...Ty jesteś doskonały....
Jesteśmy od czwartku we trójkę w domu. Nie pisałam, bo naprawdę, naprawdę nie mam czasu...ani... sił :P
Pewnie tego posta też będę pisać na raty, ale mam nadzieję, że uda mi się go wrzucić do wieczora :)
No to od początku.
W zeszły piątek - 20.06. - zapoznaliśmy się z dokumentami naszego Malucha. Nie obyło się bez informacji trudnych i trudniejszych. O tym się rzadko pisze na blogach, pozwólcie, że i jak zachowam te informacje dla siebie. Od początku wiedziałam, że to O N. Czułam to w środku. Czułam pewność i pragnienie pójścia dalej... Mąż też. Ośrodek był już przygotowany na nasze "TAK" - był umówiony z pogotowiem opiekuńczym, w którym od urodzenia przebywał nasz Mały.
Mieliśmy 0,5h bezczynnego czekania przed sobą, aż nastąpi "godzina zero". Ja zwiedziłam w związku z tym kibelek ze 3 razy. A mąż bujał się, jakby miał chorobę sierocą. No i na zmianę śmialiśmy się i milczeliśmy.
Droga do pogotowia trwała kilka minut dosłownie, ale pomimo, że mąż prowadził auto i zawsze, ale to zawsze, świetnie orientuje się w przestrzeni, żadne z nas nie potrafiło tej drogi odtworzyć.
Weszliśmy do tymczasowego domu Małego (przerwa - właśnie Szkrabik się obudził, nakarmiłam Go, odbiłam, położyłam na chwilkę na matę edukacyjną, żeby nie ulał), dom bardzo ładny i czysty. Razem z naszym Miśkiem było 6 dzieci w różnym wieku ( jedno jeszcze poniżej roku, jedno poniżej 2 lat), ale wyszły na spacer, żebyśmy przeżyli naszą wielką chwilę jak najbardziej intymnie. Poznaliśmy się z opiekunką, coś do nas mówiła, ale nie mam pojęcia co. Ręce mi się pociły i kątem oka zerkałam na stojące pod oknem łóżeczko. Całe moje ciało zastygło.
"Mały teraz śpi, nie budźcie go, to potem będzie pogodniejszy" - powiedziała zastępcza ciocia.
Mnie zamurowało, myślałam, że wrosłam w krzesło, na którym siedziałam. Miałam wrażenie, że nie mogę ruszyć ani ręką, ani nogą, że zaraz przestanę też oddychać.
"Możecie go zobaczyć, podejdźcie do łóżeczka".
Jednak ciało działało. Zerwałam się równe nogi, mąż też (oczywiście teraz, gdy to piszę oczy zaczynają się szklić i dławi mnie w gardle). Podeszliśmy do łóżeczka...
Wtedy Go zobaczyłam. Mojego synka. S Y N K A. Aniołka. Piękniejszego od wszystkich innych dzieci (przerwa - na "kocham Cię", tulenie, pieszczoty, obślinienie, zmianę pozycji, zmianę miejsca, zabawę). Nie ściemniam. Nie projektuję. Jak Go zobaczyłam to serce mi ścisnęło się jak balonik, z którego uszło powietrze. Zaczęłam szlochać, strasznie głośno, nie mogłam się uspokoić. Mąż mnie przytulił. Nie mogłam nic powiedzieć. A mój mały, mój Synek, spał tak słodko, tak spokojnie oddychał... Wszystko stało się jasne, proste, zrozumiałe. I niech hejtują moje słowa hejterzy - magia tej chwili pozostanie we mnie na zawsze. Chwila, w której pierwszy raz zobaczyłam moje wybłagane, wytęsknione, wyczekane, wymodlone, najpiękniejsze i zupełnie moje...moje dziecko...
Szlochałam i szlochałam, aż zdałam sobie sprawę, że z tyłu, za nami, są ludzie - dyrektor Ośrodka i zastępcza ciocia.
"Udziela mi się" - doszły do mojego ucha słowa dyrka.
"Mi też" - odpowiedziała zastępcza ciocia.
Odeszliśmy od łóżeczka. Siedliśmy do stołu. Uspokoiłam się (właśnie mój synek szarpnął zabawkę, która zaczęła grać i ze zdziwienia otworzył buźkę, a w kąciku ust pojawił się ten najsłodszy uśmiech świata). Przeprosiłam współtowarzyszy za emocje ( wcale nie było mi wstyd ). 5 minut później, najpiękniejsze małe rączki świata zaczęły szarpać zawieszoną nad łóżeczkiem grzechotkę pszczołę. Tym razem nie czekaliśmy na pozwolenie. Podbiegliśmy do łóżeczka i spojrzały na mnie dwa najśmieszniejsze i najcudowniejsze oczka świata.
"Czeeeeeeeeśśśśćććć syneczku" - wyszeptałam - "Już jestem" (przynajmniej tak mi się wydaje, coś w tym guście powiedziałam) - wtedy mój synek sprzedał mi, wart miliona dolarów, najbardziej wyczekany, jedyny w swoim rodzaju, najsłodszy uśmiech świata. Potem spojrzał na swojego tatę i zrobił to samo. Jakby chciał powiedzieć - "No, nareszcie rodzice jesteście, czekałem".
Wzięłam Go na rączki. Zaczął ssać mi skórę nad obojczykiem. A mi przeszły ciarki. Po spaniu był głodny, więc Go nakarmiłam pierwszy raz. Później na ręce wziął Go mąż.
Mało do mnie docierało, ale jak na mnie i tak byłam ogarnięta, dzięki Ani - koleżance, którą poznałam przez tego bloga - miałam przygotowany zestaw pytań ( dziękuję Aniu :*). Niestety nie zapisywałam odpowiedzi :P Więc części zupełnie nie pamiętam. Dobrze, że zapisałam rytm dnia Bąbelka. Choć nie ukrywam, że nie do końca u nas ten rytm się potwierdza.
Po godzinnym spotkaniu musieliśmy wrócić do Ośrodka. Naprawdę nie pamiętam po co :P Coś ważnego to było... A potem z powrotem do naszego Synusia. Ciocia pozwoliła nam przyjeżdżać codziennie i przebywać z Małym od rana do wieczora. Już w piątek byliśmy pierwszy raz na spacerze. Przyjeżdżaliśmy codziennie i mały, wydawało się, że zaczyna nas kojarzyć. Do nas się uśmiechał, a przestawał reagować na znane mu otoczenie z taką radością jak wcześniej. W sobotę kapałam Go pierwszy raz i mogłam zobaczyć moje CUDO w całej okazałości. Jest małym zmarźlakiem, ma to po mnie. Co prawda w pogotowiu opiekuńczym było chłodno, u nas już tego nie dostrzegam, ale tam zawsze, gdy Go przebierałam, drżała mu dolna warga. Chyba Go to rozśmieszało, bo był zawsze przy tym bardzo uśmiechnięty.
