5:00 PM

Dzień chłopaka.

Oj rozszalała się burza pod moim ostatnim postem.

Staram się podchodzić z dystansem do naszych kłótni. Wydaje mi się, że są... dobre i potrzebne. Co więcej, cieszę się, że napisałam poprzedniego posta, że zalałyście mnie, czy też nasz związek falą hmm...porad, krytyki może nawet. Zmusiła mnie ona do pewnych refleksji. I no... nie ukrywam do wyrzutów sumienia. Choć niektóre komentarze trafiały w sedno ( np. tak, brakuje nam dziadków, kogoś do pomocy) to inne niekoniecznie.

Pomyślałam sobie, co by było, gdyby tego bloga prowadził mój mąż? Gdyby on napisał jak się czuje? Ile z siebie daje i jak jest oceniany...? Jak widzi mnie...?
Komentarze, podejrzewam byłyby jeszcze gorsze...

Napisałam trochę z przekąsem o naszych kłótniach, bo rzeczywiście one są takie rzadko na serio. Choć zdarzają się i takie. Ale te, zawsze coś uleczą i naprawią.

Dziś Dzień Chłopaka. Dlatego poświęcam post na zrehabilitowanie mojego męża. Skończył kostkę przed domem. Robił ją 3 miesiące. Robił ją dla nas. Codziennie, w każdy dzień wolny. Dodatkowo kosi trawę co 4 dni ( bo rośnie jak szalona), to on zajmuje się opłatami, wszelkimi formalnościami... ja nawet się nie tykam.  Pracuje na 3 zmiany, jest szefem brygady. Jego błąd podczas pracy przekłada się na milionowe straty dla firmy. Jak leży przed telewizorem to naprawdę wtedy, gdy już nie ma sił (ostatnio ma notorycznie krwotoki z nosa). Dziś sobie zdałam sprawę, że przez ostatnie miesiące nie było takiej nocy, w której przespałby więcej niż 5h. Nawet, jak ma wolne, nastawia budzik na 6-7 rano, żeby wstać i pracować przed domem. Jak coś się zepsuje w domu natychmiast jest naprawione. Nigdy nie czeka do jutra. Wstaje w nocy robić małemu butlę. Karmi go w nocy. Zawsze rano jedzie po świeży chleb. Wstawia pranie niemal codziennie. Odkurza raz w tygodniu ( 5 razy w tyg. robię to ja, ale on i tak myśli, że tylko on odkurza ;)). Spełnia moje wszystkie zachcianki. Czasem nie od razu. Ale ostatecznie spełnia.
Kocha Leosia. Miłością jaką czuje i jaka jest w nim. Co chwilę widzę jak tulą się i głaszczą ( o ile Leoś ma dobry humor bo inaczej tatuś idzie gdzie indziej ;) ). Bawią piłeczką. Chodzą na spacery. Jeśli jest w domu to pomaga mi w kąpieli, albo w tym czasie robi kolację.  Kilka razy w tygodniu robi obiad. Prawda jest taka, że mój mąż nie zmienia pieluch. Ma odruch wymiotny, gdy czuje smrodek kupy. Ale tak było od zawsze. Przy mojej chorobie jelitowej musiał nauczyć się z tym przebywac na co dzień, ale ...rozumiem to.

To ja narzekam, bo do tej pory robiłam, co chciałam. Tu pobiegłam na sesję fotograficzną, tu coś poszyłam, tu pojechałam, tu poleciałam do lumpeksów...a teraz... teraz nie ma. Moim życiem steruje maluch. I nie ma nikogo, kto wyręczyłby mnie w najprostszych czynnościach. Gdy przyjeżdżają rodzice - to mam jeszcze więcej roboty, bo ich obsługuję. Bo przyzwyczaiłam wszystkich, że jestem SUPER WOMAN... Ze wszystkim zawsze dawałam radę...mimo bólu i trudów...

Ponieważ ja jestem na urlopie macierzyńskim ( ktoś kiedyś powiedział, że ten kto nazwał to urlopem musiał być mężczyzną), a mąż pracuje, to jednak głównie ja spędzam czas z małym. Dlatego do tego, że moje życie już w tak dużym stopniu jak wcześniej, ode mnie nie zależy - zdążyłam powoli przywyknąć. Mojemu mężowi jest trudniej. Potrzebuje więcej czasu.

Często jest złośliwy. Ja też. Bywam podła. On wstrętny. A potem znów kochamy się najmocniej na świecie.

