9:51 PM

Jak dziękować?

Jestem wzruszona, poruszona, moje serce zmiękło i przypomina gąbkę. Nie wiedziałam, nie przypuszczałam nawet, że na świecie są jeszcze tacy wspaniali ludzie, jak Wy. Tyle ciepłych słów, tyle mądrych komentarzy, tyle modlitw za mnie - odległego szaraczka... Jak mam Wam podziękować?
Jechałam dziś autem do domu i pomyślałam o Annie, która wrzuciła intencję w kościele za moje marzenie. To jak jakiś piękny sen, w którym nie ludzie, a Anioły chodzą po ziemi. Wzruszyło mnie to tak bardzo, tak niewyobrażalnie... Czuję od Was tyle dobra, tyle wsparcia, ciepła, życzliwości... Nigdy nie doświadczyłam tak olbrzymiej dawki pozytywnych emocji, to wspaniałe uczucie i mam ochotę przekazać to ciepło dalej, innym...
Dobro powraca... I ja tym dobrem chciałabym się dzielić...Podać dalej...
I taka jestem dziś spokojna, radosna może nawet... tak bardzo, że aż zaostrzenie mojego wrzodziejącego zapalenia jelita nie popsuło mi humoru. Co prawda słabnę, a krwi płynie ze mnie coraz więcej... ale to nic. Wszystko będzie dobrze. Już się nie boję tak jak kiedyś. Kiedyś każda kropla krwi w toalecie doprowadzała mnie do rozpaczy, kiedyś na samą myśl, że muszę do kibelka kolejny raz danego dnia, wylewałam potok łez, kiedyś moja choroba sprawiała, że nie czułam się kobietą godną mojego męża. Dziś już się nie boję. Mam więcej siły, a tę siłę zawdzięczam również Wam. Mój plan na wieczór: wlewka wieczorna, modlitwa już na leżąco ( żeby wlewka nie wyleciała ;P), przeczekanie 5 minut ostrego bólu (coś jak przytrzymanie w sobie lewatywy) i wiara, że jutro będzie lepiej...
Musi być. W przyszłym tygodniu lecimy do Londynu na dwa dni. Już raz szukałam w Anglii toalety na każdym rogu i wybitnie ciężko było jakąś działającą znaleźć... Muszę wyzdrowieć. Wyzdrowieję.
Słodkich snów moi KOCHANI! Bardzo mi pomagacie! WSZYSCY. Ci bliscy, Ci dalecy. Jesteście wspaniali. Wspaniali, dobrzy ludzie, którzy sprawiają, że znów wierzę w bezinteresowność...Że znów wierzę w LUDZI.


7:47 PM

"List od Boga"

Wróciłam do pracy. Chyba popadam w jakiś dołek. Nic mnie nie cieszy...
Włączyłam sobie pieśni kościelne ( śpiewałam kilka lat w chórku kościelnym ), siedzę i ryczę. Zaczynam się modlić i przestaję za chwilę. Boję się prosić. Boję się zaufać, aby potem się rozczarować. To mi zostało chyba od dziecka - modlę się i wydaje mi się, że coś się na 100% spełni dokładnie wtedy, kiedy tego zapragnę. Taki mam dziś Boży wieczór. Szukałam jakiś piosenek i nagle wyskoczył mi filmik:

Nie poddaję się, nie poddaję się Boże... Nie wiem tylko, ile jeszcze jestem w stanie wytrzymać... i nie zwariować...

4:45 PM

Patchworkowy kocyk w sowy :D

Zrobiłam mój pierwszy w życiu patchwork!!!! Co prawda cud świata to to nie jest... ale jest mój własny dla mojego dzidziusia :D Dwa bite dni przesiedziałam przy maszynie. Chciałam zrobić tutorial z tego szycia, starałam się naprawdę...ale byłam tak podniecona, że mi wychodzi, że zapominałam robić zdjęcia :D W związku z tym taki trochę dziurawy tutorial na milusi kocykowy patchwork przedstawiam :D
1.Przygotowałam materiały i wycięłam z kocyka polarowego rozmiar, który mi odpowiada ( ok. 60cmx70cm)

2.Wybrałam pasujące do siebie materiały ( za sówki bardzo dziękuję mojej kochanej kuzynce Ewie :*:*:* - dostałam w prezencie :D ) Z materiałów wycięłam kwadraty ( wyszły mi bardziej prostokąty).




