1:30 PM

Katastrofalny dół i pogłebiająca się obsesja.

Chce mi się kląć. Wrzeszczeć. Na siebie, na cały świat. Chce mi się wyć. Czuję się jak stary kapeć, znoszony i śmierdzący. Jest mi smutno, przykro, mam huśtawkę emocjonalną, jestem po okresie, a nadal bolą mnie cycki, jestem zirytowana i chyba coś rozwalę. Mam dość myślenia o dzieciach, dziecku.
Mam dość!
Chcę odzyskać swoje życie, swoje myśli, swoją kreatywność, swój spokój.
Nie chcę ciągle, nieustanie, bez przerwy, myśleć o dzieciach, adopcji itp. itd. Chcę się uwolnić od siebie samej. To jakaś cholerna obsesja. Nie obsesja zajścia w ciążę, ale obsesja posiadania dziecka.
Codziennie wyobrażam sobie, że jest z nami dziecko.Wizualizuję dni, wakacje, wieczory, noce... Codziennie walczę ze sobą, gdy ktoś mnie nietaktownie zapyta o dziecko, albo usłyszę jakąś nietaktowną uwagę. Codziennie zmuszam się do miliona myśli, które nie należą do mnie, codziennie się kontroluję, żeby nie pokazać jak bardzo w środku jestem zmieniona, jak bardzo różnię się od tej Ali, którą pamiętają znajomi. Jak bardzo cierpię. Przecież muszę żyć. A gdybym pozwoliła sobie na ekspresję swojego bólu to byłoby nie do zniesienie zarówno dla mnie jak i dla innych. Ale skąd mam brać na to siły??? Czuję się samotna. Samotna wśród ludzi. Bardzo.
Mam dość słuchania o pieluchach, sruchach, USG, ciążach, poronieniach, owulacjach, okresach... Odbija mi!
Naprawdę odbija.
Ja przecież wcale nie żyję naprawdę. Wszystko co robię, gdzieś w podtekście ma pragnienie, potrzebę posiadania dziecka. Nie ma wolności. Nie ma spokoju. Jest zadanie. Zadanie do wykonania, któremu nie umiem sprostać lub które wymaga ode mnie nakładów cierpliwości, której zapas się skończył. Co miesiąc niby odpuszczam, ale ciągle, może nie natarczywie, może nie z niepokojem, ale bardzo sumiennie obserwuję swoje ciało.
Mam tego dość. A nie umiem się uwolnić od tego. Nie pomoże mi psycholog, a może i pomoże, ale nie mam już sił znów spotykać się z całym tabunem różnych ludzi, którzy pierdzielą takie bzdury czasem, że sama mam ochotę zaprosić ich na psychoterapię.
Wiem, co mi jest. Umiem nazwać swoje uczucia, nie wstydzę się ich, mam do nich prawo. Ale nie umiem się ich wyzbyć. Próbowałam na wiele sposobów. Żadna technika nie działa...
Idzie jesień, będzie coraz gorzej, potem przyjdą święta. Kolejne.
To nie jest normalne. To nie jest zdrowe.
Wpadłam w błędne koło. Zataczam je miesiąc w miesiąc. Dzień w dzień.
Chcę być sobą. Gdzie jestem? Jak mam się odnaleźć? Czyje myśli tak uporczywie grzechoczą w mojej głowie? Przecież nie moje!!??!!
Idę dziś na masaż relaksacyjny. Staję się kłębkiem nerwów, kłębkiem nieszczęść, kłębkiem smutku.
Nie chcę. Nie chcę tak.

23 komentarze:

  1. ile bym dała, żebyś tak się nie czuła!
    Kocham Cię!

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja, żebyś znalazla taką drogę która uwolni Cię od tej natrętnej myśli, taką w której jest dziecko, ale kiełkujące jeszcze gdzieś z boku.
    Może wejdź głębiej w jakąś pasję, zacznij dziergać na szydełku dziecięce buiki, rób na drutach sweteki, da Ci to moc sprawczą zajmie ręce a uwolni głowę. Może zacznij robić skrzyneczkę na rzeczy pierwsze, albo pisz do dziecka listy o swoich tęsknotach.
    Straszmie mi smutno, że Cię to tak męczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja bym na jakiegoś fajnego, konkretnego psychologa postawiła jednak. Nie wszyscy bzdurne gadki mają, jest masa bardzo fajnych osób, które potrafią pomóc nam obiektywnie spojrzeć na swoje życie, nauczyć się bądź wyzbyć pewnych rzeczy... Spróbowałabym, nie skreślała mówiąc, że nie mam siły na takie spotkania. Nie poddawaj się - walcz o siebie !

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakbym czytała o sobie... ściskam mocno... i rozumiem z calego serca...

