5:15 PM

2 dni już czekam ;P

Minęły dwa dni, a ja przyjęłam dziesiątki gratulacji i wiele pozytywnych słów :) Czuję się tak dobrze :) Jakiś taki spokój mnie ogarnął i ciepło.
Dużo się ostatnio dzieje i dni dosłownie przeciekają mi przez palce. W pracy mnóstwo roboty, w domu wieczny brud, a moje ciało odmawia już posłuszeństwa... Ostatnio dwa razy wyłączyłam budzik i nawet tego nie pamiętałam, obudziłam się 1,5h po ustawionej godzinie ;/
Wczoraj byliśmy w teatrze na Czarownicach z Salem, grał m.in. Mirosław Baka. Fajna sztuka. Jak zwykle mnóstwo nagości. W pewnej scenie aktorki, półnagie ( wcześnie już paradowały z gołymi cycuszkami i dupkami) tańczyły na rurach w jednym rogu sceny, a w drugim rogu jedna z nich, ubrana, śpiewała. Wystarczyło spojrzeć na mojego śliniącego się męża, żeby mieć pewność, że on nawet tego drugiego rogu sceny nie zauważył. Wyszliśmy z kina, a na Jego gębusi banan zaczynał się przy jednym uchu, a kończył przy drugim.
Pierwsze słowa po wyjściu z teatru: "Kupię Ci takie wdzianko, zatańczysz mi?"
Ot, chciałam się odchamić - to mam ;)

9:02 PM

Wszem i wobec ogłaszamy, że...

....kwalifikację mamy :D
Wiem, że to już drugi post dzisiejszego dnia, ale ta wiadomość zasługuje na swoje osobne miejsce.
O 16:00 zauważyłam na telefonie 2 nieodebrane połączenia z Ośrodka. Przeprosiłam dzieci i pobiegłam do WC oddzwaniać, Ośrodek niestety pracuje do 15, więc nikt nie odebrał. Zadzwoniłam do męża, ale do Niego nikt nie dzwonił. Oczywiście trochę się przestraszyłam, zachciało mi się ze stresu "dwójki", siadam na kibelku, a tu... Ośrodek oddzwania :P
I tak siedząc na kibelku rozmawiałam z dyrektorem OA, który wziął telefon do domu, bo wiedział, że będę dzwonić :P
Przekazał nam radosną nowinę i powiedział, że następnym razem będzie to już TEN właściwy telefon. I że ma nadzieję, że będzie jak najszybciej :) Ja też, ja też!
Także od dziś, od godziny 16:18  (sprawdziłam na komórce) jesteśmy formalnie w adopcyjnej ciąży. Nie lubię tego określenia, ale tak się czuję. Czuję, jakbym zaszła w ciążę. No do cholerki, nareszcie :D
Juuupiiii!!!!!
Iskierko nasza, Maluszku najukochańszy, Sówko słodziutka, wiem, że mnie nie słyszysz, ale telepatycznie Ci przekazuję, że mamusia już się za Tobą rozgląda! <3


10:31 AM

Torbiel.

No i już wiem, że ból jajnika nie pojawił się znikąd. Mam 6 cm dwukomorową cystę w jajniku. Zblokowało mi okres no i boli. Lekarz aż zrobił się czerwony, jak robił mi USG.
"Dla Pani zdrowia lepiej, gdy będzie Pani na tabletkach antykoncepcyjnych".
Cały dzień wczoraj spędziłam u lekarzy.
Dziś spadł pierwszy śnieg. Zamknęli przez to obwodnicę i spóźniłam się do pracy...


11:00 PM

O szczęściu.