W poniedziałek nie byliśmy u Malucha - za względu na to, że odległość naszego miejsca zamieszkania od pogotowia to przeszło 250km - musielismy wyjechać załatwić urzędowe sprawy związane z adopcją, a raczej powierzeniem pieczy. Konieczne okazało się odnowienie zaświadczeń o zarobkach i każdy z nas musiał jakoś załatwić sobie urlop. Ja napisałam wniosek o urlop wypoczynkowy, którego nie wykorzystałam, bo podczas ferii leżałam w szpitalu lub ewentualny urlop bezpłatny. Mój dyrek bez problemu zgodził się na urlop wypoczynkowy, nawet mnie wyściskał ( mam wyrzuty sumienia za poprzednią wrzutę na jego temat...). Napisaliśmy wniosek o powierzenie pieczy i we wtorek o 4 rano wyruszyliśmy w stronę Słońca. Naszego, prywatnego Słoneczka :)
O 9.30 byliśmy w Biurze Podawczym, a o 10 już u Misiaczka. Płakać mi się chciało, jak Go zobaczyłam. Cały poniedziałek sprzątałam, robiłam zakupy, prałam, prałam i prałam, i nie spodziewałam się, że aż tak bardzo stęsknię się za synkiem. Mały nie cieszył się na nasz widok tak, jak wcześniej. Wydawał się nawet lekko obrażony. Ciocia zastępcza poinformowała nas, że dziś pierwszy raz od Jego urodzenia nie przespał całej nocy. Obudził się o 23 i zaczął żałośnie, i długo płakać. Nic nie mogło Go uspokoić. Przestał też jeść tak jak wcześniej. Synuś jest naprawdę dużym dzidziusiem, nosi ubranka na 6-9 miesięcy, a ma dopiero 4. Jadł dużo i szybko. gdy karmiłam Go pierwszy raz wytrąbił 150ml w 5 minut. Od poniedziałku karmienie trwało godzinę, mały rozglądał się, prężył, denerwował, pluł... Tak stał się bardzo, bardzo niespokojny.
We wtorek wzięliśmy Go na spacer naszym wózkiem. Wpadł w taką histerię, że nic nie mogło Go uspokoić. Musieliśmy się wrócić do domu. Wypił drugą porcję mleka. Usnął mi na rękach, włożyliśmy Go do wózka i pojechaliśmy na obiad ( nota bene prawie nic nie jedliśmy przez tydzień :P). Spędziliśmy więc pierwszy pobyt w restauracji we troje. Mały oczywiście się obudził, bo miał wielgaśne kupsko (to też po mamie :P) , a restauracji kibelek wielkości schowka na miotły... Dobrze, że było gorąco to udało nam się znaleźć osłonięte od wiatru miejsce i przebrać Bąbla. Wydawało mi się wtedy, że to już największy hardcore mam za sobą :) :P
We wtorek i środę nie było decyzji sądu. Denerwowaliśmy się, bo chcieliśmy już wracać do domu, a i w pogotowiu zrobiło się nazbyt tłoczno i ciocia bardzo chciała, żeby nasz synek zwolnił już niemowlęce łóżeczko dla kolejnego niemowlaka...
W czwartek rano zadzwonili, że jest decyzja i że możemy się pakować. Łzy stanęły mi w oczach. Nie obyło się bez strachu i lęków ( taki nowy wymiar lęków, którego do tej pory nie znałam). Przed nami była dłuuuuuga droga. Zaopatrzeni więc w termos,podgrzewacz do butelek pod zapalniczkę samochodową, dwie butle z gorącą wodą ukryte w ubraniach, żeby zapobiec ochłodzeniu ruszyliśmy do domku (jest już 14, zaczynałam pisać posta o 8 :P). Moglibyśmy wykarmić tym mlekiem żłobek dzidziusiów. A nasz Synek...przespał całą podróż. Obudził się, gdy minęliśmy znak terenu zabudowanego w naszym mieście.
Pierwsze dni są ciężkie. Kłamałabym, gdybym powiedziała, że jest inaczej. Mały po przyjeździe był bardzo niespokojny. Nie chciał w ogóle jeść ( 5h nie jadł ), ciągle ulewał ( choć nic nie jadł ), darł się wniebogłosy, nie chciał spać. W pogotowiu usypiali Go zostawiając w łóżeczku, więc ostatecznie 21.30 zostawiłam Go i z oczami pełnymi łez siadłam na krześle obok łóżeczka, tak żebym ja Go widziała, a On mnie nie. Usnął w przeciągu pół godziny i spał do 6.30. Dziś sytuacja się powtórzyła. Jest więc taka jak mówiła ciocia z pogotowia - mały przesypia całe noce. Aniołek.
W poniedziałek idziemy do lekarza, bo nie podoba mi się, że mały jest ciągle głodny. Ma 4,5miesiąca, a jeszcze nie ma wprowadzonych żadnych pokarmów poza mlekiem. Ja nie chcę go od razu stresować dodatkowo zmianą pożywienia, ale chyba muszę zacząć dodawać kleik ryżowy do mleka, bo potrafi zjeść 240ml co 2h i jeszcze krzyczy, że jest głodny ( a potem i tak ulewa), muszę robić śmieszne miny, żeby Go czymś zająć i żeby zapomniał o jedzeniu. Do tego jest szczupły, ale bardzo długi. Może coś źle przyswaja...nie wiem...
Gdy byliśmy zarejestrować Małego do lekarza musieliśmy podać jego stare dane i wytłumaczyć sytuacje. Nie spodziewałam się tak miłego przyjęcia. Dostaliśmy z przychodni prezenty ( i to nawet 2) dla dzidziusiów i ich mam. Nie było też terminu na poniedziałek, ale dla "wyjątkowego dziecka jest wyjątkowe traktowanie" ( zacytowałam panie z przychodni).
