7:30 PM

Poproszę spadochron.

Spadam. Kurczę, spadam. Lecę sobie w dołek. Uciszam różne negatywne myśli, ale niestety, nieustannie jestem coraz bliżej dna. Dlaczego? A no właśnie dlatego, że ostatnio mój mąż zaczął przebąkiwać o moim leczeniu. O tym, że nie leczą mnie jak trzeba ( tu ma 100% rację), że nie spróbowaliśmy jeszcze tylu rzeczy, m.in. inseminacji, in vitro (którego nie chcę). On twierdzi, że możemy starać się o Dzidzię dwutorowo - i drogą adopcji, i drogą medycyny (ta mnie do tej pory zawiodła). Mąż sugeruje zmianę lekarza, ale przecież to już mój kolejny lekarz. Dopiero od 5 miesięcy... Co prawda nic mi nie pomógł. Nic nie wymyślił. Niczym nie leczył. Jedynie stwierdził, że mam nadżerkę. Chciałam mu zaufać, oddałam mu wszystkie moje marzenia, a teraz czuję się trochę...hmmm... wydymana...przepraszam za stwierdzenie, ale pasuje mi w tym kontekście jak ulał.
Pokłóciliśmy się. Wyszłam na 10 minut :P do drugiego pokoju spać. Zapłakana wróciłam sprawdzić, czy On czasem nie usnął ( gdyby tak było od razu bym go budziła, jak cierpieć to przynajmniej razem :P). Nie spał. Kazał mi się uspokoić i spokojnie mi powiedział, że chce adopcji, ale nie chce mieć kiedyś pretensji do siebie, że nie wykorzystał wszystkich możliwości. Spytał mnie - dlaczego ja nie chcę? Pytanie czy nie chcę? Czy się boję?
Tak - boję się. BOJĘ SIĘ. Boję się, że się nie uda. Boję się czekania. Boję się powrotu do depresji. Boję się, że nie będę panowała nad uczuciami. Boję się, że zajdę w ciążę, bo boję się, że ją stracę. Czy zdołam się podnieść jeszcze raz?
Zresztą - inseminacja...-super rzecz. Tylko najpierw trzeba mieć owulację, której u mnie od poronienia brak. I nikt nie potrafi powiedzieć dlaczego... Przed ciążą też była tylko po stymulacji...
A adopcja... adopcja to moja droga do rodzicielstwa, macierzyństwa, do Niej albo do Niego.
Wierzę, że dziecko, które pojawi się w naszym domu doda mi sił. Może wtedy zdobędę się na odwagę, by spróbować innych metod leczenia niepłodności. Teraz nie chcę. Nie chcę dwutorowo. Chcę się skupić na tej jednej drodze. Chcę się dobrze przygotować. Żeby Dzidzi nie skrzywdzić. Żeby nie skrzywdzić siebie.Mam 29 lat. Jeszcze trochę czasu... Tak mi się zdaje...
Ale mam poczucie winy. Mam to cholerne poczucie winy... że to przeze mnie, że gdyby nie ja, On mógłby mieć biologiczne dziecko, bo przecież teraz, gdy męża wyniki są rewelacyjne, to już pewne, że to ja. To we mnie nie chce wzrosnąć życie. I choć pogodziłam się z tym - nie płaczę, gdy to piszę, a jeszcze kilka miesięcy temu zalewałam się łzami opisując takie sprawy - widzę, że On się chyba nie pogodził.
Znów pojawiły się we mnie pytania:
1) czy z kimś innym byłby szczęśliwszy?
2) czy On zdecydował się na tą adopcję dla mnie?
3) czy odbieram mu szansę na lepsze życie?
4) czy On pokocha nasze maleństwo tak jak ja?

Bardzo kocham mojego męża. Chciałabym, bardzo chciałabym dać mu dziecko. W mojej głowie obecnie jest to nasze dziecko z OA. Nie myślę w ogóle w kategoriach porodu. (No, może raz ostatnio, gdy koleżanka opowiadała mi o porodzie rodzinnym wyobraziłam sobie, jak mężuś mdleje na widok krwi. Ale zaraz przerywam takie projekcje, bo mnie trochę dołują.) Martwię się jednak, bo mój mąż tak nie myśli... Powiedział, że gdyby to on mógł pójść na in vitro, to już leżałby na stole ginekologicznym...

