12:37 PM

Droga Niepłodna.

Cześć,
nie wiem, jak masz na imię i nie wiem, ile masz lat. Ludzie myślą, że niepłodność dotyka głównie ludzi po 40-tce, ale ja wiem, że to brednie i być może Ty nie mieścisz się w tym zbiorze. Nie znam Twojej historii, ale na pewno Twoja droga była cięższa niż mogę sobie wyobrazić. Masz tę przewagę, że możesz poznać moją historię - tu na blogu. Możesz poznać moje słabości. Przewertować moje chwile jedna za drugą.
Piszę do Ciebie, bo choć Cię nie znam, łączy nas jedno. Pragnienie dziecka. Pragnienie tak silne, że obezwładniające. Tak dojmujące, że odbierające chęci do życia. Zabierające jego radość. Zamykające w klatce niezrozumienia i samotności.
Nie wiem, na którym etapie walki jesteś. Nie wiem, jakie są Twoje szanse. Ale powiem Ci jedno - nie poddawaj się. Nie poddawaj się i walcz, ale rób to tak, by nie przegapić wszystkich możliwości.
Mam dwoje dzieci. Dwójkę wyjątkowych, wspaniałych, pięknych i rumianych szkrabów. Adoptowanego syna i biologiczną córkę. I choć to zdanie niesie w sobie jakiś ogrom trudnego ładunku emocjonalnego, to poza takim suchym opisem i naturalnymi różnicami między chłopcem a dziewczynką - nic moich dzieci w moim odczuciu nie różni.
Kiedyś myślałam o adopcji tak, jak opisują ją ludzie. "Czyli jak? "- zapytasz.
Oto moja odpowiedź:
1) Jako nastolatka myślałam, że jestem adoptowana , bo to byłaby odpowiedź na różnice jakie dostrzegałam pomiędzy moją rodziną a mną. To jawiło się jako objawienie. Wyzwolenie i odnalezienie mojej tożsamości.
Nie jestem adoptowana. A to pech ;)
2) Jako młoda dziewczyna, a potem kobieta, adopcja była owiana tajemnicą, nie należało o tym mówić głośno. Takie swoiste TABU. Pytanie dlaczego? Próbując sobie szczerze odpowiedzieć na to pytanie wczuwam się w siebie sprzed lat i myślę, że adopcja kojarzyła mi się z tragedią i odrzuceniem przez rodziców biologicznych. Ze wstydem, że się pochodzi z takiej a nie innej rodziny.
Dziś myślę, że musiałam być bardzo ograniczona w poglądach, niedojrzała i nieświadoma potęgi adopcji. Potęgi daru, jaki ona daje.
3)W końcu adopcja kojarzyła mi się jako coś "zamiast". Zamiast naturalnego poczęcia, ciąży, brzucha, USG, porodu i karmienia piersią. Jako alternatywa. Dość smutna i trudna alternatywa."Możesz zawsze adoptować" - mówią ludzie do tych starających się, po miesiącach, latach bezskutecznej walki. I kiedyś...też tak myślałam.
Dziś o adopcji myślę inaczej. Myślę o niej jasno, radośnie, pięknie. Nie chcę wprowadzać zbędnego patosu. Ale jako matka zarówno adopcyjna jak i biologiczna - szczerze powiem, że pierwsze chwile z moim synem wniosły tyle magii, że nie mogę tego porównać do niczego innego. Nawet do porodu. Być może to potęga pierworodnego, który jako pierwszy uczynił ze mnie matkę. A może po prostu...miłość.
Miłość, która nie zna podziałów na ado- i bio-. Wyobrażasz sobie największe żywioły? Tsunami? Potworne trzęsienia ziemi? Erupcję wulkanów? Widzisz je? Dostrzegasz ich potęgę?
No to taka właśnie miłość.
Dziś wiem też , że niestety nie "zawsze możesz adoptować". Czas na adopcję też się kończy. I choć różne ośrodki dają różne kryteria, to adopcja niemowlaka powyżej 40-tki staje się trudna. Tzn. nie niemożliwa. Ale trudna.
Tak, jeżeli nie chcesz in vitro, naprotechnologia pochłonęła już spory zapas oszczędności i stoisz w martwym punkcie - pomyśl o adopcji.
Tak, jeżeli jesteś po 4 a może 5 nieudanych transferach i czujesz, że brak Ci już sił - pomyśl o adopcji.
Tak, jeżeli po prostu chcesz być rodzicem. Chcesz założyć rodzinę. Pomyśl o adopcji.
Ale nie jako drodze zamiast. Nie jako alternatywie. Ty stoisz tu, a po drugiej stronie stoi człowiek. Jakiś mały, bezbronny, CZŁOWIEK. Który czeka na Ciebie. Na swoją szansę na życie. Normalne, pełne życie.
Nie musisz być idealny/a, by być idealnym rodzicem. Ale musisz kochać...umieć kochać bardziej kogoś niż siebie.

