Złe chwile, upadki, zniecierpliwienia, uważam, że są naturalne na naszej adopcyjnej drodze. Nie jest łatwo - i nikt kto tego nie przeżył - nie zrozumie. Widzę, że cały ten czas nauczył mnie być bardziej cierpliwą. Nie denerwuję się w poczekalni do lekarza, lepiej znoszę stanie w korkach, nie muszę, jak wcześniej, mieć wszystkiego od razu ( np. nowego modelu spodni, albo kiecki). Jestem trochę inna.
Czasem jednak nie starcza mi sił na walkę z własną tęsknotą i wtedy jest gorzej. Wtedy się żalę - najczęściej Wam. Wy słuchacie, wspieracie, motywujecie, podnosicie - za to dziękuję! To działa. Czasem bardziej, czasem mniej. Wszystko zależy, w jakim stadium smęcenia aktualnie się znajduję :) :P
Po powrocie do pracy jestem o wiele smutniejsza. Martwi mnie to. Czyżbym nie nadawała się już do tej pracy? Lubię pracę w szkole, lubię moich uczniów, lubię kolegów... ale atmosfera jest juz tak gęsta... Mnie na szczęście obecnie omija najgorsze, być może mam poszpitalną dyspensę...ale przeżywam razem z ludźmi to, co ich dotyka...
Wracałam dziś do domu w mega korku. W pewnej chwili moje myśli poszybowały w stronę TEGO telefonu, na który czekam... Zrobiło mi się smutno i nagle w radiu znów zaczęła lecieć Reni Jusis "Kiedyś cię znajdę". Pisałam już o tej piosence. Ona mnie prześladuje. Od jakiegoś czasu, gdy tylko zniecierpliwię się i wkurzę na to czekanie - w radiu płynie ten właśnie kawałek. A przecież to numer sprzed wielu lat :) Ach te znaki! :)
I tak sobie myślę... i tak przypominają mi się słowa poetki...zresztą mojej ulubionej...
Czasem jednak nie starcza mi sił na walkę z własną tęsknotą i wtedy jest gorzej. Wtedy się żalę - najczęściej Wam. Wy słuchacie, wspieracie, motywujecie, podnosicie - za to dziękuję! To działa. Czasem bardziej, czasem mniej. Wszystko zależy, w jakim stadium smęcenia aktualnie się znajduję :) :P
Po powrocie do pracy jestem o wiele smutniejsza. Martwi mnie to. Czyżbym nie nadawała się już do tej pracy? Lubię pracę w szkole, lubię moich uczniów, lubię kolegów... ale atmosfera jest juz tak gęsta... Mnie na szczęście obecnie omija najgorsze, być może mam poszpitalną dyspensę...ale przeżywam razem z ludźmi to, co ich dotyka...
Wracałam dziś do domu w mega korku. W pewnej chwili moje myśli poszybowały w stronę TEGO telefonu, na który czekam... Zrobiło mi się smutno i nagle w radiu znów zaczęła lecieć Reni Jusis "Kiedyś cię znajdę". Pisałam już o tej piosence. Ona mnie prześladuje. Od jakiegoś czasu, gdy tylko zniecierpliwię się i wkurzę na to czekanie - w radiu płynie ten właśnie kawałek. A przecież to numer sprzed wielu lat :) Ach te znaki! :)
I tak sobie myślę... i tak przypominają mi się słowa poetki...zresztą mojej ulubionej...
"Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne."
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne."
To plus adopcji: Kiedyś Cię znajdę - po kwalifikacji to pewne jak słońce :)
OdpowiedzUsuńJak tak się czasem zastanawiam to tych plusów jest dużo więcej :) Buziaczki
UsuńJestem pewna, Alutko, że każdy Twój czas "smęcenia" - jak to Ty mówisz - gdzieś wewnętrznie Cię przemienia, przygotowuje, szlifuje... Każda taka chwila sprawia, że coś staje się w Tobie nowe, dojrzalsze, pokorniejsze, cierpliwsze. Sama dostrzegasz już owoce tej drogi.