Ehhh...

Wczoraj byliśmy na kolejnym spotkaniu w OA. Tym razem wypełnialiśmy testy psychologiczne. Za tydzień wyniki.

Ostatnio zabijam czas i smętne myśli sesjami foto. Spotkałam się na jednej z koleżanką z czasów liceum, która odkryła tego bloga i wiedziała o wszystkim. Mówiła, że czuje, że dostaniemy dziewczynkę. Dostałam od Niej malutkie, dziewczęce skarpetki. Oczywiście się wzruszyłam ;)
Teściowa natomiast, ostatnio dała mi malutką muszkę z chrzcin mojego męża. Trzymam te dwa skarby i wiem, że któryś z nich na pewno będzie mi służył już niedługo.

17 komentarzy:

  1. Witaj, od jakiegoś czasu podczytuję Twojego bloga. Od prawie 3 lat jesteśmy z naszym adoptowanym synkiem. Wiem jak to jest jest długo oczekiwać na adoptowane dziecko i pogodzić się z niemożnością niebycia w ciąży i nie posiadania biologicznego dziecka. Trzymam kciuki za szybkie "rozwiązanie" i życzę dużo cierpliwości i wiary, Twoje oczekiwanie w końcu się skończy i będziecie szczęśliwą rodzinką.
    Zapraszam do nas, gdzie opisujemy trudy i radości naszego rodzicielstwa.
    http://nasza-iskierka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja podczytuję Was o ponad roku :) Znam całą historię i razem z Wami płakałam i razem z Wami się śmiałam. Jesteście wspaniali i macie wspaniałego synka! Dziękuję za odwiedziny i ciepłe słowa! Buźka!

      Usuń
  2. Zadałaś te pytania mężowi... ?
    Dobrze byłoby, gdybyście porozmawiali z kimś na ten temat - psycholog w OA ? Oni tam też są dla Was, nie zapominaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadałam. I to nie raz.
      1) czy z kimś innym byłby szczęśliwszy? - twierdzi, że dla niego szczęście to nie posiadanie dziecka i że mógłby z tego zrezygnować nawet w ogóle byle być ze mną
      2) czy On zdecydował się na tą adopcję dla mnie? - twierdzi, że po części tak, że sam nie zdecydowałby się na ten krok i że to ja go przekonałam.
      3) czy odbieram mu szansę na lepsze życie? - odp. jak w pytaniu pierwszym.
      4) czy On pokocha nasze maleństwo tak jak ja? - to Go gnębi najbardziej. Tego mój mąż się boi, że nie będzie umiał pokochać maleństwa tak jak powinien ( ale jak powinno się kochać dziecko, skąd my - bezdzietni - mamy wiedzieć jak kocha się dziecko?). Ja też się tego boję. Też nie wiem, czy będę dobrą mamą...

      Usuń
    2. Moim zdaniem uczucia Twojego męża pokazują, że jest rozsądnym i odpowiedzialnym mężczyzną. Nie możesz pozbawiać go nadziei na biologiczne dziecko. Jeśli nie czuje się gotowy, to może daj mu trochę czasu i odłóż na kilka miesięcy temat adopcji i szkolenia na półkę.
      Ja czułam, że jeśli będę cisnąć mojego męża w temacie adopcji, to on się w końcu zgodzi. Tylko co by mi to dało? Chyba tylko strach, że on nie pokocha naszego dziecka. Po jakimś czasie, który mu dałam sam zaproponwał, żebyśmy już zgłosili się do ośodka. Mam świadomość, że częściowo zrobił to ze względu na mnie, ale czy nie po to jesteśmy małżeństwem, żeby się uszczęśliwiać?
      Mimo tego wszystkiego ja pokochałam nasze dziecko o wiele szybciej niż mąż. On potrzebował dużo więcej czasu ale teraz kochamy nasze dzieci tak samo.

