11:17 PM

Co za emocje!

Wierzycie w cuda? Przeznaczenie? Siłę wyższą kierującą naszymi losami? Boga? A może w przypadkowe zbiegi okoliczności?
...pamietam, że było chłodno. To chyba był listopad. Padał deszcz, a ja myślałam, że dłużej już nie wytrzymam. Patrzyłam w lustro i widziałam jakąś obcą kobietę. Na twarzy miałam wypisany ból i zniechęcenie. Ciągłą irytację. Niemoc. Nie mogłam tak dłużej. Zaczęłam chodzić do psychologa, chciałam zrzucić z siebie balast. Porozmawiać z kimś. W tamtym czasie miałam wrażenie, że "zwyczajni" ludzie nie chcą mnie słuchać. Nikogo nie chciałam obarczać sobą, tak jakby moja obecność i rozmowa była dla innych ciężarem...
Pani psycholog była zabawna. Rozśmieszała mnie do łez. Gdy próbowałam opowiedzieć jej o bólu, z jakim przyszło mi żyć, przerywała mi w pół zdania, mówiąc:
"Ja przepraszam, no nie mogę się skupić, bo cały czas myślę o pani sukience. Gdzie pani ją kupiła. Jest po prostu obłędna" :) ;P
lub
"Wie pani co, no dzieci to naprawdę nie wszystko. Same w sobie szczęścia nie dają. Ojej, przepraszam, córcia dzwoni, muszę odebrać, wie pani jak to jest".
Nie wiedziałam. Ale spotykałam się z tą panią, bo wizyty u niej były bezpłatne w moim luxmedowym abonamencie. Po każdej wizycie dostawałam jakieś zadanie. Któregoś dnia, gdy kolejny raz usłyszałam, że jestem olśniewającym i tak wspaniale opisującym uczucia człowiekiem, jako pracę domową otrzymałam przeczytanie książki "Bóg nigdy nie mruga" Reginy Brett.
W empiku nie mieli jej na stanie. Zamawiałam ją przez internet. Kupiłam jedną. A potem kolejne. Ludzie, którzy ją czytali, podawali ją dalej. Ta książka miała istotny wpływ na moje życie. Płynie z niej ogromny emocjonalny wodospad, ale w pozytywnym znaczeniu. Opowiada często o rzeczach oczywistych, ale których w naszej codziennej gonitwie nie zauważamy skupiając się na tym, co złe. Generalnie - książka ta, jest na wysokiej pozycji najważniejszych książek w moim życiu.
Minęły ponad dwa lata od tamtej chwili. Mój ból zbladł, przeszłość zaczęła się zacierać. Moje myślenie, bezsprzecznie, weszło na inne tory. Któregoś zwyczajnego, listopadowego wieczora roku bieżącego...weszłam na pocztę wp. I gdy w tytule zobaczyłam imię i nazwisko autorki opisywanej przeze mnie książki....mocno się zdziwiłam.
Wiadomość zwaliła mnie z nóg.  Okazało się, że redaktorka książek Reginy jest stałą czytelniczką mojego bloga i ma dla mnie wspaniałą niespodziankę... Nową książkę Reginy (tę, którą kupiłam kilka dni temu) z dedykacją od samej Reginy ( która poznała moją historię). Dziś przyszła paczka. Czekałam od rana na kuriera, zawitał dopiero ok.16.30. W środku czekała nie jedna książka - a dwie. Oprócz książki Reginy była tam jeszcze słodka książeczka dla Leosia <3! Wzruszyłam się ogromnie! Sama nie wiem, którym prezentem bardziej... Mąż tylko na mnie spojrzał i powiedział: "Weź nie rycz, no...".
 (nie wiem czemu na tym zdjęciu cienie są fioletowe, nie myślcie, że jesteśmy tacy posiniaczeni...:P)

Kochana Marysiu! Bardzo Cię dziękuję za ten piękny gest i przekazane ciepło! Zapamiętam go do końca życia! Sprawiłaś, że czuję się naprawdę magicznie, wyjątkowo, niezwykle! Wszystko wydaje mi się bajeczne i po prostu nierealne. DZIĘKUJĘ!

