Dni mijają jeden za drugim. Są do siebie podobne, ale jednak inne. Moje serce jest chyba z gumy, bo choć wydaje mi się, że jest już przepełnione miłością to każdego dnia kocham bardziej, mocniej, silniej.
Mój synek jest wspaniały. Ma swój rytm dnia, który zachowujemy i dzięki temu wszyscy są zadowoleni i wypoczęci, a i w domu powoli staram się zachować porządek.
Dziś mieliśmy wizytę z OA, było bardzo przyjemnie :) Mały gaworzył, pierdział, ślinił się i śmiał. Szczęście w czystej postaci.
Wczoraj mieliśmy ciężki dzień. Moi chłopcy ledwo ten dzień przeżyli...I nie wiem, szczerze, który miał się gorzej... A wszystko za sprawą...planowego szczepienia... 3 w życiu Leo, ale naszego wspólnego - pierwszego. Dzień był upalny i mały nie usnął podczas swojej przepołudniowej drzemki. Zapakowaliśmy Go w samochód i pojechaliśmy do przychodni. Droga trwała jakieś 5 min, ale Misiol usnął od razu. Już w gabinecie - na śpiocha - rozbierałam Go, a mąż trzymał synusiową ulubioną zabawkę - piszczącą ważkę, albo motyla - w naszym domu nazywaną Panem Parówką. Po rozebraniu i zważeniu ( 7590g) przystąpiliśmy do kłucia.
Jestem chyba podłą matką - podeszłam do tego zadaniowo. Mnie zresztą nigdy nie przerażały igły, pobierania krwi i inne. Od dziecka znosiłam je z uniesioną głową i z uśmiechem. Może dlatego nie rozczulałam się nad małym. Gdy pielęgniarka kłuła Leo, on aż cofnął się cały i rozdarł dziabarkę na całą przychodnię. Ja go trzymałam, a mąż namiętnie dusił Pana Parówkę, który piszczał niemiłosiernie. Po wszystkim i mąż, i synuś byli cali mokrzy. A ja spokojna i trochę ubawiona postawą mojego męża. Cały wieczór, aż do nocy, przed oczami miał "krewkę", która wypłynęła po ukłuciu synusiowej nózi.
Po powrocie do domu synuś odpadł. Spał 4h, aż zaczęłam się martwić i poszłam zmierzyć mu temperaturę. Była podwyższona - 37,5st., ale stwierdziłam, że nie ma się czym martwić, to normalne po szczepieniu. Jednak po kilku godzinach temperatura wzrosła do 38,6 i podałam mu dawkę paracetamolu w syropku. Wtedy nie było mi już do śmiechu. Przepłakałam pół wieczora, a w nocy co godzinę wstawałam mierzyć małemu temperaturę... Na szczęście spadła i teraz wszystko jest ok. Przez te upały udało mi się nauczyć Brzdąca zasypiać w swoim łóżeczku i uważam to za mój pierwszy wychowawczy sukces! :)
A...wracając do wspomnianego Pana Parówki... Po powrocie ze szczepienia próbowaliśmy rozbawić naszego Smyka. Tak jak zawsze piszcząc Panem Parówką. Jednak syn patrzył na swoją zabawkę z niekłamanym oburzeniem i z rozmachem odwracał głowę, tak jakby chciał powiedzieć:
"I Ty, przyjacielu, przeciwko mnie? Nie ochroniłeś mnie przed piku piku oszuście!"
Tak teraz śpi mój Skarb.