      Usuń
    3. Jednomyślna decyzja pary co do adopcji jest jednym z gwarantów jej powodzenia... Pisząc za Magdą, jeśli on nie czuje się gotowy, to warto poczekać, dać mu trochę czasu. Dobrze, że takie wątpliwości są, że Wami targają, bo wtedy ta decyzja jest jeszcze bardziej dojrzalsza, świadoma. Trudno ich nie mieć tak naprawdę. Szukaj w zachowaniu męża pozytywów, bo to przecież tylko na plus, że Ty wiesz, co on nosi w sobie, wiesz o jego obawach...

      Usuń
    4. Kochane moje... Próbowałam. Tłumaczyłam mu, że nic na siłę, że czuję, że jeszcze potrzebuje trochę czasu.Powiedziałam, że może na razie się zatrzymamy ( a te słowa naprawdę nie przyszły mi łatwo). To on się wkurzył tylko, że decyduję za Niego... Że On chce adopcji, że Go nie rozumiem. Że mu nie o to chodzi. Po części Go rozumiem... Jego podły nastrój był spowodowany tym, że koledze w pracy urodziła się córka. A jemu się nie urodzi. I chyba On jest na tym etapie, na którym ja byłam, gdy wszystkie ciężarówki wywoływały u mnie potok łez lub SNS (Spontaniczny Napad Szału). I czasem czuję się z nim jak na karuzeli. Jednego dnia mówi: "Niech już Dzidzia będzie z nami." Drugiego pojawiają się w nim lęki. (Które mam i ja, ale ja jestem przyzwyczajona do lęków, więc ich tak nie roztrząsam i nie pozwalam im zdominować własnej psychy, przynajmniej w tym temacie ;)) Na koniec całej rozmowy (a ciągnęła się do dziś) powiedział: "Czy Ty myślisz, że ja jestem jakąś studnią w którą można wrzucać i wrzucać bez obawy, że kiedyś wybuchnie jak gejzer. Panikuję, rozumiesz?"
      Chyba zrozumiałam.

      Usuń
    5. To może jak już zaczniecie kurs, to Wasze nerwy się trochę uspokoją. Mnie to pomogło, bo mniałam wrażenie, że już coś się dzieje, że prawdziwie działam i to mnie mocno podniosło na duchu.
      A kurs dokładnie kiedy?

      Usuń
    6. Dzisiaj, jak już się z tym przespałam, wydaje mi się, że to wszystko jest zupełnie naturalne. Droga jest trudna i obciążająca psychicznie. Myślę, że musimy przez to przejść po prostu. Nie wiem, kiedy zaczyna się kurs, mają nam powiedzieć w przyszły wtorek.

      Usuń
    7. "Jego podły nastrój był spowodowany tym, że koledze w pracy urodziła się córka. A jemu się nie urodzi." Dzisiaj, kiedy czekam na popołudniowe testy, czytam sobie Twoje wcześniejsze posty i odnalazłam ten wpis :) Urodzi się, urodzi.. Tylko dwa lata później :) Nigdy nie wiadomo, jak życie potoczy się dalej, prawda? :)

      Usuń
  3. Nie wiem jak zacząć. Trafiłam do Ciebie przypadkiem, przeczytałam kilka ostatnich postów na Twoim blogu i bardzo się wzruszyłam i zadumałam.
    Kiedy czyta się takie blogi, coraz mniej rozumie się pewne rzeczy i pewnych ludzi.
    A mianowicie ludzi, którzy krzywdzą swoje dzieci. Jestem już dorosłą kobietą, ale to co zrobili mi moi własni, biologiczni rodzice nadal boli i nigdy boleć nie przestanie. zniszczyli mi życie. Często sobie myślę, że gdyby mnie oddali do adopcji, miałabym szansę na cudownych i kochanych rodziców. A tak mam już chyba w życiu bardzo niewiele szans.
    Myślę, że byłam takim dzieckiem i wyrosłam na taką kobietę, że chyba byłabym marzeniem wielu adopcyjnych rodziców - ładna, porządna, chętnie ucząca się, utalentowana plastycznie. A dla moich byłam tylko ciężarem, chyba wręcz jakimś wręcz nieszczęściem i workiem treningowym do bicia - to dla ojca.
    I po tym co mnie spotkało z ich strony, jak zniszczyli mi mnóstwo szans w życiu i przede wszystkim zdrowie - nie czeka mnie już wiele.

