Nie będę zaczynać od "...dawno,dawno temu..." , bo nie było to tak dawno. Ok. 30 lat temu. Wtedy na świat przyszła mała dziewczynka. Maleńka, bo ważyła niewiele ponad dwa kilo. Dziewczynka od zawsze kochała świat i ludzi. Mieszkała w małym mieście, w którym niemal każdy zna się z każdym. Zawsze była ambitna. Już jako mała dziewczynka lubiła i chciała wygrywać. W klasie miała najlepsze stopnie. Miała też przyjaciółkę, z którą tańczyła, śpiewała i jeździła na rowerze. W swoim bagażu doświadczeń Maleńka miała też kilka traumatycznych przejść. Rozwód rodziców, kilka innych przerażających przeżyć, o których smutno nawet pisać, a które zmieniły Maleńką w Małą. Mała skończyła szkołę podstawową i zakochała się pierwszy raz. To była wielka miłość. Ale Mała po 2 latach została porzucona i nie umiała pójść dalej. Wylewała co noc wodospady łez.. Mała zrozumiała, że czas ruszyć do przodu, co też uczyniła. Jeszcze kilka razy została odrzucona, sama też odrzucała. Mimo upływającego czasu - ciągle była Małą. Wyjechała na studia, tam poznała Jego. Mała czuła Jego siłę, ale opierała się jej. On nie dawał za wygraną. Po kilku latach Mała stała się Jego. Potem ciężko zachorowała. Chwilami czuła się znowu Maleńką. Znów się bała. Ale nie poddawała się. Od lat miała kilka marzeń. Wierzyła, że uda jej się je zrealizować... Priorytetowym marzeniem było to JEDNO. Chciała stworzyć z Nim rodzinę. Mieć trójkę Maleńkich. Zagrożeniem dla tych marzeń była choroba. Mała była pewna, że wygra z przeciwnościami losu. Przecież On był obok. Przy nim była silna. Musiało się udać...
Czas płynął, a Mała coraz bardziej czuła się zmęczona gonitwą za marzeniami. Któregoś dnia, spoglądając w lustro nie zobaczyła już Małej. Mała zniknęła. A na jej miejsce pojawiła się jakaś smutna kobieta. Jeszcze dość młoda, ale nieznajoma. Nieznajoma rozgościła się w życiu Małej, zabierając całą Jej przestrzeń - stworzyła smutny, trudny świat, z którym nieustannie trzeba było walczyć, żeby w nim żyć. Nieznajoma nie chciała walczyć. Umiała chyba tylko płakać i żalić się. Świat wydawał jej się obcy, niesprawiedliwy, pusty. Każdego dnia budziła się i zasypiała z uczuciem klęski, wyobcowania, niezrozumienia. W jej ciemnym świecie nie było słońca, a wiatr zawsze przynosił tylko ciemne chmury. Nieznajoma nie dawała się oswoić. Jej ponurą naturę uzupełniała stanowczość i egoizm. Nieznajoma prawie zniszczyła wszystko to, co zbudowała Mała. Gdyby nie On... Gdyby nie On.... Nieznajoma nigdy by nie zniknęła. Ale On niesamowicie tęsknił za Małą i bardzo chciał, żeby wróciła. On miał siłę walczyć. Któregoś dnia, nikt nie wie kiedy, tak jak odchodzi śnieg w słoneczny dzień - Nieznajoma odeszła. Zniknęła. On z przerażeniem spostrzegł, że pomimo zniknięcia Nieznajomej...Mała nie wróciła. Tamtego dnia pojawiłam się ja. Nikt nie wie kiedy, tak jak pojawia się pierwszy wiosenny wiatr... Byłam jeszcze nie do końca ukształtowana. Wiedziałam jednak, że należę do Niego i że nasz świat nie może dłużej być taki ciemny. Któregoś dnia, gdy On chciał mnie już bliżej poznać, zza czarnych jeszcze chmur wyszło słońce.
"Nie będę już Małą" - powiedziałam - " ale odnalazłam drogę do naszych Maleńkich".
Jemu ta droga się nie podobała. On chciał mieć Małą. Z powrotem. Nic więcej. Albo Maleńkie, z których wyrosną Małe. Takie same.