 3. Ułożyłam je na kocyku we wzór, który mi odpowiadał.
 4. lewe strony stykających się prostokątów spięłam szpilkami ( i tu wiem, że popełniłam błąd, mama mnie uświadomiła, że powinnam była jeszcze sfastrygować).
 5.Po spięciu przewróciłam na drugą stronę, żeby sprawdzić czy kwadraty wyszły równe we wszystkich rzędach.

 5.Rozpoczęłam zszywanie przygotowanych wcześniej kwadratów. Po każdym zszyciu zaprasowywałam powstały patchworkowy wzór.
 6. Następnie spięłam równoległe rzędy, aby je zszyć.

 7. I zszyłam je ze sobą.
 8. Po zszyciu wszystkich, wycięłam 4 paski materiału z którego zrobiłam ramkę patchworka. Doszyłam do wcześniej zszytego kocyka. (tu brak zdjęć :P) Doszyłam wszystko do polaru, na ktorym układałam patchwork. Przeszyłam każdy z wcześniej powstałych szwów. Następnie przygotowałam kocyk, który chciałam wykorzystać dla mojego Maluszka. Wycięłam odpowiednia wielkość.
 9.Przypięłam wszystko szpilkami, szczególnie dokładnie w rogach.

 10. Po zszyciu ( tu nie obyło się bez przekleństw, zerwanych nitek itp.) kocyk jest gotowy!



 11. Mógłby również służyć jako rożek dla bardzo maleńkiego dziecka.

 12. Albo dla sówki ;P

 13. Ewentualnie do przykrycia pupy śpiącego, nieświadomego powagi sytuacji męża :D

To nie było takie trudne :) Ale na jakiś czas mam dość ( czyli do piątku :D).
Pozdrawiam!

10:09 AM

TA twarz?

I już prawie kończy się wolne. Za miesiąc zabieg w Warszawie. Nareszcie. Wczoraj przyjechał mój młodszy brat, byliśmy kupić mu garnitur na studniówkę. Kupiliśmy w H&M, bo tylko tam można było dostać garniak na takiego szczypiorka. Mąż się śmiał, że to komunijny z wydłużonymi nogawkami (żeby było śmieszniej mój mąż przy wzroście 180cm, jak szedł na studniówkę ważył 49kg, więc nie powinien się śmiać, tylko pożyczyć swój garniturek z tamtych lat ;) ). Dziś wstałam po 9, a brat jeszcze śpi. Jutro ostatni dzień wolnego, ale praca tylko przez 2 tygodnie i znowu wolne :)
To czekanie na malucha jest straszne. Pisałam dwa dni temu z koleżanką z naszej grupy szkoleniowej. Ona jest niecierpliwcem jak ja. Mamy dość czekania, a nie mamy żadnego wpływu na ten fakt. Tak sobie myślę, że to czekanie to taka moja obsesja. Ale widzę też, że to obsesja niemal wszystkich oczekujących. Co wieczór leżąc w łóżku, już po wieczornej modlitwie, gdy próbuję zasnąć, widzę twarz jakiegoś dziecka. Zastanawiałam się wcześniej, czy to może TA twarz. Teraz już wiem, że to po prostu efekt moich myśli, w których DZIDZIA jest tematem nadrzędnym.
Wczoraj przesłałam zdjęcia z naszej sesji do rodziny. Moja mama spłakała się jak bóbr. Mówiła, że bardzo ją wzruszyły. Pojechała też wczoraj kupić sówki- ograniczniki w Biedronce, bo u nas w mieście nie było. Czuję Jej wsparcie i bardzo mi to pomaga...
Zaczęłam szukać informacji w sieci - jak pomóc sobie podczas czekania na adopcję? Na polskich stronach - oczywiście posucha. Za to na amerykańskich naprawdę można wiele znaleźć. Natomiast nic nowego. Mój organizm sam automatycznie wpadł na te podsuwane przez nich pomysły. Rozwinę ten temat w następnym poście. Może kogoś natchnę ;)

11:58 PM

Kochając wyobrażenie.