Poza tym Myszka nasza jest pogodna. Lubi jak mu śpiewam, uwielbia się całować ( czyni to z tatusiem, mamusia się tylko tuli, bo boję się, że gdzieś we mnie jest jeszcze mononukleoza), przytulać, gilać i pieścić. Uwielbia kąpiele, przebieranie, czyszczenie noska Fridą Go fascynuje ( najchętniej zjadłby to urządzenie). Płacze najczęściej ze zmęczenia i głodu.No dobra - wtedy wyje ;P
Kocham Go. Naprawdę. Jestem tego pewna. Mąż oszalał na Jego punkcie i pomaga mi rewelacyjnie. Nie mogę się nadziwić...Nie mogę... że to już się stało... Powtarzam Małemu co chwilę, jak bardzo Go kocham, jak bardzo tęskniłam, jak bardzo, bardzo szukałam Go. Układam milion śpiewanych wymyślanek na poczekaniu :) Dziś na topie jest:
Mój synku, mój synku,
Ty jesteś świata Drobinką,
Drobinką najważniejszą,
Mamusinym powietrzem.
Mój synku, mój mały,
Ty jesteś doskonały,
Przeszukałam świat cały,
byś stał się mój, mój Mały! :)
i....(to z pokazywaniem)
Moje rączki, moje nózie,
moje oczka, moja buzia,
moje uszka i pępuszek,
to jest właśnie mój Maluszek.
Co mogę Wam powiedzieć więcej... Mam pełną rodzinę. Jestem zmęczona. Trochę przerażona. Jeszcze się do końca nie rozumiemy. Pewnie jeszcze nie raz z bezradności będę płakać. Pewnie jeszcze nie raz zwątpię w siebie jako matkę.
Jestem szczęśliwa. Mam wszystko.
To właśnie jest MIŁOŚĆ.
Jesteśmy od czwartku we trójkę w domu. Nie pisałam, bo naprawdę, naprawdę nie mam czasu...ani... sił :P
Pewnie tego posta też będę pisać na raty, ale mam nadzieję, że uda mi się go wrzucić do wieczora :)
No to od początku.
W zeszły piątek - 20.06. - zapoznaliśmy się z dokumentami naszego Malucha. Nie obyło się bez informacji trudnych i trudniejszych. O tym się rzadko pisze na blogach, pozwólcie, że i jak zachowam te informacje dla siebie. Od początku wiedziałam, że to O N. Czułam to w środku. Czułam pewność i pragnienie pójścia dalej... Mąż też. Ośrodek był już przygotowany na nasze "TAK" - był umówiony z pogotowiem opiekuńczym, w którym od urodzenia przebywał nasz Mały.
Mieliśmy 0,5h bezczynnego czekania przed sobą, aż nastąpi "godzina zero". Ja zwiedziłam w związku z tym kibelek ze 3 razy. A mąż bujał się, jakby miał chorobę sierocą. No i na zmianę śmialiśmy się i milczeliśmy.
Droga do pogotowia trwała kilka minut dosłownie, ale pomimo, że mąż prowadził auto i zawsze, ale to zawsze, świetnie orientuje się w przestrzeni, żadne z nas nie potrafiło tej drogi odtworzyć.
Weszliśmy do tymczasowego domu Małego (przerwa - właśnie Szkrabik się obudził, nakarmiłam Go, odbiłam, położyłam na chwilkę na matę edukacyjną, żeby nie ulał), dom bardzo ładny i czysty. Razem z naszym Miśkiem było 6 dzieci w różnym wieku ( jedno jeszcze poniżej roku, jedno poniżej 2 lat), ale wyszły na spacer, żebyśmy przeżyli naszą wielką chwilę jak najbardziej intymnie. Poznaliśmy się z opiekunką, coś do nas mówiła, ale nie mam pojęcia co. Ręce mi się pociły i kątem oka zerkałam na stojące pod oknem łóżeczko. Całe moje ciało zastygło.
"Mały teraz śpi, nie budźcie go, to potem będzie pogodniejszy" - powiedziała zastępcza ciocia.
Mnie zamurowało, myślałam, że wrosłam w krzesło, na którym siedziałam. Miałam wrażenie, że nie mogę ruszyć ani ręką, ani nogą, że zaraz przestanę też oddychać.
"Możecie go zobaczyć, podejdźcie do łóżeczka".
Jednak ciało działało. Zerwałam się równe nogi, mąż też (oczywiście teraz, gdy to piszę oczy zaczynają się szklić i dławi mnie w gardle). Podeszliśmy do łóżeczka...
Wtedy Go zobaczyłam. Mojego synka. S Y N K A. Aniołka. Piękniejszego od wszystkich innych dzieci (przerwa - na "kocham Cię", tulenie, pieszczoty, obślinienie, zmianę pozycji, zmianę miejsca, zabawę). Nie ściemniam. Nie projektuję. Jak Go zobaczyłam to serce mi ścisnęło się jak balonik, z którego uszło powietrze. Zaczęłam szlochać, strasznie głośno, nie mogłam się uspokoić. Mąż mnie przytulił. Nie mogłam nic powiedzieć. A mój mały, mój Synek, spał tak słodko, tak spokojnie oddychał... Wszystko stało się jasne, proste, zrozumiałe. I niech hejtują moje słowa hejterzy - magia tej chwili pozostanie we mnie na zawsze. Chwila, w której pierwszy raz zobaczyłam moje wybłagane, wytęsknione, wyczekane, wymodlone, najpiękniejsze i zupełnie moje...moje dziecko...
Szlochałam i szlochałam, aż zdałam sobie sprawę, że z tyłu, za nami, są ludzie - dyrektor Ośrodka i zastępcza ciocia.
"Udziela mi się" - doszły do mojego ucha słowa dyrka.
"Mi też" - odpowiedziała zastępcza ciocia.
Odeszliśmy od łóżeczka. Siedliśmy do stołu. Uspokoiłam się (właśnie mój synek szarpnął zabawkę, która zaczęła grać i ze zdziwienia otworzył buźkę, a w kąciku ust pojawił się ten najsłodszy uśmiech świata). Przeprosiłam współtowarzyszy za emocje ( wcale nie było mi wstyd ). 5 minut później, najpiękniejsze małe rączki świata zaczęły szarpać zawieszoną nad łóżeczkiem grzechotkę pszczołę. Tym razem nie czekaliśmy na pozwolenie. Podbiegliśmy do łóżeczka i spojrzały na mnie dwa najśmieszniejsze i najcudowniejsze oczka świata.
"Czeeeeeeeeśśśśćććć syneczku" - wyszeptałam - "Już jestem" (przynajmniej tak mi się wydaje, coś w tym guście powiedziałam) - wtedy mój synek sprzedał mi, wart miliona dolarów, najbardziej wyczekany, jedyny w swoim rodzaju, najsłodszy uśmiech świata. Potem spojrzał na swojego tatę i zrobił to samo. Jakby chciał powiedzieć - "No, nareszcie rodzice jesteście, czekałem".
Wzięłam Go na rączki. Zaczął ssać mi skórę nad obojczykiem. A mi przeszły ciarki. Po spaniu był głodny, więc Go nakarmiłam pierwszy raz. Później na ręce wziął Go mąż.