Ja wierzę w przeznaczenie. Miałam trafić na tę zabawną Panią psycholog. Miała polecić mi książkę. Miałam ją kupić i przeczytać. Miałam to opisać na blogu. Marysia miała szukać opinii o tej książce. Miała tu do mnie trafić. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Kurczę, ale to piękne! 

BÓG ZAWSZE WIE, CO DLA NAS DOBRE. Musimy tylko nauczyć się Go słuchać.

3:43 PM

9 miesięcy.

Waga: 9800g
Wzrost: ok.78-80cm
Mówi: "baba, dada, tata, dziadzia (coś w ten deseń), bu, bluubu, gylybyly" i inne ;) Na autka i wszystko, co jeździ (np. wózki) woła: "bbbrrrrrmmmm, brrrrrrmmm" :)
Umiejętności:
Umiał robić "kosi, kosi", teraz już mu się nie chce.
Umiał robić "taki duży" teraz ma to w nosie
Obecnie na topie jest stawanie przy meblach i mówienie "eee", co w wolnym tłumaczeniu oznacza: "Mamo, śpiewaj". Ja śpiewam: "Tany,tany, tany, tany, tany", a Leoś tańczy. Kręci tyłkiem i przestępuje z lewej nóżki na prawą. Wygląda to genialnie <3
Raczkuje jak torpeda.
Wstaje wszędzie, potrafi puścić się mebli, przekręcić na stojąco i złapać się mnie. Otwiera wszystkie możliwe szuflady. Wszędzie wtyka ciekawski nosek. Na uśmiech odpowiada uśmiechem ( wymusza tak śmiesznie ten śmiech). Na kaszel kaszelkiem. Powtarza usłyszane dźwięki i niektóre czynności. Jest niesamowicie cwany i bardzo uparty. Dostrzegam pierwsze symptomy rozpieszczenia ( histeria, wymuszanie płaczem i miną typu "podkówka").
W nocy budzi się dwa razy. Usypia koło 20 - zjada 250ml kaszki, o ok.1 w nocy ( czasem wcześniej) budzi się i bez mleka nie uśnie ( zjada 150ml mleka z kleikiem), potem budzi się ok.4-5 i nie uśnie, jeśli nie przeniosę go do nas do łóżka. Tam, kładzie głowę, rękę wsuwa w moje włosy, gładzi mnie lub szarpie przez chwilę...i śpi <3 Śpimy tak sobie do 7...w porywach do 9 ;)
W dzień ma 3 drzemki. Czasem dwie.
Jest pogodnym, radosnym chłopcem. Ostatnio nie umie usiedzieć na tyłku. Wszystko go interesuje.
Ulubiona zabawka: pasek od mojej torebki i klapki.
Je dużo i już prawie wszystko.
Zębów ma okrągłe ZERO :(

A tak prezentował się mój gentelman, gdy mamusia robiła mu pamiątkowe zdjęcia z chrztu :)











11:55 AM

No to zaszalałam... :)

Jestem typową kobietą. Uwielbiam zakupy. A że z okazji trzydziestych urodzin uzbierało mi się sporo pieniędzy no to ruszyłam na łowy :) Tym samym moja szafa wzbogaciła się o kilka nowych łaszków.
Jestem jednak pewna, że za jakieś trzy tygodnie stwierdzę, że potrzebuję jakieś nowe ubrania, bo przecież nie mam się w co ubrać.
A oto efekty moich zakupów oraz rzeczy, które dostałam w prezentach :)
1.Torba prezent od siostry męża.
2.Naszyjnik od męża.
 3. Sukienka zakupiona przeze mnie na Święta BN.
 4. Kurtka na zimę.
5. Druga kurtka :P
6.Czapka na sanki dla mamusi, na nieco mniejszym modelu :)
7. Nowe książki - na które wciąż brakuje czasu!
Szelmostwa od przyjaciółki.
 Bóg zawsze znajdzie Ci pracę - zakupiłam sama.
8. Korale od kuzynki i kuzyna :)
9. Sukienka od przyjaciółki.

 10. Sweterkowa sukienka. Może i żaden szał, ale chciałam taką ciepłą kieckę :)
A w czasie, gdy mamusia fotografuje ciuchy, zamiast opiekować się synem...synek...


