Kiedy zamykam oczy pod powiekami wciąż czai się ból. Wracają cienie przeszłości, tak bliskiej, wciąż tak niedalekiej... Nie zapomniałam cierpienia niepłodności, nie zapomniałam smaku tęsknoty za dzieckiem, nie zapomniałam, jak ciężko znosić poczucie bycia inną, gorszą...nawet jeśli jest się świadomym, że się gorszym nie jest.
Nasze dziecko przyszło do nas tak niespodziewanie, zmieniło wszystko tak z dnia na dzień, intensywność zdarzeń nie pozwoliła nawet tego wszystkiego przemyśleć. Ja - tak bardzo wzruszająca się, płacząca wszędzie i zawsze - nie wypłakałam jeszcze tych wszystkich emocji i teraz powoli czuję, jak wzbiera we mnie ich ogrom.
Mój synek jest piękny. Piękniejszy od wszystkich innych synków i córeczek. Piękniejszy od moich marzeń, piękniejszy od wyobrażeń. Wiem, że każda mama czuje w taki sposób. Jestem więc najnormalniejszą mamą świata.
Jestem nią od 2 tygodni.
2 tygodnie. A dokładnie 15 dni znam mojego synka. 15 dni odkąd Go przytuliłam pierwszy raz...
Nie umiem wyrazić słowami euforii, szaleństwa, fali miłości, która mnie zalała. Nie czuję się w najmniejszym stopniu gorsza od biologicznych matek, mam najwspanialszego synusia świata. KOCHAM GO. Nie zamieniłabym Go na żadnego innego... Jest idealny.
Bóg. Wciąż wraca do mnie to uczucie i wciąż jeszcze we mnie trwa... Tyle, że dziś zmienia swą barwę... Ty Boże słyszałeś moje prośby, Ty Boże kazałeś mu czekać, Ty Boże kazałeś czekać nam.
Miałeś swój cel. Dziś wiem, że Leoś jest naszym brakującym elementem. Tak po prostu. Tym fragmentem, bez którego moje życie wyciekało ze mnie... kapiąc powolnym strumieniem żalu,bólu, tęsknoty i rozczarowania.
Dziś Boże, chciałabym Cię przeprosić, podziękować i prosić o jeszcze jedno... chroń mojego synka od złego...
Pod powiekami wciąż, jak łza, drży tamten czas. Powiem to, ten czas gorszy, najgorszy w moim życiu. Ta droga, która była bardziej wyboista, niż miałam siłę znieść. Ta droga, która była cięższa niż moje ramiona mogły unieść. Ta droga, która zaprowadziła mnie do SYNKA.
I dlatego, gdy podnoszę powieki, otwieram oczy...i widzę moje szczęście - to wyśnione, wymarzone, wymodlone - to pragnę patrzeć, pragnę czuć, pragnę kochać jeszcze bardziej i nie chcę już zamykać oczu. I nie chcę już przesypiać nocy i dni. I nie chcę już pod powiekami szukać schronienia przed codziennością. Teraz chcę żyć. Mam po co, mam dla kogo. Znów jestem ciekawa i głodna jutra. A chwila, która trwa, to chwila, na którą czekałam całe życie.
I nie ma w tych słowach zbędnego patosu.
I tak, tak... moje życie to film.
I niech słowa mojej ukochanej poetki przekażą wszystkim to, co czuję otwierając o 5 rano oczy i słysząc szelest kołdry budzącego się mojego szczęścia...
"Więc jesteś?
Prosto z uchylonej jeszcze chwili?
Sieć była jednooka, a ty przez to oko?
Nie umiem się nadziwić, namilczeć się temu.
Posłuchaj.
jak mi prędko bije twoje serce."
Mam nadzieję, że uda Ci się przekroczyć "wpław rzekę wspomnień złych". Tulę.
OdpowiedzUsuńWiesz,że nieźle pływam :D Wiem już, że się uda! :*
UsuńDziękuję za koła ratunkowe, pontony i kapoki Kasiu...