2014. W tym roku skończę magiczne 30 lat. Dużo. Mało. Nie wiem.
Jest to na pewno przełomowy czas. Pod wieloma względami. Dotyka mnie namacalnie fakt przemijania, strach przed końcem ( tu też przed menopauzą i wydaniem ostatniego tchnienia przez moje jajniki)... Czy kiedyś zacznę żyć tak lekko nie zastanawiając się nad każdym momentem mojego życia? Nie analizując i nie obracając dookoła każdej mojej myśli? 
Wiem, że to się nie zmieni. Taka po prostu jestem. Gdy próbuję tego nie robić, czuję, że przestaję być sobą.
Sylwester był bardzo udany i spędzony w miłym towarzystwie. Dopiero dziś zjechaliśmy do domu. W ciągu tych kilku dni odwiedzaliśmy rodzinę. Pojechałam z aparatem i moimi rekwizytami, i poprosiłam kuzynkę o zrobienie kilku zdjęć do mojego projekciku pre-adoption photo. Zrobiła - jestem zachwycona! Fotki są cudowne. Wzruszają mnie ( czy to nie dziwne, że wzruszają mnie moje własne fotki?). Dziś, gdy wymyślałam napisy do zdjęć, płakałam jak bóbr.
Uchylam rąbka tajemnicy i wrzucam kilka naszych fotek.



Oglądając te zdjęcia czuję wszechogarniającą mnie miłość. Jest we mnie, wypełnia moje myśli i krąży w mojej krwi. To miłość do mojego dziecka. Dziecka, którego przecież nie znam. Kocham więc wyobrażenie o nim... Ehh... Czasem chciałabym stanąć obok siebie, wziąć się za rękę, przytulić i powiedzieć:
"Ej, kobieto, no po co Ty to w ogóle rozkminiasz?"

6:20 PM

Realizujemy plany ;)

Zaczynam realizować moje plany. Od wczoraj starałam się sprostać pozycji  b) - czyli poduszeczkom sowom. Powstały dwie - na razie bezimienne ;) Mąż, gdy zobaczył je pierwszy raz, krzyknął : "Matko, jakie potworki!". No cóż... Nie zna się ;P Dziś przyszła koleżanka z 19 miesięczną córką i jej sówki spodobały się od razu. Tuliła je i nawet całowała. Są więc ochrzczone ;)




Nie muszą być piękne przecież, ważne, że w ogóle są :)
Dziś może jeszcze zabiorę się za girlandę.Poza tym mam trochę lepszy nastrój. Jak czymś się zajmę, to jakoś inaczej mi się czeka. A najbardziej chciałabym przestać czekać i spokojnie sobie żyć. Ale tak się chyba nie da. Tak więc muszę wytrwać. Mam jeszcze przecież tyle rzeczy do przygotowania
Aaaaa...zapomniałabym! Mąż wylicytował wczoraj łóżeczko! :D Następna rzecz do kompletu dla naszego Bobka ( wybaczcie, mam milion słów, którymi będę nazywać malucha, wiem, że to nie jest najbardziej fortunne, ale cóż...;P ).
Łóżeczko z VOXa..
Powinno prawie idealnie pasować do naszej sypialni :) Ha!

7:55 PM

Jestem coraz bliżej...

Ile jeszcze mogę znieść
Niepewność obezwładnia mnie
Czekam licząc każdy dzień
W nadziei, że pojawisz się
Byłam kiedyś już o krok
Wyraźnie wyczuwałam to
Trafiłam jednak na Twój cień
Mimo tego ciągle wiem

A kiedyś Cię znajdę...znajdę Cię
A w końcu znajdę
Jestem coraz bliżej wiem...

A kiedyś Cię znajdę...znajdę Cię
A w końcu znajdę
Jestem coraz bliżej....