Mało do mnie docierało, ale jak na mnie i tak byłam ogarnięta, dzięki Ani - koleżance, którą poznałam przez tego bloga - miałam przygotowany zestaw pytań ( dziękuję Aniu :*). Niestety nie zapisywałam odpowiedzi :P Więc części zupełnie nie pamiętam. Dobrze, że zapisałam rytm dnia Bąbelka. Choć nie ukrywam, że nie do końca u nas ten rytm się potwierdza.
Po godzinnym spotkaniu musieliśmy wrócić do Ośrodka. Naprawdę nie pamiętam po co :P Coś ważnego to było... A potem z powrotem do naszego Synusia. Ciocia pozwoliła nam przyjeżdżać codziennie i przebywać z Małym od rana do wieczora. Już w piątek byliśmy pierwszy raz na spacerze. Przyjeżdżaliśmy codziennie i mały, wydawało się, że zaczyna nas kojarzyć. Do nas się uśmiechał, a przestawał reagować na znane mu otoczenie z taką radością jak wcześniej. W sobotę kapałam Go pierwszy raz i mogłam zobaczyć moje CUDO w całej okazałości. Jest małym zmarźlakiem, ma to po mnie. Co prawda w pogotowiu opiekuńczym było chłodno, u nas już tego nie dostrzegam, ale tam zawsze, gdy Go przebierałam, drżała mu dolna warga. Chyba Go to rozśmieszało, bo był zawsze przy tym bardzo uśmiechnięty.
W poniedziałek nie byliśmy u Malucha - za względu na to, że odległość naszego miejsca zamieszkania od pogotowia to przeszło 250km - musielismy wyjechać załatwić urzędowe sprawy związane z adopcją, a raczej powierzeniem pieczy. Konieczne okazało się odnowienie zaświadczeń o zarobkach i każdy z nas musiał jakoś załatwić sobie urlop. Ja napisałam wniosek o urlop wypoczynkowy, którego nie wykorzystałam, bo podczas ferii leżałam w szpitalu lub ewentualny urlop bezpłatny. Mój dyrek bez problemu zgodził się na urlop wypoczynkowy, nawet mnie wyściskał ( mam wyrzuty sumienia za poprzednią wrzutę na jego temat...). Napisaliśmy wniosek o powierzenie pieczy i we wtorek o 4 rano wyruszyliśmy w stronę Słońca. Naszego, prywatnego Słoneczka :)
O 9.30 byliśmy w Biurze Podawczym, a o 10 już u Misiaczka. Płakać mi się chciało, jak Go zobaczyłam. Cały poniedziałek sprzątałam, robiłam zakupy, prałam, prałam i prałam, i nie spodziewałam się, że aż tak bardzo stęsknię się za synkiem. Mały nie cieszył się na nasz widok tak, jak wcześniej. Wydawał się nawet lekko obrażony. Ciocia zastępcza poinformowała nas, że dziś pierwszy raz od Jego urodzenia nie przespał całej nocy. Obudził się o 23 i zaczął żałośnie, i długo płakać. Nic nie mogło Go uspokoić. Przestał też jeść tak jak wcześniej. Synuś jest naprawdę dużym dzidziusiem, nosi ubranka na 6-9 miesięcy, a ma dopiero 4. Jadł dużo i szybko. gdy karmiłam Go pierwszy raz wytrąbił 150ml w 5 minut. Od poniedziałku karmienie trwało godzinę, mały rozglądał się, prężył, denerwował, pluł... Tak stał się bardzo, bardzo niespokojny.
We wtorek wzięliśmy Go na spacer naszym wózkiem. Wpadł w taką histerię, że nic nie mogło Go uspokoić. Musieliśmy się wrócić do domu. Wypił drugą porcję mleka. Usnął mi na rękach, włożyliśmy Go do wózka i pojechaliśmy na obiad ( nota bene prawie nic nie jedliśmy przez tydzień :P). Spędziliśmy więc pierwszy pobyt w restauracji we troje. Mały oczywiście się obudził, bo miał wielgaśne kupsko (to też po mamie :P) , a restauracji kibelek wielkości schowka na miotły... Dobrze, że było gorąco to udało nam się znaleźć osłonięte od wiatru miejsce i przebrać Bąbla. Wydawało mi się wtedy, że to już największy hardcore mam za sobą :) :P
We wtorek i środę nie było decyzji sądu. Denerwowaliśmy się, bo chcieliśmy już wracać do domu, a i w pogotowiu zrobiło się nazbyt tłoczno i ciocia bardzo chciała, żeby nasz synek zwolnił już niemowlęce łóżeczko dla kolejnego niemowlaka...
W czwartek rano zadzwonili, że jest decyzja i że możemy się pakować. Łzy stanęły mi w oczach. Nie obyło się bez strachu i lęków ( taki nowy wymiar lęków, którego do tej pory nie znałam). Przed nami była dłuuuuuga droga. Zaopatrzeni więc w termos,podgrzewacz do butelek pod zapalniczkę samochodową, dwie butle z gorącą wodą ukryte w ubraniach, żeby zapobiec ochłodzeniu ruszyliśmy do domku (jest już 14, zaczynałam pisać posta o 8 :P). Moglibyśmy wykarmić tym mlekiem żłobek dzidziusiów. A nasz Synek...przespał całą podróż. Obudził się, gdy minęliśmy znak terenu zabudowanego w naszym mieście.
Pierwsze dni są ciężkie. Kłamałabym, gdybym powiedziała, że jest inaczej. Mały po przyjeździe był bardzo niespokojny. Nie chciał w ogóle jeść ( 5h nie jadł ), ciągle ulewał ( choć nic nie jadł ), darł się wniebogłosy, nie chciał spać. W pogotowiu usypiali Go zostawiając w łóżeczku, więc ostatecznie 21.30 zostawiłam Go i z oczami pełnymi łez siadłam na krześle obok łóżeczka, tak żebym ja Go widziała, a On mnie nie. Usnął w przeciągu pół godziny i spał do 6.30. Dziś sytuacja się powtórzyła. Jest więc taka jak mówiła ciocia z pogotowia - mały przesypia całe noce. Aniołek.
W poniedziałek idziemy do lekarza, bo nie podoba mi się, że mały jest ciągle głodny. Ma 4,5miesiąca, a jeszcze nie ma wprowadzonych żadnych pokarmów poza mlekiem. Ja nie chcę go od razu stresować dodatkowo zmianą pożywienia, ale chyba muszę zacząć dodawać kleik ryżowy do mleka, bo potrafi zjeść 240ml co 2h i jeszcze krzyczy, że jest głodny ( a potem i tak ulewa), muszę robić śmieszne miny, żeby Go czymś zająć i żeby zapomniał o jedzeniu. Do tego jest szczupły, ale bardzo długi. Może coś źle przyswaja...nie wiem...
