Drzewo jeszcze nie zostało skończone. To na wstępie ;) Nie miałam czasu, żeby je skończyć, bo spędziliśmy ten weekend, jak co roku, na windsurfingu w Chałupach. Niestety, ze względu na mój stan zdrowia - tym razem tylko patrzyłam :( Wyjechaliśmy z Ewą i Michałem ( byliśmy z nimi w Chorwacji). I jak zwykle było śmiesznie.
Mój nastrój jednak, mimo pięknej pogody, fantastycznego towarzystwa, był kiepski. Dlaczego?
A no dlatego, że pobyt tam jest dla mnie swego rodzaju punktem odniesienia. Pamiętam, jak w zeszłym roku leżąc na plaży marzyłam, że za rok wszystko się zmieni... Że nie będziemy we dwójkę, że nie będę z zazdrością i "kluchą" w gardle patrzeć na bawiące się obok dzieci.
Niestety, mimo upływającego czasu, moje uczucia wciąż tkwią w pewnym martwym punkcie. Moja tęsknota wciąż rozdziera moje serce. Przez to wszystko nie umiem się cieszyć, nie umiem czerpać radości z rzeczywistości... Nie umiem od tego uciec. Oderwać się choć na chwilę. To męczące. Bardzo.
Leżałam więc na plaży, patrzyłam jak wszyscy pływają, a pod słonecznymi okularami lał się wodospad łez.
Obok mnie, tuż nad ziemią latały te oto ptaszki, wiecie co to za ptak? :) (taka zagadka biologiczna :P)
Skusiłam się na chwilę zabawy na trampolinie, niestety moja powiększona śledziona natychmiast dała o sobie znać. Pobolewała mnie przez kolejne kilka godzin, więc już nie odważyłam się na szaleństwa...
Wieczorem, dzień żegnał nas jednym z najpiękniejszych zachodów słońca, jakie kiedykolwiek widziałam.
Podziwiałyśmy go z Ewą i chłopakami po stronie zatoki...
Chcieliśmy pójść razem na stronę otwartego morza. Jednak nasi chłopcy "po drodze" jakoś się zawieruszyli. Podziwiałyśmy ten widok same:
A chłopaki...no cóż - niech żałują. Gdy odnalazłyśmy nasze zguby...nie bardzo umiały się zachwycić czymkolwiek, a ich błędny wzrok wskazywał wyraźnie, w jakim celu się "zagubiły" :P
A dla mojej Dzidzi też powstało kilka zdjęć. Ta osóbka na falochronie to ja.
PS. Powstała nowa mini-ankieta na mojej stronie. W prawym górnym rogu strony. Ciekawa jestem Waszych opnii, więc zachęcam do głosowania.
Poprzednia ankieta, w której pytałam, w jakim celu odwiedzacie mojego bloga, wskazała, że odwiedzacie go głównie dlatego, że sami zmagacie się z podobnymi problemami, bądź zmagają się z nimi bliskie Wam osoby. Był jednak również jeden hejter ;)
Mój nastrój jednak, mimo pięknej pogody, fantastycznego towarzystwa, był kiepski. Dlaczego?
A no dlatego, że pobyt tam jest dla mnie swego rodzaju punktem odniesienia. Pamiętam, jak w zeszłym roku leżąc na plaży marzyłam, że za rok wszystko się zmieni... Że nie będziemy we dwójkę, że nie będę z zazdrością i "kluchą" w gardle patrzeć na bawiące się obok dzieci.
Niestety, mimo upływającego czasu, moje uczucia wciąż tkwią w pewnym martwym punkcie. Moja tęsknota wciąż rozdziera moje serce. Przez to wszystko nie umiem się cieszyć, nie umiem czerpać radości z rzeczywistości... Nie umiem od tego uciec. Oderwać się choć na chwilę. To męczące. Bardzo.
Leżałam więc na plaży, patrzyłam jak wszyscy pływają, a pod słonecznymi okularami lał się wodospad łez.
Obok mnie, tuż nad ziemią latały te oto ptaszki, wiecie co to za ptak? :) (taka zagadka biologiczna :P)
Skusiłam się na chwilę zabawy na trampolinie, niestety moja powiększona śledziona natychmiast dała o sobie znać. Pobolewała mnie przez kolejne kilka godzin, więc już nie odważyłam się na szaleństwa...
Wieczorem, dzień żegnał nas jednym z najpiękniejszych zachodów słońca, jakie kiedykolwiek widziałam.
Podziwiałyśmy go z Ewą i chłopakami po stronie zatoki...
Chcieliśmy pójść razem na stronę otwartego morza. Jednak nasi chłopcy "po drodze" jakoś się zawieruszyli. Podziwiałyśmy ten widok same:
A dla mojej Dzidzi też powstało kilka zdjęć. Ta osóbka na falochronie to ja.
PS. Powstała nowa mini-ankieta na mojej stronie. W prawym górnym rogu strony. Ciekawa jestem Waszych opnii, więc zachęcam do głosowania.
