Analizuję od kilku dni moje życie. Moje doświadczenia i uczucia...
Staraliśmy się o dziecko 3 lata. Okazało się, że droga po nie, nie
będzie taka, jak przypuszczaliśmy. Niektórzy nazywali nas bezpłodnymi,
Ci mądrzejsi: niepłodnymi, ja sama czułam się jak marionetka, którą ktoś
steruje. Próbowałam ze wszystkich sił zatrzymać w sobie resztki
kobiecości. Stosowałam codzienne autoterapie, wzmacniania, medytacje...
Walczyłam o szczęście... Nie o dziecko, które miało być tym szczęściem, ale o szczęście, które wypełni moje bezdzietne życie...
Niedawno w niedzielę na mszy świętej było
czytanie Psalmu 128, widzę po blogach, że porusza on nie tylko mnie...
"Małżonka twoja jak płodny szczep winny" - pierwszy raz od lat nie
miałam kluchy w gardle, słuchając. Zadałam sobie po powrocie do domu
pytanie - czym jest płodność? I czy Bóg mówi w tym psalmie również o mnie?
Siedzę i patrzę w ekran. Litery zapisują białą przestrzeń. Wylewam z siebie myśli, uczucia... tworzę.
Coś w środku mnie od zawsze podpowiadało mi: "oto Twoja płodność". Ale rodziło się we mnie przeświadczenie, że to banał. Chciało mi się krzyczeć i wyć, wydzierać się na całe gardło:
"Nie o taką płodność mi chodzi!!! Chodzi mi do k...wy nędzy o to, że moje jajko, albo jest trafione i nie łączy się z plemnikiem męża, albo w ogóle go nie ma! O to mi chodzi! Jestem niepłodna! Nie jestem szczepem winnym, który daje owoce. Dookoła mojego stołu nie zasiądą synowie!!!!! Ja pierd....le." ( wybaczcie wulgaryzmy, starałam się oddać oryginalny przekaz).
Gorycz. Frustracja. Złość. Żal. Gniew. Codziennie, do znudzenia.
Pieprzona tęsknota. Wiązała mi szyję, nie mogłam oddychać. Wiązała mi oczy...przestałam dostrzegać, jakie pierwotne instynkty i bardzo proste myśli, zaczęły dominować w moim toku myślenia. Znów to napiszę - przetrwanie gatunku. I raz, i dwa... każdy miesiąc tak samo- sex w dni płodne, świeca "po", okres, dół.
NIEPŁODNA. NIEPŁODNA. NIEPŁODNA.
Zdawało mi się, że mam tak na drugie imię. Tfu! Kłamię! Na pierwsze.
Niepłodna Alicja.
Gorsza od innych. Słabsza od innych. Bardziej chora. Bardziej smutna. Bardziej skrzywdzona. Bardziej samotna. Bardziej zszargana. Bardziej...niepłodna niż inne niepłodne...Niż inni niepłodni.
Jak dobrze, że tęsknota nie związała mi serca. Że poprowadziło mnie ono do mojego syna. Jak dobrze, że ono nie uwierzyło mózgowi. Prymitywnie goniącemu za tym, co namacalne i cielesne.
Jak dobrze, że serce pozostało płodne. Nie poddało się ocenie złowrogiego krytyka, który zamieszkał w moim umyśle. Jak dobrze...że zrozumiałam, że ten krytyk kłamał.
KŁAMAŁ.
BLUŹNIŁ.
Przeciwko temu co ważne, przeciwko temu co piękne. Przeciwko miłości, przeciwko nadziei.
Co za cham i prostak.
Jaka ja byłam płodna przez ten cały czas, w którym postrzegałam siebie jako totalnie niepłodną! Stworzyłam blog, który pomógł niejednej osobie. Przeszłam najdłuższą i najcięższą drogę w swoim życiu. Stworzyłam masę różnych drobiazgów. Poznałam wielu pięknych ludzi. Kochałam. Pomnażałam miłość. Uczyłam się siebie każdego dnia. Oto płodność, którą w sobie mam. Wielka płodność dająca owoce.