Mijały dni, tygodnie, miesiące nawet. Słońce coraz cieplej i żwawiej przypominało o swoim istnieniu. Któregoś letniego dnia, On chwycił mnie za rękę, przytulił i powiedział, że mnie kocha. Tego dnia poszliśmy w stronę Maleńkich.
Później powiedziano nam, że Maleńcy nie będą mieć oczu Małej, ani Jego inteligencji. Nie będą mieć Jej włosów o kolorze pszenicy i Jego dłoni miękkich i pracowitych. Powiedziano nam, że mogą potrzebować więcej miłości, czasu i szans, by funkcjonować w tym świecie. Powiedziano, że choć Maleńcy żyją kilka tylko chwil, to ich historia jest dłuższa i smutniejsza niż historia Małej. Ostrzeżono nas, że być może nasi Maleńcy nie będą tacy jak Maleńcy w innych rodzinach. Że nam będzie trudniej. Straszono nas na każdym kroku. Nadal się nas straszy. Mówi, że nasi Maleńcy będą źli, bo inni odnalezieni Maleńcy byli. Że będą kradli, bili, zabijali. Że będą pili.
Czasem patrzę, jak inne rodziny, te w których nie ma chorób, podążają swoją drogą po Maleńkich. Ich nikt nie straszy. A przecież statystycznie co n-ta ciąża to ciąża obciążona jakąś chorobą, Ciężką. Nieuleczalną. Genetyczną. Psychiczną. Ich się nie straszy. Im przesyła się uśmiechy- mówiąc - będzie dobrze.
Wiemy, że może być różnie. Naprawdę wiemy. Baliśmy się. Nadal się boimy. Ale czujemy, że Maleńcy czekają, aż w końcu ich znajdziemy. I dlatego mimo strachu, chwilowych zwątpień, idziemy po Maleńkich. Tyle przecież już przeszliśmy, by ich odnaleźć i im pomóc.
Idziemy więc... ja już nie Maleńka...nie Mała... i nie Nieznajoma i On...już też nie ten sam.
Opowiedziałam Wam tę historię jako finał moich przemyśleń o płynących do mnie ostatnio, z naprawdę różnych stron, historii o nieudanych adopcjach. Nie dodam nic więcej, bo właśnie łzy zasłaniają mi ekran, a gile wiszą do pasa. Prześlę tylko jeszcze zdjęcie ramki - sówki, którą otrzymałam od blogowej koleżanki Balbiny-Maliny, z którą wczoraj pierwszy raz się spotkałam. Bardzo dziękuję. Ramka jest śliczna.
Alla, nie daj sobie w serce i głowę sączyć trucizny, że Maleńcy będą źli! Nie daj sobie tego robić i nie wierz w te złe słowa!
OdpowiedzUsuńZawierz Bogu i módl się. Zobaczysz jaką będziesz szczęśliwą matką i jak będziesz kiedyś dumna ze swoich dzieci. Pozdrawiam Cię ciepło :)
Anna
:) Modlę się i wierzę Anno. A jak u Ciebie?
UsuńAlla, wierz i nie trać nadziei. U Ciebie będzie dobrze i szczęśliwie, zobaczysz. Nie przestawaj w to wierzyć. To wszystko, co masz w życiu, a naprawdę masz bardzo wiele, zacznie dawać Ci radość, zaczniesz czuć się spełniona i bardzo szczęśliwa, kiedy pojawi się Dziecko. Ono dopełni i nada sens temu wszystkiemu dobru, które Cię już spotkało. I będziesz mogła cieszyć się życiem w pełni.
UsuńAnna
PS Jeśli możesz, pomódl się za mnie czasem...U mnie nie jest dobrze...
Dzieci nigdy nie są złe -są tylko samotne i potrzebują miłości.
OdpowiedzUsuńA Wy możecie je taką miłością obdarzyć.
Szkoda, że Straszaków na świecie jest pełno -ciągle czymś straszą tylko po co?
Jak mawiała moja nauczycielka nie warto pewnych rzeczy DEMONIZOWAĆ:))
Lepiej patrzeć na świat w różowych okularach.
Będzie dobrze przecież wiesz.
A dzieciaki są dobre tylko czasem trzeba im pomóc odnaleźć siebie i miłość.
