dłużej poczekać. Ale, gdy w końcu weźmiemy nasze dziecko w ramionach poczujemy ogromną, nieludzką, czuję, że LWIĄ siłę. Trzymaj się Martuś!
Niestety wiem co czujesz,z wiem bo sama to przeszłam 3 nieudany transfer siostra dzwoni i pyta czy się udało ja załamanym głosem ze nie, jedna kreska jak zrobiłam test , niby pożałowała a po chwili zaczęła z wielka radosną opowiadać ze jej szwagierka urodziła cudowną córeczkę.Mi się świat zawalił, wysłuchałam nie wiem czy do końca i powiem ci ze wtedy jeśli bym miała sznur w ręku to bym się powiesiła .Wiem że siostra nie zrobiła tego umyślnie w ogóle nikt nie myśli jak tak paple i co do kogo .Tym bardziej i tym mocniej przytulam.Chciałabym choć trochę ten ból złagodzić dodać otuchy ,chciałabym żeby było inaczej.Żeby nie było takich kobiet jak my co tylko pragną dziecka i wszystkie inne je maja tylko nie my. Za każdym razem jak rodziło się w naszej rodzinie kolejne dziecko ja umierałam i nie wiem skąd miałam tyle siły żeby pogratulować ,a i 4 razy do chrztu trzymałam jako chrzestna .Przytulam jeszcze raz przytulam tak mocno że aż powinnaś słyszeć ze Ci kości łamie ewa
OdpowiedzUsuń:( Gdy przeczytałam o tym sznurze, aż mi ciarki przeszły. Nie dlatego, że nigdy nie miałam takich myśli, ale dlatego, że tak trudno się do nich przyznać. Wczoraj uciekłam z sali do łazienki pod prysznic... Tam po prostu wyłam jak pies. Patrzyłam na swój szlafrok i myślałam, jak dobrze, że mój mąż nie znalazł do niego paska.
UsuńPo chwili mi przeszło. Ale to doświadczenie niepłodności doprowadza mnie do granic wytrzymałości, rzuca na kolana, rozwala cały mój system. I widzę, że nie tylko mój. Jak wiele tu u mnie komentarzy, jak wiele cierpień, jak wiele niesprawiedliwości... Nie jesteśmy w tym same. A jednak czujemy się same. Bezradne. Skazane na własną, zawodną wiarę i własne, nadwątlone siły...
Ewuś kochana, Promyczku mój... Świeć dalej :*
Alu, myślami jestem z Tobą, ściskam i całuję. Miałam doła jakiś czas temu, bo moja kuzynka "zaciążyła" od tak przy pierwszym podejściu. Moja mama starała się nastawić mnie optymistycznie bo święcie wierzy, że jednak mogę począć dziecko.... Bardzo się starała, ale działała mi tylko na nerwy tym swoim optymizmem. Nie miała pojęcia co potrzebowałam usłyszeć w takim momencie. Bliscy nawet jeśli próbują wczuć się w Twoją sytuację nie zawsze potrafią. Pomogła mi wtedy przyjaciółka słowami, które ja teraz przesyłam do Ciebie: jesteś dobra i wspaniała - taka jaka jesteś, a fakt nie posiadania dziecka nie odbiera Ci tej wspaniałości w oczach innych. Twoje Dziecko gdzieś tam na Ciebie czeka, wytrwaj tylko w oczekiwaniu na nie.
OdpowiedzUsuń:* Dziękuję Asiu. To piękne i mądre słowa. Czasem staję przed lustrem i powtarzam je sobie na głos. Czasem w nie wierzę, czasem nie...
UsuńAle wytrwam. WYTRWAM. I to jest piękne.
Kochana czytalam Twoj wpis trzy razy i za kazdym razem lzy laly mi sie jak grochy ! Tak bardzo chcialabym Cie przytulic i szepnac do ucha "Dasz rade !" Na swoje adopcyjne szczescia czekalam 5 lat wiec to o czym piszesz jest mi bardzo bliskie. Wiem, ze tesknota za dzieckiem jest ogromna, serce boli tak mocno, ze kazdego dnia potrafi peknac na miliony kawalkow by potem jakos posklejac sie w calosc i zyc dalej z mysla ze zycie jest takie gorzkie. Nie raz pytalam Boga- dlaczego ja ? dlaczego my ? Tak naprawde nikt, kto nie przezyl tego na wlasnej skorze, nie jest w stanie zrozumiec jak ciezko jest przetrwac ten okres, jak trudna i dluga jest to droga, okupiona cierpieniem i morzem wylanych w poduszke lez. Kazda ciaza znajomych wywolywala u mnie najpierw lawine zlosci i wscieklosci, a potem smutku i zalu. Przyklejalam usmiech do twarzy, a w srodku czulam ze umieram, nadzieja i wiara w Boga umierala z kazda chwila kiedy patrzylam na dziecko, malutki cud, ktory mimo ogromnej milosci, nigdy nie zrodzi sie pod moim sercem. Badz dzielna kochana ! I nigdy sie nie poddawaj ! Trzymam za Ciebie, za Was bardzo mocno kciuki bo wiem ze sie uda !