Czujesz się niepłodna/y? Ucisz swojego wewnętrznego krytyka, podłego i diabelskiego prostaka, i posłuchaj swojego serca. To nie żaden frazes. Posłuchaj naprawdę.
Chciałabym jakoś skomentować, napisać coś mądrego, ale nie potrafię znaleźć w sobie odpowiednich słów. Po raz kolejny rozbroiłaś mnie swoim postem, wzruszyłaś do łez, rozłożyłaś na łopatki...
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że udało Ci się zamknąć gębę nie tylko własnemu wewnętrznemu krytykowi - ale również tym innym złośliwym chamom, tkwiącym w umysłach kobiet zaglądających na Twojego bloga, szukających tu wskazówek, ukojenia i pocieszenia...
Ściskam Cię ciepło. I gratuluję jeszcze raz aktu!!! :) Cmok!
UsuńPrzeszłaś długą drogę. Nie była łatwa, ale doprowadziła Cię do miejsca, w którym teraz jesteś. Do nowego etapu. Twój blog bardzo pomógł i mi. Pomógł odzyskać nadzieję i wiarę, że cuda się zdarzają, że nie można się poddawać.
OdpowiedzUsuńI za to dziękuję;*
Buziaki
:) Nie można!
UsuńBuziaki!
Jesteś niezwykła! Dobrze, że o tym wiesz i umiesz tak mówić. Dziękuję Bogu, że Cię postawił na mojej drodze bo bez Ciebie byłabym nadal w czarnej d... Dziękuję za ten wpis.
OdpowiedzUsuńTwoja Fioletowo-Żółta
O mamo!
UsuńMam nadzieję, że za jakiś czas będziesz już tylko żółta. A potem - złota :)
Buzi.
Chyba nie skomentuje...bo wszystko napisalas...i to jak pieknie...Ty jestes piekna cala i to co robisz...
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za ciepłe słowa. Przesyłam uściski.
UsuńI chyba się dziś po raz pierwszy odezwę, bo czytam od tak dawna...
OdpowiedzUsuńI tyle razy tu się śmiałam, płakałam, martwiłam lub cieszyłam. Razem z Tobą, dzięki Tobie, za Ciebie, dla Ciebie i dla siebie.
I tyle razy będę tu na pewno wracać, wchodzić jakby w Twoje życie po cichu, ale bardzo głośno tłumacząc sobie, że nie jestem jedyną, niepłodną, nie jestem bez szans, bo szanse są i czasem trzeba patrzeć dookoła by je zauważyć i słuchać serca. I dzięki Tobie czasem mimo tego wszystkiego co jako niepłodna doświadczam i mimo tego wszystkiego co jeszcze przede mną czuję, źe warto! Dziękuję Ci za to, że jesteś- płodna! Spłodziłaś moją wiarę i nadzieję, źe jest jakiś sens...i źe może kiedyś do niego dotrę! Dziękuję
Ściskam. Gęsia skórka powoli mija, ale wciąż czuję wzruszenie po przeczytaniu Twojego komentarza. Warto...naprawdę warto. Choć na pewno nasza droga nie należy do najkrótszych i najłatwiejszych.
UsuńJa też dziękuję.
Alu, gratuluję Ci, że tak wprost bez kręcenia potrafisz napisać, co czujesz... potrafisz pewnie też to powiedzieć. Podziwiam ten dar pisania i opowiadania o sobie.
OdpowiedzUsuńPrzeżycia, które były Twoim udziałem przygniotły by mnie chyba już na początku.
Najważniejsze, że dziś jesteś spełniona :)
Buziaki!
Dziękuję, choć myślę, że gratulacje bardziej należą się temu na górze niż mnie, bo to on mnie stworzył z taką wrażliwością.
UsuńMnie też te przeżycia przygniotły. Przylepiłam się do podłogi jak rozdeptana ciastolina.
