3:40 PM

Powiew wiosny.

Czuję ją w powietrzu. Tak cudownie promieniami grzeje moją twarz. Pobudza wydzielanie tych wszystkich hormonów szczęścia. Jest tak blisko. Taka wyczekana - WIOSNA.
Przyjdzie i tak. Przyjdzie na pewno.
W czwartek mam histeroskopię. Boję się wiązać z nią jakiekolwiek nadzieje.
Ale... doładowuję moje słoneczne akumulatory. Kończę odnawianie mebli (kupiłam już gałki). W salonie postawiłam dwa wazony z żonkilami. Czuję potrzebę odrodzenia się. Potrzebę zmian. Choć wciąż jesteśmy we dwoje, choć wciąż czuję palącą tęsknotę za maleństwem i wciąż jeszcze odczuwam ból po jego stracie, czuję też, że nadchodzi czas odnowy. Czas nowych sił, nowego spojrzenia na życie.
Czasem oczywiście miewam upadki i to dość solidne. Trudno po nich tak od razu wstać. Staram się jednak już nie rozpaczać, tylko godzić się z Bożym planem...
Byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby tu obok mnie, był ktoś w podobnej sytuacji do mojej, nie czułabym się tak okropnie niezrozumiana i taka inna ( może czasem nawet gorsza...?). Bo tymczasem wokół mnie... "wszystkie" kobiety są w ciąży. A ja...co mam zrobić? Zanudzać je swoimi tęsknotami i rozterkami? Mam wrażenie, że takim zachowaniem krępuję je i odbieram im radość z ich ciąż. Także nadal czuję się samotna z moim bólem. Mąż, mama, siostra, babcia, wujek, teściowie... wszyscy już zostali zanudzeni i skatowani tematem... Nikt już nie może mnie słuchać.
Tylko Ty bocianie, Ty wciąż jesteś tym jedynym, wytrwałym powiernikiem mojego smutku. Szkoda tylko, że czasem nie możesz mnie po prostu przytulić. Tak po prostu. W ciszy.

1 komentarz:

Klik!

TOP