Jestem szczęściarą. Powoli dostrzegam szklankę do połowy pełną. Świat to nie chaos, nie przypadek - to dokładny, konkretny układ chwil i zdarzeń... co mnie naszło? No to od początku:
Dopiero w tym tygodniu mieliśmy czas, żeby przygotować naszą imprezę urodzinową. Cały piątek zasuwaliśmy w kuchni.
Ja przygotowałam:
* tort chałwowy (zmodyfikowałam przepis z mojewypieki.com)

* ciasto krówkę
*de volaille z serem i szynką
*tartę z pieczarkami, szynką, mascarpone
*szpinak z borowikami zapiekany z serem - spartoliłam ;P
*pomidorki z mozzarellą
Mąż przygotował:
*sałatkę z wędzonym kurczakiem
*roladki schabowe z serem feta i pomidorami suszonymi
Razem + przyszła na chwilę teściowa:
*sałatkę jarzynową
* kaczki z jabłkami
Parę rzeczy kupiliśmy gotowych, bo już nie mieliśmy sił robić wszystkiego samodzielnie.
 W sobotę dorabialiśmy potrawy i ok.13 przyjechała moja rodzinka. Mama, wujek i brat. Robili jakieś porządki w domu i przywieźli mi wszystkie moje stare pamiętniki, listy, wiersze, zdjęcia z dzieciństwa...Dziś pojechali, a ja usiadłam do czytania... Siedziałam, ryczałam, czytałam, i widziałam bardzo nieszczęśliwego człowieka, który nie czuł się kochany.  Moim największym marzeniem, odkąd skończyłam 15 lat, było zakochać się z wzajemnością. Ile egzaltowanych i nad wyraz wzniosłych słów używałam w tym swoim nastoletnim życiu :) I jaka strasznie niecierpliwa byłam!
Wśród tych pamiątek znalazłam też kartkę z mojej pierwszej klasy podstawówki, na której nauczycielka napisała kilka słów o mnie... jak wiele pokrywa się z teraźniejszością... niesamowite.
Jednak w tych pamiętnikach, wspomnieniach nie widzę siebie... widzę obcą osobę, smutną, samotną...
Dziś jestem kochana. Mój mąż, co dzień utwierdza mnie w przekonaniu, że nie ma dla niego żadnej innej. Mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni... Mam pracę, a w niej dzieci, dla których warto się starać i które naprawdę sprawiają, że myślę, że moja praca ma sens... Mam dość stabilną sytuację rodzinną, wystarczającą ilość pieniędzy na niezbędne rzeczy, a nawet na więcej... Mogłabym wymieniać i wymieniać. Ale najważniejsze jest to, że mam cel i dążę do niego razem z Kimś, kto trzyma mnie mocno za rękę. To taki kurczę niby banał, ale w rzeczywistości to przecież moje życie. Barwne, emocjonalne, twórcze, mądre, uczciwe...
Na wszystko można spojrzeć dwojako.  Przecież nie ma ludzi szczęśliwych w 100%, zawsze gonią nas jakieś marzenia i tęsknoty. Grunt to je oswoić, a nie starać się im ciągle uciec. I to mi się udało. Oswoiłam tęsknotę moją największą. Tęsknotę za dzieckiem. Coraz cierpliwiej zmierzam w Jego stronę. Dostrzegam to co ważne i idę w tym kierunku.
Jak tak sobie analizuję tego bloga - a jest to mój 100 post, więc właściwy czas ku temu - widzę, że bardzo często opisuję tu swoje strachy, w rzeczywistości nie żyję tylko nimi. Moje życie składa się z miliardów elementów, lęki są tylko jednym z nich.
Czy osiągnęłam szczęście? Czy jestem w pełni szczęśliwa?
W kontekście tego co napisałam powinno się zadać pytanie: czy oswoiłam swoje tęsknoty i przestałam przed nimi uciekać? Lub: Czy istnieje pełnia szczęścia?
(W trakcie pisania tego posta pokłóciłam się z mężem o to, że nie wyjęłam naczyń ze zmywarki i nie sprzątnęłam kolczyków i paska, które położyłam na stole - zepsuł mi wenę i nastrój :P Włączyły mu się oczy szaleńca, phi)
Pozostawiam te pytania bez odpowiedzi, albo właśnie z odpowiedzią...

