10:03 PM

Złe nastawienie = zła energia.

Ostatnio ciągle miałam wrażenie, że mam pecha. No po prostu pech za pechem. Jak nie choroba, to awantura w pracy, jak nie kłótnia z rodziną to z mężem. Wstawałam rano i myślałam: " Ciekawe co dziś złego mi się przydarzy". No i w ten sposób cały wszechświat zwrócił się przeciwko mnie. Myślenie magiczne? Tak, ale jak wytłumaczyć fakt, że pechowcy w ogóle istnieją? Jak wytłumaczyć fakt, że istnieją "urodzeni pod szczęśliwą gwiazdą"? Wierzę, że nasza podświadomość to nasz partner. Mi nie zawsze udaje się z nim dogadać. A szkoda. Próbuję, ale czasem po prostu nie mam sił zastanawiać się nad tym, nakręcać się pozytywnie itp.
Pojechałam na majówkę z wiarą, że zacznę od maja pracować nad sobą. Z wiarą, że teraz będzie już lepiej ( bo ile można użalać się nad sobą) i niestety - moje plany słabo się zrealizowały. Od zeszłego poniedziałku bolała mnie głowa. Niby nic takiego, ale ból nasilał się wieczorem i nie dawał spać. Po przyjeździe do Swornegacie ( tam spędzaliśmy majówkę ) dostałam 39 st. gorączki, a ból przypominał kłębiącą się w mojej głowie kulę ognia. Chciało mi się wyć. Nie tak miało być! Nie tak! Miałam przecież inny plan, a tu jak na złość mój organizm się zbuntował. Do tego zaczęłam się bać, że to zapalenie opon mózgowych ( mistrz czarnych wizji to ja). Przestraszyłam się nie na żarty, żadnych innych objawów prócz mdłości nie miałam. Pojechałam do lekarza w Chojnicach, ale ten tylko wzruszył ramionami i zlecił antybiotyk "na zaś" - w razie gdyby to była jednak infekcja. Osoby z moim schorzeniem jelit - jak mają antybiotyk to mają meeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeggggggaaaaaa sraczkę. Tak też było i ze mną. Tak więc albo leżałam w łóżku, albo siedziałam na kiblu. Dopiero w sobotę poczułam się na siłach, żeby wyjść z domu. Więc mąż zabrał mnie na wycieczkę rowerową. To było nierozsądne. Trasa, którą wybrał miała 48km. I był to okrąg, więc jak w połowie miałam wrażenie, że mózg wypłynie mi nosem, to musiałam go wciągnąć z powrotem i pedałować do przodu. Ale choć było ciężko to przynajmniej powstały foty:
 Po powrocie ból wrócił ze zdwojoną siłą, gorączka oczywiście też, położyłam się spać, ale nie mogłam usnąć. Jak się jest takim osłem jak ja to się potem płaci za głupotę...
Dziś już byłam w pracy, są matury, więc mamy zajęcia poza szkołą. Zabrałam dzieciaki na wycieczkę na Westerplatte i Twierdzy Wisłoujście - tak wiało, że ból oczywiście powrócił. Znów odwiedziłam lekarza i poprosiłam o coś uspokajającego. Zaczynam myśleć, że ten ból głowy to jakieś somatyczne objawy nerwicy. Żyję jednak w ciągłym stresie. Dostałam, tak jak chciałam, hydroxyzynkę. Zobaczymy czy coś pomoże.
Aaaa... ale żeby nie było tak smutno - przeczytałam książkę podczas majówkowego chorowania,a ponieważ była to książka o sterowaniu podświadomością i naszym nastawieniu na sukces - zaczynam wskazówki wcielać w życie!
Także wyobraźcie sobie mnie - pełen  chillout na hydroxyzynce, przerywany muzyczką relaksacyjną, tudzież książeczką o sterowaniu podświadomością ;D
Czy można być większym świrem?

11 komentarzy:

  1. E tam zaraz świrem. No taki Twój urok! Sama radość. I to mówię ja, pechowiec, jakiego nigdzie nie ma! A hydroksyzynka przy dziecku to dopiero Ci się przyda:-) Oszczędzaj i nie nadużywaj, Kochana. Nie, nie, nie życzę Ci stresów, tylko tak z własnej perspektywy patrząc powiedziałam, bo u mnie teraz na bogato zdenerwowania - już własnego odbicia w lustrze się przestraszam. Czy można być większym świrem, Alutko?
    P.S. A sraczek nie zazdroszczę i radzę od antybiotyków trzymać się z daleka:-) Pa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm to Ci powiem Alu,że ja też świruję :) czytam sobie książkę "Potęga podświadomości" i testuję syropki na uspokojenie :)Ściskam Cię mocno.basiek

    OdpowiedzUsuń
  3. Też różne książki w tym temacie przerabiałam i próbowałam sterować, jednak moja podświadomość jest ode mnie absolutnie niezależna, funkcjonuje zupełnie odrębnie i nie jestem w stanie okiełznać ani jej, ani czarnych scenariuszy, które roją się w mojej głowie. Dołączam więc do grona świrów ;) A okolice piękne - szkoda, że złe samopoczucie nie pozwoliło Ci w pełni się nimi nacieszyć :(

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja wiem jaka ładna kobieta tam siedzi odwrócona taka... :-)
    Ściskam mocno, Alu !

    OdpowiedzUsuń
  5. Uroczy z Ciebie świrus :D ściskam kochana Twoje szalone serce :) to za magiczna księga którą czytasz?

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne zdjęcia! A 48 km to faktycznie szaleństwo ...

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja mieszkam w Borach Tucholskich :) Raczej ich uroków nie dostrzegam, a odpoczynku szukam gdzie indziej, moje miejsce to płw. helski. W okolice Swornychgaci nigdy się jeszcze nie zapuściłam. Alu, jak mogłaś taka chora zdecydować się w taką nieciekawą pogodę na taką daleką trasę rowerem :( A już nic nie pisze, nie chcę Cię besztać.
    To faktycznie może być nerwica...

    OdpowiedzUsuń
  8. Miejsce urokliwe , tak żeby się wybrać w taką długą trasę trzeba być świrem. Masz taką huśtawkę emocji że nerwicę to na pewno już masz ,mam nadzieje ze dziecko szybko się u Was pojawi bo się nam wykończysz . A ja bardzo chcę poznać tego szczęściarza maluszka. Pozdrawiam ewa

    OdpowiedzUsuń
  9. Ważna umiejętność to samemu się nakręcać pozytywnie

    OdpowiedzUsuń

Klik!

TOP