7:42 PM

O zmianach, skrzatach i świętach.

Potrzebuję zmiany :)

Jezu, powiedzcie, że też tak macie ;) Jak nie przestawię czegoś w domu przez miesiąc - to jestem chora. Najchętniej obcinałabym włosy 6 razy do roku, tylko, że po miesiącu zaczynam żałować, więc zamiast obcinać, farbuję. Byłam już blondynką, rudą ( krótko, gdy znów przychodzi mi ochota - spoglądam na zdjęcia i natychmiast ochota mi mija ;) ), powiedzmy, że brunetką ( ale to przez przypadek, który następnego dnia został zniwelowany przez fryzjerkę), byłam też pomarańczowa ( kto się przefarbował sam z ciemnego na blond, może wiedzieć o czym mówię), byłam też zielona :)
Moje włosy przeszły długą drogę. I są obecnie trochę...ehmm.. zdechłe.
A mnie się zachciało moich loków sprzed lat. A w związku z tym - w poniedziałek obcinam włosy!!!! :) I farbuję. Żegnam ombre i wracam do pasemek. Trzymajcie kciuki :)

Tymczasem zmieniam klimat w domu :) Jesienne ozdoby powędrowały na strych, a przywędrowały i powoli zajmują swoje miejsca - świąteczne cuda.
Kilka nawet postanowiłam, wraz z dzieciakami zrobić własnoręcznie ( no bo co to by były za Święta bez handmade'u???!!! ;) )
I tak powstała, znana już niektórym z IG , wielka trójca: Mela, Kubek i Hałabała. Moje kochane dwa Elfy nadały im imiona i oczywiście, że dziewczyny krasnale mają brody! (Tak przynajmniej twierdzi MELA) ;)



 A tego wielkoluda uszyła moja mama :) Dzieci się go bały przez pierwsze dwa dni, teraz przywykły i mówią, że jest królem, a małe skrzaty to poddani :)


Jeśli podobają się Wam skrzaty wykonane przez nas, to możecie skorzystać z tutoriala, który znajdziecie TU.

A jak Wasze przygotowania do świąt? Ruszyły?

9:42 PM

Kochaj, kochaj, kochaj!

Kilka lat temu, kiedy macierzyństwo było jeszcze tylko w obszarze moich niespełnionych marzeń, a depresja, niczym pętla, odbierała mi dopływ powietrza...trafiłam w księgarni na książkę.

( Warto tutaj wspomnieć, że wydawanie pieniędzy na książki nigdy nie było moim hobby. Wolałam biblioteki. Ale coś do mnie mówiło: "Kup mnie, kup mnie". No i kupiłam. )

To była książka Reginy Brett "Bóg nigdy nie mruga", 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu. Byłam oczarowana, miałam wrażenie, że ta książka trafiła w moje ręce nie przez przypadek, że to była boska interwencja. Bez kitu.
Wtedy miałam naprawdę ciężki czas. Taki najgorszy, jak do tej pory, w życiu. Połowę dnia przepłakiwałam, a drugą połowę spędzałam nad zastanawianiem się - Dlaczego ja? Dlaczego, Boże, tak mnie karzesz? 
Ta książka dała mi siłę. Zamiast wyć w poduszkę, zaczynałam czytać. 

Czekałam z utęsknieniem na kolejne książki Reginy. Gdy pojawiła się druga część - "Jesteś cudem", napisałam o moich przemyśleniach na blogu ( O TU ). 
Wyobraźcie sobie, że ten wpis przeczytała Pani redaktor z wydawnictwa INSIGNIS, które wydaje książki Reginy Brett. Poznała z bloga moją historię i wysłała mi książkę z podpisem autorki, takim specjalnie dla mnie :)  Byłam w totalnym szoku. Taki bezinteresowny prezent, dla mnie?

Dziś ta Pani redaktor to moja przyjaciółka, okazało się, że oprócz miłości do Reginy Brett, łączy nas milion innych spraw. Przemyślenia, doświadczenia, spojrzenie na życie, rodzinę i miłość :)
I jestem pewna, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Bo przecież...czy to mógł być czysty przypadek? Nie sądzę! :)

Wczoraj w Gdańsku, Regina Brett miała swoje autorskie spotkanie, dotyczące jej najnowszej książki "Kochaj". A ja miałam możliwość spędzić z Reginą 15 minut na osobności <3 Podczas całego spotkania robiłam zdjęcia czytelnikom. A na koniec, dostałam nawet od Reginy kwiaty. ( Ale nie, żeby je dla mnie kupiła ;) Po prostu dostała ich tak wiele, że nie miała jak się z nimi zabrać :) )


To dopiero szok! 
Psychologia mówi, że nigdy nie powinno się czuć, że się na coś nie zasłużyło - ale ja tak czułam. Jakby trafił się mi skarb, który się mi nie należy... I dziś, aż trudno mi uwierzyć, że rzeczywiście wczoraj siedziałam z Reginą przy jednym biurku w kanciapie w Empiku ;)




Zastanawiacie się, jaka Ona jest?

Jest wspanialsza niż sobie wyobrażałam. Ciepła, pełna dobra i uważności. Ludzie, podchodzący do niej po autograf, opowiadali jej często bardzo intymne historie, dziękowali za pomoc w najtrudniejszych chwilach, niektórzy płakali. A Regina, autentycznie się wzruszała. Każdego przytulała. Z każdym robiła sobie zdjęcie.






Zaczynam czytać tę nową książkę. Za mną dopiero kilka lekcji, ale już wiem, że znów potrzebuję tych słów. I że pojawiły się... w idealnym dla mnie momencie.
Jak zwykle.

Przypadek?
Nie sądzę.








Klik!

TOP