...wychodzi po angielsku ;)

10:40 PM

Macierzyństwo.

Mały Cud. Urodził się jakieś 9 miesięcy temu.  Tego dnia i ja byłam w szpitalu. Siedziałam pod kroplówką na twardym krześle. Obok mnie śliczna, młoda dziewczyna. Płakała. Nie mogłam siedzieć bezczynnie.
"Hej, czemu płaczesz? Mogę Ci jakoś pomóc?" - spytałam.
"Mam 10-miesięcznego synka w domu. Pierwszy raz został z mężem. Tęsknię za nim. Martwię się, czy sobie poradzą." - odpowiedziała.
Zaczęłyśmy rozmawiać. Ona opowiadała o swoim dziecku. O cudzie narodzin. Pamiętam, że byłam już tak zmęczona i obolała, że złe emocje, takie jak zazdrość czy zawiść, nie grały we mnie pierwszych skrzypiec. Słuchałam, uśmiechałam się. To była naprawdę miła rozmowa. Jedno zdanie tylko wytrąciło mnie na moment z równowagi:
"Kto nie przeżył porodu nigdy nie zrozumie ogromu uczuć, jakie się rodzą, miłości do dziecka. Mówię Ci, musisz to przeżyć!"
Na chwilę zamarłam. Nic nie odpowiedziałam. Nagle między nami powstała przepaść milczenia. Ona zobaczyła chyba w moich oczach ból. I choć nic nie odpowiedziałam...ona powiedziała...
"Przepraszam, chyba powiedziałam coś co Cię zabolało".
I wtedy powiedziałam jej po prostu, że ja pewnie nie urodzę, że czekam na dziecko, które przyjdzie do mnie inną drogą.
Ona się wzruszyła i zaczęła płakać. Ja też. Siedziałyśmy obok siebie. Płacząc. Dwie zupełnie obce kobiety. Zupełnie inne. Nie miałam pojęcia, że właśnie w tej chwili, gdy rozmawiam o cudzie narodzin... rodzi się mój syn. Dziecko, na które czekam od lat.
Ta przypadkowa znajomość trwa do dziś. Rozmawiamy sporadycznie, ale wysłałam jej zdjęcie mojego Skarba, gdy tylko zamieszkał z nami.
Ten mały Cud 4 miesiące czekał, nie wiedząc o naszym istnieniu. Gdy przyjechaliśmy go zobaczyć serce mi eksplodowało. Marzę, żeby przeżyć to znów... Nie wiem, jak i co czuje kobieta, która rodzi dziecko, ale wiem, że uczucia, które poczułam widząc tego małego chłopca, śpiącego w drewnianym łóżeczku, nie mogę porównać do żadnego, którego doświadczyłam do tej pory w moim życiu. Ale to nieprawda. że pokochałam go całym sercem już w tamtej chwili. Z perspektywy czasu wiem, że nie. To, co czułam wtedy, można porównać do ziarenka ryżu. Obecnie... mieszkam na ryżowej planecie.
Każdego dnia, bez wyjątku!, naprawdę...choć przez kilka minut trzymam mojego synka za rękę, gładząc ją...albo przytulam policzek do jego policzka...albo wdycham jego zapach...myśląc, że jest moim darem, o który błagałam, za którym tęskniłam do tego stopnia, że niemal zwariowałam. Dusiłam się tą tęsknotą. Jego obecność jest jak powietrze... Myślę, że gdybym urodziła dziecko z mojej pierwszej ciąży, czyli po 8 miesiącach starań - dziś, nie potrafiłabym aż tak doceniać tego, że to dziecko mam.
Szczerze... bywam zmęczona, zirytowana Leośkową nocną pobudką albo niezrozumiałym płaczem. Ale nie dostrzegam większych minusów macierzyństwa. A jednocześnie myśląc o kolejnym dziecku pojawia się we mnie lęk - czy jestem wystarczająco silna fizycznie, by powiększyć rodzinę? Czy podołam?
Macierzyństwo jest dla mnie właśnie fizycznym wyzwaniem. Jestem dość słabym zawodnikiem z...no cóż... wątłym zdrowiem. Racjonalnie rzecz ujmując - wiem, że teraz nie jest dobry czas na planowanie powiększania rodziny.
Czemu więc myślę o kolejnym dziecku...codziennie?

