9:33 PM

Ja Ciebie chrzczę...

...zawsze stałam z tyłu, za ostatnią ławką. A w gardle czułam ścisk. W tych białych szatkach, w pierwszych rzędach przed ołtarzem, na kolanach wystrojonych matek, w objęciach dumnych ojców...leżały moje niespełnione marzenia. Nienawidziłam chrztów. Stałam 1h pytając Boga za co, za co każe mi to przeżywać. Czy mnie karze? Pod powiekami czułam piekący, wylewający się potokiem wstrzymywanych łez... ból. Żal. Niezgodę i nienawiść. Zawiść i samotność.
Marzyłam. Że kiedyś będę tam ja. Dumna, szczęśliwa, spełniona. Wyobrażałam sobie jak podchodzę z moją Kruszyną do ołtarza, ksiądz polewa jej małą główkę, a onz słodko uśmiecha się do niego.

A jak było?

Zaczęło się od spowiedzi. Jak mogłam w 3 minuty opowiedzieć księdzu o grzechach, które zatruwały mnie od kilku lat? Nie mogłam. Spowiadałam się długo, płakałam, mówiłam szczerze, wybaczyłam sobie, bo wiem, że ból niepłodności wypalił mnie, to on determinował moje uczucia i zachowania. Próbowałam je odrzucać. Popełniając ogromny błąd. Dopiero, gdy je przyjęłam zrozumiałam, że mam do nich prawo. Mąż mi powiedział, że podczas mojej spowiedzi, ludzie podchodzili do konfesjonału sprawdzać, czy nadal tam jestem, czy nie zemdlałam... Nie zemdlałam. Oczyściłam się. Choć nie czuję się zupełnie wolna. Nie "fruwam" jak kiedyś... Może problemem jest to, że choć wybaczyłam sobie...nie do końca wybaczyłam Bogu? Nie wiem. Wciąż jeszcze nie znam odpowiedzi na to pytanie.

A potem...

Tym razem w kościele stałam z przodu. Wystrojona i...chciałabym napisać dumna...ale raczej napiszę... przerażona. Patos tej opowieści w tej chwili zmienia się w opis walki z płaczem Leośka. Od początku mszy, aż do ogłoszeń parafialnych moje dziecko wyło i wiło się. Dosłownie. Uciekało przed księdzem wdrapując się po mnie jak mały zwierzak. Dopiero na 10 minut przed końcem mszy poprosiłam moją Kasię o nosidło, wsadziłam w nie moje zaryczane i oglucone dziecko i na szpilkach popylałam po kościele...Współczujący i skrywający uśmiech wzrok obcych ludzi nie robił już na mnie wrażenia...

Impreza się udała.Tak myślę, choć to nie mi oceniać.

A tu Leoś  już w domku, w sankach, które dostał od męża siostry w prezencie.
 I przy traktorze od chrzestnego rolnika :)

Leoś ochrzczony. O dziwo lepiej śpi. Może wypędziliśmy diabełka?

Mój synek jest piękny. Gdy na niego patrzę w sercu czuję żar (szczególnie teraz, gdy śpi). Muszę się Wam przyznać, że zapominam, że go adoptowaliśmy. On jest po prostu moim dzieckiem. Moim synem. Owocem naszej miłości, determinacji, siły i walki.

Cały zeszły tydzień walczyliśmy z gilami, nadal walczymy. Doszło nam jeszcze zapalenie spojówek. Jąderko póki co w normie, chirurg mówi, że to może być wodniaczek i że mam obserwować. Zębów nadal brak, ale za to mały Leoś raczkuje, robi "kosi, kosi" i "taki duży, taki duży". Zmienia się. Jest taki rozumny, kontaktowy, radosny, ciekawy świata. Wspaniały po prostu. I idealny.

A co do naszej imprezy z okazji ukończenia trzech dekad życia - też się generalnie udała, choć większość ludzi, ze mną na czele - po niej rzygała i rąbała w kibel ;P



Nie wiem, czy już Wam mówiłam, że uwielbiam być Leosiową mamą?

36 komentarzy:

  1. Za kazdym razem gdy czytam w pis od Ciebie ALu jest w nim tyle uczuc, emocji, ktore mnie przeszywaja doszczetnie. Wszystkiego Najwspanialszego dla Leosia z okazji chrztu :*
    Wam ponownie na urodzinku NAJ NAJ NAJfantastyczniejsze zyczenia.
    Uwilbiasz byc Leosiowa mama to mozna zobaczyc w zdjeciach, przeczytac w slowach, poczuc te emocje, zobaczyc wszystkie projekty Twojego dziela zrobione specjalnie dla tego maluszka. Leos zdecydowanie ma najwaspanialsza mame pod sloncem :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana cieszę się że udały się chrzciny i tak myślę że chyba zachowanie Leosia było normalne.. Po prostu ksiądz go nudził i już 😊
    Tort świetny 😊 oba świetne 😋

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) może i tak, choć był najfajniejszy ksiądz z naszej parafii :)
      Buziaczki