11:09 AM

The end.

Kurs się zakończył. Wiem, że zawsze wszystkim jest smutno itp. itd.
Ja się cieszę, naprawdę. Mieliśmy już dość tych wyjazdów. 
460km jednego dnia + 5-7h kursu + często jeszcze praca = maksymalne wycieńczenie organizmu
Następne dwa dni "wracałam" do siebie, o ile miałam na to czas...
Na ostatnim spotkaniu mieliśmy gości - dwie rodziny adopcyjne.  Opowiadały o swoich doświadczeniach, o swoim życiu, miłości i rodzicielstwie. Obie rodziny adoptowały niemowlęta i obie czekają obecnie na drugą adopcję. W sumie w ich opowieściach wszystko jest kolorowe, więc albo trafiły im się takie "złote" dzieci, albo rzeczywiście jest tak...hmm...normalnie...? Jest we mnie taki strach, by uwierzyć, że będzie tak łatwo i naturalnie. Są we mnie lęki o więź, miłość, otoczenie, moje małżeństwo itp.  Oczywiście nie zdominowały one radości z oczekiwania, ale nie ukrywam (co zresztą widać po moich postach), że są dni, w których boję się wręcz bardzo.
Oglądałam wczoraj tysięczny raz "Tylko mnie kochaj". Wyłam jak bóbr. Tym razem patrzyłam na ten film zupełnie, zupełnie inaczej.
W nocy miałam okropny sen. Śniło mi się, że pokazano mi dwie dziewczynki - jedną blondyneczkę, drugą czarnulkę. Miałam wybrać sobie dziecko. Ponieważ ja jestem blondynką, wybrałam blondynkę, ale wtedy powiedziano mi, że jej mama jest karłem. I zmieniłam decyzję i wzięłam czarnulkę. Okazało się, że małą trzeba adoptować z 2 starszymi siostrami (14-letnimi). Adoptowałam je, a one później chciały małą udusić. Nałożyły jej na buzię gumową rękawiczkę. Uratowałam ją. Obudziłam się cała spocona. 
Straszny, straszny, straszny sen.

10:58 PM

Przyznam się.

No dobra, przyznam się. Kupuję mnóstwo rzeczy dla dziecka. Nie mogę nic na to poradzić... To takie fajne! A poza tym po propozycji zrozumieliśmy, że w ogóle nie jesteśmy przygotowani na przyjście dziecka ( chodzi mi o rzeczy dla niego) i rozkręciliśmy się nieźle. W OA powiedzieli nam, że prawdopodobnie przed wakacjami będziemy już w trójkę, a to przecież już za chwilę!
Jeśli więc chodzi o zakupy to...zaczęło się od skarpetek, przez bodziaki, kocyki...aż po wózek.
Tak, we wtorek kupiliśmy wózek.
MUTSY, pomarańczowy - głęboko-spacerówkowy z fotelikiem MAXI COSI.
 
Niektórzy z mojej rodziny powiedzieli - "Po co Ci ten wózek, co Ty będziesz nim wozić, ziemniaki?"
Ale niezrażeni, cieszymy się bardzo i już planujemy zakup drugiego wózka z mniejszym stelażem :P Ale z tym poczekamy do lata.
Poza tym:
* Jutro ostatnie spotkanie w OA.
* Mam zapalenie krtani i straciłam głos.
* Boli mnie coś z lewej strony brzucha, przy jajniku i mam złe przeczucia co do tego...




6:06 PM

USG domku.