Tak ładnie i wzruszająco napisałaś o Twojej tęsknocie i bólu, a teraz o Szczęściu. Wiele przeszłaś, Alla, i wiele wycierpiałaś.
OdpowiedzUsuńJa wierzę, że teraz czeka Cię wiele szczęścia i dobra, i wiele pięknych, radosnych chwil. To wszystko już się zaczęło i będzie trwać. Twoje macierzyństwo nie będzie takie zwykłe. Ono będzie bardzo szczęśliwe :)
Pozdrawiam Cię :) Anna
PS. Jak przeczytałam poprzedniego Twojego posta, to poczułam taką wspólnotę przeżyć, wiesz? :) Moja córeczka jest co prawda starsza od Twojego synka o ponad rok, ale też dużo przy niej pracy, szczególnie jak jestem sama..I czasem padam ze zmęczenia...Ale pomimo zmęczenia czuję przeogromną radość, że ją mam :)
Cierpienie wpisane jest w nasze życie... Dziś dużo łatwiej patrzeć mi na tamten czas. Wciąż jednak boli wspomnienie tego, jak strasznie się czułam. Jest mi siebie po prostu żal.
UsuńAle wystarczy wieczorne spojrzenie w oczy mojego serduszka...a wszystko mija, wszystko ma sens...
Radość, o której piszesz, radość, że Go mam, nigdy nie spodziewałam się, że miłość do dziecka jest tak gwałtowna, jest tak wspaniała i tak silna.
Pozdrawiam!
Spadaj, Ala. O 8 rano mnie tu do łez doprowadzasz ! ;-)
OdpowiedzUsuńBuziak.
Oczy się oczyszczą, wieczorem lepiej zaśniesz :P Całus :D
UsuńChyba tylko matka adpocyjna ma w sobie tyle miejsca żeby udźwignąć tę tęsknotę. Ja też czekam na moje szczęście. Za chwilę mój mąż startuje w zawodach. Co zawody to myślę ile jeszcze takich startów gdzie będę musiała na niego na mecie czekać sama. Serce mi pęka bo nie wiem jak długo jeszcze.
OdpowiedzUsuńZatop się w tę miłość i dziel nią z nami.
Karolina
Twoje pęknięte serce jakiś mały ludek sklei kiedyś w kilka chwil. Jeszcze trochę, a będzie!
UsuńKochanie ty płaczesz? Powiedział cichym głosem mąż patrząc na moje szkliste oczy wpatrzone w tekst Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńTak płaczę bo to co czytam jest tak mi bliskie...Wierząd w Boży plan pokładam nadzieję że i Nam będzie dane kiedyś przytulić ten Mały-Wielki skarb.
Oczywiście, że będzie. Jeśli się nie poddasz, w końcu przytulisz swojego synka lub swoją córeczkę :)
UsuńMasz piękny dar ubierania myśli w słowa-przeczytałam całego Twojego bloga 3 tygodnie temu i...zaglądam codziennie :-) Przez 5 lat myślałam,że nie będzie mi dane być mama, a teraz moja juz prawie 3latka jeszcze śpi-sen obie mają po tatusiu,na całe szczęście-a moje 9miesięczne szczęście wyrywa mi laptopa-a Twoje wpisy oddają to co czułam,w tym "pustym" czasie.Miłego dnia!ale czy może być inny ze Skarbem w ramionach?Anna
OdpowiedzUsuńDzień był miły, mały jest najukochańszy :) 5 lat musiało odcisnąć na Tobie piętno. Wierzę, że dzięki temu dziś dużo bardziej potrafisz cieszyć się macierzyństwem.
UsuńPozdrawiam!