Po adopcji, po 4 miesiącach, zaszłam w ciążę. Niestety, często słyszę od znajomych, że jakiejś starającej się długo parze, opisywali nasz "przypadek": "Że adoptowali i potem urodzili swoje!". Nosz do k... nędzy, jak mnie trzęsie, gdy to słyszę. Jeżeli adopcja ma być środkiem do celu, a nie celem - odpuść sobie. Tzn. że jeszcze nie rozumiesz. Jeszcze nie kochasz tak bardzo. Zamiast rodziny możesz stworzyć potworka o kilku twarzach. Skrzywdzić, zranić - małego człowieka i siebie.

Co zrobić, by dojrzeć w takiej sytuacji? Nie wiem. Wsłuchaj się w siebie. Zadaj sobie kilka pytań. Zastanów się, co jest w życiu ważne. Dla każdego przecież to może być coś innego.
Uważam, że wolność wyboru to nasze wielkie bogactwo. Ogromne. Wiem też, że gdy ze wszystkich dróg po dziecko, zostaje nam tylko adopcja, możemy czuć się odarci z tej wolności. Zmuszeni do podążania ścieżką nie do końca przez nas wybraną. Jednak to nigdy nie jest jedyna opcja.
Nie każda kobieta musi mieć dziecko. Naprawdę nie każda. Nie każdy mężczyzna musi być ojcem. Bezdzietność też ma swoje plusy i też jest dla kogoś przeznaczona.
Ale czy dla Ciebie?

Decyzja o dziecku to nie tylko decyzja tu i teraz. Dziś czujesz się "gorsza", bo nie masz dziecka. Za 20 lat, będziesz czuć smutek, bo nie będziesz świadkiem wyboru studiów, pracy, drugiej połówki Twoich pociech. Za x lat nie zostaniesz babcią, dziadkiem.
Pytanie, czy to jest dla Ciebie ważne? Jeśli tak, to co jesteś w stanie dla tego zrobić?

Adopcja to tylko proces. Proces, który pozwoli Ci odnaleźć Twoje dziecko ( ja wierzę w przeznaczenie). Wszystko dalej to po prostu rodzina, dom, miłość, wspólnota, chwile, zło, dobro, sprzeczki, kłótnie, bałagan, choroby, zabawa, śmiech, płacz, złość, wiara, piękno, mama, tata, syn, córka, jedność, rozdzielność, trudności, schody, upadki, wzloty. Życie. Po prostu życie.

To mój list do Ciebie. Napisałam go z okazji 2 rocznicy poznania mojego syna. 2 rocznicy chwili, która odmieniła mnie na zawsze. Bezpowrotnie. Chwili, która wniosła w moje życie nowe barwy, nadała sens cierpieniu, włożyła w moje ręce ciepłe, 7,5 kg szczęście. Mojego Leosia. Chłopca o cudownym uszczerbionym uśmiechu, niezwykłych oczach o identycznym odcieniu jak moje (szarozielone), niespożytej ilości energii, magicznych zdolnościach niszczenia wszystkiego, co wpadnie mu w ręce, potwierdzającego istnienie ADHD w czystej postaci, ISKRY rozpalającej domowe ognisko.
I choć to trudny list, chcę Ci powiedzieć, że owszem, nie jest łatwo...ale niepodważalnie jest cholernie szczęśliwie i fajnie!

Warto iść po prąd. WARTO.



PS. Czy ktoś może się skontaktować z ewa84 z bloga "Moja tęsknota", bo nie mam uprawnień do odwiedzania bloga i do MIA? Proszę przekażcie, że proszę o kluczyki <3 Na adres trwajchwilo@gmail.com

Klik!

TOP