    Życzę Ci pięknego, dobrego i kochanego dziecka. Takiego, które powie Ci kiedyś: "dziękuję Ci, Mamo, że stworzyłaś mi dom, że mnie kochałaś i dałaś szansę na szczęście i piękne życie". Życzę Ci tego, Alla, z całego serca, bo to takie kobiety jak Ty i wiele innych adopcyjnych matek powinno mieć dzieci.

    Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Aniu, dziękuję Ci za to, że przystanęłaś tu u mnie przez chwilkę i zostawiłaś po sobie ślad.
      Krzywda wyrządzona w dzieciństwie często boli całe życie. Dla Ciebie będzie zdecydowanie lepiej, gdy postarasz się ją ukoić, by nie przenosić ciężaru z przeszłości w przyszłość.
      "Życie jest niesprawiedliwe, ale i tak jest dobre". To krótkie zdanie naprawdę odzwierciedla naturę życia.
      Proponuję Ci na początek książkę "Bóg nigdy nie mruga" Reginy Brett. Dostępna w EMPIKU, poleciła mi ją moja pani psycholog. Może pomoże Ci inaczej spojrzeć nie na przeszłość, ale na siebie i Twoją przyszłość.
      Trzymam za Ciebie kciuki, odezwij się, jeśli uda Ci się ją przeczytać.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Kazda decyzja w życiu, mala czy duza niesie za sobą wątpliwości. Moja ciąża była przepełniona wątpliwościami, czy to dobry czas, czy dam rade opiekować się dzieckiem, czy będę dobra mama, czy dziecko będzie zdrowe, jak przebiegnie poród... pytanie za pytaniem, wątpliwości... Zaufaj mężowi, skoro jest Twoim mężem o czymś to świadczy - prawda ? Skoro postanowił spędzić z Tobą życie to ze świadomością,ze będzie rożnie. Raz lepiej, raz gorzej, ale na dobre i na złe - RAZEM! Wiec jak dla mnie te 4 pytania maja jasne odpowiedzi :) Jest jak jest i nie ma co gdybać, trzeba brać życie takim jakim jest. Stanęliście razem przed takim wyborem, w takiej sytuacji i ja wierze,ze za parę miesięcy będziesz wariowała ze szczęścia! Tylko trzeba wziąć się w garść, zacisnąć zęby i przetrwać trudne oczekiwanie. Na pewno będą trudne momenty, ale pamiętajcie,ze każdego dnia idziecie mały kroczek do przodu, ku szczęściu. Miłości do dziecka trzeba się nauczyć. Często to nie przychodzi nagle z
    pierwszym spojrzeniem. Ale świadomość,ze ktoś jest od Was uzależniony i może polegać tylko na Was rodzi uczucie ogromne, jedyna najczystsza postać miłości, taka która nigdy nie mija miłość rodziców do dziecka. Życzę Wam tego szczerze, z całego serca <3 Zasługujecie na to :) I wspomnisz moje słowa... już niedługo ;P
    ~~Koleżanka z czasów liceum~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehh... Madzia :* Dzięki kochana :* Mam nadzieję, że tak będzie i wierzę w to! Dziś już mi łatwiej i myślę, że to wszystko jest zupełnie normalne. Normalny jest lęk i normalny jest strach... W końcu idziemy ku nieznanemu. Wszystko co obce budzi niepokój. Buziol:*

      Usuń
  5. Odbijesz się, do góry! Nie ma co spadać!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bez spadochronu lepiej się nie ruszać ;)

    OdpowiedzUsuń

Klik!

TOP