Historie o nieudanych adopcjach będą krążyć, ale zazwyczaj kij ma dwa końca i nie jest to wina biednych zagubionych dzieci. One potrzebują cierpliwości, ciepła i poczucia bezpieczeństwa.
Tylko tyle i aż tyle.
Pozdrawiam ciepło.
Jestem tego samego zdania :) Buziaczki :*
UsuńAlu jak zwykle w piękne słowa swoje myśli ubrałaś. Ja się nie bałam chorób dzieci, tych sławnych złych genów czy innych trosk. Ja się bałam, że nie będę matką i to mnie paraliżowało.
OdpowiedzUsuńUściski!
Kochana, właśnie tak sobie siedzę i zastanawiam się, czy na pewno ubrałam moje myśli w odpowiednie słowa... Coś mi się wydaje, że ten mój wpis różnie można zinterpretować. A jest to mój apel do tych "życzliwych", żeby zastanowili się zanim podzielą się historią o nieudanych i nieszczęśliwych adopcjach z nami, przyszłymi badź obecnymi rodzicami adopcyjnymi. Nas, rodziców adopcyjnych, wałkuje się, straszy, uświadamia od początku. Ale na swojej drodze musimy łapać jeszcze tysiące cegieł wymierzanych w nas... Nie rozumiem dlaczego. Po co? Jakie jest tego cel. Przecież my wiemy... Niemal każdy, zanim poszedł do OA, 100 razy przemyślał swoją decyzję... To jest mój apel o to, by traktować oczekiwanie na dziecko równo. Niezależnie, którą drogą ma przyjść. To jest mój apel, by widzieć w rodzicach adopcyjnych ich przeszłość i drogę, która umiejscowiła ich w tym punkcie...
UsuńO to mi własnie chodzi ja bym napisała prosto, żeby w końcu ludzie dali spokój z wyszukiwaniem historii w swoich dalszych rodzinach o tym, że dzieci adopcyjne to tylko samo zło. Ty ubrałaś to w ładną historię, nikogo nie uraziłaś a cel osiągnęłaś.
UsuńAlu... z tego powodu co piszesz, czasem żałuję, że zaczęłam pisać bloga...
OdpowiedzUsuńJak wiesz to historie innych zaburzają mój spokój, twój i innych czekających na swoje szczęście...
Ja też trafiam na zdania, że "Moja siostra pracuje w DD - aż dziwne że Czarodziej wydaje się być normalny" albo "Mam do czynienia z Rodzinami, które oddają dzieci do adopcji - nie chciałabym dzieci tych ludzi". Słyszę to od ludzi mi bliskich...
To tak jakbym Ja, kobietom "dojrzałym" mówiła... "nie boisz się że urodzisz np. dziecka z zespołem Downa?bo wiesz...wzrasta Ci ryzyko..." .
Jest mi przykro, że jestem na tyle słaba, że daję zasiewać w sobie ten niepokój...Wiem jednak o co Ci chodzi w tym poście...czuję czasem tak samo.
Ja też jestem na tyle słaba. Ale nie winię się za to. Trudno jest być skałą, która nigdy się nie chwieje. Ściskam i przytulam...
UsuńOd dłuższego czasu czytam Twojego bloga i upewnia mnie on w decyzji. Jak tylko uzyskamy odpowiedni staż udamy się do OA. Niezależnie od tego czy doczekamy się w końcu naszych maleńkich czy nie.
OdpowiedzUsuńDzięki, że dajesz nam tyle siebie!
majetta
Dziękuję i życzę krótkiej drogi do Maleńkich, niezależnie którą z dróg do Was trafią :)
UsuńWiem co mam napisac, ale nie potrafie tego ujac w slowa. Lubie z Toba rozmawiac. Twoje slowa i przemyslenia sa takie glebokie... Nie takie powierzchowne jak codziennosc, nie piszesz o niczym, kazde napisale slowo ma glebsze znaczenie. Nie paplasz o niczym, o pierdolach. Kazde zdanie jest przemyslane - ale sercem. Glowa czasami dyktuje jakies dyrdymaly, pierdoly. Serce mowi madrze.
