9:11 AM

Znów płakałam...

Byłam dziś u internisty po receptę na moją przewlekłą chorobę. Przez tę histeroskopię nie zauważyłam, że leki mi się kończą. W związku z tym na złamanie karku pobiegłam do LUXMEDU i umówiłam się do pierwszej, lepszej pani doktor. Receptę otrzymałam, lekarka spytała o moje samopoczucie, powiedziałam, że średnie, ale, że jest tak, bo miałam histero w tym tygodniu. I wtedy się zaczęło. Pierwszy raz ktoś tak sam z siebie zainteresował się moim "przypadkiem". Siedziałam w gabinecie ponad pół godziny. Przewertowała moje wszystkie badania, z góry na dół. Okazało się, że ona specjalizuje się w endokrynologicznych przyczynach niepłodności... I usłyszałam...
- ma pani za małą tarczycę, kwalifikującą się do Euthyroxu małej dawki
- hyperprolaktynemia i niedoczynność tarczycy postać subkliniczna
- duże prawdopodobieństwo występowania gruczolaka przysadki mózgowej
- powinna być wykonana laparoskopia diagnostyczna
Powiedziała mi, że jest jej przykro, że byłam do tej pory tak prowadzona.
Te wszystkie hasła podczas mojego leczenia już padały... padały i co z tego? Nikt nic nie zrobił, żeby mi pomóc. Nie zrobili mi rezonansu, TSH w górnej granicy normy, ale w normie ( jedna lekarka tylko sugerowała Euthyrox, ale go nie zapisała).
Może powinnam się cieszyć. Może. Ale jakoś nie umiem. Czuję się przygnieciona. Chciałam trochę odpocząć. Chciałam mieć nadzieję. Choć bałam się.
Po wizycie wsiadłam do busa i patrzyłam w okno, a pod powiekami pojawiały się wstrzymywane, piekące cholernie, łzy. Wycierałam je szybko, żeby pasażerowie nie widzieli.
Nikt nie zauważył. Albo nikt nie chciał zauważyć.
Wiem, że wiele przez ten czas walki się zmieniło. Że dzięki adopcji inaczej patrzę w przyszłość. Jestem silniejsza, ale pomimo tego... czuję ogromny BÓL.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Klik!

TOP