Dzisiaj mieliśmy wizytę domową. Pani już w drzwiach zapytała:
"Wynajmujecie Państwo ten dom, tak?"
"Nie, to nasz" - odpowiedziałam.
"Akt własności poproszę".
Dopiero po tych słowach zdjęła kurtkę i weszła do domu.
Trochę się przestraszyłam tego tonu i takiego jakiegoś traktowania nas oschle i wg procedur, ale pomyślałam sobie - "Chill Ala, wyluzuj" - tak też zrobiłam. Nie zdążyłam się jednak odwrócić do Pani,a ona już hasała po domu ze zdjęciem mojego męża z chrześniakiem.
"Kto to?" - spytała.
Po mojej odpowiedzi wręczyła mężowi ramkę i mówi:
"Proszę odłożyć to tam, gdzie to stało".
Pech chciał, że przed jej przyjściem tak posprzątałam, że wszystko poumieszczałam w innych miejscach i niestety  - On nie wiedział, gdzie to stało...
"Taki test proszę Państwa."
"No tak "- pomyślałam -" pewnie go nie zdaliśmy".
Później jakoś to "poszło". Po dwóch godzinach podchwytliwych pytań, kilku nieudanych odpowiedziach, 2 zjedzonych ciastach i filiżance herbaty - pani zawyrokowała, że spodziewała się "gorszych" kandydatów.
Cały czas też pytała męża, czy za mną nadąża.
On nie za bardzo wiedział, o co pani chodzi.
Generalnie nie było źle, zabawnie, a chwilami nawet miło.
Ostatnie zdanie, które padło w naszą stronę, zamiast do widzenia, brzmiało - "Przywróciliście mi Państwo wiarę w młodych ludzi".
To chyba dobry znak  ;P
Weekend spędziliśmy u rodziny. Było 25-lecie ślubu męża wujostwa. Są bezdzietni i stwierdzili, że skoro nie wyprawiali dzieciom ślubów, to wyprawią drugi sobie :) Tak też zrobili. Było super.
Choć widziałam, ze ciocia bardzo przeżywa, że nie ma wśród nas ich dziecka. Ilekroć do mnie podchodziła, mówiła - "Obyście mieli więcej szczęścia niż my". Chciało mi się płakać, bo oczy jej się szkliły i głos się łamał...
Na poprawinach wręczyła mi dwa kartony ciast, którymi miałam poczęstować panią z OA. Tak też zrobiłam i rzeczywiście ciasta były przepyszne.
Ostatnio kilka razy usłyszałam (już po propozycji z OA), między innymi od mojej mamy, że nie powinnam jeszcze starać się o adopcję, że jestem młoda, że źle robię...Kurczę, ta impreza mnie utwierdziła jeszcze bardziej, że to właściwy czas na adopcję, nie ma na co czekać...czasem czas adopcji też można przegapić... Nie chciałabym być na miejscu cioci i wujka. To na pewno trudne... Bardzo im współczuję...



6:57 PM

Strach i rozczarowanie.

Nie wiem, co mam pisać i czy powinnam pisać w ogóle. Chodzę wściekła, wszystko mnie boli i irytuje.
Za dużo. Za dużo spadło na moje barki.
Przeczytałam artykuł, który opisywała Czarodziejowa mama na swoim blogu (http://kobieta.onet.pl/dziecko/male-dziecko/kiedy-adopcja-sie-nie-udaje/g2xzt) i mój wkurw sięgnął zenitu.
W jakim my żyjemy świecie??? Komentarze mnie po prostu ścięły z nóg.
Zaczęłam się zastanawiać - czemu się denerwuję... Czy przeczytałam coś, co zmienia mój światopogląd? Zadałam sobie takie oto pytania:
1) Czy uważam, że dziecko, które adoptujemy urodzi pani doktor, prawnik, psycholog a może woźna?
NIE. Zdaję sobie sprawę, że najprawdopodobniej będzie to osoba, która nie do końca radzi sobie  z życiem. Osoba wychowawczo niewydolna. Być może osoba lekko upośledzona.
2) Czy uważam, że dziecko odpłaci mi się za adopcję?
NIE. Nie myślę w tych kategoriach. Nie liczę  na wdzięczność, chcę być matką.
3) Czy myślę, że będzie mi łatwo?
Nie. Wiem, że będzie różnie, jak to w życiu, ale decydując się na szczególne macierzyństwo zdaję sobie też sprawę, że będzie mi ciężej, że nie będę miała tylu wzorców do naśladowania. Wierzę, chcę wierzyć, że wiele odpowiedzi znajdę w sobie.
4) Czy myślę, że istnieje gen zabójcy, złodzieja, pedofila?
NIE. Nie wierzę w takie bajki. Można mieć predyspozycje genetyczne do pewnych zaburzeń psychicznych, ale myślenie, że zło się dziedziczy jest po prostu wyrazem małej wiedzy psychologiczno-pedagogicznej.

