Nic nowego się nie dzieje. Nie miałam weny, by pisać. Wciąż śnią mi się dzieci. Ostatnio jako anioł latałam po niebie i szukałam mojego dziecka-aniołka. I znalazłam dużą już dziewczynkę. Wręczyła mi moją starą kartkę z życzeniem- "chciałabym mieć córkę". I powiedziała- "I jestem mamo".
Szaleństwo. W głowie mi się po prostu pieprzy. Wokół same ciąże, nie idzie uciec od tematu dziecka.
Dziś, kolejny raz, przekonałam się, że nie warto być uczciwym. Dyrektor poprosił mnie na rozmowę i oświadczył mi, że w związku z moim planowanym macierzyńskim zatrudnił kobietkę na moje miejsce. WTF?????????????????? Przecież ja nie mam terminu porodu... Wściekłam się. Pytam więc, jak on to sobie wyobraża.Co jeśli do września nie zadzwonią? Zmieni mi umowę na pół etatu,a potem będę dostawać na macierzyńskim połowę pensji? I to mi funduje po 6 latach pracy u niego? Taka zapłata za szczerość i prawdomówność?
Od razu oświadczyłam też, że żadnej umowy innej nie podpiszę. I że chcę wrócić na swoje stanowisko i na swoją liczbę godzin. Więc umowa między nami wygląda tak, że umowa o pracę mi się nie zmieni (a mam na czas nieokreślony), ale w ramach prowadzonej przeze mnie chemii będę wykonywać prace administracyjne. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Choć mam ogromną nadzieję, że nic. Bo od września będę już mamą. Albo i wcześniej.
W związku z powyższym zadzwoniłam do ośrodka. Tym razem rozmawiałam z prowadzącym nas dyrektorem ( który zawsze był bardzo małomówny i daleki od jakichkolwiek obietnic). Opowiedziałam mu o snach, że czuję, że nasze dziecko już na nas czeka, że to nie może być przypadek. Odpowiedział mi po chwili wahania:" No to ma pani prorocze sny". Zmiękły mi nogi. Zapytałam, czy to znaczy, że nie możemy planować wakacji? Powiedział, że mamy planować... chyba, że chcemy wyjechać na miesiąc albo i więcej to mamy ich poinformować." O nie, nie, nie. Najwyżej tydzień, nie więcej" - szybko odpowiedziałam. "Mamy dużo dzieci, ale na razie nie dla was" - to były jego ostatnie słowa. No ...prawie. W sumie wymusiłam na nim obietnicę, że do naszej rocznicy zadzwonią ( 14 sierpnia). Trochę z przymrużeniem oka powiedział: "Yhhmmmm".
A poza tym w zeszły czwartek odwiedziliśmy Kasię i jej chłopaków. Robiłam im zdjęcia i jedliśmy hamburgery własnej roboty oraz zupę krem z kukurydzy. Mały Kasi dostał od nas pchacz i zasuwał po całym mieszkaniu zanosząc się od śmiechu. Coś cudownego. Byliśmy też na plaży.
A gdy wieczorem szliśmy do domku, spotkaliśmy trzy jeże. Oto pierwszy z nich. Oczywiście - odebrałam to jako kolejny znak ( książka Kotowskiej).
W piątek odwiedziłam koleżankę od bliźniaczek. Miałam mega doła, więc wypiłyśmy po małym piwku. Nie pomogło :(
A w sobotę robiłam sesję ślubną. Wróciłam do domu późno, koło 2 w nocy. Niedzielę spędziłam na przerabianiu zdjęć.
Szaleństwo. W głowie mi się po prostu pieprzy. Wokół same ciąże, nie idzie uciec od tematu dziecka.
