10:39 PM

Dni lepsze...dni gorsze...

Cieszę się, że ostatnio odważyłam się napisać o naszych skrajnych emocjach, które wiążą się z przeżywanym przez nas okresem. Są dni lepsze - kiedy oboje z ogromną nadzieją i wiarą patrzymy w przyszłość, gdy nie możemy się już doczekać końca tej drogi, gdy gdzieś tam bujamy w obłokach... i są dni gorsze , gdy nie jesteśmy pewni czy podołamy, gdy irytuje nas entuzjazm drugiej osoby, gdy raczej widzimy wszystko w czarnych, szarych barwach niż w jasnych.
Uważam, że to jest ludzkie. Ludzkie jest zastanawianie się, czy na pewno jestem na właściwej drodze. Ludzkie jest analizowanie wszystkiego jeszcze raz. A nawet... ludzka jest czasem zmiana założeń i biegu działań.
Wiele, bardzo wiele wniosły do mojego myślenia wasze komentarze. Za wszystkie bardzo dziękuję. Przespałam się z tymi wszystkimi słowami i spojrzeniami na sytuacje i gdy się obudziłam, negatywne emocje znów odeszły.
Jestem sobą. Taką jaką jestem, trochę idealistką i marzycielką, ale jednocześnie jestem osobą bardzo świadomą swoich wyborów i ich konsekwencji. Wiem, że adopcja jest trudna, nie wiem, czy nie trudniejsza od biologicznego procesu (czyli ciąży). Wiem, że nigdy nie przeżywałam tylu skrajnych emocji, nigdy nie musiałam tak głęboko wnikać w zakamarki własnego "ja", choć jestem osobą bardzo autorefleksyjną. Mimo trudności, wahań, obaw - czuję, że to jest moja droga. Nie umiem z niej zrezygnować, nie umiem póki co wybrać innej. Nie widzę rozwidlenia dróg, nie widzę alternatywy, bo to właśnie ta droga jest moim marzeniem. Moim marzeniem nie jest in vitro, choć nie będę się zarzekać, że tego nie spróbuję kiedyś w przyszłości, bo nie wiem, jak potoczą się kiedyś moje losy i jak będę myśleć za kilka lat. Dziś chcę podążać za tym, co mówi mi serce.
Wiem jak to brzmi. Ale nie jestem świrniętą, nieogarniętą, nieodpowiedzialną, egzaltowaną panienką. Jestem dojrzałą kobietą, która słucha swego sumienia i swoich myśli.
Jest taki wiersz Osieckiej, którego fragment pozwolę sobie przytoczyć: "Pan widzi krzesło, ławkę, stół. A ja rozdarte drzewo".
Bo ludzie są różni. Nie gorsi i nie lepsi. Różni właśnie. Ja jestem taka i na potrzeby walki z niepłodnością przecież się nie zmienię. Nie oszukam się, nie zacznę robić nic na siłę, bo będzie to po prostu zgwałcenie mojego prawa do bycia indywidualną osobą. DO BYCIA SOBĄ WŁAŚNIE. Będę się leczyć, będę robiła co mi każą, by mieć biologiczne dziecko, ale nie na siłę i nie wbrew sobie.
Wierzę w to wszystko dlatego, bo w życiu przekonałam się nie raz, że szczęście to ciężka praca i nikt prócz nas samych nie może i nie uczyni naszego życia szczęśliwszym. Mam otwarte serce, mam gotowość do pracy nad sobą, mam emocje, które czasami nie dają się okiełznać, mam wiarę i chęci do działania, mam świadomość, że nie będzie idealnie, mam świadomość, że czasem będzie zupełnie do dupy, mam świadomość, że mogę czuć, że nie podołałam. I mam jednocześnie świadomość, że wszystkie dobre uczucia i wszystkie złe uczucia są po prostu ludzkie.
Jestem człowiekiem. Po przejściach i przed nimi. Jestem tym typem, który wierzył w przeznaczenie, w Boga, ale po wielu cierpieniach zwątpił, jednak jest w nim tląca się ciągle wiara w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
Być może mam dziwne założenia i idylliczne spojrzenie na świat. Być może.
Ale to jest mój świat. Mój własny. I nikt inny nie spojrzy na niego moimi oczyma.

9 komentarzy:

  1. Pięknie napisałaś. Pomimo rozdarcia, jesteś sobie wierna - to jest godne podziwu. Zostajesz przy swojej decyzji. Ja nie podjęłam jeszcze decyzji i pewnie dlatego tak bardzo cierpię i szarpię się. Skok hormonalny w tym nie pomaga. Ale szukam - przez rozmowy z innymi ludźmi, szukam tego, co mi serce podpowiada. Chcę wierzyć, że będzie w tym wszystkim happy end = czyli spokój w sercu, o nic więcej nie śmiem prosić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mela będzie. Będzie. I odejdzie Mellancholia, a zagości Mellatonina :D Zobaczysz. Wsłuchaj się w siebie. I działaj. Nie pisz scenariusza, który musi się sprawdzić. Daj się ponieść. I dziękuję Ci również, że jesteś.
      Cmok, cmok, cmok :* :* :*

      Usuń
  2. :) Mellatonina - ja jestem nią w do ok. 14 dnia cyklu :)
    Nie czytałam Twoich poprzednich postów, nie wiedziałam, że jak ja - straciłaś dziecko. Okrutnie smutna sprawa.
    Wiesz, że jesteś jedną z aż dwóch osób, z którymi rozmawiam otwarcie o niepłodności? Również dziękuję, że jesteś, za Twoją odwagę i otwartość, przez która stale nas inspirujesz i zarażasz optymizmem. Nawet, gdy jest on podszyty smutkiem, to jednak zawsze intonacja na końcu zdania idzie do góry :)
    Mam marzenie - że kiedyś, nad polskim morzem, pójdziemy sobie na spacer z wózkami i psami. A Mężowie wreszcie będą mogli napić się spokojnie zimnego piwa. Dobrej nocy.
    PS. Po ataku wściekłości i poście, którym popełniłam, po lekturze bociana, jak widać, nieco się uspokoiłam. Chociaż ścisk w sercu straszny mam. Ale plan jest - najpierw opanować siebie, a potem pomyśleć, co dalej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nie pomyślałaś, że Cię oceniamy... ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nawet nie przyszło mi to przez myśl :) Raczej wydaje mi się, że mówicie, jak wygląda to z Waszej perspektywy. Dla mnie jest to bardzo cenne, bo trudno się zdystansować do swoich problemów i stanąć obok. Buźka!

      Usuń
  4. Jak się samemu nie ocenia, to tak właśnie jest - nie znajduje się oceny siebie w opiniach innych ludzi. SZACUN :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja w swoich gorszych chwilach, kiedy z Polą było nam bardzo, ale to bardzo ciężko siadałam, zalewałam się łzami i zadawałam sobie pytanie: po co mi to było? Lepiej mi było z jednym dzieckiem niż z tą ustawiczną szarpaniną, która nie wydaje się mieć końca.
    Nie wstydzę się tego i uważam, źeby tylko kłamcy twierdzą, że zawsze jest super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyny wiecie co? Jesteście super i dziękuję Wam wszystkim, że mnie wspieracie :*:*:*:* Uwielbiam Was.

      Usuń

Klik!

TOP