Gdy byliśmy zarejestrować Małego do lekarza musieliśmy podać jego stare dane i wytłumaczyć sytuacje. Nie spodziewałam się tak miłego przyjęcia. Dostaliśmy z przychodni prezenty ( i to nawet 2) dla dzidziusiów i ich mam. Nie było też terminu na poniedziałek, ale dla "wyjątkowego dziecka jest wyjątkowe traktowanie" ( zacytowałam panie z przychodni).
Poza tym Myszka nasza jest pogodna. Lubi jak mu śpiewam, uwielbia się całować ( czyni to z tatusiem, mamusia się tylko tuli, bo boję się, że gdzieś we mnie jest jeszcze mononukleoza), przytulać, gilać i pieścić. Uwielbia kąpiele, przebieranie, czyszczenie noska Fridą Go fascynuje ( najchętniej zjadłby to urządzenie). Płacze najczęściej ze zmęczenia i głodu.No dobra - wtedy wyje ;P
Kocham Go. Naprawdę. Jestem tego pewna. Mąż oszalał na Jego punkcie i pomaga mi rewelacyjnie. Nie mogę się nadziwić...Nie mogę... że to już się stało... Powtarzam Małemu co chwilę, jak bardzo Go kocham, jak bardzo tęskniłam, jak bardzo, bardzo szukałam Go. Układam milion śpiewanych wymyślanek na poczekaniu :) Dziś na topie jest:
Mój synku, mój synku,
Ty jesteś świata Drobinką,
Drobinką najważniejszą,
Mamusinym powietrzem.
Mój synku, mój mały,
Ty jesteś doskonały,
Przeszukałam świat cały,
byś stał się mój, mój Mały! :)
i....(to z pokazywaniem)
Moje rączki, moje nózie,
moje oczka, moja buzia,
moje uszka i pępuszek,
to jest właśnie mój Maluszek.
Co mogę Wam powiedzieć więcej... Mam pełną rodzinę. Jestem zmęczona. Trochę przerażona. Jeszcze się do końca nie rozumiemy. Pewnie jeszcze nie raz z bezradności będę płakać. Pewnie jeszcze nie raz zwątpię w siebie jako matkę.
Jestem szczęśliwa. Mam wszystko.
To właśnie jest MIŁOŚĆ.
No cudnie...Cudnie!!!!!!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNie wiem co napisać. Wspaniale po prostu, wspaniale :))))))))
OdpowiedzUsuńPowiem Ci tylko, że cały wcześniejszy ból zniknął. I to jest wspaniałe :)
UsuńCudowne nowiny, odnaleźliście siebie nawzajem;) Super!
OdpowiedzUsuńPrzecudownie - strasznie się cieszę i gratuluję z całego serca:) Niech zdrowo rośnie:))))))))) Paulina
OdpowiedzUsuńDziękujemy, tylko zdrówka nam właśnie potrzeba :) Niczego więcej :)
UsuńNo i pobeczałam się :) Dzięki, że dzielisz się z nami tymi chwilami, pisz jak najczęściej, chociaż czas teraz będzie towarem bardzo deficytowym :) No i o piękne fotki prosimy - wystarczy stópka czy paluszek ale na Twoje fotki są takie "robione sercem" i w serca zapadają:)))
OdpowiedzUsuńmaddie/Magda
Dziękuję :) Będę się dzielić jak najczęściej, wiadomo, że z czasem bywa różnie, choć moje dziecko to aniołek i dużoooo śpi :)
UsuńAle sie zacznie teraz;))) i prania po uszy i papki jedzonka...
OdpowiedzUsuńUlewanie moze to oznaka nie tolerancji? Jak piszesz ze chudzina... jakie mleczko ma? Czasem tez moze byc od refluksu... roznie moze byc. W Gdyni jest super doktor od usg (kolo dworca) jesli to refluks... ale wszystkiemu mozna podolac. Oby tylko takir problemy... kochana wszystkiego dobrego Wam;))) Aga z Sopelkowa...
Dziś byliśmy u lekarza - mówi,że wcale nie chudzina :P Chyba trochę przesadzam :) Ale lepiej dmuchać na zimne niż coś przeoczyć. pozdrawiamy :)
UsuńCzytałam i płakałam. Cieszę się bardzo Waszym Szczęściem. Jesteście już we troje. Cudownie.
OdpowiedzUsuńWszystko się zmieniło. Na lepsze :)
UsuńKochana co ja Ci mam powiedzieć? A nie mówiłam? :) A nie pisałam? :) CUDNIE!!!! A tak na marginesie to może mały wcale nie jest głodny - może ma zaparcia albo po prostu przeżywa zmiany i potrzebuje gigantycznej dawki miłości i po kilku dniach minie bez echa :) całuski, szczególne dla wyjątkowej kruszynki.
OdpowiedzUsuńDziękujemy za całuski. Wprowadzam kleik ryżowy. Zjada mniej i nie ulewa :) Więc idzie ku lepszemu. Spokojniejszy też jest.
UsuńUSG warto zrobić, w Gdańsku dr.Wyszomirska przyjmuje w budynku Solidarności i jest równie dobra(byłam u jednego i drugiego). Z refluksu niestety,ale jedynie co, to się wyrasta, wszelkie środki zapobiegawcze są tymczasowe i doraźne. My borykaliśmy się z nim do roku... a ulewał naprawdę mocno. Najważniejsze, aby dziecko dobrze przybierało na wadze.
OdpowiedzUsuńDzięki za namiary, pewnie skorzystamy :) Ale na razie ładnie przybiera, byliśmy na kontroli. Pozdrawiam.
UsuńPodchodzę już któryś raz do tego komentarza. Po prostu wzruszenie odbiera mi "mowę" :) czyli siłę do stukania w klawiaturę.
OdpowiedzUsuńCieszę się Waszym Szczęściem. Waszą Miłością.
I wreszcie doczekałam się zdjęć Waszego Dzieciątka :)
Pozdrowienia dla Waszej Trójki
Już niedługo i Wy... naprawdę... warto czekać. Wiem jak trudne jest czekanie... Jestem z Wami...
UsuńWzruszyłam się tym Twoim wpisem. Strasznie się cieszę, że już jesteście we trójkę. Co do płaczu, może wcale nie chodzi o jedzenie, taki maluszek może w ten sposób odreagowywać emocje, nasz Misiek tak robił, jeśli tylko działo się coś nowego, odbiegającego od codzienności. Skonsultuj się w temacie z pediatrą. Trzymam kciuki żebyście jak najszybciej ułożyli sobie tą nową rzeczywistość :).