Dziś, kolejny raz, przekonałam się, że nie warto być uczciwym. Dyrektor poprosił mnie na rozmowę i oświadczył mi, że w związku z moim planowanym macierzyńskim zatrudnił kobietkę na moje miejsce. WTF?????????????????? Przecież ja nie mam terminu porodu... Wściekłam się. Pytam więc, jak on to sobie wyobraża.Co jeśli do września nie zadzwonią? Zmieni mi umowę na pół etatu,a potem będę dostawać na macierzyńskim połowę pensji? I to mi funduje po 6 latach pracy u niego? Taka zapłata za szczerość i prawdomówność?
Od razu oświadczyłam też, że żadnej umowy innej nie podpiszę. I że chcę wrócić na swoje stanowisko i na swoją liczbę godzin. Więc umowa między nami wygląda tak, że umowa o pracę mi się nie zmieni (a mam na czas nieokreślony), ale w ramach prowadzonej przeze mnie chemii będę wykonywać prace administracyjne. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Choć mam ogromną nadzieję, że nic. Bo od września będę już mamą. Albo i wcześniej.
W związku z powyższym zadzwoniłam do ośrodka. Tym razem rozmawiałam z prowadzącym nas dyrektorem ( który zawsze był bardzo małomówny i daleki od jakichkolwiek obietnic). Opowiedziałam mu o snach, że czuję, że nasze dziecko już na nas czeka, że to nie może być przypadek. Odpowiedział mi po chwili wahania:" No to ma pani prorocze sny". Zmiękły mi nogi. Zapytałam, czy to znaczy, że nie możemy planować wakacji? Powiedział, że mamy planować... chyba, że chcemy wyjechać na miesiąc albo i więcej to mamy ich poinformować." O nie, nie, nie. Najwyżej tydzień, nie więcej" - szybko odpowiedziałam. "Mamy dużo dzieci, ale na razie nie dla was" - to były jego ostatnie słowa. No ...prawie. W sumie wymusiłam na nim obietnicę, że do naszej rocznicy zadzwonią ( 14 sierpnia). Trochę z przymrużeniem oka powiedział: "Yhhmmmm".
A poza tym w zeszły czwartek odwiedziliśmy Kasię i jej chłopaków. Robiłam im zdjęcia i jedliśmy hamburgery własnej roboty oraz zupę krem z kukurydzy. Mały Kasi dostał od nas pchacz i zasuwał po całym mieszkaniu zanosząc się od śmiechu. Coś cudownego. Byliśmy też na plaży.
A gdy wieczorem szliśmy do domku, spotkaliśmy trzy jeże. Oto pierwszy z nich. Oczywiście - odebrałam to jako kolejny znak ( książka Kotowskiej).
W piątek odwiedziłam koleżankę od bliźniaczek. Miałam mega doła, więc wypiłyśmy po małym piwku. Nie pomogło :(
A w sobotę robiłam sesję ślubną. Wróciłam do domu późno, koło 2 w nocy. Niedzielę spędziłam na przerabianiu zdjęć.
Aż mam dreszcze...Alu jeszcze troszkę i będziesz tuliła swoje maleństwo :-) Martyna
OdpowiedzUsuńNa pewno to prorocze sny oby,tak bardzo wam kibicuję . Jeszcze trochę i będziecie razem. Pozdrawiam ewa
OdpowiedzUsuńMnie niestety męczą jakieś koszmary :( Chyba potrzebuję urlopu, a tu jeszcze 1,5 miesiąca. Zazdroszczę odległości do morza, bo my mamy jakieś 300 km, a bardzo lubię wieczorne spacery po plaży, taka jakaś spokojniejsza jestem wówczas :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i czekam na wpis, że to już :)
Magda
Pozdrawiam gorąco, 1,5 miesiąca szybko zleci :)
UsuńJa mocno wierze, ze Was los juz zaraz zaskoczy pozytywnie, ze sny spelnia sie i wszystko sie odmieni.
OdpowiedzUsuńJa tez mam sny, marzenia tez ktore juz latami sie nie spelniaja, inne niz Twoje ale nadal zwiazane z rodzina. A w snach snie i kurcze czasem chcialabym tak snic i snic...
Piekne zdjecia robisz. W jakim programie je obrabiasz i najwazniejsze pytanie jakim aparatem.