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, trzymaj się i nie poddawaj. Też czasami tak mam, że spadam na samo dno, ale wtedy zaglądam m.in. na Twojego bloga i czytanie wpisów pozwala mi wierzyć, że chyba jednak jeszcze nie do końca zwariowałam, bo jest jeszcze parę innych osób, które podobnie reagują na widok ciążowych brzuszków i wiadomości o kolejnych ciążach koleżanek. Pamiętaj, że nasza droga adopcyjna jest bardzo trudna, ale na jej końcu czekają przecież na nas nasze dzieciaczki. A czas oczekiwania jest po to, żeby nas zahartować, bo czeka nas wielkie wyzwanie - będziemy się opiekować skrzywdzonymi maluszkami i musimy mieć w sobie mnóstwo siły, żeby dobrze się nimi zająć, dać im w sobie oparcie. Łatwo powiedzieć, wiem. Też z tym wszystkim walczę. I też często czuję się bardzo samotna, choć mój mąż jest bardzo kochany, ale to "tylko" facet, a oni jak ogólnie wiadomo mają inne mózgi i nie lubią gadać o uczuciach... Koleżanki nigdy do końca nie zrozumieją jak to jest itd. Więc błagam cię, trzymaj się. Jestem z Tobą i będę tu zaglądać, żeby Cie sprawdzać ;-)
    Pozdrawiam gorąco, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Oby Ci nasi "tylko" faceci wytrzymali z nami "aż" kobietam :D Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Przeczytałam wszystkie wpisy na Twoim blogu - czasami śmiałam się w głos, a innym razem płakałam jak bóbr, ale generalnie czułam się tak, jakbym czytała o sobie. Dokładnie za tydzień zaczynamy z mężem warsztaty w ośrodku adopcyjnym.Przez pewien okres swojego życia też odczuwałam tę samą obsesję posiadania dziecka. W tej chwili już pogodziłam się ze wszystkim, co mnie spotkało, a moja tęsknota stała się mniej rozpaczliwa. Tobie również życzę spokoju, wyciszenia i wytrwałości i trzymam kciuki, żeby mała istotka jak najszybciej zawitała w Waszym domu :) Na pewno będę zaglądała tu częściej i zapraszam również do siebie: www.polowanienabociany.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już zaczęłam lekturę :) I już Cię lubię :) Świetnie piszesz! :)

      Usuń
  7. Kochanie jestem z Tobą :* to co teraz przechodzisz na pewno kiedyś zaprocentuje. wiem co to znaczy być w dole katastrofalnym i zastanawiać się co do cholery złego w życiu zrobiłaś żeby Bóg mógł mieć powód by tak Cię doświadczać. nic. pozostaje wtedy tylko mieć nadzieję, że to część jakiegoś planu ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :* Nadzieja... Staram się ją mieć! Choć bywa, że jej brak... Dzięki za dłonie, które wyciągają mnie z dolin mojego życia :)

      Usuń
  8. Jednym słowem masz kiepsko, a nawet bym powiedział, że przesrane. Pamiętam jak my szaleliśmy, jak biliśmy sie z różnymi myślami, kiedy wszystkiego się odechciewało, ciągle tylko pilnowanie terminów, planowanie, szykowanie i znowu nic, znowu sie zesrało i nic nie wyszło. Ile można było wtedy tego znieść - głaskanie nas po glowach, pocieszanie, pieszczenie. Ale jednocześnie mało kto myślał wtedy o nas facetach. Każdy żałował jej ( to jasne i oczywiste ), a co było wtedy ze mną, wlaściwie nic. Byłem sam, jakie miałem myśli i ile przelałem łez i krzyczałem tego nie wie nikt. Jednak trwałem w tym dalej, choć trochę sie przez chwilę zagubiłem. Przetrzymaliśmy razem to wszystko i dalej działamy. No i teraz jest nas więcej ale nadal jest nam cięzko i targają nami sumienie z uczuciem, walczymy, trwamy i jesteśmy....... (M)
    Ps. Osobiście pewnie wtedy nie lubiłem i takich porad :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i przesrane, ale na pewno ludzie mają gorzej. Trzeba się podnosić i dzięki wszystkim dobrym ludziom (między innymi dzięki Tobie też :) ) udaje się to szybciej i sprawniej.
      FACECI - to prawda, że ich ból się bardziej pomija. Ja w przypadku naszej niepłodności, widzę ból męża. Jest ogromny. To bardziej on mnie przygniata niż mój własny ból. Naprawdę.
      Dziękuję za wpis :) Pozdrowienia dla Waszej trójeczki!

      Usuń
  9. Ciezko przestac o tym myslec bo to caly czas sie dzieje, o tym sie mysli, tym sie zyje... Ale ja kiedy jest mi zle, mysle o tym,ze ludzi spotykaja naprawde ogromne tragedie. Ty masz cudownego meza ktory jest dla Ciebie podpora, dach nad glowa(calkiem wypasiony), autko w deche, piekne wlosy, cudne oczy, prace, rodzine,zgrabny tylek, fajny aparat i ogromny talent fotograficzny! Sporo ? Jest za co dziekowac :) Wiec glowa do gory i cierpliwosc!!! To minie, chmurki sie rozejda i wyjdzie slonko! I nie ma narzekania, trzeba troszke poczekac i tyle... I jestem przekonana,ze juz niebawem bedziesz cholernie szczesliwa :* Sciskam :)*
    Magdalena

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj. Trafiłam dziś do Ciebie i czytam... Bardzo Cię rozumiem. Wiem przez co przechodzisz. Wiem jak to jest. Wiem jak to boli. Mam za sobą 4 próby IMSI, jedno poronienie. Nie mam już siły na taką drogę. Szukam innej. Od jakiegoś czasu myślę o adopcji. Trzymaj się ciepło. Powodzenia i dużo optymizmu. Też jestem nauczycielem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to jakieś przekleństwo nauczycielskie? Hehe :) Adopcja oddała mi radość życia i pozwoliła odetchnąć i popatrzeć inaczej na macierzyństwo. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś przeczyta naszą całą historię i będzie dzięki niej miał siłę, by spróbować innej drogi. Pozdrawiam Cię ciepło!

      Usuń
  11. Wiem co czujesz.Mam tak samo.Ten natłok myśli,uczuć...Jestem już zmęczona,chcę być taka jak kiedyś radosna,szczęśliwa a nie tylko myśleć o jednym czy to dziś czy to nie dziś?uda się czy się nie uda?A jak się uda to czy będę umiała sobie z wszystkim poradzić?

    OdpowiedzUsuń

Klik!

TOP