A jednak boję się. Zaczęłam się bać. Co jeśli moje dziecko też będzie upośledzone? Czy sobie z tym poradzę? Czy sobie z tym PORADZIMY....? Czy będę potrafiła znów odrzucić propozycję, jeśli nie będzie zgodna z naszymi oczekiwaniami....? Czemu to musi tak wyglądać....?

Takie mam myśli, takie uczucia i choć ich nie chcę...one są. Zatruwają mi życie...


 

7:30 PM

.

Nadal jestem rozbita i jakoś ciężko mi się pozbierać. Sama nie wiem, czy postąpiliśmy dobrze, teraz dopadają mnie różne myśli.
Z jednej strony czuję się egoistką, bo myślałam o sobie i o swoich potrzebach, ale z drugiej strony...jestem przewlekle chora...gdybym miała więcej sił... ale nie mam. Teraz mam remisję, ale jak znów zacznie się zaostrzenie... nie dałabym rady. Jestem też słaba i nie zniosłabym odrzucenia, które na początku na pewno by mnie czekało...,
Ale z trzeciej strony..zastanawiam się, czy ja w ogóle jestem gotowa na bycie matką..
Chyba się przestraszyłam tego wszystkiego i to mnie przerosło. 
Nie, nie myślcie, że się tym zadręczam. Nie jest tak. Ale jak igła, zadra w tyłku, kłuje mnie i pobolewa przy każdym ruchu.
Są też pozytywy tej sytuacji... wiem na pewno, że to wszystko się naprawdę dzieje i wiem, że w sytuacji tak trudnej, potrafię opanować emocje. Wiem też na pewno, czego pragnę.
Zastanawiam się, ile mogę z siebie dać. Ile mam do ofiarowania...? Czy podołam, czy będę dobrą mamą...? Czy nie skrzywdzę tej małej istoty?
Postawiliśmy kropkę. I teraz czas zacząć pisać nowe zdanie. Stosuję więc afirmację: "Hej, Alka, zbierz się do kupy! Raz, dwa!"
Wczoraj mieliśmy chrzest, mąż został ojcem chrzestnym. No i zrobił mi zdjęcie ze swoją córeczką - w sam raz na bloga :)


7:45 PM

Back to reality.

Wracam do rzeczywistości, do pustego domu i swojego życia sprzed propozycji. Trudno zapomnieć, na razie ciągle jeszcze chodzą za mną myśli, co by było gdyby...ale czuję, że podjęliśmy właściwą decyzję. Inna mogłaby skrzywdzić i nas, i dzieci.
Uzbrajam się w cierpliwość i staram się nie myśleć, że teraz przyjdzie nam czekać baaaaaaaardzo długo. Oby nie!
Chcąc zapomnieć, przemielić natrętne myśli w pożyteczność, w końcu zabrałam się za namalowanie obrazu z sowami, który chodził za mną od jakiegoś czasu.
Sowy będą elementem dominującym w pokoiku naszego Szkrabka. Uszyję jeszcze podusie w kształcie sówek i gdzieniegdzie też poumieszczam sówki.
Dziś byłam u teściów zdać im sprawozdanie z zaistaniałej sytuacji. Miło było i rodzinnie.
Właśnie odebrałam maila z przepięknymi kobietkami na zdjęciach. Wzruszona, jeszcze raz za nie dziękuję Joanno :*

9:30 PM

Propozycja...

Z przyczyn ode mnie niezależnych muszę usunąć treść tego posta.
Nasza decyzja została podjęta i jest ostateczna.