Mam wyrzuty sumienia, że tak napisałam na męża. Jest mi przykro. Bardzo Go kocham. Wiem, że On mnie jeszcze bardziej.

Przygotowałam mu dziś z okazji Dnia Chłopaka tort z browarów. Na górze 3 puszki, na dole 5 butelek. Bardzo się ucieszył ( kilka lat temu kupiłam mu świecę, do dziś mi wypomina, że to najgorszy prezent na Dzień Chłopaka w jego życiu :P). W końcu trafiłam z prezentem.
 A wieczorkiem poszliśmy na spacer.

A tu moje chłopaki  <3

42 komentarze:

  1. Czytałam te komentarze, czytałam... Te feministyczne były najlepsze :-)
    Miej na nie... wiesz co miej na nie :-)
    Ściskam ! :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... i bardzo mi się podoba ta "konspiracja" na zdjęciach :-)

      Usuń
    2. :) :*
      Konspira jest, a co ;)

      Usuń
    3. Te feministyczne to pewnie Mój co :P ?

      Usuń
  2. Bardzo fajny prezent, mój mąż tez byłby zachwycony;-)))
    Daj spokój w ogóle się naszymi komentarzami nie przejmuj! Tak już mamy - wszystkie wiemy lepiej.
    Zauważ, że prawie każda z nas przy okazji Twojego wpisu wylała trochę swojego "jadu" na swoją drugą połówkę i "żyje się lepiej";-0
    Co my możemy wiedzieć o Waszych relacjach - nic tak naprawdę.
    Która z nas pod wpływem emocji nie bluzgała na swojego męża a za chwilę nie przytulała się do swojego "misia" niech pierwsza rzuci kamieniem;-)))
    Pozdrawiam-Patrycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie komentarzami się przejęłam...chyba... W sumie sama nie wiem. Cieszę się, że natchnęło mnie to do przemyśleń. I w konsekwencji do lepszego spojrzenia na męża.
      A bluzganie leży w naszej naturze, stety niestety ;)
      Buziak!

      Usuń
  3. Ala, czytałam te komentarze i byłam mocno zaskoczona i zdziwiona, że akurat ten temat wywołał takie poruszenie :) Tym bardziej, że w mojej opinii nic takiego "strasznego" w poście nie wpisałaś :) Wyrzuty sumienia? C'mon. Blog jest po to, żeby sobie "rzygnąć" - gdybyśmy miały tu tylko opisywać, jakie jesteśmy szczęśliwe to... hm... ja bym swojego bloga nie założyła na pewno :)

    A te wszystkie "zaniepokojone" komentarze? Oczywiście każda wypowiedź jest cenna, choć moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak "normalność" czy "jedyny słuszny wzorzec".
    Jak mawiał Woody Allen: whatever works.
    Jedne pary żyją tak - inne inaczej. I nie znaczy, że te co synchronicznie zmieniają pieluchę są szczęśliwsze.

    Od 15 lat jestem w nieprzerwanym związku okraszonym nieustającymi spięciami. Kochamy się bardzo, ale jak się kochamy, tak się kłócimy. Bluzg (w granicach rozsądku) i pokazanie sobie środkowego palca nikogo w naszym domu nie szokuje.
    Zgranie? Trudno nam się zgrać nawet w opiece nad dwoma kotami :)
    Jednak prawda jest taka, że autentycznie: nie mam w swoim otoczeniu pary, nie znam po prostu - która by była tyle lat ze sobą. I która mimo wszystko, miała by taką "sztamę". I która, tak jak my, stanowiła by małżeństwo najlepszych przyjaciół. Nie, nie twierdzę, że jest idealnie ( O Jezu, nie :)

    Znałam pary, które nigdy się nie kłóciły. Ot, takie pary idealne, robiące synchronicznie jajecznicę. Te które ja znałam - rozpadły się z wielkim hukiem (choć nie twierdzę, że to jest reguła).

    Ja bym się specjalnie nie przejmowała różnymi komentarzami "zaniepokojonych", bo każdy ma swoją receptę na szczęście i nikt nie ma prawa tego oceniać :)) (choć jestem przekonana, że nikt z komentujących nie chciał zrobić Ci przykrości).