Caluje i trzymam za Was kciuki!!!
Dziękuję za trzymanie kciuków i prośba - nie puszczaj!
UsuńAlu, to już za chwilę skończy się Twoje czekanie! Wytrzymaj! Już niedługo!!! :)
OdpowiedzUsuńKochana ogromnie się cieszę :)!Dyrektorem się nie przejmuj ważne,że to co najważniejsze już niedługo! Ściskam i gorąco pozdrawiam :*basiek
OdpowiedzUsuńAla, chyba faktycznie jesteście na finiszu. Dobrze, że dzwonisz do Ośrodka i przypominasz o sobie. Do ostatecznego wyboru i tak pewnie potrzebny jest palec Boży, ale taki telefon zawsze świadczy o Twoim zaangażowaniu, oczekiwaniu, tęsknocie i zwyczajnie gotowości do bycia mamą choćby jutro. Przybywaj maluszku;-)
OdpowiedzUsuńDyrektor po prostu przegiął. U mnie byłoby dokładnie to samo, więc ja przyznałam się tylko bezpośredniej przełożonej (hmmm, no musiała napisać mi opinię) i zastrzegłam sobie prawo do tajemnicy tejże informacji.
O matko juź chyba dobitniej nie mogli Ci w osrodku powiedzieć, źe jesteście w czołówce listy. My tez doczekaliśmy sie w wakacje i z pracodawcą miałam podobne przeboje, tylko źe ja dostałam wypowiedzenie z racji tego, że przecież za chwilę i tak mnie nie będzie. Szvzęśliwie dobrze się złożyło, ale tylko dlatego źe poinformowałam o tym fakcie ośrodek. Szkoda, że im o tym nie bąknęłaś.
OdpowiedzUsuń:) Jak się okazało byliśmy na samym szczycie. Oby teraz było tylko dobrze :)
UsuńSytuacja w pracy faktycznie patowa, troszkę nieładnie, lekko mówiąc, Cię potraktowano, ot nasza polska polityka prorodzinna, nic tylko adoptować, wrrr... Może w tej sytuacji lepiej pomyśleć, ze właśnie tak ma być?
OdpowiedzUsuńOj coś czuję, że to już niedługo, ostatnia prosta, nawet jej ostatni odcinek i zaraz na mecie jest Wasze wyczekane słońce. Też myślę jak MIA, że mogłaś o tej pracy powiedzieć w ośrodku.
Teraz bardzo ładnie proszę o trzymanie kciuków za nasze szczęście :)
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńZbulwersował mnie twój "Dyrektor", ale szczerość nie popłaca w takim przypadku. Moja siostra, która adoptowała dziewczynkę również chciała być szczera ze swoją szefową a potem cała szkoła peplała. Więc szczerości w zakresie spraw pracowniczych mówi zdecydowanie NIE.
Jeśli chodzi o zmianę umowy to sorry dyrze ale w przypadku nauczyciela zatrudnionego na czas nieokreślony wypowiadamy umowę z końcem roku szkolnego za 3 miesięcznym wypowiedzeniem, czyli najpóźniej do 31.05.2014r. Potem to on może Ci nafikać. Przepraszam za taki komentarz ale aż się we mnie gotuje, że osoby które nie znają prawa oświatowego zasiadają na stołkach dyrektorskich.
Oczywiście trzymam kciuki za dzidzię i za Was :D
No u nas to trochę inaczej wygląda, bo ja jestem zatrudniona na podstawie umowy o pracę i Karta Nauczyciela mnie nie obowiązuje :( Choć powiem szczerze, że za bardzo się nie znam na prawie oświatowym. Zresztą, jak już wiesz teraz to już wszystko nieważne :)
UsuńKurcze..fajnie że to już...już niedługo...ja myślę i czuję to jakoś w sercu że będzie to szybciej niż nam wszystkim się wydaje...czekamy z Tobą!!!