A dziś jestem odklejona, na nowo uformowana i tak jak piszesz - spełniona :D
Całusy
A wiesz, o to jedno mam żal do religii katolickiej. Że wartościuje kobiety pod kątem przydatności do rozmnażania. Zresztą nie tylko ta religia. Kobieta jest ok, dopóki rodzi. Jak nie rodzi, to znaczy że grzeszy, a jak nie może rodzić, to znaczy że jest bezużyteczna, suchy gnat to wyrzucenia, na co chłopu taka. No tragedia! I potem czytam kolejne historie podobne do Twoich. Kobiet stawianych przez kościół pod ścianą, gdzie potomek, a dlaczego tylko jeden, a nie trójka i co tam jeszcze. Hrr.
OdpowiedzUsuńJa mam żal do niektórych księży, że są niestety tępi i źle interpretują Pismo Święte i trąbią z ambony takie dyrdymały. Nie raz w kościele i po nim wyłam i myślałam, że nigdy więcej tam nie pójdę.
UsuńWiem, o czym piszesz.
Buziaki
Nawet nie potrafie slowami opisac co czulam czytajac!
OdpowiedzUsuńJestes wspanialym czlowiekiem, madra, dojrzala, swiadoma mama, kobieta, zona, kolezanka, przyjaciolka. Kims tak wyjatkowym, ze bez Ciebie nic juz nie bedzie takie samo. Spojrz jak wielu osobom pomoglas, jak wiele z nas nauczylo sie czegos i co najwazniejsze ma nadal nadzieje i wiare.
Dalas rade, jestem z Ciebie dumna Leosiowa mamusiu!
Abby :* Jak zwykle jesteś zbyt kochana :*:*:*
UsuńW czasie naszej walki o dziecko,ksiądz powiedział na kazaniu zdanie,, I BÓG ZDJĄŁ Z NIEJ HAŃBĘ BEZPŁODNOŚCI,, miałam ochotę z krzykiem wybiec z kościoła i nie mam pojęcia co było dalej, w głowie tyko słyszałam to zdanie i słowo HAŃBA, . Ale jaka hańba?? Wielu lat potrzebowałam żeby zrozumieć to że w tym nie ma żadnej mojej winy nic nie zrobiłam żebym stała się niepłodna zawsze dzieci chciałam mieć.Dodam jeszcze że w naszym prawie kościelnym jest taka możliwość rozwodu kościelnego jeśli kobieta nie może mieć dzieci,hmmmmm a dlaczego nie może kobieta dostać rozwodu jak jej maż nie trzeźwieje i ją maltretuje? im dłużnej byśmy się nad tym zastanawiali tym było by gorzej. Alicjo mądre słowa tu napisałaś. Pozdrawiam i całuski dla Leosia. EWA
OdpowiedzUsuńHańba...to to, że ten ksiądz takie dyrdymały mówi...
UsuńBuźka
To co napisałaś jest niesamowite - szczere, prawdziwe, mądre i piękne. Dawno mnie tak nic nie poruszyło. Niech Wam Pan Bóg błogosławi :*
OdpowiedzUsuńPS. W Piśmie Świętym najbliżej Boga i najbardziej przez niego "przytulone" były między innymi kobiety niepłodne - Sara, Anna, w pewnym sensie Sara z Księgi Tobiasza, Elżbieta. No i te samotne, wdowy. Po długim czasie bólu i pytania "Dlaczego", nieraz okraszonego epitetami, zawsze dostawały piękną odpowiedź. Ich życie stawało się płodne, w tym głębokim, a nie czysto biologicznym sensie. Między innymi dlatego, że te doświadczenia dały im wrażliwość na czyjeś cierpienie...
Ja mimo że fizycznie od razu po ślubie mogłam mieć dzieci :P to długo wcześniej przez lata borykałam się z inną bezpłodnością, strachem przed ludźmi, atakami paniki, nałogami, nerwicami. Bóg to po kolei uzdrawiał, ale teraz czuję się płodna nie dlatego, że mam dzieci, ale że już nie boję się ludzi... i mogę dzięki temu pomagać.