OdpowiedzUsuńTen czas, wbrew pozorom, jest dla Ciebie bardzo cenny. Kiedyś, gdy będziesz już tulić swoje dziecko, urodzone sercem, spojrzysz na te "blizny" zupełnie innym okiem i zrozumiesz jak piękne są te Twoje rany i że możesz nosić je z dumą. I że ta droga, choć trudna niezwykle, zaprowadziła Cię do Twojego synka lub córeczki.
Ja, gdy patrzę wstecz na moją drogę, uśmiecham się do siebie, bo dzisiaj wiem, że gdybym miała żyć jeszcze raz, weszłabym na nią ponownie, mimo łez, mimo bólu, mimo rozpaczy, żeby znów móc spotkać na niej moje ukochane dziecko.
Warto iść tą drogą, Alu! A Ty, Kochanie, idziesz nią wyjątkowo pięknie, z dumą i tak bardzo po ludzku. Masz w sobie tyle miłości. Zawsze czytam Cię ze wzruszeniem i myślę sobie, że Twój maluszek JEST(!) szczęściarzem. Z bardzo dużym naciskiem na JEST. Pa!
Rozkleiłam się na Twoim komentarzu. Wzruszyłam się niemal każdym słowem. Dziękuję, że tak dobrze o mnie myślisz. Nie jestem pewna, czy Twój obraz mnie nie jest trochę zakrzywiony przez ten pryzmat bloga... Chciałabym być taka za jaką mnie masz. Chciałabym, żeby moje dziecko kiedyś powiedziało mi, że jest szczęściarzem, bo ma dobrych rodziców. Nie zakładam, że to usłyszę... ale chyba byłoby to coś najpiękniejszego, co można otrzymać od dziecka...
UsuńDziękuję Ci Basiu, za słowa, myśli, obecność.
Całuję.
Ja mając Czarodzieja rozkładam się na tej piosence... i biorę ją do siebie tak dosłownie...
OdpowiedzUsuńAlla, wiem ze któregoś dnia i ta piosenka dla Ciebie będzie miała ogromne znaczenie.
Wiem, jak ciężko się czeka... wiem... ale to minie !!!!
http://www.youtube.com/watch?v=EHBELZo6d34&feature=kp
Aaaaa... piękna ta piosenka, znam ją...
UsuńDziękuję :*
W końcu telefon zadzwoni, ale najważniejsze że jesteście razem z mężem wspieracie się mimo nieudanego leczenia teraz razem staracie się o adopcję a do tego musi być zgoda obojgu małżonków. Ja od wczoraj płaczę,mam kuzynkę załapała się na in vitro z funduszu i miała jedna jedyna szansę jeden zarodek nie udało się.Tak naprawdę największy dramat polega na tym że to była też ostatnia szansa dla ich małżeństwa on o adopcji nie chce słyszeć ,,bo by nie mógł cudzego dziecka wychowywać,, To naprawdę wspaniały człowiek zawsze można na niego liczyć sobie odejmie a komuś da. Mają po 35 lat już na wszystko za późno.Dlatego uważam że jesteś mimo wszystko szczęściarą masz męża który chce dziecka i macie szanse na macierzyństwo.
OdpowiedzUsuńLubie tu zaglądać lubię czytać, podziwiam te wspaniałe pace ,od Ciebie bije tyle radości.Każdy ma prawo popłakać załamać się wiem ,zobacz ile ludzi Cię rozumie wspiera .Moja kuzynka została sama z bólem pewnie już bez męża i bez szans na macierzyństwo. Pozdrawiam ewa
Wiem Ewuś, że zadzwoni. Dziękuję.
UsuńOstatnio wiele par się rozstaje... Przykre...
Współczuję Twojej kuzynce. Mam nadzieję, że jeszcze wszystko się im ułoży. A ja... mam naprawdę wspaniałego męża. Najlepszego na świecie. Muszę dziś podziękować za Niego Bogu. Kolejny raz...
Nawet nie wiesz jak bardzo Cię rozumiem, ale jak pisze MIA to pewne jak słońce, że Twoje smutki miną na pewno! Duży buziak i kopniak na ożywienie :) :) :)
OdpowiedzUsuńNo tak to prawda! Już przecież za chwilę, za momencik będę w końcu mamą :D Ja pojedynczą, a Ty podwójną :D:D
Usuń