Jestem szczęśliwa. Leon wypełnił moje serce. Miłość do mojego synka jest tak ciepła, że naprawdę chodzę z rozpalonym sercem przez większość dnia. Może przez to... mam trochę mniej miejsca na miłość do mojego męża i na wyrozumiałość? Trochę mnie to dręczy. Tęsknię za Nim. A jednocześnie nie potrafię być już tak przy Nim, jak byłam wcześniej. Bo zawsze z tyłu głowy...jest myśl o Leośku. Nawet podczas seksu zastanawiam się, czy czasem nie jesteśmy za głośno i Leo się nie obudzi. Tak, nie ma już tego luzu, który był...hmmm... no właśnie luz to był zanim zaczęliśmy się starać o dziecko. Później straciliśmy ten luz... Czy on kiedyś wróci?

Moja codzienność jest taka inna od tej, do której przywykłam. Pełna małych rączek oblepiających mnie non stop ( weszliśmy w etap - Mamo, na rączki! Przy Tobie jest bezpiecznie!). Pełna radosnego, szczerego śmiechu, gdy puszczam całuski w powietrze...albo swoim nosem dotykam noska mojego maleństwa... Pełna zapatrzonych we mnie dwóch najpiękniejszych światełek, oczu mojego dziecka. Uwielbia, gdy się wygłupiam, gdy tańczę, gdy śpiewam...gdy mówię mu wierszyki (ale muszę je znać na pamięć, denerwuje się, gdy patrzę w książkę zamiast na niego!)... Nigdy nie miałam takiej wiernej, kochanej i wspaniałej widowni...
Ostatnio powiedziałam mu wiersz, który znalazłam na blogu http://weareamatchmadeinheaven.wordpress.com... głos mi się łamał i łzy kapały mi po policzkach... aż nagle patrzę,a z oczka mojego synka...wpatrzonego we mnie jak w obrazek...płynie łza...
O Jezu, no piszę to i ryczę jak głupia.
Dla mnie bycie mamą to najpiękniejsza rola w życiu. Macierzyństwo to miłość, bliskość, ciepło, opieka. Nie urodziłam mojego dziecka, ale uważam i czuję się jak jego 100% mama. I wiem, że inni, Ci którzy mówią, że adoptowane dziecko jest cudze - po prostu w moim odczuciu... bluźnią... Najczęściej nie przeżyli cudu adopcji...Albo...mają takie prymitywne i płytkie myślenie...albo...nie umieją kochać... ( nie mówię tu o skrajnych sytuacjach, w których dziecko jest starsze i ma problem z więzią...)
Nie wyobrażam sobie mojego świata bez mojego dziecka. Nie dałam mu życia, ale oddałabym za nie życie. Wciąż mnie zadziwia moc i ogrom matczynej miłości...która we mnie...




Magia macierzyństwa nie rodzi się tylko i wyłącznie na sali porodowej. Ręczę swoim sumieniem, że nie..

9:33 PM

Ja Ciebie chrzczę...

...zawsze stałam z tyłu, za ostatnią ławką. A w gardle czułam ścisk. W tych białych szatkach, w pierwszych rzędach przed ołtarzem, na kolanach wystrojonych matek, w objęciach dumnych ojców...leżały moje niespełnione marzenia. Nienawidziłam chrztów. Stałam 1h pytając Boga za co, za co każe mi to przeżywać. Czy mnie karze? Pod powiekami czułam piekący, wylewający się potokiem wstrzymywanych łez... ból. Żal. Niezgodę i nienawiść. Zawiść i samotność.
Marzyłam. Że kiedyś będę tam ja. Dumna, szczęśliwa, spełniona. Wyobrażałam sobie jak podchodzę z moją Kruszyną do ołtarza, ksiądz polewa jej małą główkę, a onz słodko uśmiecha się do niego.

A jak było?