OdpowiedzUsuńJesteś jasnowidzem :) Buziaczki!
UsuńO kurdę, czytałam z nosem przy monitorze!! Alu, nie martw się pracą, do września zapomnisz gdzie pracowałaś!!! Będziesz pochłonięta karmieniem, myciem, praniem, ale też ściskaniem, całowaniem, tuleniem i płakaniem ze szczęścia!! Już nie mogę się doczekać!! To będzie dobry rok, mówię Ci!! ;)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSytuacja niefajna, ale spróbujcie zrozumieć druga stronę... Myślę, że adopcja to tylko wymówka. Ile Autorko spędziłaś dni w pracy w tym roku..., co? Wiem, że to nie twoja wina, ale dyrektora i dzieci mających ciągłe zastępstwa też nie... Ja swego czasy nie podeszłam do in vitro z uwagi na pracę, nie wyobrażałam sobie ciągłych zwolnień.
OdpowiedzUsuńA co do dzwonienia do OA - to jak najbardziej przypominaj o sobie, ale nie okazuj rozchwiania emocjonalnego...Ludzie, którzy tam pracują są profesjonalistami, nie sadzę aby opowieści o proroczych snach z aniołami w roli głównej zrobiły na nich dobre wrażenie...:(
Przepraszam, ale muszę to skomentować. Po pierwsze: jakie znaczenie ile dni w tym roku Autorka przepracowała ma do tego, że na jej miejsce zostaje zatrudniona nowa osoba? Czy "cierpienie" dyrektora i uczniów jest tak ogromne? Czy inny nauczyciel, powiedzmy z dwójką dzieci, byłby potraktowany tak samo? Pani decyzja o odłożeniu in vitro ze względu na niechęć do zwolnień z pracy.. pokazuje jak bardzo różnimy się co do priorytetów w życiu, ale oczywiście ma Pani do tego prawo. Natomiast druga kwestia, związana z dzwonieniem do OA.. Uważam, że dobrze, że Ala była szczera w rozmowie z dyrektorem tej placówki, powiedziała o swoich przeczuciach, i nie sądzę, żeby to miało wpływ na ocenienie jej osoby jako nienormalnej!
UsuńPrzepracowałam niewiele, jak widać :) Koleżanko Anonimowa - mam pytanie, co kierowało Tobą, gdy pisałaś swój komentarz? (miałaś do niego absolutnie prawo, w końcu to blog otwarty).
UsuńJestem człowiekiem uduchowionym, może trochę nawiedzonym - mój mąż odwrotnie. Nie wierzy w przeczucia, przeznaczenie, wstydzi się np., że jego rodzice używają wahadełka. Cieszę się, że taki jest. Cieszę się, że ja taka jestem. Jeśli mnie czytasz, to wiesz, że dziś zadzwonił TEN telefon. Pierwsze słowa dyrektora - "Miała pani proroczy sen, wierzę w to".
A co do aniołów to ten aspekt akurat zachowałam dla siebie. Nie informowałam o tym Ośrodka... A jest w tym coś nienormalnego? Czy nienormalne jest to, że komuś śnią się anioły i o tym mówi?
Mój Osrodek nie jest typem urzędu. U nas mówi się o uczuciach. Zawsze. Dużo. Otwarcie.
Nie będę Cię oceniać, jesli chodzi o podejście do in vitro. Byłam ostatnie 5 lat - z wyłączeniem obecnego, 6 roku mojej pracy- najlepszym pracownikiem mojego szefa. On o tym dobrze wie. Bo byłam twarzą szkoły na konferencjach międzynarodowych, prowadziłam warsztaty na Uniwersytetach, nie wypadłam sroce spod ogona. Jestem dobrym pracownikiem, zaangażowanym nauczycielem, oddanym sprawie człowiekiem. Niestety, jestem też przewlekle chora. Bardzo poważnie chora. Czy mam pozwolić traktować się jak zbędną rzecz z tego powodu? Czy nie mam prawa czuć frustracji?
Mam.