9:42 PM

Szaro, brudno i zima.

Patrzę w lustro i widzę zwiędłe ciało. Minęły 3 miesiące od porodu i choć na wadze jakieś 2 kg do przodu, to mam wrażenie, że wyglądam jak foka, jak morświn. Nie mogę zaakceptować tego, jak prezentuje się moje ciało. Wchodzę w ubrania sprzed ciąży, ale wyglądam w nich jak parówka. Mam wielki tyłek, baleroniaste uda obtoczone cellulitem i wystający brzuszek ( jak w 4 miesiącu).
I choć kiedyś strasznie irytowały mnie takie gadki świeżo upieczonych matek, to muszę przyznać, że nie radzę sobie z tym. Od 3 tygodni codziennie ćwiczę z Mel B, nie długo, po 10-20 minut dziennie. Głównie na brzuch, nogi i pośladki. Efekty są, ale mizerne.
Mniej jeść nie potrafię, słodycze mogłam jedynie ograniczyć, bo zrezygnować nie potrafię.
Dlaczego tak ciężko mi pogodzić się ze zmianą, która zaszła w moim wyglądzie? Pomimo, że obiektywnie wiem, że nie wyglądam źle, szczególnie jak na tak krótki okres po porodzie...
Może dlatego, że przyzwyczaiłam się do życia pełnego wzmocnień z zewnątrz...( tak było w mojej pracy).  Może powodem jest to, że jedynymi osobami, z którymi spędzam czas są moje dzieci, które nie powiedzą mi, że jestem dobrą mamą, że świetnie sobie radzę, że widzą, że się staram... ( choć np. mój syn nieświadomie funduje mi trochę wzmocnień, ilekroć widzi jakąś reklamę z ekstra modelką z blond włosami, krzyczy "mami, mami" ).
Może dlatego, że czuję się odrzucona przez moją rodzinę, a przede wszystkim mamę, która nie znalazła od września czasu, by nas odwiedzić... Może to wszystko sprawia, że w taki wieczór jak dziś, zastanawiam się, czy w czymś jestem jeszcze dobra, czy jeszcze coś potrafię... I znów siedzę w  dawnym punkcie sprzed lat, gdy zamiast silnej kobiety, pewnej siebie i pełnej wiary we własne możliwości, widzę niezdarną dziewczynę, która walczy z codziennością, a wieczorem nie ma nawet sił poczytać książki.
Widzicie, nie zawsze jest u mnie kolorowo. Dziś jest totalnie szaro.



8:53 PM

MAMA x 2

Jestem i żyję. Minął miesiąc od mojego ostatniego wpisu, przez ten czas dzieciaki chorowały na zmianę, zaczęłam rehabilitować Melkę ( z dość dobrym...a przynajmniej widocznym efektem), zepsuł mi się komputer (wczoraj zrobiłam format) i nie byłam w stanie wstawić postów, brakowało mi czasu na cokolwiek. 
Leon i żłobek to temat zakończony. Jestem pełnoetatową mamą i czasem, dosłownie, nogi wchodzą mi w tyłek, nie mam czasu skorzystać z wc, albo korzystam z małą na rękach i Leonem wciskającym mi przycisk spłuczki (próbowaliście kiedyś? ;)). Może trudno w to uwierzyć, ale już się z tym oswoiłam :)
Codzienność pojedynczej mamy i codzienność podwójnej mamy, w moim odczuciu, jest zupełnie inna. Gdy nie ma się żadnej pomocy i nawet chwili dla siebie, można dojść do takiego miejsca, w którym macierzyństwo staje się szkołą przetrwania, w której najlepszą nagrodą jest wieczór z bilansem: zero wybitych zębów,  zero nabitych siniaków, zero połkniętych drobnych elementów oraz z temperaturą ciała w normie ( z największym naciskiem na to ostatnie). 
Pojechałam kilka dni temu do Gdańska do lekarza ( choć, o dziwo, moje jelita mają się znakomicie). To był mój pierwszy samotny wyjazd od porodu, czyli od trzech miesięcy. Stałam w korku z radiem włączonym prawie na full i... rozkoszowałam się chwilą. Te 2,5h były niezwykłym doznaniem :)
Pamiętam, jak 2 lata temu stałam w tym samym korku jesienią, też z włączonym na full radiem i wyłam. Wtedy padła pierwsza propozycja z OA, ta, którą odrzuciliśmy.  Patrzyłam na mieniące się, rude liście i czułam, że gniję od środka tak jak one. Czułam dojmującą samotność, pustkę, niezrozumienie itp. 
Niepłodność dała mi siłę. Właśnie teraz to widzę. Gdybym nie przeszła tej drogi, jestem na 100% pewna, że byłabym gorszą matką, mniej cierpliwą, opryskliwą i przesadnie wymagającą. I dziś tak zmęczoną, że nieszczęśliwą.
A tak jestem - na maksa zmęczona, często ostro wkurzona, mam wrażenie, że aseksualna i zaniedbana...ale szczęśliwa.
Kilka dni temu skończyłam 31 lat. Rok w rok zdmuchując świeczki prosiłam, by być mamą. Patrzę na te moje dzieciory i widzę, że spełniłam najważniejsze marzenie życia. 
Czas na nowe marzenia :) Przecież tyle przed nami.


Klik!

TOP