Zaczęło się od spowiedzi. Jak mogłam w 3 minuty opowiedzieć księdzu o grzechach, które zatruwały mnie od kilku lat? Nie mogłam. Spowiadałam się długo, płakałam, mówiłam szczerze, wybaczyłam sobie, bo wiem, że ból niepłodności wypalił mnie, to on determinował moje uczucia i zachowania. Próbowałam je odrzucać. Popełniając ogromny błąd. Dopiero, gdy je przyjęłam zrozumiałam, że mam do nich prawo. Mąż mi powiedział, że podczas mojej spowiedzi, ludzie podchodzili do konfesjonału sprawdzać, czy nadal tam jestem, czy nie zemdlałam... Nie zemdlałam. Oczyściłam się. Choć nie czuję się zupełnie wolna. Nie "fruwam" jak kiedyś... Może problemem jest to, że choć wybaczyłam sobie...nie do końca wybaczyłam Bogu? Nie wiem. Wciąż jeszcze nie znam odpowiedzi na to pytanie.

A potem...

Tym razem w kościele stałam z przodu. Wystrojona i...chciałabym napisać dumna...ale raczej napiszę... przerażona. Patos tej opowieści w tej chwili zmienia się w opis walki z płaczem Leośka. Od początku mszy, aż do ogłoszeń parafialnych moje dziecko wyło i wiło się. Dosłownie. Uciekało przed księdzem wdrapując się po mnie jak mały zwierzak. Dopiero na 10 minut przed końcem mszy poprosiłam moją Kasię o nosidło, wsadziłam w nie moje zaryczane i oglucone dziecko i na szpilkach popylałam po kościele...Współczujący i skrywający uśmiech wzrok obcych ludzi nie robił już na mnie wrażenia...

Impreza się udała.Tak myślę, choć to nie mi oceniać.

A tu Leoś  już w domku, w sankach, które dostał od męża siostry w prezencie.
 I przy traktorze od chrzestnego rolnika :)

Leoś ochrzczony. O dziwo lepiej śpi. Może wypędziliśmy diabełka?

Mój synek jest piękny. Gdy na niego patrzę w sercu czuję żar (szczególnie teraz, gdy śpi). Muszę się Wam przyznać, że zapominam, że go adoptowaliśmy. On jest po prostu moim dzieckiem. Moim synem. Owocem naszej miłości, determinacji, siły i walki.

Cały zeszły tydzień walczyliśmy z gilami, nadal walczymy. Doszło nam jeszcze zapalenie spojówek. Jąderko póki co w normie, chirurg mówi, że to może być wodniaczek i że mam obserwować. Zębów nadal brak, ale za to mały Leoś raczkuje, robi "kosi, kosi" i "taki duży, taki duży". Zmienia się. Jest taki rozumny, kontaktowy, radosny, ciekawy świata. Wspaniały po prostu. I idealny.

A co do naszej imprezy z okazji ukończenia trzech dekad życia - też się generalnie udała, choć większość ludzi, ze mną na czele - po niej rzygała i rąbała w kibel ;P



Nie wiem, czy już Wam mówiłam, że uwielbiam być Leosiową mamą?

11:19 PM

30 lat minęło...

...i to już? Hello! Nic się nie zmieniło :) Wciąż jestem tą samą Alą :) Wciąż czuję się młodo.
Dziękuję Wam serdecznie za życzenia :) Jesteście kochani.
Od męża dostałam rower :D i naszyjnik. Się chłopak postarał :D

A ja szykuję dla Niego niespodziankę od tygodnia (urodziny ma jutro). 30 prezentów na 30 urodziny :) Właściwie 28 z nich to drobiazgi, a tylko dwa to ten właściwy prezent. Zamierzam pochować po całym domu (już to zrobiłam częściowo) upominki, na każdym jest wskazówka, gdzie znajduje się kolejny. Ułożyłam nawet rymowankę :) Jednym z prezentów jest świeczka ( nie wiem, czy o tym pisałam, ale kiedyś kupiłam mężowi mega świecę na Dzień Chłopaka, wypomina mi to do dziś, więc za karę znów świeczkę dostanie :P).
  1.       Szukaj tam, gdzie ptaszek ćwierka,
    Gdzie się Leoś z koniem bawi w berka.