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za brak polskich znakow ale pisze z komorki :-) pozdrawiam cieplutko :-) Justyna.
OdpowiedzUsuńCóż tam polskie znaki!! Ja Twój wpis czytałam pięć razy i też mi lecą łzy jak grochy. Dziękuję... Nie poddam się.
UsuńBuziaki.
Znam doskonale uczucia, o których piszesz. Chyba każda czekająca na dziecko osoba je zna. Nie ma znaczenia, czy czeka na dziecko adopcyjne czy biologiczne. Czekanie jest przekleństwem. A ciąże i dzieci wokół nie pomagają zdecydowanie. Choć mam wrażenie, że bardziej nie pomaga niezrozumienie innych, którzy nie znają tego uczucia.
OdpowiedzUsuńChcę Ci powiedzieć, że się doczekasz. Pisałam to już wielu dziewczynom - siedzę w "temacie niepłodności" od jakichś 8-9 lat. Śledzę i moderuję fora, przeglądam blogi, spotykam się z ludźmi, których dotknęła niepłodność. KAŻDY, kto nie ustał w walce, doczekał się dziecka. Znam dzieci poczęte naturalnie, dzieci-cuda, dzieci z inseminacji, in vitro, dawstwa gamet, zarodków, dzieci adopcyjne, dzieci z adopcji ze wskazaniem, dzieci przysposobione z rodzin zastępczych. Wierzę, że nie ma złego sposobu, by zostać matką, jeśli kieruje nami miłość.
W niepłodność prowadziły dwie sprawy.
Jedno zdanie usłyszałam od koleżanki. Powiedziała, że niepłodność to bardzo prosta droga, wbrew pozorom (po kolei przechodzisz etapy, działasz). Ale długa. Przyjęłam to za pewnik. Doczekam się na 100%, Ale będę musiała pocierpieć i poczekać. Czekałam i cierpiałam.
Drugie zdanie usłyszałam jakiś czas temu. Pisałam o nim tu:
http://ziomalkowyswiat.blog.pl/2013/12/30/i-tylko-jednym-gestem-noc-zamieniaja-w-dzien-a-bednarz-anioly-sa-wsrod-nas/
Będziesz matką, jest to dla mnie oczywiste.
Życzę Ci dużo siły. I ramion, w które można się wypłakać. I zrozumienia.
By ten czas minął możliwie mało boleśnie i szybko.
Dziecka nie muszę Ci życzyć. Będzie. Obiecuję Ci to.
Czekanie jest przekleństwem. A najgorsze, tak jak piszesz - jest niezrozumienie innych... Muszę wstać i pójść dalej. Choć ciągle czuję jeszcze, że szoruję brodą po ziemi.
UsuńWstać. Nie oglądać się za siebie. Nie stać w miejscu.
Dam radę.
Dziękuję.
I ja Ci obiecuję - będzie na 100, ba, na 1000%. I będzie jednym z najszczęśliwszych Dzieci na ziemi:)))))) Paulina
OdpowiedzUsuńA ja najszczęśliwszą z Matek :) :*
UsuńJesteś niewiarygodnie pięknym człowiekiem. Nie umiem tak pisać jak Ty, więc będzie chaotycznie i nieskładnie, ale chcę Ci napisać, że Ty nawet upadek umiesz tak opisać, że się czuje, że to ten moment, po którym będzie lepiej. Twoja rozpacz jest całkowicie zrozumiała, pozwól jej się wylać.
OdpowiedzUsuńWspółczuję choroby, która tak komplikuje Ci życie.
Ale Ty już jesteś matką. Twoje dziecko jeszcze nie wie, jaka wyjątkowa Mama na nie czeka. Aż mu zazdroszczę;-) Zaglądam tutaj często i za każdym razem zakładam, że opiszesz Twoje wrażenie po TYM telefonie, a potem zasypiesz opisem (pięknym jak zwykle) oczekiwania już na To dziecko. Albo przestaniesz pisać, bo już nie będziesz musiała pisać:). To nadejdzie, już niedługo.