    I na koniec piosenka, bo przecież "tu chodzi o to, żeby od siebie nie upaść za daleko": https://www.youtube.com/watch?v=_EdZbopNeS8 ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, też znałam takie pary. U nas w OA jedno z pytań zadawanych przez psycholożkę brzmiało: "Czy kłócą się Państwo?" Jeżeli odpowiedź była negatywne, para lądowała na terapii. Psychologia zachęca do kłótni, bo one oczyszczają.
      A ja sama nie wiem, czym się tak przejęłam.
      Buźka!

      Usuń
  4. Zgadzam się z komentarzem powyżej :) My w tym roku, za moment obchodzimy 6 rocznicę ślubu i kłócimy się średnio raz dziennie ;) pomimo tego, że widzimy się rano przed pracą i dopiero wieczorem ok 20 po pracy :))) Taki trochę włoski model, szybko się kłócimy i szybko godzimy a atmosfera w domu czysta. Mój mąż to mój przyjaciel i co z tego, że żarówki do domu kupuję ja, kiedy np. nie muszę się martwić czy rachunki są zapłacone. Pozdrawiam Was serdecznie i z okazji święta najlepsze życzenia dla Twoich chłopaków.
    Magda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też jesteśmy włoską rodziną :)
      Buziaczki!

      Usuń
    2. Dolaczam do grona wloskich rodzin;) klocimy sie okropnie i kochamy jeszcze mocniej aaa i byl taki okres, ze srednio raz w m-cu rozwodzilam sie z moim mezem;))
      Kochana Allu jestescie cudowna rodzinka. Buziaki:*

      Usuń
  5. Alla, w tej notce to mąż zupełnie inaczej wygląda. Wystarczyło dopisać parę rzeczy, które jednak robi. ;)

    Nie wydaje mi się, żeby pod Twoimi komentarzami była jakaś burza. Wszystkie komentujące były spokojne, niektóre rozżalone i zaniepokojone. Ale nikt nie kazał Ci się rozwodzić, zagłodzić męża itp.
    Same sympatyzujące komentarze. Każda pisała o sobie i delikatnie radziła.

    Niczego złego nie usłyszałaś.

    Kochajcie się i docierajcie.
    Zdjęcie chłopaków słodkie (z tymi listkami hihi).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Burza oznaczała dla mnie starcie się dwóch odmiennych poglądów, poruszenie, emocje. Ja je w komentarzach dostrzegam.

      Kochamy się i docieramy :)
      Dzięki, że jesteś.
      Buźka!

      Usuń
  6. Śliczny bukiecik piwny Ci wyszedł :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam post o "kłótniach" i on mnie zwyczajnie rozśmieszył. Rozbawił.
    Nie ma potrzeby wybielać meża - w mojej opinii jesteście najnormalniejszą w świecie rodziną.

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że żadnej burzy nie było. Sama musisz przyznać, że Twoje dwa posty wyglądają zupełnie inaczej, po tym mam wyrzuty sumienia, że źle pomyślałam o Twoim mężu. Chwile zmęczenia, zrezygnowania przychodzą zawsze, ja mam cudownego męża a i tak mam pretensje o banały, ale staram się nad tym panować, coraz bardziej zależy mi na dobru męża, żeby się nie zaharowywał, czas ucieka, niby mąż ma tylko 34 lata, a nie obejrzymy się będzie 40, a tyle ludzi żyjących na wysokich obrotach odchodzi (czyt. umiera) w wieku ok 40 lat :( Dużo znam takich przykładów niestety. Staram się być mniej roszczeniowa.
    W tej sytuacji słowa Twojego męża "masz czego chciałaś" nabierają innego wymiaru i są racją. Nie chcę Cię oceniać, każda z nas jest inna, może po prostu bez trudu wyraząsz emocje, co do których ja nie przyznaje się nawet przed sobą ;) ale dziecko to rewolucja, trzeba mieć tego świadomość, tyle na to czekałyśmy, ja jeszcze walcząc zazdrościłam rodzicom i zarwanych nocy i rozmów o kupach, nie mogę więc na to narzekać. Narzekasz na monotonię, ale chciałaś być mamą, taka teraz twoja rola, ten czas tak szybko ucieka, ja nie wiem gdzie jest ponad 14 mcy, od kiedy jest z nami synek. Życie nigdy nie będzie już takie samo jak kiedy byliście bezdzietni, ale przecież dziecko otwiera tyle możliwości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, no bez przesady, już Ty wyrzutów sumienia nie powinnaś mieć :)
      Posty się różnią, bo i emocje się różnią. Pisałam nie raz, że nie wstydzę się swoich uczuć. Przyjmuję je. Wkurza mnie często w moim mężu, że dla Niego priorytetem jest robota, którą zaplanował niż czas z nami. On twierdzi, wiem, że tak czuje, że robi dobrze, robi to dla nas, a ja czuję, że mógłby zrobić to kiedy indziej i pobyć z nami. I w tym tkwi główny problem.
      Ale czasem trzeba sobie ponarzekać. Zrobiłam to chyba pierwszy raz od kilku miesięcy.
      Nikt z nas nie jest ideałem. No ja już na pewno nie :)
      Dziękuję!
      Buźka