Ile jeszcze mogę znieść
Cierpliwość kiedyś kończy się
Ostrożnie stawiam każdy krok
Tak łatwo jest popełnić błąd
Czasem w stresie boję się
Że nagle mogę minąć Cię
Jak rozpoznać, że to Ty
A będę szukać z całych sił...

A kiedyś Cię znajdę...znajdę Cię
A w końcu znajdę
Jestem coraz bliżej wiem...



12:49 PM

W poczekalni.

Gdy długo siedzę w poczekalni u lekarza zawsze jestem wkurzona i zirytowana. Wszystko mnie drażni. Mam wrażenie, że ludzie włażą bez kolejki i czuję się jak frajer, bo ja grzecznie siedzę i czekam. Gdy nadchodzi moja kolej zrywam się co chwila, bo wydaje mi się, że już...już z gabinetu wyjdzie człowiek, ale to jeszcze nie tym razem... Próbuję wówczas zająć swoje myśli czymś optymistycznym, np. co zjem albo zrobię na kolację. Ewentualnie gram w gierki na telefonie.
Tak właśnie obecnie wygląda moje życie. Siedzę w życiowej poczekalni licząc, że za chwilę otworzą się drzwi, zrywając się na każdy dźwięk (telefonu) i opadając z powrotem na dobrze znane, wygrzane już przecież miejsce.
To były jedne z najsmutniejszych świąt w moim życiu. W wigilię spotkałam Panią z OA, szła przy piekarni. Przywitałyśmy się i złożyłyśmy sobie życzenia. Spytałam oczywiście, czy czasem nie odnalazła się moja dzidzia, ale... nic z tego. Dzieci nie ma :(((((((((((((((((((((
Wróciłam tak zdołowana do domu mojej mamy, że nie byłam w stanie już wcale cieszyć się atmosferą świąt.  Wigilia była dziwna, bo moje przyrodnie rodzeństwo się skłóciło i przyjechała tylko siostra, a brat nie, bo nie chciał się spotkać z Nią i jej mężem. Było bardzo drętwo. Nieswojo.
Mój mąż był Gwiazdorem :) Przykleiliśmy mu poduszkę do brzucha taśmą malarską, hehe. Najbardziej ucieszony był nasz chrześniak ( na zdjęciu ). "Kto był grzeczny w tym roku?" - zapytał Gwiazdor. "Ja,ja,ja!!!!" - krzyczał mały wymachując rączkami :) Nasz 4-latek :)
W pierwsze święto byliśmy u mojego taty i jego rodziny. Moja siostra jest już w zaawansowanej ciąży (za miesiąc termin), robiłam jej zdjęcia ciążowe.

Tego dnia też późnym wieczorem wróciliśmy do domu. Mąż na rano szedł do pracy, a ja leniuchowałam w piżamie (prezent od mamy :) ) do 12. Na 14 poszłam do teściów, gdzie spotkaliśmy się z męża siostrą i jej mężem, i dzieckiem. Nie mamy najlepszych stosunków i w związku z tym też było drętwo i sztucznie. Chciało mi się płakać, ale się powstrzymałam. Wieczorem poszliśmy na mszę, zobaczyłam szopkę ustawioną pod ołtarzem i wtedy mi się przypomniało...jak rok temu też na nią patrzyłam i marzyłam, że za rok się coś zmieni, że będzie inaczej, że nie będę czuła tego bólu w sobie, zazdrości i tęsknoty... Nic się nie zmieniło. Wciąż dotkliwie odczuwam brak dziecka. Co więcej czuję się samotna z tym bólem i niezrozumiana.
Dziś pierwszy raz zadzwoniłam do OA, pod pretekstem złożenia życzeń noworocznych...no i się przypomnieć...
Rozmowa była bardzo miła, a nawet zachęcająca do częstszego dzwonienia. Lepiej niech mnie nie zachęcają, bo się mnie nie pozbędą... Za dwa tygodnie znów zadzwonię. A może za miesiąc... Nie wiem. Nie chcę być nachalna, ale lepiej mi po tym telefonie.
Podsumowując - cieszę się, że już po świętach. Mam w sobie żal, którego nie lubię i chcę, żeby uleciał ze mnie, bo jest niczym trucizna, która zatruwa mi życie. I po części innym też. Chcę być radosna i szczęśliwa.
Pragnę być mamą. Tak bardzo.
Tylko tyle. I aż tyle.