    (baton mars)

    2.       Jeśli spojrzysz w lewą stronę,
    Swoim cieniem Cię osłonię.

    (baton Kit Kat)

    3.       O rety, rety, rety!!!!
    kolejny prezent jest tam…
    Gdzie Leosia skarpety!!!

    (gra)

    4.       Nie szukaj w sobie winy,
    Kolejny prezent jest tam, gdzie
    Trzymam Leośkowe rzeczy na chrzciny! J

    (napis Happy Birthday)

    5.       Ta zabawa nie jest nudna!
    Zajrzyj do fioletowego pudła!

    (złodziejka)

    6.       Nie rób miny, powiedz „dzięki”
    Może zajrzysz do nie zrobionej łazienki?

    (piwo)

    7.       Tylko jedno? O więcej się prosi…?
    No to zajrzyj do fotelika Maxi Cosi J

    (piwo)

    8.       Ciągle mało??? Hola, hola…
    Wystarczy zaglądnąć do brązowego wora.

    (piwo)

    9.       Wieść od dawna do nas płynie,
    Że kolejny prezent jest…przy maszynie!

    (Kubek z wąsami)


    10.   Zasmucony? Prezent brzydki?
    Kolejnego szukaj na wysokości łydki J

    (gumy Mamba)

    11.   Jeszcze trochę się namęczysz,
    Spójrz na rzecz przy schodowej poręczy…

    (skarpety)

    12.   Ach… prezentów masz bez liku,
    Kolejny ukryty w szydełkowym koszyku!!! J

    (gumy orbit)

    13.   Osz Ty cwany, sprytny lisie,
    Idź teraz tam, gdzie Leosiowe misie 

    (czekolada Milka jogurtowa)

    14.   Gdzie ciasteczek smacznych pare,
    Jest wskazówka ze sztandarem.

    (flaga piratów)

    15.   Wiem, że marzeń masz tak wiele,
    Może spojrzysz na nie śmielej?
    Już prezentów masz połowę,
    A w szufladzie komody znajdziesz nowe!

    (bon na nocleg w Warszawie)

    16.   Fajny? Prezent nietrafiony?
    To od serca kochającej żony.
    Jeśli zechcesz na osłodę,
    Coś schowałam za komodę 

    (baton)

    17.   Zabawa jest przednia,
    Też tak czujesz?
    Może odpoczynek na krześle
    Sobie zafundujesz?

    (baton marcepanowy)

    18.   Och, mężuniu mój wytrwały,
    Idź tam, gdzie pierwsze zdjęcia z tatą w domu
    Ma synuś Twój mały.

    (Ciasteczko Tofinek)

    19.   To nie jest wcale kolejna pierdoła,
    Nie myśl tak! Ani mi się śni!
    Lepiej zajrzyj za TV!

    (klej)

    20.   Po co Ci klej? Dobrze wiesz,
    Etykiety przylepisz nim też.
    Udzielę Ci małżeńskiej rady,
    Zajrzyj w kuchni do sztućcowej szuflady.

    (Leosiowy uśmiech na szczęście)

    21.   Noś go dumnie w swym portfelu,
    Takich na świecie nie ma wielu.
    Jakaś smutna Twoja mina,
    Może ucieszy Cię coś z półki na wina?

    (obrus urodzinowy)

    22.   Ach, prezenty nietrafione,
    Więc najwyżej zwal na żonę 
    Kolejny prezent idealny,
    znajdziesz blisko…
    krano-fontanny.

    (świeczka :D)

    23.   Wiem, ten prezent jest trafiony,
    i do tego ulubiony.
    Więc kolejne, wybacz mężu,
    Pewnie już z nim nie zwyciężą.
    Ale lepiej byś to sprawdził,
    Spójrz tam, gdzie mam swoje skarby.
    Jakie Skarby? A no te w słomkowym
    Koszyczku wiklinowym :)

    (chałwa)

    24.   Może Ci trochę osłodzi smak gorzki
    I zaradzi na prezentowe troski?
    Och Kochanie, powiedz szczerze,
    Zaglądałeś przy rowerze?

    (gumowe rękawiczki)

    25.   Co się dziwisz? Rzecz  przydatna,
    Pracusiowi, rzecz to jasna.
    A wiesz, że czasem schylić się warto?
    Zajrzyj pod auto...

