7:57 AM

Marzenia... te do spełnienia :D

Mój mąż nie chce ostatnio rozmawiać ze mną o adopcji. Ja czasami kładę się na łóżko i wyobrażam sobie, że już jesteśmy po kursie i kwalifikacjach, że już odbieram TEN najważniejszy telefon, że już jedziemy zobaczyć NASZĄ KRUSZYNKĘ ( od razu potoki łez i naloty gili przerywają tę cudowną projekcję, ponawiam ją po dokładnym wysmarkaniu nosa), że tulę Ją w ramionach, że Mężuś Ją tuli, że oboje odczuwamy w końcu ulgę i spełnienie. Zastanawiam się jaki/jaka będzie. Mam przeczucie, że będzie chłopcem. Naszym synusiem. Chciałabym, żeby miał na imię Tymek, ale mąż na to: "chyba śmieszna starasz się być" :P Jeśli dana byłaby nam córcia - chciałabym Tolę, Tosię (Antosię) albo Polę. Oczywiście te imiona również nie budzą aprobaty mojego Kochanego...
Czasem wyobrażam sobie, że już słyszę tupot małych stóp biegających po panelach, oczyma wyobraźni chwytam te momenty, tak bardzo mocno je przytulam do serca, prawie stają się realne... ale On, mój Jedyny, nie chce o tym rozmawiać. Zaczęło mnie to martwić. Zaczęłam Go wypytywać, dlaczego ciągle zmienia temat, dlaczego irytuje się, gdy mu mówię co czuję i jak bardzo o tym marzę... Bałam się, że może się rozmyślił... Postanowiłam zapytać wprost.
"Kotku, czy coś się zmieniło? Czy nie chcesz adoptować dziecka?"
Najpierw zaczął się wykręcać. Coś tam napomknął o moim zabiegu, po którym wiele przecież może się wydarzyć... Później zaczął mówić, że trochę zwariowałam, bo wcale już nie chcę walczyć o dziecko biologiczne, a On się jeszcze z tym nie chce pogodzić... Aż w końcu zadałam mu drugie pytanie, bo znam mojego męża i to co mówił, nawet jeśli było po części słuszne, stanowiło zasłonę dymną dla innych problemów...
"Czy czasem nie jest tak, że nie chcesz rozmawiać o adopcji, nie chcesz już czytać ze mną blogów i oglądać filmików - bo Cię wzruszają i przez nie płaczesz?"
No i to był strzał w 10. Mężuś, który nigdy nie płacze, podczas czytania "Dzieci z chmur" miał mokre oczy, to samo podczas lektury bloga "Adopcja okiem ojca" (wyszukałam specjalnie dla Niego). Nie chce płakać i się dołować,bo "czuje się jak ciota" ( no i zrozum tu faceta:) ).Później dodał, że nic się nie zmieniło, że do Ośrodka udajemy się z papierami w sierpniu, na naszą 3 rocznicę ślubu. I poprosił, żebym Go już tak nie męczyła, bo Jego to przytłacza i zaczyna innym ludziom zazdrościć, że mają dzieci, że udaje im się to szybko, albo od razu..a .. nie chce się tak czuć.
Mój Kochany, Jedyny! Cudowny mężczyzna...który boi się ( opowiada mi o swoich strachach), czy będzie dobrym adopcyjnym tatą, czy będzie umiał kochać równo dzieci, jeśli pojawią się dzieci biologiczne...czy będzie w stanie normalnie żyć, jeśli nasze adoptowane dziecko wykrzyczy mu kiedyś- po co mnie adoptowałeś, gdzie indziej miałbym lepiej... Ten sam mężczyzna pojechał dziś pod dom swoich rodziców, bo usłyszał, że pod schodami zamieszkał mały zajączek. Pojechał do Lidla po sałatę, nakarmił tę małą kruszynkę, a potem wygooglował, jak pomóc mu przetrwać i oznajmił: "Jeśli do jutra Króliczek nadal będzie mieszkał pod schodami - adoptuję go! Czytałem, że jakaś kobieta adoptowała królika i zasypiał tylko w jej włosach. Wyobrażasz sobie? Taki mały Króliczek wtulony w Twoje włosy- mówiący Mamoooo".
No. Mój mąż to świr. Uroczy świr.
Kocham Go.

6:31 PM

Zima przepędza bociany...