Nie mogę ostatnio czytać Twoich postów Allu, bo przy każdym ryczę.. Ja ten cholerny ból niepłodności czuję bardzo mocno.. Ale wytrzymam! Choćby to miało trwać wieki! Ty wytrwałaś, to ja też dam radę! A Twój synek jest cudny. Warto było dla niego tyle przejść, prawda? :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak masz myśleć! Ja wytrwałam, ja się doczekałam, ja byłam u kresu, chciałam się poddać, a nawet gorzej...
UsuńDziś wiem, że warto. Będzie różnie. My z mężem początkowo, a nawet i później kłóciliśmy się o adopcję. On chciał jeszcze in vitro, ja nie wiedziałam już co robić. Dziś Leoś jest po prostu jego synkiem. O tym, że jest adoptowany w codziennym życiu się nie myśli, choć oczywiście się to wie.
Miłość jest najważniejsza. I nawet dziś, jak mówię Leośkowi, że Go kocham, to zawsze dodaję- i masz najwspanialszego tatusia pod słońcem, dzięki niemu Cię mam :)
Bo to prawda.
Nie było mnie osiem dni a tu tyle szczęścia ,tak się cieszę ze macie cudownego synka i że tak jesteś szczęśliwa Alu, Bóg miał plan. N niech aniołek strzeże waszego maluszka no i was oczywiście. Pozdrawiam serdecznie ewa
OdpowiedzUsuńDziękuję Ewo :) Pozdrawiam Cię gorąco i cieszę się, że wróciłaś. Tęskniłam :)
UsuńAlu cierpienie nieustannie jest wpisane w nasze zycie. Przelezalam cala ciaze prawie z moja pierwsza. Tyle razy sie z nia zegnalam. Zeganalam inne dzieci... potem okazalo się, ze urodziłam jeszcze trojke chlopcow. I zawsze myslalam ze tylko ten zakret a potem strachu nie bedzie. gdzie tam... ciagle jest strach i niepokoj. Jak wychodza na dwor, jak choruja jak sa wyniki inne niedobre... jak boli glowa... ciagle jest i bedzie bo taki urok rodzicielstwa. Bez tej soli nie smakuje.
OdpowiedzUsuńAle straty moich dzieci jeszcze jedno mi uswiadomily... cokolwiek sie dzieje - dzieci sa tu tylko chwile... dla mnie chwile. Ten jedyny jest obok mniej i nie moge go zostawiac :) Dlatego we dwojke lepiej przezywac te leki... :) Pieknie piszesz... pieknie robisz zdjecia (ale z tym to sie powtarzam)
Widze ze twoj Leos taki steskniony kontaktu :) Moze chusta? Dobry moment... Ja odkryłam chustę przy synku (dwoch ostatnich wynosiłam za wszystkie czasy)
Zycze wielu usmiechow i niepokoi malych... Choc pewnie beda ale to naprawde dobre... okazuje sie ze to co boli w koncu jest dobre
Wiem, wiem, że lęki nie miną. Dopiero teraz widzę, jak moga być potężne. Wystarczy, że mały mi dziś zwymiotował, a nogi miałam jak galareta i nie mogłam się poruszyć.
UsuńAle to wszystko jest wpisane w nasze życie, tak jak piszesz :)
3 chłopców to wielki dar :)
Pozdrawiam Waszą rodzinkę!
I dziewczynka;)
Usuń:) to jeszcze większy dar!
UsuńNie ma na to słowa. Tylko poezja. Pieknie :)))))
OdpowiedzUsuń:) Buziaczki!
UsuńSiła macierzyństwa... Kiedyś nie zdawałam sobie z niej sprawy. Przez moment sama myślałam, że będę trochę inną mamą. Dziś wiem, że to nieprawda. Urodziłam moje dziecko w bólu i cierpieniu. Kocham go miłością bezbrzeżną, tak, jak wszystkie inne mamy świata. Dziś czuję, że mogłabym za niego umrzeć. Z uśmiechem na twarzy. Widzę, jak bardzo mnie przemienił. Jak dopełnił moją rodzinę swoją obecnością. Jest właśnie tym brakującym puzzlem. Jest tylko jedna Osoba na świecie, która mogła go tak doskonale dopasować.
