Ostatnie dni minęły szybko i pracowicie. Trochę szyłam ( głównie przerabiałam rzeczy z lumpeksu), w sobotę odwiedziliśmy chrześnicę męża, zjedliśmy też pierwszą w tym roku karkówkę i kiełbaskę z grilla. W piątek zjedliśmy pierwsze w naszym życiu sushi. Niestety kupione gotowe z marketu, więc szału nie było...
Niedzielę spędziliśmy z Państwem K. czyli moją Kasią i jej rodzinką. Fajnie było, choć nie obyło się bez przypałów ( do dziś nie wiemy, czy po mojej awanturze w knajpie nie zostaliśmy poczęstowani wytworem ślinianek kucharza).
Dostałam dziś bukiet goździków i słodkiego całusa od mężusia.
Jestem pieszczochem. Naprawdę. Mogłabym się tulić całe dnie. Tulić, głaskać, miziać. Nie wiem, czy to normalne w moim (!) wieku :) Mój mąż niestety w tej kwestii jest moim przeciwieństwem... Czasem też się pieszczę. Np. lecę w piżamie po kąpieli,do sypialni ( musicie to sobie dobrze wyobrazić - ja naprawdę nie chodzę po domu, ja biegam bądź latam), z rozpędu wskakuję na łóżko i wykrzykuję:
"Cyyyy są tu jakieś inne pizamkowccce??? "
Na to pada odpowiedź mojego męża ( Jego mina wyraża bardziej zażenowanie niż rozbawienie).
"No i po co mi dziecko...?"
JA ( niespeszona): ""Cyyyy są tu jakieś inne pizamkowccce??? "
ON:(nadal spogląda z zażenowaniem milcząc)
JA:"Noo....sybko! syskie pizamkowce idą na łósko się tuliććććć!!!"
ON:" Lepiej byś się pobzykała".
JA:(spoglądam z zażenowaniem milcząc)
Koniec pieszczot w moim wydaniu zapowiada początek pieszczot w wydaniu mojego męża.
Reszta posta została ocenzurowana ;)
Niedzielę spędziliśmy z Państwem K. czyli moją Kasią i jej rodzinką. Fajnie było, choć nie obyło się bez przypałów ( do dziś nie wiemy, czy po mojej awanturze w knajpie nie zostaliśmy poczęstowani wytworem ślinianek kucharza).
Dostałam dziś bukiet goździków i słodkiego całusa od mężusia.
Jestem pieszczochem. Naprawdę. Mogłabym się tulić całe dnie. Tulić, głaskać, miziać. Nie wiem, czy to normalne w moim (!) wieku :) Mój mąż niestety w tej kwestii jest moim przeciwieństwem... Czasem też się pieszczę. Np. lecę w piżamie po kąpieli,do sypialni ( musicie to sobie dobrze wyobrazić - ja naprawdę nie chodzę po domu, ja biegam bądź latam), z rozpędu wskakuję na łóżko i wykrzykuję:
"Cyyyy są tu jakieś inne pizamkowccce??? "
Na to pada odpowiedź mojego męża ( Jego mina wyraża bardziej zażenowanie niż rozbawienie).
"No i po co mi dziecko...?"
JA ( niespeszona): ""Cyyyy są tu jakieś inne pizamkowccce??? "
ON:(nadal spogląda z zażenowaniem milcząc)
JA:"Noo....sybko! syskie pizamkowce idą na łósko się tuliććććć!!!"
ON:" Lepiej byś się pobzykała".
JA:(spoglądam z zażenowaniem milcząc)
Koniec pieszczot w moim wydaniu zapowiada początek pieszczot w wydaniu mojego męża.
Reszta posta została ocenzurowana ;)
Nie wytrzymam:-) Jakbym o sobie i moim mężu czytała:-)))) Synek teraz mi trochę pomaga w takich porannych tulańcach wygłupkach małych pampuszków bamburyłków:-))))) A mąż jakby trochę mniejsze zażenowanie prezentował. Muszę jeszcze zgłębić ten temat:-)))
OdpowiedzUsuń:) nie ma co, mamy obie z głową :) witaj w klubie :)
Usuń:D nie wytrzymam :D niezła z Ciebie aparatka! Najważniejsze że humor sprzyja ;)
OdpowiedzUsuńtak, sprzyja. ja mam tylko chwilowe doły,a tak to staram się cieszyć tym, co jest. buźka
UsuńUbawiłam się-jesteście niesamowicie zabawni - moja wyobraźnia zadziałała !
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPozazdrościć radości życia ze mnie już uszła.Jestem święcie przekonana,że będziesz najwspanialszą mamą pod słońcem.Pozdrawiam basiek.
OdpowiedzUsuńkochana jesteś,ale jak będzie - czas pokaże. pozdrawiam!
UsuńTeż jestem strasznym pieszczochem i jestem z tego dumna!!!!!
OdpowiedzUsuńi tak 3mać! :)
UsuńNo i wyobraźnia zadziałała :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię przytulanki, całowanie pieszczotkowanie i drapaki po plecach. Niestety mój mąż to raczej tak rzeczowy jak Twój i te inne pieszczotki woli :)
Też myślę, ze będziesz super mamą :)
Widać tak już ludzie się dobierają. Ale wyobrażasz sobie dwoje ludzi pieszczących się, tulących i miziających przez całe dnie? ....eeee... lepiej niech jest jak jest :)
Usuń:-))))))
OdpowiedzUsuńI ja uwielbiam się przytulać, tulić i mogłabym tak non stop. A faceci, cóż... oni tak mają, że wszyscy zdecydowanie preferują bzykanko nad przytulanko. ;-P
Kochana, i ja dołączam się do głosu, że będziesz cudowną mamą! :-)
Aaaa, a sushi dajcie jeszcze szansę. Koniecznie spróbujcie świeże, w restauracji. Ja uwielbiam! Nigdy nie jadłam takiego gotowego ze sklepu, ale myślę, że może być dużo gorsze.
OdpowiedzUsuńOk, sushi spróbujemy w dobrej knajpie w Sopocie i wtedy opiszę swoje wrażenia :) Myślę, że to sklepowe koło prawdziwego sushi nawet nie stało :) Pozdrawiam i dziękuję za ciepłe słowa :)
UsuńJesteście przeuroczy. My oboje lubimy przytulasy, mizianie i całą resztę :) choć mąż chyba z większą częstotliwością, bo mi zaraz to albo za gorąco albo niewygodnie :) Taka paniusia ze mnie :) Co do sushi, zapomnijcie o tym sklepowym, znajdźcie pożądny lokal i dajcie mu szansę. My też po marketowym o mało się nie zraziliśmy. Później okazało się, że przyjemność jedzenia dobrego sushi porównywalna jest do tych pieszczotek :)
OdpowiedzUsuńHehe, ok. Obiecuję, że nasza przygoda z sushi dopiero się rozpoczęła :) Pozdrawiam!
UsuńFantastyczna notka,a motyw z pieszczochem rozbawił mnie do łez :D
OdpowiedzUsuń:) pozdrawiam i ściskam :)
UsuńPośmiałam się. Fajne z was małżeństwo. Pozdrawiam ewa
OdpowiedzUsuńTrochę porąbane, ale chyba masz rację, fajne :) Buźka!
UsuńOj uśmiałam się do łez.
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie sposób na to, aby nie zwariować w tej całej przytłaczającej codzienności.
Cudni jesteście :) pozdrawiam Iga
Hehe, dziękuję. Zamiast cudni to raczej cudaczni :P Pozdrawiam i ściskam!
Usuń