Standardowo - nóżka się chłodzi :)
Ala, jak jest taka pogoda lepiej odpuszczać wszelkie wizyty lekarskie o ile nie są bezwzględnie konieczne. Przesunięcie szczepienia o kilka dni krzywdy dziecku nie wyrządzi. Obserwuj małego teraz uważnie przez najbliższe dni, czy nie wystąpi jakieś "dziwne zachowanie" ( bardziej śpiący, rozdrażniony itp) Adasia szczepiłam z dwa razy z kilkutygodniowym poślizgiem, bo albo był niewyraźny albo np.miał katar. Przeciw pneumokokom zaszczepiłam go ostatnią dawką, choć w poprzedzającym szczepienie tygodniu dwa razy zakaszlał, miałam wątpliwości, ale lekarka powiedziała, że zdrowy, dziwnym trafem za parę dni rozłożył się na dobre. Teraz ufam tylko swojemu instynktowi.
OdpowiedzUsuńA ja myślę z kolei, że dobrze, że na takiej pogodzie - lepsze to niż podczas zimna i chłodu:))) Leoś śliczny:))
UsuńWezmę radę do serca. Ale to szczepienie i tak było już przekładane.
UsuńPozdrawiam!
Alu, my z panem W jutro na szczepienie... będą 3 wkłucia... już oblewają mnie zimne poty !
OdpowiedzUsuń3 mam kciuki! Bądź dzielna! Weź jakiegoś Waszego Pana Parówkę :) ;)
UsuńGratuluję Ci pierwszych sukcesów wychowawczych :) Na pewno z dnia na dzień - kiedy już się lepiej z Leosiem poznacie i ze sobą "oswoicie" - będzie ich coraz więcej :) Ależ Wam zazdroszczę tego wszystkiego - i gaworzenia, i pierdzenia, i nawet tych stresujących szczepień ;) A widok tej małej stópki wystającej spod kołderki przyprawia mnie o prawdziwe ciary wzruszenia :)
OdpowiedzUsuńKochana, teraz mocno zaciskam kciuki, żebyś już i Ty mogła się cieszyć swoim szczęściem!!! I modlę się. Bo jestem pewna, że mój syn taki cudowny jest, bo się tyle ludzi modliło za nas!
UsuńParówkowy zdrajcą .. a fe!
OdpowiedzUsuńHeheheh :) No taki los!
UsuńUf szczepienie za wami ,mama musi być dzielna faceci to mięczaki . Gorączka zawsze po szczepieniu była tylko trzeba uważać żeby na słonce dziecka nie wystawiać i tyle szczepień lepiej nie odkładać jak zdrowe dziecko to lepiej to mieć za sobą. Ale komu ja to pisze co ? Pan parówka zdrajca pewnie zostanie zastąpiony sową . Pozdrawiam serdecznie ewa
OdpowiedzUsuńTak, sowa to też ukochana przyjaciółka Leo. Mały dziś już ok, choć upał nam ogólnie nie służy. Dobrze, że mamy dom, w naszym starym mieszkaniu jest pewnie 40st...
UsuńPozdrawiam i całuję :)
O nie, nie, nie, o szczepieniach, to ja się wypowiadać nie będę, bo nie powiem nic ładnego. Dobrze, że Pan Parówka załagodził ten nieprzyjemny pościk:-) Pozdrawiam i proszę o następny temat. Ten mi się wcale nie podobał:-)
OdpowiedzUsuńP.S. Buziak dla ukłutego Leonka.
:) Czyli, że na szczepieniach funkcjonujesz jak mój mąż?
UsuńCałus!
Na szczepieniach funkcjonuję raczej jak Ty, Allu, tryb zadaniowy czyli damy radę.
UsuńTylko nasze kolejne szczepienia pogarszały stan zdrowia mojego dziecka - moja intuicja do mnie krzyczała i Bogu dzięki jej posłuchałam. Dzisiaj słyszę czasem takie słowa "uratowała pani dziecko". Nie dziwi nic - przecież to mój skarb! Chciałam Ci tylko powiedzieć bądź czujna, Alu - obserwuj i wyciągaj wnioski, z resztą, nie mam jakoś wątpliwości, że tak właśnie robisz.
Jeśli będziesz chciała wiedzieć coś więcej, zawsze chętnie Ci podpowiem, bo historia mojego synka jest boooogaaata. To ja mówiłam - matka wariatka;-)
Dla malutkiego - przytulaniec. Buźka!