OdpowiedzUsuńLeoś... Dla niego wymarzył sobie wyjątkowych rodziców i skrzyżował Wasze drogi. I ja dziękuję Mu za to, wierząc, że wszystko ma sens... Historia pięknej Miłości, która wypływa ze Źródła...
I najpiękniejsze rodzicielskie błogosławieństwo. Odkryj Jego Moc, Alu.
Tak, poznaję siłę macierzyństwa i zaskakuje mnie ona. Bóg mnie zaskakuje. I mam nadzieję, że teraz będę widzieć więcej, czuć więcej... :)
UsuńPozdrawiam!
A ja już nie płaczę, ja się cieszę do monitora. Z Twoich wpisów bije taki optymizm i radość :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
:) Pozdrowienia :)
UsuńWitaj Alicja. Chciałbym żebyś tylko wiedziała że twój blog bardzo pomaga mężczyznom! Ponieważ my mężowie którzy zmagamy się wraz z naszymi ukochanymi z problem bezpłodności, gdy przychodzi ten czas kiedy zaczyna się w sercu myśl o o adopcji, jednym z największych problemów dla nas jest to czy nasze żony będą czuły się spełnione. Ty i twój blog pokazuje naszym ukochanym że TAK!!! Że w sercu kobiety jest ta nie odkryta część, tajemnica która ujawnia się i odkrywa to co najlepsze w momencie gdy bierze na ręce to małe dzieciątko. Tak jakby ono było kodem który rozszyfrowuje tę tajemnicę i uwalnia z głębi miłość która była przedtem nie znana nie do opisania i co najważniejsze ona tam jest i czeka, aby tylko wyjść i dać szczęście i siłę. Dzięki Tobie my mężczyźni stajemy się odważniejsi i zdecydowani, zdecydowani by zrobić ten krok w przód.
OdpowiedzUsuńTobie życzę, dużo życzliwości w koło, synka zdrowego, uśmiechniętego, miłość pomnażającego.
Karol
Jezu...mam ciary na całym ciele z nogami włącznie.
UsuńBardzo się wzruszyłam. Cieszę się bardzo!
Ja tylko piszę prawdę! Sama zmagałam się z lękami...swoimi i męża... I pamiętam, jak był czas, że On wcale nawet nie chciał słuchać o adopcji, i pamiętam czas, gdy mi wyznał, że zgodził się na wizytę w OA w nadziei, że mnie ona "odblokuje" i zaciąże, i teraz nadszedł czas, że nie wyobrażamy sobie, że mogłoby być inaczej! Nasz synek jest naprawdę synkiem, a mój mąż - uwierz - bardzo sceptyczny zawsze, zakochał się bez pamięci! Zresztą o tym będzie post! :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Ala
Dziękuję za odpowiedź. A na posta będę czekał z niecierpliwością.
UsuńWszystkiego Dobrego
K.
Witaj Córciu! Ciary za ciary!
OdpowiedzUsuńMama?
Usuń:*
Rycze, ryczę, ryczę i śmieję sie na zmianę. Przeczytałam prawie wszystko. Kocham Was i nie moge sie doczekac, kiedy poznam Wasza wyczekaną Kruszyne.
OdpowiedzUsuńKto nas kocha??? Kto???
UsuńCzy ja już zawsze będę ryczeć czytając Twoje wpisy :) bardzo się cieszę z Twojego szczęścia. Mi właśnie wybiła 30-stka i to jest dobry moment na podjęcie "jakiejś" decyzji :) Wiem, że mój mąż boi się adopcji, więc spróbujemy jeszcze raz poszukać lekarza, a jak nie, to dzięki Tobie wiem, że jest jeszcze dla nas NADZIEJA :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie :)
Magda
Ryczenie jest zdrowe :)
UsuńNadzieja jest. I to taka, która zapowiada przeogromne szczęście, radość i spełnienie!