      Usuń
    2. No bo z facetami podobno jest inaczej, mówią, że dla nich wyrazem miłości jest zrobienie coś konkretnego, a nie np. przytulenie. A ponarzekać można - pewnie :)

      Usuń
  9. Dużo chciałbym napisać, bo smuci mnie twój wpis, ale myślę, że tylko na gorąco wyrzucasz z siebie to co chwilowo czujesz, że to nie wypływa z twojego serca, tak jak z wpisem o „złym” mężu” Nie chcę Cię ranić. Dziwi mnie, że tak szybko masz taki kryzys. Macierzyństwo to zawsze rewolucja, zazwyczaj to miesiące wyrzeczeń (ciąża), ból (poród, połóg), kompleksy zw. z wyglądem i dopiero trudy wychowania. Tak tęskniłaś za dzieckiem. Doceń to, co masz. Dużo zależy od twojego nastawienia, bo jeśli chodzi o piekę nad dzieckiem to najgorsze przed Tobą, jak dziecko stanie się mobilne. Pomyśl, że inne kobiety mają dużo gorszy start, są zmęczone, bez pomocy, mają starsze dzieci..itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmmm... zastanawiam się, co masz na myśli...?
      Wpis o "złym" mężu był wpisem trochę żartobliwym, traktującym o sprzeczkach, o życiu codziennym, o różnych perspektywach patrzenia.
      "Taki kryzys"? WTF? Nie czuję kryzysu. W moim życiu macierzyństwo to 8 lat wyrzeczeń. 5 lat przygotowywałam się do zajścia w ciążę, byłam na ścisłej diecie, jadłam jak małe dziecko, nie tykałam batonika, nie wypiłam kieliszka alkoholu... Potem leczyłam się 3 lata. Wydaliśmy łącznie jakieś 20 000zł na leczenie, leki itp.. Wszystkie ówczesne oszczędności. Brałam sterydy, puchłam...miałam operacje i zabiegi...poroniłam...brałam zastrzyki z hormonów powodujące u mnie mega huśtawki hormonalne... ostatecznie trafiłam do momentu, w którym musiałam przejść się wgłąb samej siebie.i zrozumieć własne potrzeby i pragnienia. Zrozumieć adopcję.
      Potem przez kilka miesięcy jeździłam 550km dwa razy w tygodniu, po to,by ktoś mnie oceniał i wypytywał o moje prywatne życie. Potem czekałam. W niepewności i strachu. Więcej czasu niż trwa ciąża...
      Tak, tęskniłam za dzieckiem. I kocham moje dziecko nad życie. Nie widać? No już tekst "doceń co masz" - zdziwił mnie totalnie. Mój syn jest dla mnie spełnieniem marzeń. Myślę, że mam najlepsze dziecko na świecie. NIGDY NIE BYŁAM TAK SZCZĘŚLIWA.
      Ale czasem mam gorsze chwile. Jak każdy normalny człowiek. A to miejsce jest po to, by pokazywać kobietom, różnym kobietom, że jeśli takie emocje, jak moje pojawiają się również i u nich to nie jest to nic nadzwyczajnego... Nie przestanę wyrażać uczuć, bo wtedy zacznę kłamać. A tego nie zamierzam robić.
      No i na koniec - nie ma dla mnie nic pocieszającego w tym, że ktoś ma gorzej ode mnie. Raczej jest to dla mnie smutne. Ale nie powoduje u mnie uczucia, że inne mają gorzej, a sobie radzą, a ja mam tak dobrze i sobie nie radzę. Bo takie podejście zawsze będzie prowadzić do katastrofy.
      Pozdrawiam,
      Ala

      Usuń
    2. BRAWO ALA !!! Nie przejmuj sie komentarzami tego typu ten od Moniak swiadczy prawdopodobnieo tym ze ona sama nie radzi sobie ze swoja rzeczywistoscia jest sfrustrowana a komentujac twoj wpis wyladowuje swoje negatyne emocje z ktorymi prawdopodobnie sobie nie radzi