OdpowiedzUsuńW codziennosci czasem tego mi brakuje, ze zyje sie chwila i nie ma czasu zeby sie zatrzymac i pomyslec... Twoje wpisy mi to daja. Czesto przed snem po przeczytaniu Twojego wpisu leze i mysle :) I dziekuje, za to co mam, doceniam. I wiesz,ze jestes daleko ale blisko :* I w mojej glowie masz swoje miejsce, moj szczunek, moja zyczliwosc i wiedz,ze w tym malym miescie jest zawsze ktos, kto zyczy Ci jak najelpiej i jak najszybciej! Bo na to zalsugujesz... niewiele jest takich ludzi :) I mysle,ze w tej kwestii jestem nieomylna. O! Taki moj wywod - nie glowy - a serca :)
~Madzialena~
Dziękuję Madziu. Za to, ze tu zaglądasz... Za te Twoje piękne słowa, za ciepło i życzliwość, którą masz w stosunku do mnie, za wsparcie,czas i uwagę... Za managerstwo ;) ;P ( you know what I mean) Piękny wywód serca i pamiętaj - masz wszystko. Taki skarb to największy skarb.
UsuńCałuję!
Złe geny,patologia ech mam mdłości jak to słyszę . U mojego sąsiada syn przepije wszystko co ma, drugi kradnie a nie adoptowani znam małżeństwo niezwykle uczciwi pobożni , a mają córkę k**we dosłownie i też nie adoptowana. To nagonka że nasze dzieci są złe albo muszą być złe w ten sposób te co urodziły czuja się lepsze .. Mała odeszła nieznajoma też Ale ważne ze Ty jesteś.Pozdrawiam ewa
OdpowiedzUsuńJestem. I wierzę, że Maleńcy będą szczęśliwi ze mną. Nawet bardziej, niż byliby z Małą czy Maleńką.Ewuś świat taki jest. Może uda nam się choć trochę zmienić... Przynajmniej naszym dzieciom :)
UsuńAlu, naprawdę pięknie umiesz ująć w słowa swoje uczucia. Do opowiedzianej przez Ciebie historii pewnie już niedługo zostanie dopisany kolejny rozdział o Maleńkich. I wydaje mi się, że wtedy odejdziesz Ty, a niepostrzeżenie pojawi się Mama :).
OdpowiedzUsuńA co do "życzliwych", opowiadających o dzieciach adoptowanych, które kradną i zabijają, mam wrażenie, że tu działa ten sam mechanizm co przy opowiadaniu ciężarnej o najgorszych komplikacjach ciążowych i porodowych. Większość osób, jak tylko dowie się o ciąży, to zaczyna opowieści w stylu "no mam nadzieję, że u Ciebie będzie inaczej niż u mojej znajomej/sąsiadki/kuzynki, która miała to to i to, ledwie donosiła ciążę, a przy porodzie to już istny horror". Oczywiście, że zdarza się, że dzieci adoptowane są narkomanami, złodziejami itd, tak samo jak oczywiście nie każda ciąża przebiega bezproblemowo i kończy się szczęśliwym porodem, tyle, że ludziom się wydaje, że jak opowiedzą czyjąś złą historię, to będzie lepiej, fajniej, no bo po co komuś opowiadać o czyimś szczęściu, to takie sztampowe i nudne.
Nie słuchaj takich "życzliwych", choć niestety pewnie jeszcze wielu ich spotkasz na swojej drodze. Ważne, żebyście Wy byli przekonani do obranej przez siebie drogi i nawet w trudnych chwilach, lub chwilach zwątpienia, byli dla siebie wsparciem. Bo tylko wtedy będziecie mogli być oparciem dla swojego Dziecka, które też pewnie w swoim życiu spotka niejednego "życzliwego".
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję Aniu :) Masz rację w swoim komentarzu. Muszę być silna, postaram się być... Będę pracować nad sobą, żeby, tak jak piszesz, być oparciem dla Maleńkich :)
UsuńSą ludzie i ludziska. Jedni widzą samo zło, a inni starają się dostrzegać to, co dobre. Prawdą jest, że czasem ktoś pogubi się w życiu, że zejdzie z właściwej drogi, prawdą jest też, że dzieje się tak we wszystkich rodzinach - i adopcyjnych, i biologicznych. Na pewno sama mogłabyś mnożyć przykłady, jak jakiemuś dziecku poplątało się w życiu - mimo, że nie był adoptowany, mimo, że nie był z rodziny patologicznej. Z drugiej strony większość z nas piszących tutaj poda Ci co najmniej kilka przykładów rodzin adopcyjnych - pięknych, spełnionych, szczęśliwych - mimo trudności.