OdpowiedzUsuńJuż jesteśmy po wizycie u pediatry i wszystko ok. Ale też mały już się przyzwyczaja i jest spokojniejszy. Buźka!
UsuńAlla, jestem bardzo szczęśliwa, że Malutki w końcu się odnalazł :) To są piękne chwile, cudownie jest czytać taki post, cudownie jest wiedzieć, że Twoje marzenie się spełniło. Będziesz, jesteś już, bardzo szczęśliwą mamą. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :) Anna
OdpowiedzUsuńPS. A wiesz, że miałam przeczucie, że to będzie Synek?
:) Super przeczucie. Ja też długo takie miałam. Dziś, po kilku zaledwie wspólnych dniach...nie wyobrażam sobie,żeby mógł być dziewczynką... <3
UsuńPS 2. Chciałam Ci jeszcze napisać, że cięższe chwile zawsze są. To normalne :)
OdpowiedzUsuńJa po porodzie miałam bardzo ciężki czas, a nawet teraz, szczególnie, kiedy jestem sama z córeczką przez np. kilka tygodni (mój chłopak dużo wyjeżdża). Czasem jestem wykończona...
Ale kiedy moja córeczka da mi trochę odpocząć, uśnie, a ja odsapnę, to pojawia się we mnie znowu taka ogromna radość, energia do zajmowani się nią, duma, że jest taka piękna i mądra :)
Anna
Oj kochana, to nie masz lekko... Kilka tygodni sama? Ehh....
UsuńA ja już też wiem, co znaczy radość, gdy Maluch śpi... Lubię wtedy na Niego popatrzeć, po prostu popatrzeć... by uwierzyć...że jest naprawdę...
Całuję i ściskam, i dziękuję Ci.
No to i ja się popłakałam, aż mąż patrzy na mnie z niepokojem ....
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę, że już jesteście razem. To niezapomniane chwile. Ja tez śpiewałam mojemu synkowi wymyślone na poczekaniu piosnki. Bratanica mnie zapytała: ciocia a skąd ich tyle znasz ;)
Z serca :D
Pięknie gratuluję !!!!
Hehe :) Wymyślanki są najlepsze :) Tylko trzeba je zapisywać, bo od razu wylatują z głowy... Dziękuję serdecznie za gratulacje i ciepło pozdrawiam!!!!
UsuńPięknie Alu aż mam łezki w oczach, cieszę się bardzo Waszym szczęściem całuje i ściskam-Ania
OdpowiedzUsuńJa też ściskam i całuję :)
UsuńJezusicku, ale się zryczałam...
OdpowiedzUsuń:*
O Jezusie ale się zryczałam, cudnie czytać o Waszym szczęściu.
OdpowiedzUsuńNasza Pati też bardzo ulewała i miała wilczy apetyt. Pamiętam źe kupowałam zagęszczacz do mleka w aptece dla ulewających dzieci. Była po nim poprawa ale szybko zamieniłam to na zagęszczanie mleka zwykłym kleikiem ryżowym. Oprócz tego, że to gęstsze to i bardziej sycące.
Ściskamy Was mocno!!!!
Zagęszczam kleikiem i jest już poprawa :) Całuję.
UsuńGratulujé Ci serdecznie!! Wez pod uwage to ze dzidzus mogl byc noszony u biednej mamy, ktora nie miala duzo dobrego jedzenia w ciazy i dlatego jest tak za jedzonkiem. Czesto niestety z biedy zostawia sie dzieci:(. Moze kaszka manna, kleik ryzowy, nie ma chyba sensu od razu na usg leciec lepeij pediatre wypytac. Super ze jestescie juz razem dla siebie!! Duzo milosci zycze* B.
OdpowiedzUsuńDziękujemy :):*
UsuńRyczę jak bóbr - muszę się przyznać sama przed sobą, że zazdroszczę - ale jednocześnie gratuluję Wam z całego serduszka. Życzę Wam cudownej każdej sekundy z Waszym maleństwem. Iga
OdpowiedzUsuńNie rycz, nie zazdrość kochana, podążaj za swoim sercem, a w końcu i Ty będziesz mogła sobie samej zazdrościć. Ja tak mam, wciąż nie mogę uwierzyć w swoje szczęście, które właśnie oglądam na niani, jak słodko sobie śpi... :)
UsuńBardzo się cieszę Waszym szczęściem. Cudownie się czyta Twoje wpisy, czuć z nich te wszystkie uczucia, o których piszesz, to naprawdę niezwykłe. Fajne imię, Leon, ja marzyłam o Franku albo Mani :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was serdecznie.
Magda
Nasz miał być albo Leon, albo Franek ;) Został Leon, ale Franek to mój tatuś <3
UsuńGratuluje, gratuluje, gratuluje:)
OdpowiedzUsuńJesli chodzi o jedzenie,dzieci maja skoki rozwojowe i okresy kiedy jedza mniej i kiedy wiecej - moze to dlatego? Najlepiej jest karmic na zadanie. Mozesz zageszczac mleko kaszka ryzowa, bo jest bezglutenowa. Natomiast nie chce sie wtracac, jesli chodzi o pokarmy inne, to szczerze odradzam w tym wieku. Zgodnie z nowymi wytycznymi WHO, nie powinno sie wprowadzac wczesniej niz 6 miesiecy, dziecko powinno juz siedziec w miare stabilnie i powinno wykazywac zainteresowanie jedzeniem. Uklad pokarmowy Twojego synka jeszcze nie jest gotowy -ciagle sie rozwija. Moj maly zaczynal jak mial ok 6,5 mies. Wczesniej tylko pil mleko i wode w upaly. a pozniej BLW, bo papki go nie interesowaly wogole:) Zadnych soczkow (nie chcialam go przyzwyczajac do slodkich napojow, ktore pozniej zeby psuja), sloiczkow (pediatra doradzil, ze maja duzo wody i rozpychaja zoladek, a malo kalorii), jogurcikow (chemia, cukier, mleko niewiadomo z jakiej krowy)... dzieki BLW poprawila sie tez dieta Nas rodzicow, bo mniej solimy i prawie nie smazymy...maly ma teraz 2,5 roku i je wszystko ze smakiem i samodzielnie. a bawienie sie jedzeniem przez pierwsze miesiace bylo dla niego wielka przygoda:)
Dzięki za informacje :) Przyjrzę się bliżej BLW. Pediatra dziś kazała rozszerzać dietę, więc muszę pomyśleć. Ale na pewno będę miała na względzie Twoje uwagi :) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńNo w końcu się doczekaliśmy, bo już myślałam, że porwali Was kosmici:):):) Radość, szczęście i ogromna miłość:) Pisz do nas wiadomości:):):) Po tym tygodniu najważniejszym w Waszym życiu, troszkę zwolnicie:) A Ty Alu wpadniesz w rytm;) Boże, nawet nie wiesz jak to się czyta, jak jest się dopiero na początku tej drogi, którą Wy przeszliście (ciarki i takie emocje!). Pozdrawiam, Buziaki nad Odry przesyła AK i mój M
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że czasem mam wrażenie, że nas porwali Ci kosmici :P Wszystko się zmieniło, życie nie z tego świata!!!