Ściskam :*
Dziękuję Rivulet. Masz rację,. pisząc i myśląc o tym poście, a dojrzewał we mnie dobre 3 tygodnie... nie myślałam tylko o niepłodności - czyli niemożności posiadania biologicznych dzieci... myślałam również o tym, o czym piszesz Ty.
UsuńCałuję i ściskam.
Czsem się boję, że za łatwo mi przyszło pożegnanie myśli o dziecku biologicznym i że jak się mi kiedyś uleje, to... No ale ... Póki co ulewa mi się tak ogólnie, czekająco- życiowo i nie jest to fajne, ale może łatwiejsze? Choć boję się, że nie. Jak zwykle trafiłaś w sedno. A kot z Leosiem to istny miód!!!
OdpowiedzUsuńMyślę,że każdy z nas jest inny, być może tak, jak Patrycja, naturalnie znalazłaś inną możliwość zostanią mamą i przyjęłaś ją bez zbędnego rozczulania się nad sobą. Zastanów się, czy miałaś jakąkolwiek "żałobę" po niemożności posiadania dzieci. Bo taka jest potrzebna.
UsuńBuziaki
i ja mogę się podpisać rękoma, nogami i czymkolwiek innym pod wszystkimi komentarzami. To, co napisałaś jest tak bardzo prawdziwe, tak bardzo te uczucia bolą..ale tak pięknie zakończyłaś, że dało mi to nadzieję:) Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńZ nadzieją w tle :)
UsuńA może i na pierwszym planie?
Brawo!!!!!Cieszę się, że pozbyłaś się wewnętrznego krytykanta;-) Oczywistą oczywistością jest, że wszystko co robisz, piszesz, tworzysz to właśnie świadczy o Twojej płodności.
OdpowiedzUsuńJa bezpłodna, ale jednak pozbawiona takich "złych" emocji jestem. Kolokwialnie powiem, że nie ruszają mnie takie teksty, psalmy. Wolę moją bezpłodność niż inne paskudztwo jak choćby nowotwór złośliwy. Z bezpłodnością da się żyć. Wkurzają mnie tylko torbiele albo potworniaki, które co rusz rośną na moich jajnikach. Jak już kiedyś napisałam wyznaję zasadę, że jak nie mogę iść w prawo, to idę w lewo, więc adopcja była dla mnie po prostu inną drogą do macierzyństwa;-)
Pozdrawiam -Patrycja
Jesteś wspaniała. Dziękuję Ci za Twoje komentarze :) Pewnie nie jedna ja :) Buziaki
UsuńNie wiem co napisać Alu. Cudownie opisałaś to co ja w sobie czuję teraz ale dzięki Tobie zapaliła się iskierka nadziei na to, że wkrótce może będę szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś.. brakuje mi słów. :)
Maleńki jest cudowny.. niesamowity.. kot coś patrzył z byka :D buziaczki
Kot patrzył spod byka i do tego jeszcze syczał! Świntuch. No ale widział nas pierwszy raz :) Więc można mu wybaczyć :) buziaczki
UsuńKim trzeba być, żeby wypowiedzieć słowa serc tak wielu.
OdpowiedzUsuńMów dalej.
Ka-ol.
Jeeeeej.
UsuńDziękuję... !
Bardzo podoba mi się komentarz Rivulet do Twojego pięknego postu, Allu.
OdpowiedzUsuńCzasem trzeba poczekać, doświadczyć bólu, cierpienia, upadku, by pewnego dnia odkryć, że Psalm 128 nie jest o rozmnażaniu, a o płodzeniu - płodzić, znaczy otwierać serce. Płodzić, znaczy mnożyć miłość. Płodzić, znaczy rozdawać siebie.
Jeśli przyjrzeć się głębiej, można znaleźć dziesiąte dno.
Ja, teoretycznie niepłodna, bo przecież nie urodziłam mojego dziecka uważam, że wspomniany Psalm jest o mnie i dzisiaj również nie mam już kluchy;-)))
:) Piknie napisane.