      Usuń
    3. Alla - dzwoń wtedy do mnie ja jestem specjalistką od "kryzysów" w macierzyństwie :). Wcześniej byłam bardzo swobodna i wyzwolona. Długo łapałam się na tym że mi się wydawało że życie z dzieckiem to chwilowe - mim że bardzo na niego czekałam. Łapałam się tym że bardziej jeszcze pamiętałam życie sprzed. teraz nie zdarza się już to - nie każdy jest urodzoną Matką Polką i jedyny sen życia upatruje w macierzyństwie. Ja kocham ogromnie swoje dziecko ale uważam że i moje potrzeby są ważne. Nie bój się ich realizować i rób to!
      Pamiętam jak mi ulżyło kto przyjaciółka (przeze mnie uznana naprawdę za wzór) na moje wywody że jestem fatalną Matką bo czasem tesknie za swobodą którą posiadałam opowiedziała mi historie jak wychodząc ze spotkania zapomniała swojego drugiego (młodszego dziecka) - jej percepcja też przez jakiś czas kręciła się jeszcze wokół życia z jednym dzieckiem. Każdy z Nas ma jakiś czas całkowitego oswajania sytuacji w jakiej się znalazł :) - przynajmniej ja mam :)

      Usuń
    4. Anonimowy - dzięki za wsparcie, Beatka - usmiałam się :D

      Usuń
  10. Jeśli burza, to tylko w szklance wody ;) W końcu nie napisałaś zupełnie niczego złego, gorszącego, budzącego kontrowersje. Kłótnie i kryzysy zdarzają się czasami nawet w najlepszym i najbardziej kochającym się małżeństwie – a osobiście uważam nawet, że dobrze jest od czasu do czasu uskutecznić taki mały (lub nawet trochę większy) fight, żeby nie było zbyt mdło i cukierkowo i dla oczyszczenia atmosfery :) Najważniejsze to umieć kłócić się konstruktywnie, spotykać się w połowie drogi, a potem pięknie ze sobą godzić – a Wy to przecież doskonale potraficie, prawda? :)

    Jeśli chodzi o podział domowych obowiązków, to powszechnie wiadomo, że faceta trzeba sobie trochę wychować i mówić mu czego od niego oczekujesz prosto z mostu, bez owijania w bawełnę, bardzo DUŻYMI LITERAMI – bo inaczej sam się nie domyśli :) Mam nadzieję, że Twój Mąż się do mnie nie zrazi po takiej opinii ;) Pozdrawiam Was serdecznie i życzę wzajemnego „dotarcia” i odnalezienia się w nowych rolach i nowej rzeczywistości - zresztą samej sobie też ślę codziennie w myślach identyczne życzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, Bajko - mój mąż tu nigdy nie zagląda :) Więc na pewno się nie zrazi :)
      A DUŻYMI LITERAMI, to ja mówię do niego zawsze :)
      Buziaczki

      Usuń
  11. Wiem Kochana doskonale jak to jest , bo kiedy dodałaś poprzedni wpis to tak jakbym czytała samą sobie i mojego męża :) ale to tak jest, że kłócimy się i nawet wyzywamy czasem, a później kochamy się najmocniej na świecie i wiem, że stworzeni jesteśmy dla siebie! :)
    Myślę, że nie ma co przejmować się komentarzami- tymi niektórymi :) buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) też myślę, że to wszystko bardzo normalnie.
      Już mi przeszło i nie wiem, czemu wczoraj się tak przejęłam!
      Mam PMS chyba ;)
      Buziaczki

      Usuń
  12. Burza tzn., że są emocje. Wyszły raczej te siedzące w nas, czytelniczkach. Niektóre ponarzekały na swoje drugie połówki, inne się pochwaliły, inne wyraziły swoje obawy. A że Polak radzić lubi, to i złotych rad nie zabrakło. Ha, ha i mnie się udzieliło. Ale nikt nie ma wątpliwości, że kochasz Swoich chłopaków nad życie.
    Wasze dialogi małżeńskie przypoominają mi moich rodziców. Może to zabrzmi dziwnie, ale ja lubię sobie posłuchać, jak się kłócą. Bo te kłótnie są urocze. I mimo, że w tym momencie iskrzy, widać że się bardzo kochają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :* Myślę, że tak właśnie jest.
      A ja niecierpliwie teraz skupiam się na oczekiwaniu na Wasze dzieciątko :) Bo z naszego blogowego grona, piszącego już od kilkunastu miesięcy to jeszcze tylko Wy zostaliście... :)

      Usuń
  13. Ważne, żeby kłótnie była konstruktywna i coś wnosiła, chociaż ulgę. Jeśli to jest po prostu emocjonalna wymiana poglądów i uczuć to OK.
    Ja mam uraz na punkcie kłótni o głupoty, robionych tylko po to, żeby zranić, upokorzyć drugą osobę. A właściwie jednostronnego wyzywania o każdy błąd.
    Oby takie Wam się nie trafiały. Bo na pewno nie świadczą o miłości.