7:14 PM

"Jesteś cudem".

Dziś urodziny mojego męża. Byliśmy w restauracji, najedliśmy się jak bąki, niedługo idziemy do kina. Wczoraj miałam dziwne przeczucie, jakby coś się działo z naszym dzieckiem. Jakbym miała się o czymś dowiedzieć, że Ono już jest...? Pewnie dlatego, że dzwonił do mnie Dyrektor OA w sprawie wizyty domowej, (miała być w sierpniu) a będzie w tym miesiącu i to przez OA w Gdańsku, bo naszemu Ośrodkowi jednak za daleko do nas. Powiedział:" Bo chcę to przyspieszyć". I w mojej chorej głowie zrodziła się myśl, że mają dla nas dziecko... Nie mogłam przez to spać do 2 w nocy.
No ale dziś już mi przeszło.
W grudniu mam kolejną histeroskopię, wczoraj i dziś byłam w Klinice i pewnie będę się tam kiedyś leczyć. Raczej na pewno. Tym razem tam będzie zabieg a nie w szpitalu, przez który polip odrósł, bo źle go usunęli.
W Klinice są dwa wejścia dla leczących się i dla kobiet w ciąży. W tej pierwszej panowała grobowa atmosfera, nikt nie rozmawiał, smutek wisiał w powietrzu, a w tej drugiej  hałas,radość, energia.
Oczywiście czułam się tam źle, chciało mi się płakać. Szczerze mówiąc strasznie stresują mnie te kolejne wizyty u lekarzy, ale nie mam wyjścia...
Moje urodziny minęły bardzo miło. Naprawdę. Dostałam bukiet róż, goździki i kaskę za którą kupiłam sobie kieckę i marynarkę z ćwiekami.
I jeszcze sama sobie sprawiłam prezent, na który czekałam od miesięcy - właśnie dziś ta książka ma premierę:

 A od wczoraj chodzi za mną piosenka z "Prawa Agaty" - mam ciary i ryczę przy niej!!! Posłuchajcie koniecznie!

10:47 PM

To jest mój sen... ten sen zachwyca mnie...

Od środy codziennie śni mi się nasze dziecko. W środę śniło mi się, że zadzwonili z OA. Nie zdążyłam odebrać telefonu i usłyszałam jedynie sygnał. Na spotkanie pojechał tylko mój mąż, bo ja jechałam jakieś setki kilometrów i co chwilę psuło mi się auto, albo gubiłam drogę. W końcu opowiedział mi, jakie jest to nasze Maleństwo. To była dziewczynka. Jedyne co mąż powiedział:
"Zabieramy ją. Jest śliczna. Cały czas płakała".
Dziś w nocy znów mi się śniła. Trzymałam ją na rękach. Taką małą blondyneczkę z dwiema kitkami. Miała takie duże, niebieskie oczy. Zakochałam się w nich od razu.
Mówi się, że sny na nowym miejscu się sprawdzają, a ja dziś spałam u Kasi... więc może nasza Kruszynka czeka? (Kruszynko, mama nadchodzi!!!! Don't worry!!!!!!)
Z innej beczki:
Wczoraj byłam na szybkiej randce-obiedzie mężem. Zawsze kupujemy w restauracji coś innego, jemy połowę i wymieniamy się. Może to wiocha, ale ja to lubię :D
Potem pojechałam do Kasi, bawiłam się z małym, śpiewałam mu kołysanki i wymyślanki. Słodki jest. Oto jego stópki przekochane:




 Po południu wróciłam do domu.
Nie byłam dziś na cmentarzu, ale myślę dużo o smutnej dacie, która pojutrze... Rocznica naszej pierwszej straty, końcówka naszych ówczesnych marzeń... Zapalę świeczkę i puścimy w niebo biały lampion. Ale dopiero tego dnia... Gdzieś tam przecież jesteś duszyczko moja mała...


Klik!

TOP