UsuńPowiem Ci jedno - ja kiedyś też byłam na początku tej drogi... a dziś słucham oddechu mojego dziecka i też mam ciarki...
Całuję i życzę więcej cierpliwości niż ja miałam ;) Całuję!
Witam,podczytuję Twojego bloga od jakiegoś czasu-a po 20.06 zaglądałam-chyba jak każdy-po 100 razy,żeby sprawdzić czy coś dopisałaś.Dzisiaj się doczekałam i zryczałam...tuliłam swoje córcie dziękując im,że są.Gratuluję synusia i życzę wielu radosnych wspólnych chwil.
OdpowiedzUsuńRodzicielstwo to dar :) Mam nadzieję, że zawsze będę o tym pamiętać :)
UsuńPozdrawiam!
Fontanny łez... I jego historia, i Wasza historia, i wierszyk, i łapka na sowce... Wreszcie.... Chlip chlip...
OdpowiedzUsuńJesteście BOHATERAMI!!!
Mela
To ON jest naszym bohaterem. I wygraną, i nagrodą, i sensem...
UsuńI teraz zaczyna się nowa historia:) najlepszego Kochani!
OdpowiedzUsuńDokładnie!!!!!!!!!!!!!!!! :)
UsuńGratuluje!!!
OdpowiedzUsuń4,5mirs to wcale nie jest duzo wiec Młody moze być tylko na mleku, moje Młode do 6 mięs tylko mleko pily. A ile Leon teraz wazy? Ale przynamniej nie będziesz miała problemów z jedzeniem ( oj, my mamy przeboje w tym temacie, moja prawie dwulatka na raz to max 90-120 mleka pije, jej życiowy max to 180, i to tylko kilka razy, po długim spacerze...). A jakie oczka i włoski ma Leon? Blondynek czy brunet? Pozdrawiamy:))
Dziękujemy!
UsuńLeo waży 7440g, ale jest długi na 74cm. Oczka niebieskie, włoski ciemny blond :)
Alu, wasze spotkanie z Synusiem jest bardzo wzruszające, tak długo czekaliście na siebie, wreszcie jesteście w domku wszyscy razem!!!
OdpowiedzUsuńZaczynacie piękny rozdział życia, jesteście Rodzicami!!! życzę Wam dużo zdrowia!
Ściskam Was mocno i nie ukrywam odrobinę zazdroszczę! Jesteście the best!
Walcząc z niepłodnością bałam się, że... nigdy chyba wprost się nie przyznałam...że będę żałować, że nie zrobiłam wszystkiego, by począć dziecko biologiczne.
UsuńDziś wiem, że niczego nie żałuję. Pragnę tylko, by mały był zdrowy. Jeśli jednak będzie chory, to wiem, że jesteśmy jedynymi ludźmi na ziemi, którzy zrobią wszystko by mu pomóc.
Całuję!
Piękna opowieść, serdecznie gratuluję wspaniałym Rodzicom!!!
OdpowiedzUsuńJesteś mamą :), wasz synuś jest małym szczęściarzem, bo ma was, i Wy jesteście szczęściarzami, bo macie wyśniony, wymarzony i wymodlony cud w domu. Piękna historia....
OdpowiedzUsuń:) i prawdziwa.
UsuńCudowna ta Twoja relacja i bardzo wzruszająca - już dawno się tak nie spłakałam, a i mojemu M. oczy się zaszkliły, kiedy czytałam mu na głos :) Tak strasznie się cieszę, że Wasze oczekiwanie wreszcie doczekało się happy endu ! Będziecie - a właściwie JUŻ JESTEŚCIE - wspaniałymi rodzicami, a Wasz Leoś to prawdziwy szczęściarz :) A kiedy patrzy się na te piękne zdjęcia małych rączek to...ahhh...aż serce rośnie... :)
OdpowiedzUsuńKochana, teraz czekam na Waszą relację. Warto czekać. Warto. Bajko - ja nawet nie wiem jak masz na imię. Odezwij się, jeśli chcesz pogadać : ala2n@wp.pl
UsuńChoć ciężko teraz z regularnością moich odpowiedzi :P
Pozdrawiam.
Popłakałam się. Tak bardzo się cieszę. Mały Książę znalazł dom. Mamę i tatę. A Wy urodziliście Go sercami. Będzie mu wspaniale u Was. Leon jest niespokojny, bo przeżywa wielkie emocje, tak jak jego rodzice:-) Najważniejsze, że jesteście już razem. Mamusiu!!!!! Wszystkiego najlepszego!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana, bardzo, bardzo dziękuję :) za wszystko.
UsuńWłaśnie sobie przypomniałam Twój wpis z piosenką z Tarzana i gra mi w głowie jak patrzę na te malutkie rączęta ściskające Mamę i Tatę :)
OdpowiedzUsuńmaddie / Magda
Heh, Magda... śpiewam mu tę piosenkę codziennie od dnia naszego pierwszego spotkania. Choć pierwszego dnia głos grzązł mi w gardle i brzmiała ta moja piosenka jak świsty.
UsuńDo tej pory zawsze łamie mi się głos na "w mym sercu Twój dom..."
Bardzo czekalam na ten wpis:-)
OdpowiedzUsuńCudownie !!!!
Ogromnie sie ciesze Waszym szczesciem!!!
:-*
Dziękujemy :) Całus :*
UsuńPiękna historia z happy endem! Cieszcie się sobą, uczcie się bycia razem, kochajcie się i korzytajcie z każdej wspólnej chwili! Jesteście wspaniałą Rodzinką!! Teraz już będzie tylko lepiej!! Ściskam serdecznie!!!
OdpowiedzUsuń:* i ja!
UsuńHejka :) Dopiero niedawno do Ciebie trafiłam, ale przeczytałam niemal całość.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Wam gratuluję, trzymam kciuki i... carpe diem! :))
O matko - przebrnęłaś przez tem oje wypociny i elaboraty!?!?! współczuję :)
UsuńAle serdecznie też dziękuję i pozdrawiam.