Bliscy zawodzą, choć wcale nie mają takich intencji. Po prostu ich pocieszenia ranią jeszcze bardziej, bo tylko Ty wiesz, jak się czujesz i czego oczekujesz. Ale dla mnie słowa Twojego męża są prawdziwym pocieszeniem - bez frazesów, cierpi razem z Tobą. Ale jak napisałam, niedługo będziecie mieć całą gamę uczuć, ale rozpaczy i cierpienia tam nie będzie. szaleństwo głownie;-)
Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam, ba, chciałabym przytulić i powiedzieć Ci - jeszcze trochę a poczujesz szczęście, za którym tak tęsknisz.
Będę tu zaglądać, bo wiem, że za jakiś czas będzie TA WIADOMOŚĆ. a potem będziecie mieć to nowe życie. U.
Wiem, że znowu uda mi się wstać. Wiem, że przecież realnie - wszystko co najpiękniejsze wciąż jeszcze przed nami... Wszystko na co czekam, wszystko za czym tęsknię i wszystko o czym marzę...
UsuńDziś mam czas przeżywania mojego bólu i samotności. Uczuć, których nie lubię, ale muszę zaakceptować.
Dziękuję za przytulenie, choć wirtualne sprawiło, że mi cieplej.
Pozdrawiam.
Ala
Alu, to tylko chwila słabości. Napiszę tylko tyle... albo nie - kolejny post dedykuję dla Ciebie Kochana. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuń:* dziękuję!
UsuńAlu... tak siedzę od kilkunastu minut i próbuję napisać kilka słów. I ciągle nic, bo jest mi tak przykro. Serce mi się kraja. Wyobrażam sobie, jak jest Ci trudno i mimo, że nie znam Cię osobiście, bardzo chciałabym Cie przytulić i przesłać pozytywne myśli. Ufaj Kochana. Wiem, że dasz radę.
OdpowiedzUsuń:) :* Dziękuję. Dam radę. Dam radę. Dam radę.
UsuńCo by była ze mnie za matka, jakbym nie dała, nie?
No... żadna ;)
Ufajmy więc razem, bo co tu robić innego...
Czytając twój post wiem przez co przechodzisz, mimo że sytuacja bezpośrednio nie dotyczy mnie tylko mojej siostry. Moja siostra nigdy nie dała mi odczuć jak bardzo ją boli to że ja mam dziecko a ona go nigdy mieć nie będzie. Trudno sobie wyobrazić ile musiała mieć w sobie siły i miłości by pokochać moje dziecko (chrześnicę) jak własne. Widziałam łzy w jej oczach kiedy tuliłam małą do siebie i nie potrafiłam jej pomóc. Z własnego doświadczenia wiem jak boli gdy słyszysz że kolejna osoba jest w ciąży, a ty nie. Sama z tym problemem borykałam się przez 4 lata, mnie się udało mojej siostrze nie. Siostra zdecydowała się na adopcję, przeszła pozytywnie kwalifikację. Okres oczekiwania na adopcje był niezwykle trudny i długi nie tylko dla siostry ale i dla najbliższych. Oczekiwanie na ten telefon a potem rozpacz bo to nie to i potężne wyrzuty sumienia. Od dwóch miesięcy jest adopcyjną mamą 4,5 letniej dziewczynki.
OdpowiedzUsuńNie miej wyrzutów sumienia, twoje reakcję są zupełnie naturalne. Gdyby sytuacja była odwrotna, gdybym to ja borykała się z problemem niepłodności a moja siostra miałaby swoje dziecko zachowywałabym się podobnie. Przepraszam za chaotyczną wypowiedź nigdy nie byłam dobra w pisaniu ale trzymam za Ciebie kciuki i mocno tulę.
Dziękuję, sytuacja jest trudna... moja, Wasza... ale są i trudniejsze. Trzeba się cieszyć z tego co jest... Pozdrawiam i dziękuję.
UsuńAlu, musisz być silna!! Doskonale Cię rozumiem, bo sama jestem w takiej sytuacji: własnego juniora brak (kwestia czasu, wiem wiem), za to synek mojej siostry, którego oczywiście uwielbiam - to zawsze temat nr 1 mojej Mamy.. Takie jest życie niestety, wymaga od nas odporności, cierpliwości.. choć wiem, jak jest ciężko.. Jestem jednak dobrej myśli! Zobaczysz, tuląc nasze Maleństwa szybko zapomnimy jak nam było przykro i smutno bez nich. Miłość, którą obdarujemy nasze Dzieci przysłoni nam cały świat i sprawi, że wszystko będzie już tak, jak być powinno :) Buziaki:**
OdpowiedzUsuń