    (zapałki)

    26.   Każdy dobrze o tym wie,
    Że zapałki każdemu przydadzą się
    Kolejny prezent urodzinowy,
    Znajdziesz w tapczanie brązowym.

    (listek gumy orbit)

    27.   Czyżbyś zbliżał się do mety?
    O rety, rety, rety, rety.
    Zajrzyj z lewej, tam gdzie kończą się rolety.

    (karteczka urodzinowa)

    28.   Teraz zacznie się rebusik,
    Który Ty odgadnąć musisz.
    Pierwszy fragment już tu masz,
    Coś z prezentu już Ty znasz.
    Drugą część znajdziesz tam,
    Gdzie często…jak na tronie siadam.

    (rebus – hasło tunel)

    29.   Ta zabawa nie ma końca?
    Wszystko dla mojego słońca.
    Wiem, że warto i że trzeba,
    Unieść oczy wprost do nieba!

    (rebus – hasło aero)

    30.   Oto finisz już kochanie,
    wiesz już co Ci się dostanie?
    Jesteś zwinny no i szybki,
    Tak…po prostu dynamiczny!

    Bon to trafia w Twoje dłonie,
    Byś chwil parę spędził w nieboskłonie.
    I choć skok bez spadochronu,
    Nic nie stanie się nikomu.
    Mam nadzieję mój kochany,
    Że w tym roku prezent jest udany!

    (BON na 3 minuty w tunelu aerodynamicznym)



    No cóż, z pewnością nie jestem normalna. Myślę też, że to się już nie zmieni :)

    PS. Od dwóch tygodni Leoś robi "kosi kosi", a od 3 dni raczkuje :) Największy mój strach o zaburzenia więzi minął, mój synek jest typowym synusiem mamusi. Wyciąga do mnie rączki, tuli mnie, całuje, jak wychodzę tuli moje ciuchy, jak wracam piszczy z radości, w towarzystwie główka mu chodzi w prawo i lewo w poszukiwaniu mamusi. Położony na ziemię raczkuje wprost w moje ramiona ( no chyba, że gdzieś po drodze jest kontakt, on ze mną wygrywa). Tak mi z tym dobrze...a mąż mnie opierdziela, że jeszcze tego pożałuję.

    Eeeeee tam! Tymczasem zalewa mnie oksytocyna! Jestem szczęśliwą 30-letnią mamusią! Mój synek to światło mojego życia.
     




9:05 AM

Smutek.

Dziś mijają 2 lata od naszej straty. Nadal jest mi przykro. Nadal czuję w środku ból. Nie pali i nie piecze on, jak wcześniej...Ale jest mi źle. Dziś wraca do mnie przeszłość.

Dobrze, że jesteś syneczku.
Gdzieś w niebie jest Twój mały braciszek...a może siostrzyczka...

Jest tam, Boże? Czy Ty też z nim/nią jesteś? Czy jesteś...?


Jutro kończę 30 lat. Moje największe marzenie się spełniło. Jestem mamą. Mamą Leosia i mamą pewnego Aniołka. Moja pierwsza ciąża nie uczyniła jednak ze mnie matki z moich marzeń. Uczyniła mnie nią adopcja. I pomimo bólu, który dziś do mnie wrócił, ale którego nie odczuwam już na co dzień, wiem...że tak musiało być. Bo gdyby potoczyło się inaczej to Leoś nie byłby dziś z nami.  A to przecież mój największy i najwspanialszy w życiu, cudowny dar.

Przyziemnie u nas, choć dziś wznoszę oczy ku niebu... Zaraz jadę zamiawiać torty - na chrzciny i na nasze trzydziestki. Muszę zacząć sprzątać. Mały ma katar, męża i mnie boli gardło. Jąderko Leosia zmniejszyło się. Za dwa dni mamy wizytę u chirurga. Ulewanie Leośkowe zmalało. Moje jelita mają się wciąż średnio, ale to oznacza, że nie jest najgorzej.
Chrzest już w tę niedzielę. Zaczynam się delikatnie stresować. Czym? A no różnymi rzeczami, między innymi...spowiedzią...

Tęsknię za latem.


Klik!

TOP