OdpowiedzUsuńMyślę też że każda osoba, która podkreśla siłę złych genów, tak naprawdę po prostu przecenia swój genotyp:-) W każdej z naszych rodzin znajdziemy przykład niefajnego małżeństwa, nieudanego rodzicielstwa i niewłaściwego życia - i co?, dobre geny nie pomogły właściwie żyć?
Alu, prawdą jest jednak też to, że często dzieci adoptowane mają większe problemy na starcie, mają trochę słabsze zdrowie i bardziej wrażliwy układ neurologiczny. Nasz synek miał dobry wywiad, ale też nie obeszło się bez problemów. Był moment kiedy myśleliśmy, że nasze dziecko jednak będzie niepełnosprawne i chcę Ci powiedzieć, że mimo trudności, sama myśl o tym, że mogłoby małego z nami nie być, dawała mi tyyyyle siły i sprawiała, że nie bałam się jego problemów, wręcz przeciwnie akceptowałam je i potrafiłam je przezwyciężać w RADOŚCI. Czasem jest ciężko, ale teraz, gdy nasz maleńki jest z nami, czuję wyłącznie radość.
Ja też spotkałam się z różnymi komentarzami na temat naszego wyboru, ale teraz, gdy jesteśmy już kilka lat po..., widzimy raczej tylko dobre reakcje, uśmiechy, miłe słowa, jesteśmy akceptowani i my, i nasze dziecko, które okazało się być takim... normalnym. Spotykamy się raczej z życzliwością. Moi teściowie ostatnio nas odwiedzili, wchodzili do klatki, drzwi im otworzyła jakaś sąsiadka, ale od razu zaznaczyła "proszę wchodzić po cichu, bo P. (nasz synek) na pewno śpi".
Alu, jak zwykle pięknie nam wypowiedziałaś siebie. Jak zwykle mam wrażenie, że Cię znam. Jak zwykle widzę w Tobie siebie. Będzie dobrze...
Alu,
Wzruszył mnie Twój komentarz Basiu. Pięknie go napisałaś. I bardzo za niego dziękuję. Pokrzepia!!! Jest wrażliwą duszyczką :* I chyba rzeczywiście już mnie trochę znasz :) Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję!!!!!!!!!!!!
UsuńCzytałam Twój post.. Czytam o sobie samej.. Czy to możliwe by inny człowiek czuł dokładnie to samo co ja..?
OdpowiedzUsuńMożliwe. Wiem co czujesz, w wielu historiach niepłodnościowych przejrzałam się jak w lustrze. Całuję :*
UsuńMoja sąsiadka ma adoptowaną córkę. Dziewczyna ma już 19 lat. Wie o tym, że jej mama nie jest jej biologiczną mamą. Bardzo się kochają i szanują i często podkreślają, że doceniają to, że mają siebie nawzajem. Zapewne słyszałaś nieraz o podobnych historiach.
OdpowiedzUsuńTwoja opowieść bardzo mnie wzruszyła. Choć nie jest mi bliska, to decyduję się zostać u Ciebie. Przejęłam się i życzę Ci wszystkiego dobrego. Dlatego będę śledzić, czy moje życzenie się spełnia.
Trafiłam tu zupełnym przypadkiem.
Mnie życie też nie rozpieszczało. Niedawno wyleczyłam się z raka jajnika. Piszę o tym u siebie.
www. tymczasemwbulgarii.blogspot.com
Pozdrawiam.
Witam Cię Malwinko :) W środę będę miała wolny wieczór i wtedy zwiedzę Twojego bloga :) Dziękuję za pozytywną historię na wstępie :)
UsuńTrzymam kciuki za Twoje zdrowie!