Odezwij się proszę do mnie na maila, ala2n@wp.pl, buźka!
UsuńMówisz i masz!
UsuńPan Parówka - zabawna nazwa hihi. Oj słodziak z Waszego Syneczka :))
OdpowiedzUsuńOj słodziak, słodziak. Jest przeeeeeeeeeeecudowny i przeeeeeekochany!
UsuńUnas podobnie, ja zachowuję zdrowy rozsądek i podejście zadaniowe a tatuś się przy takich akcjach oblewa potem. A macie już wizję kiedy rozprawa?
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy z wakacji :)
Tak, wrzesień.
UsuńWysłałam Ci maila :)
UsuńWłaśnie już czytam i pieję z zachwytu. Właśnie u nas przeleciał mam nadzieję ostatni dzisiaj samolot a od dwóch dni chyba jakiś zlot śmigłowców mamy takźe witam w klubie, jutro odpiszę bo dzisiaj to sobie pooglądam jeszcze tego cudnego chłopczyka :)
UsuńPanu Parówce nie pozostało nic innego jak się szybko zrehabilitować ;)
OdpowiedzUsuńBędzie musiał! :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO matko te okropne ale niestety konieczne szczepienia.......... Całuski dla Leosia. Alu jestes cudowną mamusią!!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana, mam nadzieję, że to prawda:)
UsuńPan Parowka biedny narazil sie Leosiowi heh
OdpowiedzUsuńWstręciuch! :)
UsuńKochaj, kochaj- taka rola Mamy! Podziwiam za podejście zadaniowe- mnie się to nawet z psem nie udaje... A chłodząca się nózia to widok najsłodszy na świecie, którego dziko Ci zazdroszczę:)
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę! I nie będziesz musiała zazdrościć :)
UsuńCałuję i pozdrawiam!
A skad masz takiego fajnego Pana Parówke, tzn. gdzie go kupilas?? jest boski i nazwa fajowa:) Wszystkiego dobrego dla Was, duzo milosci i malo ukuc w pieknego Bobasa:)!!!! B.
OdpowiedzUsuńPan Parówka jest prezentem, więc nie wiem, gdzie został kupiony. Ale jest z firmy BabyOno - u nas dostępna w hurtowni dla dzieci w Gdańsku.
UsuńPozdrawiam!!!
Alla, czytając Twoje wpisy nabieram energii i wiary. Moje metody leczenia powoli się kończą i powoli sama mam już tego dość. Zaczęłam myśleć o adopcji, powoli mówię o tym mężowi. On jednak sądzi, że to za wcześnie. A ja się boję , że znów coś przegapimy. Na początku pierwsza myśl o adopcji wzbudzała we mnie radość i nową nadzieję. Była taka idealistyczna. Po pierwszej poważnej rozmowie z mężem ogarnął mnie jakiś strach. Mamy 4 lata stażu, budujemy dom, pracujemy. Nie wiem czy się zakwalifikujemy. Może w naszym przypadku to rzeczywiście za wcześnie. Na początku miałam spokój i radość, a teraz ogarnął mnie strach. Czy to normalne ? Alla doradź coś. Pozdrawiam Cię i ściskam mocno całą Waszą rodzinę :)
OdpowiedzUsuńWszystko, co opisujesz jest mi znane. Doskonale Cię rozumiem. Myślę, że gdybyś nie czuła strachu, o którym piszesz, adopcja nie byłaby dla Was rozwiązaniem ( trochę brzydko to zabrzmiało, ale nie wiem, jak inaczej ubrać to w słowa). Każdy, kto decyduje się na adopcję powinien czuć strach, bo idzie on w parze z odpowiedzialnością. Co jeśli nie przestanę marzyć o ciąży? Co jeśli nie będę szczęśliwa i nie pokocham dziecka? Co jeśli dziecko mi się nie spodoba? Czy mąż będzie umiał kochać nasze dziecko? Czy czegoś nie stracę? Takie i wiele innych pytań zadawałam sobie i się ich nie wstydzę.