11:00 PM

Kto wie...kto wie...?

W okresie świątecznym piosenka De su - Kto wie, od lat porusza mnie do głębi. W tym roku nabrała jeszcze innego, głębszego znaczenia... Cała ta aura sprzyja myśleniu o narodzinach Maleństwa. I ja też czuję, że Nasz Skarb już jest. Czeka...bo przecież...
Kto wie, czy za rogiem...nie stoją Anioł z Bogiem, nie obserwują zdarzeń i ...nie spełniają marzeń... Kto wie?
Jestem już w rodzinnym domu, leżę na łóżku w moim starym pokoju i w tej przedświątecznej, ale już magicznej chwili, pragnę życzyć Wam wszystkim - bliskim i dalekim, odnalezienia w sobie dziecka w te Święta, a co za tym idzie:
*radości bez zastanowienia
*uśmiechu w odpowiedzi na uśmiech
*entuzjazmu ze spotkania z drugim człowiekiem
*oczekiwania na więcej (rzeczy niematerialnych)
*ciepła i opieki bliskich
*miłości ze wszystkich stron
Oczekującym, tęskniącym, zmęczonym...życzę cierpliwości, spełnienia i spokoju.
A wszystkim nam i nawet sobie, życzę wiary, że wygramy każdą walkę i siły by podjąć wyzwanie, nawet, jeśli wydaje się niemożliwym do zrealizowania!
Kochani, niech przy wigilijnym stole znikną troski codziennego dnia, a magiczna, świąteczna aura trwa!!!!
PS.Dziś robiłam sesję świąteczną najsłodszemu  na świecie 2,5-miesięcznemu bobasowi. Zakochałam się! <3

9:36 PM

Ostatnie przedświąteczne robótki.

Wczoraj w pracy odbyła się wigilia, a potem pojechałam do Kasi złożyć życzenia i zrobić kilka zdjęć małemu.
A teraz...Nareszcie wolne. Nareszcie. Dziś sprzątałam, myłam okna i kończyłam wieńce na prezenty.






Byliśmy też na Targu Świątecznym (całowaliśmy się pod jemiołą w wyznaczonym miejscu - przy ludziach :D ) i na koncercie kolęd na Długim Targu w Gdańsku, ale tylko chwilkę, bo było bardzo zimno. Widzieliśmy tylko występ Ani Wyszkoni i Rafała Brzozowskiego.
Wszystko mnie wzrusza. Dziś płakałam kilka razy. Nie za smutku, tylko ze wzruszenia właśnie.  Wystarczy jakaś piosenka, zapach, jakaś para, jakieś dziecko, albo jakiekolwiek życzenia świąteczne i od razu łzy szklą mi się w oczach... To nie jest fajne, zachowuję się jak wariatka... Nie wiem czemu tak jest.
Byliśmy też dziś w teatrze na Seksie dla Opornych. No po prostu rewelacja. Śmiałam się w głos! Mąż też! Sztuka naprawdę genialna, trochę tak o nas w krzywym zwierciadle :)



8:49 PM

Plany.

Muszę skupić moje roztęsknione serce na pozytywnych rzeczach. Na twórczych, sensownych, praktycznych zajęciach. Dlatego pozwolę sobie przygotować plan na przyszłe ( może ) miesiące oczekiwania. Zamierzam w każdym tygodniu zrealizować jeden z elementów mojego projektu.
Nie chcę sobie narzucać co zrobię w konkretnym tygodniu, ale do przygotowania są:
a) własnoręcznie uszyte śliniaczki
b) 3 poduszki sowy
c) wizerunek drzewa na ścianie w pokoju Malucha
d) karuzela z sówkami
e) wąż zabawka
f) girlanda z filcu na łóżeczko
g) kocyk - z jednej strony na polarze z drugiej na bawełnie

Na razie nie mam więcej pomysłów, ale chętnie dopiszę do mojej listy kolejne pozycje :)
Czekam na propozycje :)

Klik!

TOP