Poprzednia ankieta, w której pytałam, w jakim celu odwiedzacie mojego bloga, wskazała, że odwiedzacie go głównie dlatego, że sami zmagacie się z podobnymi problemami, bądź zmagają się z nimi bliskie Wam osoby. Był jednak również jeden hejter ;)
Pękłam z zazdrości!!!!!! Ja też chcę mieć tak blisko do morza, bu!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńŚlediona po tych fikach pewnie lezy w okolicach łopatek więc się nie dziw, że kwiczy z bólu.
Mój jak na raze jedyny hejter pozwolił sobie podesłać mi link o nieudanej adopcji, nie wiem co się czlowiek spodziewał. Chyba że rzucę to wszystko i utonę w otchłani rozdzirajądej serce bezdzietnosci. Na złość jemu jestem sczęśliwa :) :)
Zdjęcia cudne!!!
Nie pękaj ;) Cieszę się, że jesteś szczęśliwa...i no cóż...pękam z zazdrości :)
UsuńBuziaki!
Oj nie ma co, zwłaszcza źe mój źywot krótki. Pola kilka dni temu powiedziała, źe zabije tatę. Pewnie ja będę kolejna :)
UsuńO kurde, rozwaliłaś mnie :) Mój chrześniak wiele razy powtarzał w nerwach : " Zaraz Cię zabiję tatuś". A nadal żyją i mają się dobrze :)
UsuńAlu nawet nie wiesz jak dobrze znam te uczucia :( a widoki przepiękne.Tylko jeszcze żeby człowiek umiał się z nich cieszyć. Ściskam.basiek
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu i pozdrawiam!
UsuńRozumiem twoją tęsknotę i wierzę, że to już - tuż tuż!
OdpowiedzUsuńPs.
Piękny zachód, piękne fotki.
Dziękuję. Mam nadzieję, że masz rację, ja też wierzę. Wiara czyni przecież cuda.
UsuńTen ptak to jaskółka dymówka;)
OdpowiedzUsuńBrawo! Brawo! :)
UsuńAleż piękny zachód słońca. W rzeczywistości wyglądał pewnie jeszcze ładniej.
OdpowiedzUsuńTwoja tęsknota jest pewnie ogromna jak to morze za Tobą, ale już niedługo na plaży obok śladów Waszych stóp pojawią się mniejsze stópki :)
To będą piękne czasy :) Dziękuję i Wam też tego życzę :)
UsuńPółwysep Helski jest naszym ulubionym miejscem nad polskim morzem. To takie "NASZE" miejsce. I czuję dokładnie jak Ty, to był taki punkt odniesienia, sam fakt, że jeździmy tam tylko raz w roku budził takie szczególne uczucia: "może za rok będziemy już we 3". Kilka lat temu właśnie tam rozpoczęliśmy "starania" (walcząc jeszcze z niepewnością mojego ówczesnego chłopaka, teraz męża ;) )a później rok po roku obserwowałam tam z bólem i zazdrością szczęśliwych rodziców. Po 4 latach starań nam się udało i w tym roku mam nadzieję odwiedzić półwysep z naszym niespełna rocznym synkiem. I Wam się uda. Często myślę o Was, odzienie zaglądam z nadzieją, że przeczytam, że to już.. Życzę Wam żebyście nie musieli już czekać :)
OdpowiedzUsuńMam marzenie, że Twoje ostatnie zdanie się spełni jeszcze w tym miesiącu.
UsuńA tak z ciekawości zapytam - mówili w OA ile maksymalnie może trwać czas oczekiwania na dziecko?
OdpowiedzUsuńDo 1,5 roku. Przeciętnie jednak do roku. Nam w lipcu mija rok.
UsuńTo jestem przekonana, że Boże Narodzenie spędzicie już we trójkę ;) a może nawet uda się wcześniej za co trzymam kciuki!
UsuńZdjęcia jak zwykle przepiękne :) a za rok to już na pewno będą jeszcze piękniejsze.... :) Ściskam!!!
OdpowiedzUsuńDzięki kochana. Mam nadzieję, że tak będzie!
UsuńRozumiem, że ta osóbka na trampolinie, to również Ty? Alu, ze śledzioną na trampolinę? Po mononukleozie? Mój synek miał tej zimy podejrzenie tej choroby (całe szczęście to nie było to), ale oczyma wyobraźni już widziałam go niemalże pod kloszem. Wizja pękniętej śledziony mnie... echchch, po co to wspominać? Alu, Aaaaalu, uważaj na siebie, nie fikaj za bardzo:-)
OdpowiedzUsuńPrzepiękny ten post. Przepiękne zdjęcia, zachód i ten niebanalny ptak. I Twoja piękna, niebanalna tęsknota... Jest w niej coś wyjątkowego i strasznego zarazem. Niech minie... Następny pobyt w Chałupach... następnego pobytu nie będzie, dziecko będzie za małe, za kruche i świat stanie na głowie. Tego Ci życzę, Kochana. Pa!
yyyyy..no... to ja na tej trampolinie :P :) Już nie będę fikać więcej...
UsuńDziękuję za PRZEPIĘKNE słowa i cudowne życzenia :) Całuję i pozdrawiam!
Piękny weekend... Moje okulary przeciwsłoneczne to z roku na rok coraz bardziej strzeżony przedmiot- ukryły już morze moich łez i bez nich często ludzie zastanawialiby się czy ze mną wszystko w porządku...A co do ankiety to dla mnie dar dla odważnych:)
OdpowiedzUsuń