UsuńWiem jedno - dziś czuję, jak wiele zyskałam, nawet jeśli coś straciłam. Ten Mały, który właśnie chwyta grzechotkę koniczynę, choć jego zdrowie wciąż pozostaje dla mnie zagadką, jest wytrychem, który otworzył mi drzwi do normalnego życia. Pełnego radości, otwartości, zrozumienia dla innych, szczęścia, ale i lęków. Macierzyństwo jest ciężką pracą, od której nie ma urlopu. Ale pragnę być pracoholikiem :) Bo ta praca daje mi więcej satysfakcji niż cokolwiek co robiłam do tej pory w moim życiu.
PS. W sierpniu mamy z mężem 4 rocznicę ślubu. O dziecko staraliśmy się trzy lata. Po trzech latach jest z nami, a nawet kilka miesięcy szybciej :) Czy to za szybko? W naszym przypadku wiem, że nie. A jak jest w Waszym? Zapytaj siebie, wsłuchaj się w swoją intuicję, ona zna odpowiedź.
Całuję! ( też Cię czytam :) )
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńP.S.
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga od początku - jak książkę. Szukam wskazówek i dobrych myśli. Pomaga.Czuję na na strasznie dużym rozdrożu. Dziwnie.
Cieszę się, że wizyta OA minęła w przyjemnej atmosferze! W końcu jesteście razem, wszyscy szczęśliwi, nie ma powodów, aby mogło być inaczej! Co do szczepienia.. no cóż, faceci już tacy są :) Dobrze, że Twoi Panowie mają Ciebie :) Jak Leoś będzie starszy, to wkręcaj mu, że on się nie boi ani zastrzyków, ani pobrań krwi.. mi Mama całe życie to powtarzała (chwilami zastanawiałam się, skąd ona to wie?:P) ale wierzyłam i urosłam na dzielną dziewczynkę :) A Leoś to dopiero będzie Bohater :) Ściskam cała Waszą Trójkę, uśmiecham się do zdjęć i ślę buziaki :**
OdpowiedzUsuń:) Bo mamy wiedzą wszystko!
UsuńBuziaki!
Moj maly raz goraczkuje po szczepieniach, raz nie. Czysta loteria, ale dopoki goraczka nie przekracza 39 stopni nie ma sie czego bac. :) Zreszta, dzieci znosza bez problemu znacznie wyzsza temperature niz dorosli. Moja corka kiedys podlapala jakiegos wirusa i przez 3 dni miala niemal 41 stopni! Ja malo nie zeszlam na zawal, a lekarka mnie uspokoila, ze to pewnie wirus, na wszelki wypadek zlecila badania, ktore oczywiscie nic nie wykazaly, a po 5 dniach rzeczywiscie samo przeszlo. :)
OdpowiedzUsuńA faceci to cienasy. ;) Moj maz tez nie moze zniesc klucia dzieci. Jeszcze szczepienia jakos znosi, ale na pobrania krwi to ja musze jezdzic. :)
Hehe, no o pobraniu krwi to ja już nawet nie wspominam, choć jeszcze nie musieliśmy próbować. Ale u nas to jak pobranie ma mieć mąż, to zawsze pyta, czy nie pójdę za niego, to co dopiero, jak będzie Leo!
UsuńŚliczny ten Wasz Synuś Allu, tą nóżkę sama bym wycałowała mam nadzieje, że kiedyś będzie mi dane takie małe nóżki całować, pozdrawiam i życzę spokojnego weekendu po szczepieniu będzie dobrze innej opcji nie ma
OdpowiedzUsuńP.S. Co to mężczyzn to mój mąż też boi się zastrzyków a taki duży chłop :-)))
Pozdrawiam -Ania