UsuńCałusy Basiu :) Czekam na jakieś nowe fotki :D
Cmok.
Alu, masz niesamowity dar. Pielęgnuj go. Niesamowicie opisałaś to, co siedzi w wielu z nas. Jesteś płodna na wielu polach, co pokazywałaś nam już nie raz w Swoich postach.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że pewnego dnia trafiłam do Ciebie.
Uściski
I ja się cieszę, że trafiłam do Ciebie :) A teraz ciągle razem z Wami odliczam! Niech ten czas oczekiwania już się skończy! :)
UsuńNapisałam już to na blogu Tamary ("Z nadzieją w tle"). I powtórzę jeszcze raz. Zawsze, gdy słuchałam takich słów w kościele serce zaczynało mi szybciej bić, a raczej łomotać w klatce piersiowej, łzy cisnęły się do oczu i nie mogłam złapać oddechu. Chciałam uciec, a już najlepiej wstać, podejść do tego księdza, który czyta i wykrzyczeć mu prosto w twarz, że bredzi..(za wulgaryzmy nie przepraszaj, bo te, które mi się cisnęły na usta były znacznie gorsze). Potrzebowałam wielu lat, by przetłumaczyć sobie te słowa na swój sposób (a jak tak lubię :) - wszystko staram się tłumaczyć sobie tak, by pasowało do mojego życia i już tak nie bolało..) i w tym roku odkryłam, że tu nie chodzi tylko o urodzenie dzieci w sensie czysto biologicznym. "Płodność" to otwartość serca na innych, dzielenie się miłością.. Myślę, ze moje myślenie zmieniło się po wypowiedzi mojego Męża. W moim mieście jest mały dom dziecka prowadzony przez siostry zakonne. Któregoś dnia mijaliśmy dwie siostry z grupką dzieci i wtedy Mąż powiedział: "Patrz. Jak myślisz? Łatwo im było zrezygnować z macierzyństwa? Pewnie jednym łatwiej, ale inne musiały ze swoimi uczuciami walczyć. Przecież to są normalne kobiety. Dzięki temu, że mogą opiekować się dziećmi, pewnie w jakiś sposób mogą zrealizować swoje macierzyństwo." I to jest dla mnie płodność.. serca.. Ściskam!
OdpowiedzUsuńKurczę, też o tym myślałam. Często też myślę o księżach...choć tu niestety często się zdarza, że dzieci są...(mam nawet kolegę, którego tata jest księdzem).
UsuńI oczywiście nigdy nie patrzyłam na siostry jako na niepłodne. TO zaskakujace.
Pięknie to napisałaś. Jeszcze rok temu nie byłam w stanie słuchać tego psalmu. A jeszcze bardziej uderzały mnie słowa księdza, na wszystkich kolejnych ślubach, "czy chcecie z miłością przyjąć potomstwo, którym Was Bóg obdarzy?"... gdzieś przeczytałam, że to zdanie jest źle skonstruowane, że jego końcówka powinna brzmieć "o ile Was Bóg nim obdarzy". Katowałam się tym wiele długich miesięcy. Dlaczego nas nie obdarzył. Przewijałam nasz film ze ślubu słuchając ciągle tego pytania i wyłam. To nadal bywa trudne i bolesne, ale uczy inaczej, szerzej patrzeć na macierzyństwo i ojcostwo. Dobrze że jesteś cudowna kobieto :*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twojego bloga. Dodaję do moich bliskości.
UsuńPrzykro mi, że doświadczasz tego bólu. Spłakałam się niemiłosiernie.
Ale będzie dobrze. Jeszcze trochę.
Straszna szkoda, ze nie trafilam na Twojego bloga kilka lat temu. Kiedy staralismy sie latami o malucha, a ja wylam co miesiac w poduszke... Nam sie w koncu udalo, mamy dzieci, biologiczne zreszta... Ale w tamtych przygnebiajacych czasach Twoj blog bylby pieknym, cieplym promykiem nadziei...
OdpowiedzUsuń:) pozdrawiam
Usuń