Pozdrawiam!
będzie dobrze Alu i nie martw się poglądami innych ludzi tylko dążcie do celu własną drogą taka jaką Wy chcecie a nie ktoś inny, pozdrawiam cieplutko Cię Alu i mocno przytulam-Ania
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu :* Odwzajemniam :)
Usuńnawet tu byłam z Tobą ale zawsze jak jest lepiej to o dobrym sercu kogos się nie pamięta, sprawdza się głupie przysłowie miękkie serca to twarde 4 litery :(
UsuńWidzę, że wywołałam w Tobie burzę uczuć.Mam nadzieję jednak, że nie masz mi tego za złe. Tak strasznie wkurza mnie jak ludzie usilnie próbują udowodnić, że obciążenia genetyczne zdominują naszą miłość do dzieci :(
OdpowiedzUsuńKochana - fakt - burza uczuć pwostała, ale nie mam Ci tego za złe. Uważam wręcz, że dobrze poprzez przemaglowanie paradoksalnie - oswoić temat. Miłość zawsze zwycięża. Jeśli jest. Jeśli jest prawdziwa.
UsuńAlu, będziecie wspaniałymi Rodzicami, a Wasze dzieci będą wyjątkowe - bo Wy tacy jesteście!! Jestem dobrej myśli, trzymam kciuki, że już wkrótce przekonacie się o tym "na żywo". Buziaki :*
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, dlaczego niektórzy ludzie są tak święcie przekonani o doskonałości swoich własnych genów, a jednocześnie ułomności i wadliwości tych cudzych...Na to naprawdę NIE MA REGUŁY!!! A skoro zdaniem tych ludzi wszystko właśnie wyłącznie od uwarunkowań genetycznych zależy, to w takim razie po co człowiekowi dusza, serce, kręgosłup moralny, określony system wartości? Ty masz piękną duszę, wielkie serce i wrażliwe, bogate wnętrze - dlatego Wasi Maleńcy będą najszczęśliwszymi dziećmi na świecie!
OdpowiedzUsuńNo cóż... Nieudanych adopcji jest wiele... Udanych też jest wiele! Tak jak pisałaś nie każda ciąża kończy się sukcesem!
OdpowiedzUsuńJa od swojej rodziny nie raz słyszałam o genach.... Geny są jakie są. To prawda, że dziecko adoptowane jest inne niż biologiczne! Tego faktu nie da się ukryć. Nie raz to wyjdzie w życiu...
Ale powiem Ci tak, gdybym miała jeszcze raz wybierać, mimo mojego ciągłego zmagania z Tygrysem, wybrałabym to zmaganie raz jeszcze! Nasz Tygrys mógł nie widzieć i nie słyszeć! Udało się to wszystko przezwyciężyć! Widzi i słyszy, nawet chce grać na skrzypcach! Rehabilitowaliśmy go ponad 4 lata.... Dziś dziewusia jest prosta, no prawie, po przykurczach prawie śladu nie ma! A inteligencja... Dużo czytam, dużo, naprawdę dużo spędzam z córcią czasu - i... I mamy wszystkie prace kontrolne napisane powyżej oczekiwań!
Co więcej, usłyszałam też nie raz, że "nie wiem co z niej wyrośnie.." Tego wciąż nie wiem??? Nie wiem czy jakaś aktorka, lekarka, albo pani sprzedająca mięso w sklepie??? Nie wiem! Ale na pewno nie będzie to złodziejka czy jakiś przestępca! Puki co to rośnie fajna dziewczynka, miła i przytulaśna. Co prawda, broi jak mało kto! Bryka, łazi po drzewach, drze rajstopy, gada na lekcjach, ale to nie są przesłanki o jej przestępczych skłonnościach!
Tak więc nie gdybaj co będzie i jak będzie, bo tego nikt nie przewidzi! Wypoczywaj teraz i szykuj się do ciężkiej pracy! Bo właśnie od tego przygotowania i Twojego wysiłku zależy wiele! Poszukaj w okolicy dobrego pediatrę, naprawdę dobrego, on ci się na początek najmocniej przyda, a potem... Potem nabierzesz doświadczenia i jakoś się to wszystko ułoży.....
Długą irogę przeszłaś od Maleńkiej do miejsca, w którym w tej chwili jesteś. Miałaś w sobie wiele siły, żeby sprostać trudnościom, jakie pojawiły się na Twojej, a później Waszej drodze. Dałaś radę. I tym razem dasz radę, zwłaszcza, że masz wsparcie Męża. Razem możecie góry przenosić. Maleńkie będą z Wami szczęśliwie. Inaczej być nie może. A inni niech sobie myślą co chcą, gadają co chcą. Przecież wiemy, że jesteśmy na tej właściwej drodze.
OdpowiedzUsuń