Na kalendarzu już prawie wiosna. Czekałam na nią z utęsknieniem... a tu kiszka. Zima, zima... i co więcej - wiele wskazuje, że tym razem, w końcu...święta będą białe :D
Kurczę, ale to chyba nie te święta...
Czuję, że w takim śniegu nie przykica do mnie zajączek. Ostatnio zresztą jestem niegrzeczna, kłócę się z mężem, więc i tak nie spodziewam się jego odwiedzin :P
Poza tym u mnie bez zmian. Ciągle trwa emocjonalna huśtawka. Byłam kupić tabletki anty przed histeroskopią. Tak bardzo chcę, żeby tym razem zabieg się odbył, nie chcę już dłużej czekać i musieć łykać to świństwo. To naprawdę ironia losu - żebym ja - marząca o dziecku, musiała brać antykoncepcję.
Jak kupowałam tabsy w aptece to aż mi ręce drżały. Chyba już stałam się wariatką.

6:19 PM

Bujuuu...Bujuu... - czyli emocjonalna huśtawka.

Nie wiem, co się ze mną dzieje... Ciągle chce mi się płakać. Czytam książkę - płaczę, ogłaszają, że wybrali papieża - płaczę, mąż mnie zirytuje - płaczę... Ciągle muszę się powstrzymywać przed niepohamowanym wybuchem szlochu... Poza tym cały czas mam wrażenie, że huśtam się na emocjonalnej huśtawce:
Złość..........radość
Miłość..........wrogość
Energia.........zero sił
Empatia.........totalne niezrozumienie otoczenia
Bujuuuuu..........Bujuuuuu
Ehhh....
To chyba przez te cholerne tabletki antykoncepcyjne, które muszę brać do histeroskopii ( która nie wiadomo,czy się odbędzie w kwietniu...). I jeszcze te bóle podbrzusza i ciągłe plamienia... Jestem chodzącą bombą zegarową! Czuję, że wybuchnę!!!!!!!!!
Jak długo to jeszcze potrwa? ? ?

4:05 PM

Fail.

No i stawiłam się o 7 rano, na czczo w szpitalu na histeroskopię. Po pełnej stresu, nieprzespanej nocy. Po co?
Po to, żeby usłyszeć, że aparat się zepsuł. To po jaką cholerę im mój numer telefonu, skoro nie zadzwonili mnie powiadomić? Następny termin - za ponad miesiąc.
Jestem wściekła i zapłakana.

3:40 PM

Powiew wiosny.

Czuję ją w powietrzu. Tak cudownie promieniami grzeje moją twarz. Pobudza wydzielanie tych wszystkich hormonów szczęścia. Jest tak blisko. Taka wyczekana - WIOSNA.
Przyjdzie i tak. Przyjdzie na pewno.
W czwartek mam histeroskopię. Boję się wiązać z nią jakiekolwiek nadzieje.
Ale... doładowuję moje słoneczne akumulatory. Kończę odnawianie mebli (kupiłam już gałki). W salonie postawiłam dwa wazony z żonkilami. Czuję potrzebę odrodzenia się. Potrzebę zmian. Choć wciąż jesteśmy we dwoje, choć wciąż czuję palącą tęsknotę za maleństwem i wciąż jeszcze odczuwam ból po jego stracie, czuję też, że nadchodzi czas odnowy. Czas nowych sił, nowego spojrzenia na życie.
Czasem oczywiście miewam upadki i to dość solidne. Trudno po nich tak od razu wstać. Staram się jednak już nie rozpaczać, tylko godzić się z Bożym planem...
Byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby tu obok mnie, był ktoś w podobnej sytuacji do mojej, nie czułabym się tak okropnie niezrozumiana i taka inna ( może czasem nawet gorsza...?). Bo tymczasem wokół mnie... "wszystkie" kobiety są w ciąży. A ja...co mam zrobić? Zanudzać je swoimi tęsknotami i rozterkami? Mam wrażenie, że takim zachowaniem krępuję je i odbieram im radość z ich ciąż. Także nadal czuję się samotna z moim bólem. Mąż, mama, siostra, babcia, wujek, teściowie... wszyscy już zostali zanudzeni i skatowani tematem... Nikt już nie może mnie słuchać.
Tylko Ty bocianie, Ty wciąż jesteś tym jedynym, wytrwałym powiernikiem mojego smutku. Szkoda tylko, że czasem nie możesz mnie po prostu przytulić. Tak po prostu. W ciszy.

Klik!

TOP