Dostałam zadanie - miałam napisać list do samej siebie.Dziwne zadanie. 2 tygodnie ociągałam się nie wiedząc jak zacząć.
W końcu - napisałam, być może ktoś odnajdzie w tym liście choć część siebie:
Kochana Alu!
Czy tak powinno się zacząć list do samej siebie? To chyba dobrze, że pierwsze słowa, które przychodzą mi do głowy brzmią:"KOCHANA"...
Myślę o Tobie z troską i smutno mi, kiedy patrzę jak ciężko znosisz tę naszą walkę o dziecko. Chciałabym, żebyś się uwolniła od tej presji, którą sama sobie narzuciłaś. Chciałabym, żebyś tak jak dawniej tryskała optymizmem, energią, pomysłami, szczęściem.
Ostatnio brakuje Ci cierpliwości. Wybuchasz niczym wulkan już przy najdrobniejszej sprzeczce...
Rezygnujesz z pomysłów i ich realizacji, bo ciężko Ci odzyskać siłę do działania. Skupiasz się tylko na tym jednym, konkretnym celu, który być może jest nie do zrealizowania... Tracisz życie, bezpowrotnie gubisz chwile, z których mogłabyś utkać najpiękniejszy obraz wspomnień, zamiast tego każdy kolejny dzień przypomina szarą, zżółkniętą kartkę.
Zastanawiam się czasem, czy tak naprawdę Ty umiesz być szczęśliwa? I kiedy to szczęście rzeczywiście czujesz...?
Wśród ludzi, prawda? Dlaczego więc, zamiast zmierzać w ich kierunku - oddalasz się?
Jest tyle sposobów, by czuć się potrzebnym - nie tylko macierzyństwo przecież. Może czas na jakiś wolontariat? Może można by zostać rodziną zaprzyjaźnioną dla jakiegoś dzieciątka w DD?
Dopóki nie spróbujesz - nie dowiesz się. A przez pomoc innym - pomożesz być może sobie...
Proszę Cię, przestań być bierna. Nie chcę być okrutna, ale po części to Ty krzywdzisz siebie. Pozwalasz sobie tkwić w tym martwym punkcie. Od miesięcy. Rozpoczęłaś to żałosne użalanie do tego stopnia, że odechciało Ci się nawet dbać o siebie, malować, decoupage'ować, majsterkować itp. Pamiętasz, jak kiedyś zajmowało Ci całe wieczory. Ludzie dziwili się i pytali - kiedy znajdujesz na to czas? Nie czułaś się z tym dobrze?
Teraz mąż wybudował Ci osobny pokój - Twoją pracownię - a Ty, jak na razie to tylko poużywałaś tam srebrnego spray'u.
Czasu nie przyspieszysz. Nie cofniesz. Więc proszę Cię - zacznij żyć.
Jutra jeszcze nie ma, jest DZIŚ.
Nie pozwól, by dzień dzisiejszy stał się dla Ciebie ciężarem. Nie pozwól, by był pusty i bezbarwny.
Potrafisz innym dać tyle z siebie, poświęć tę energię dla siebie. Tchnij w siebie nowe, dzikie wiatry i pozwól im unieść Cię nad ziemię, a obiecuję, że stamtąd spojrzysz na wszystko z innej perspektywy.
Nie czekaj na lepszy czas! Bo on może nadejdzie,a może nie...
Tylko raz mija ta właśnie godzina, ten właśnie dzień - nie narzekaj, że mija w beznadziei - tylko uchwyć go w dłonie i potrząśnij nim, jak szklaną,magiczną kulą, która może dać Ci miliony różnych odpowiedzi, które nie raz Cię zaskoczą.
Każdy nowy dzień to zamknięty kufer pełen emocji. Z zaciekawieniem, jak dziecko, otwieraj kolejny z nich. Do dzieła!
Zacznij spisywać dobre rzeczy, które Ci się przydarzają. Czyjeś miłe słowo, ciepły gest, okazaną sympatię czy troskę, odnalezienie zagubionej pomadki czy pilniczka ( co zresztą miało miejsce ostatnio ku uciesze połamanych i rozdwojonych paznokci), zrobienie udanego obiadu, albo przyjemny wieczór z przyjaciółmi. Staraj się nie pozwalać sobie na kąpiel w udręce. Jeśli poczujesz,że smutek zaczyna Cię zalewać - krzyknij "STOP". Zrób to na głos.
Być może kogoś to rozśmieszy, kogoś zdziwi, ale Ty przerwiesz tę cholerną bierność. Nie poddawaj się złym emocjom! To trudne? Ale czy łatwiej jest cierpieć? Nawet jeśli czasem rzeczywiście łatwiej jest płakać...nie pozwól by było to jedyne rozwiązanie, by było to rozwiązanie codzienne.
Jesteś młodą, dobrą osobą. Czasem tracisz cierpliwość, czasem wiarę, czasem błądzisz - ale to jest ludzkie.
Nikt nie jest doskonały.Ty też nie! Dlatego przestań czuć się przez to źle, tylko pokochaj to!
Pokochaj swoją chorobę, niepłodność, gadatliwość, nadmierne wymądrzanie się, potrzebę czułości, tę kobiecą próżność, a czasem lenistwo.
Pokochaj - to nie znaczy, nie walcz z tym, co chcesz zmienić, ale pogódź się z tym, czego zmienić nie możesz...
Ja będę obserwować Cię z boku i czasem się odezwę.
Ala
W końcu - napisałam, być może ktoś odnajdzie w tym liście choć część siebie:
Kochana Alu!
Czy tak powinno się zacząć list do samej siebie? To chyba dobrze, że pierwsze słowa, które przychodzą mi do głowy brzmią:"KOCHANA"...