:-) :-) :-)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJeszcze raz gratuluję!!! Czytałam Twój post Mężowi ze łzami w oczach. Wzruszyliśmy się razem. Tak bardzo się cieszę, że odnaleźliście swojego Synka! Życzę Wam samych radosnych chwil!
OdpowiedzUsuńDziękujemy!!! i pozdrawiam gorąco!
UsuńKochani- chłońcie te pierwsze chwile razem, a Ty Mamusiu nie wątp w swoje siły- jesteś najlepszą Mamą dla Waszego Bąbla, więc to wszystko czego On potrzebuje- nawet Twoich pomyłek i łez:) Duża buźka dla Was!
OdpowiedzUsuńDziękuję! A Wam życzę duuuuuuuużo cierpliwości, której mi brakowało i szybkiej kwalifikacji i telefonu :*
UsuńGratulacje Kochani :) Bardzo się cieszę, że wreszcie jesteście z Waszym Maluszkiem :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Dziękujemy!!! :*
UsuńGratulację. Trzymam kciuki!!!
OdpowiedzUsuńNie przerażajcie się trudnymi początkami, każdy musi nauczyć się siebie nawzajem, bez względu na to czy to mama biologiczna czy adopcyjna :).
:) Dziękuję, już jest lepiej :)
UsuńU nas też były trudne początki. My też mieliśmy jeden weekend przerwy, gdy nie widzieliśmy się. A po powrocie Kamil był ciut inny, właśnie jakby obrażony, do tego miał zapalenie ucha. Spokojnie Maluszek niedługo przyzwyczai do swojego domku. A że dobrze na Was reagował (i że tęsknił i gorzej spał) to dobry znak, szybko się przyzwyczai. Rozczuliła mnie ta ilość porozwieszanych małych ciuszków, to jest to za czym tak długo tęskniłaś. (A tak na marginesie to super pomocnikiem jest suszarka bębnowa - oszczędzasz czas i siły, bo większości ciuszków nie musisz prasowa).
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam i ciesze się, że jesteście już w komplecie.
Suszarka bębnowa jest w trakcie poszukiwań. Niestety spłukaliśmy się doszczętnie w tym miesiącu :P i ten zakup musi troszkę poczekać :)
UsuńJa też pozdrawiam i teraz czekam na Waszą "kitkę" :)
Ledwo powstrzymałam się aby się nie rozryczeć, jestem w pracy więc trochę kiepsko by było. Bardzo się cieszę Waszym szczęściem, macie przed sobą tyle czasu ile tylko będziecie chcieli, wreszcie możecie się sobą nacieszyć choć nie wiem czy to możliwe bo my małą do tej pory się nie nacieszyliśmy. Pięknie opisałaś emocje związane z tymi ważnymi dla Was dniami. Przesyłam całuski dla Synusia a Was ściskam mocno.
OdpowiedzUsuńChrząkałaś? Ja zawsze jak chce mi się płakać, a chcę to powstrzymać to chrząkam :)
UsuńMy też całujemy. Całą waszą trójkę :)
tak sobie czytam Twojego bloga w pracy (co jest oczywiście przestępstwem ;)) i koleżanki dziwnie patrzą bo łzy mam w oczach - odrazy przypomina mi się nasze pierwsze spotkanie :)
OdpowiedzUsuńA to że Synuś przesypia noce i zasypia sam to powinnaś dziękować Bogu :) Mój do tej pory zasypia tylko na rękach i trzeba go położyć do łóżeczka i koło 4 wędruje do nas :) a ma już 1,8 roku :) Więc jeśli mogę coś zasugerować to nie zmieniajcie tego - wiem że na początku wspólne noce to przyjemność ale potem trudno będzie go oduczyć :) Najlepiej wstawić łóżeczko do sypialni - masz go na oka ale nie śpi w łóżku :)
Pamiętam że jak nasz Synek miał 4,5 miesiąca to jadł w nocy co 3 godziny - jak w zegarku ....
pozdrawiam i życzę samych uśmiechów :)
K.
Mały z nami nie usypia. Chyba nie jest przyzwyczajony do bliskości w nocy. Lubi tylko, żeby mu dłoń położyć na główce, gdy usypia...
UsuńPozdrawiam Cię ciepło i chyba poznaję pierwszy raz?
skomentowałam wpis 2 raz ale czytam na bieżąco :) Fajnie czytać o uczuciach które się doskonale zna :) Najpierw o walce z lekarzami - potem o kursach - potem o czekaniu - potem o wielkim, wielkim niewyobrażalnym szczęściu :)
UsuńZresztą do tej poty czasem patrzę na śpiącego Synusia i mówię do Męża że cały czas nie mogę uwierzyć że on jest NASZ :) (on ma to samo)
Nie powiem że przez cały czas jest kolorowo, ale jeden uśmiech potrafi wymazać wszystkie złe emocje :)
Pozdrawiam gorąco
K.
ja też gorąco pozdrawiam :)
UsuńCałuję i życzę mnóstwa uśmiechów, które wymażą wszystko co złe :)
Pięknie to napisałaś. Każda mama Ci to powie - na początku jest naprawdę ciężko. Ale to normalne. Trzeba się przecież nauczyć siebie nawzajem.
OdpowiedzUsuńA i jeszcze muszę napisać, że uwielbiam zdjęcia na Twoim blogu - zawsze opowiadają jakąś historię.
Suszące się pranie w całym domu - i od razu widać, że jest Maleństwo : )
Dziękuję :)
UsuńOj jest Maleństwo, jest... :D
Też się popłakałam czytając a jestem w pracy :-(
OdpowiedzUsuńTak się ciesze , że masz już Maleństwo u siebie. Nie martw się, na pewno jesteś, będziesz cudowną Mamą. Każda z nas miała wątpliwości czy dobrze przewija, karmi itd z czasem sama będziesz wiedziała co najlepsze dla Twojego synka.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego dla całej Waszej Trójeczki :-)))
marucia
Dziękuję i pozdrawiam, i ściskam!
Usuń"Kto postanawia, że jedyny raz na ziemi, na jedną chwilę ty i ja odnajdujemy się i zwykłe to zdarzenie może odmienić cały świat". JESTEŚCIE PIĘKNI.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Czuję, że odkąd ON jest z nami naprawdę staliśmy się piękniejszymi ludźmi...
UsuńPopłakałam się... Tyle miłości, tyle szczęścia...
OdpowiedzUsuńAż brak słów!
Jesteście WSPANIALI!