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj Alu myslę, że gdyby każdy tak szczerze napisał parę cytatów ze swoich małżeńskich czy partnerskich kłótni to wiele by nie odbiegało od Twojego postu. To jest moje zdanie bo przynajmniej ja jestem energetycznym wulkanem , który namiętnie wybucha przy najmniejszej kłótni i u nas takie sprzeczki także się zdarzają. Będzie dobrze. Ale z doswiadczenia mojego 12-letniego wiem i nauczyłam się jednego-że My kobiety naprawde musimy pamiętać czasem o sobie. Bez tego nie można być szczęsliwym. Trochę zdrowego egoizmu. Przekonałam się ponieważ podobnie jak Ty zawsze dawałam sobie rady sama ze wszystkim-tylko komu to miało służyć?? Nie wiem. Pozdrawiam cieplutko najnormalniejszą rodzinkę pod słońcem. Pa!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, już taka jestem, że piszę o tym, co czuję. Nie oszukuję ani siebie, ani otoczenia. Czasem kogoś urażę, czasem żałuję. Ale umiem przeprosić. Bo zmienić się...niestety nie :P
      Buziak!

      Usuń
  15. Alla teraz to mnie wkurzyłaś. Odpieprzyłam Ci referat pod poprzednim postem bo się wkurzyłam na Twojego Męża a tutaj się okazuje że Ten Twój Mąż nie jest taki zły :) . Furiatko Ty - pamiętaj że My Go nie znamy i wyobrażenie o Nim otrzymujemy po tym co Nam przedstawiasz. Masz ode mnie pierwszego kopa w dupę za to, że w zdenerwowaniu zapewne troszkę wyolbrzymiłaś i Jego zachowanie i Jego winy w poprzednim poście :). Sama tak czasem robię... i mam wyrzuty potem bo na drugi dzień to inaczej wygląda a ja już komuś się zrzygałam i w Jego pamięci to zostaje... ;/
    Co do kryzysu. Masz do Niego pełne prawo!!! Twoje życie jak i każdej z Nas z dnia na dzień zmieniła życie. Prawdą jest że życie Mężów zmieniło się trochę mniej, jakby nie było za odskocznie psychiczna mają prace, spotkania z ludźmi. Polecam Ci metodę - Mąż wraca z pracy a Ty już w drzwiach oddajesz Mu dzieciaka i mówisz: "Kochanie dziś Twój dzień, ja spadam na zakupy, imprezę i będę w nocy". Jakby co w długą walę z Tobą :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bij, dawaj z liścia Beata ;) Mam nadzieję jednak, że aż tak się nie zdenerwowałaś :)
      Kryzysy są naturalne. Wiem. W razie czego - dam znać :) buźka

      Usuń
    2. Dzieci i zmęczenie to nierozłączna para. Dziadkowie to wiedzą, bo przecież to przeżyli. Mało tego, macierzyńskiego urlopu było 16 tygodni, a więc praca, dzieci, dom... Nie ma lekko! A kiedy przyjdzie czas, że wreszcie będziesz wolna od takiej codzienności, to...???????????/

      Usuń
  16. Dodam jeszcze że u Nas to ja jestem zakałą, która lubi się czasem przypieprzać o wszystko ;/

    OdpowiedzUsuń
  17. Aha, prezent the best - Mój Mąż byłby Nim zachwycony :) kradnę prezent :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zainspirowałam :) Znalazłam pomysł gdzieś w sieci.

      Usuń
  18. Alu, jesteście wspaniałą rodziną: Ty świetną Mamusią, Mąż - super Tatusiem! Każdy się spełnia w tych rolach po swojemu i tego nie zmienimy ;) Także uszy do góry! Ściskam serdecznie całą Waszą Trójkę :*

    OdpowiedzUsuń

Klik!

TOP