Myślę o Tobie z troską i smutno mi, kiedy patrzę jak ciężko znosisz tę naszą walkę o dziecko. Chciałabym, żebyś się uwolniła od tej presji, którą sama sobie narzuciłaś. Chciałabym, żebyś tak jak dawniej tryskała optymizmem, energią, pomysłami, szczęściem.
Ostatnio brakuje Ci cierpliwości. Wybuchasz niczym wulkan już przy najdrobniejszej sprzeczce...
Rezygnujesz z pomysłów i ich realizacji, bo ciężko Ci odzyskać siłę do działania. Skupiasz się tylko na tym jednym, konkretnym celu, który być może jest nie do zrealizowania... Tracisz życie, bezpowrotnie gubisz chwile, z których mogłabyś utkać najpiękniejszy obraz wspomnień, zamiast tego każdy kolejny dzień przypomina szarą, zżółkniętą kartkę.
Zastanawiam się czasem, czy tak naprawdę Ty umiesz być szczęśliwa? I kiedy to szczęście rzeczywiście czujesz...?
Wśród ludzi, prawda? Dlaczego więc, zamiast zmierzać w ich kierunku - oddalasz się?
Jest tyle sposobów, by czuć się potrzebnym - nie tylko macierzyństwo przecież. Może czas na jakiś wolontariat? Może można by zostać rodziną zaprzyjaźnioną dla jakiegoś dzieciątka w DD?
Dopóki nie spróbujesz - nie dowiesz się. A przez pomoc innym - pomożesz być może sobie...
Proszę Cię, przestań być bierna. Nie chcę być okrutna, ale po części to Ty krzywdzisz siebie. Pozwalasz sobie tkwić w tym martwym punkcie. Od miesięcy. Rozpoczęłaś to żałosne użalanie do tego stopnia, że odechciało Ci się nawet dbać o siebie, malować, decoupage'ować, majsterkować itp. Pamiętasz, jak kiedyś zajmowało Ci całe wieczory. Ludzie dziwili się i pytali - kiedy znajdujesz na to czas? Nie czułaś się z tym dobrze?
Teraz mąż wybudował Ci osobny pokój - Twoją pracownię - a Ty, jak na razie to tylko poużywałaś tam srebrnego spray'u.
Czasu nie przyspieszysz. Nie cofniesz. Więc proszę Cię - zacznij żyć.
Jutra jeszcze nie ma, jest DZIŚ.
Nie pozwól, by dzień dzisiejszy stał się dla Ciebie ciężarem. Nie pozwól, by był pusty i bezbarwny.
Potrafisz innym dać tyle z siebie, poświęć tę energię dla siebie. Tchnij w siebie nowe, dzikie wiatry i pozwól im unieść Cię nad ziemię, a obiecuję, że stamtąd spojrzysz na wszystko z innej perspektywy.
Nie czekaj na lepszy czas! Bo on może nadejdzie,a może nie...
Tylko raz mija ta właśnie godzina, ten właśnie dzień - nie narzekaj, że mija w beznadziei - tylko uchwyć go w dłonie i potrząśnij nim, jak szklaną,magiczną kulą, która może dać Ci miliony różnych odpowiedzi, które nie raz Cię zaskoczą.
Każdy nowy dzień to zamknięty kufer pełen emocji. Z zaciekawieniem, jak dziecko, otwieraj kolejny z nich. Do dzieła!
Zacznij spisywać dobre rzeczy, które Ci się przydarzają. Czyjeś miłe słowo, ciepły gest, okazaną sympatię czy troskę, odnalezienie zagubionej pomadki czy pilniczka ( co zresztą miało miejsce ostatnio ku uciesze połamanych i rozdwojonych paznokci), zrobienie udanego obiadu, albo przyjemny wieczór z przyjaciółmi. Staraj się nie pozwalać sobie na kąpiel w udręce. Jeśli poczujesz,że smutek zaczyna Cię zalewać - krzyknij "STOP". Zrób to na głos.
Być może kogoś to rozśmieszy, kogoś zdziwi, ale Ty przerwiesz tę cholerną bierność. Nie poddawaj się złym emocjom! To trudne? Ale czy łatwiej jest cierpieć? Nawet jeśli czasem rzeczywiście łatwiej jest płakać...nie pozwól by było to jedyne rozwiązanie, by było to rozwiązanie codzienne.
Jesteś młodą, dobrą osobą. Czasem tracisz cierpliwość, czasem wiarę, czasem błądzisz - ale to jest ludzkie.
Nikt nie jest doskonały.Ty też nie! Dlatego przestań czuć się przez to źle, tylko pokochaj to!
Pokochaj swoją chorobę, niepłodność, gadatliwość, nadmierne wymądrzanie się, potrzebę czułości, tę kobiecą próżność, a czasem lenistwo.
Pokochaj - to nie znaczy, nie walcz z tym, co chcesz zmienić, ale pogódź się z tym, czego zmienić nie możesz...
Ja będę obserwować Cię z boku i czasem się odezwę.
Ala
Witam Ciebie Alu ...Czytając ten list ze łzami w oczach poczułam sie jak by ten list był również do mnie .Staramy sie o dzidziusia 3 lata no i nic ... codziennie przezywam to samo a co miesiac jeden dzien chciałabym wyciać z życia,ciagle tylko naokoło słysze jak moje koleżanki jedna po drugiej zachodza w ciaże tylko nie ja .Dowiaduje sie oczywiście ostatnia-dlaczego? boją sie mi powiedzieć. Do adopcji jeszcze chyba nie dorosłam ...chociaz tez przeszło mi to przez myśl nie raz bardzo Cie podziwiam i kibicuje . Pozdrawiam Justyna
OdpowiedzUsuń