      Usuń
  3. A wiesz, że dziś w ogromnym smutku i beznadziei myślałam o tym, że nic nie zmienia się na lepsze, że Bóg nie pomaga, że nic już nie będzie dobrze...
    I Twój post przypomniał mi, jak spełniają się marzenia, jak Bóg potrafi z totalnego smutku i rozpaczy człowieka wyciągnąć i dać mu szczęście. Tylko w tym moja nadzieja - w jakimś cudzie, cudownej zmianie dzięki Boskiej ingerencji, tak pogmatwana i straszna jest moja sytuacja, a moje cierpienie tak ogromne...
    Cudownie, że Leoś ochrzczony:) Moja córeczka podczas chrztu zawyła zawyła w momencie gdy ksiądz polewał jej główkę wodą, chociaż całą mszę była raczej grzeczna. Lubię bardzo oglądać zdjęcia z tej uroczystości, napawają mnie one dobrymi myślami. A fotki Leosia też śliczne. Tak się cieszę, że masz cudownego synka i jesteś teraz bardzo szczęśliwa :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie, Anna-Róża

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciąż Aniu nie wiem, dlaczego tak cierpisz i nie umiem Ci pomóc. Przykro mi, że tak jest...
      Wiem, że to kiedyś minie...tylko zanim będzie to kiedyś...to pewnie jeszcze zapłaczesz nie raz.
      Trzymaj się kochana. Jestem z Tobą myślami.

      Usuń
  4. Nieee, jeszcze nie mówiłaś nam tego;-) Chętnie posłuchamy, opowiedz;-)
    Alla, naprawdę, jesteś niezwykłą mamą, co ja mówię - jesteś niezwykłą osobą!
    Cieszę się, że mogliście się stać rodzicami tak wyjątkowego syneczka. Cieszę się, że spełniły się Twoje marzenia. Chwilo trwaj!
    A fruwaniem się tak bardzo nie przejmuj - jeszcze będziesz fruwać, jeszcze wiele dobrych chwil przed Tobą, czerp pełnymi garściami z tego, co jest. To specjalnie dla Ciebie - w Darze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dziękuję kochana <3
      Napisz, co tam u Was. Ciekawa jestem :)

      Usuń
  5. Wszystkiego najlepszego dla małego chrześcijanina :) Niech mu Bóg błogosławi i go prowadzi przez życie!
    Pięknie to wszystko opisałaś i prawdziwie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale Leoś już duży!!!Cudo;-)))
    Reakcja Leosia raczej nie odbiega od normy - dużo dzieci płacze, marudzi na chrzcie - więc wszystko w normie.
    Prezenty bomba, torty też super.
    Nasza Hanula też tydzień po chrzcie spała jak aniołek, a potem nagle trach!- i diabełek powrócił;-0
    Ale przez tydzień rodzice wyspali się aż za bardzo i mieli nadzieje, że tak już będzie zawsze - o naiwności !;-)))
    Radości, radości i jeszcze raz radości życzę!!!
    Pozdrawiam serdecznie-Patrycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, to mówisz, że nie muszę się przejmować, że Leoś to diabełek wcielony?
      Buziaczki

      Usuń
  7. Z tym gniewaniem się na Pana Boga.... Ja urodziłam trójkę, czwarte czeka na nas w niebie. Najmłodszy syn choruje i tylko cud ...Trudno mi przyjąć ,że to doświadczenie jest do czegoś potrzebne, bardziej pasuje mi,że nie rozumiem, trudno, muszę przyjąć. Tyle wiem na pewno, że Pan Bóg to nie złota rybka, jedynie o co proszę - oprócz cudu - to siły dla nas.
    Niech mały chrześcijanin zdrowo rośnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehhh... wiem... wiem, że czasem nie rozumiemy Bożego planu, że choć ciężko nam to przyjąć, gdzieś w tym naszym cierpieniu kryje się głębszy sens, który kiedyś pojmiemy...
      Twój komentarz przypomniał mi, że nie jestem pępkiem świata. Trochę się zawstydziłam własnymi myślami.
      Przepraszam.

      Usuń
  8. Witam nowego członka Kościoła! Tak to już jest z relacjami z Panem Bogiem- trudno nam je racjonalnie wytłumaczyć. Ale wybaczyć sobie warto- wyobrażam sobie, że to daje wielką lekkość. A Leoś jak zawsze cudny, a płacz w Kościele mnie nie dziwi- może Leoś niekoniecznie lubi być w centrum uwagi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, a może właśnie musi byćw centrum uwagi? Bo razem z nami było 5 chrztów, a i tak wszyscy patrzyli na nas ;)

      Usuń
  9. Twoje zapiski dodają mi tyle energii, ale przede wszystkim nadziei na lepsze jutro! Wiem jak to jest, kiedy rozmowa z Bogiem to tylko ból, krzyk i cierpienie. Mam nadzieję, że wkrótce również zostanę mamą i wtedy będzie już tylko lepiej. Naprawdę cieszę się, że trafiłam do Ciebie...
    Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówię Ci, że będzie lepiej! :)
      A Bóg jest cierpliwy, On rozumie i przebacza.
      Całusy

      Usuń
  10. Za każdym razem jak czytam Twoje wpisy wzruszam się do łez. Jak Ty kochasz tego synka :-)
    Torty cudne i Wasz i Leosia. Nie przejmuj się tym, że wszyscy się patrzyli w kościele. Nie Ty pierwsza i nie ostatnia. Ja nie raz i nie dwa musiałam znosić wzrok innych gdy syn darł się albo prężył w spacerówce. Co zrobić.
    pozdrowienia i całuski dla Leosia!
    marucia

    OdpowiedzUsuń
  11. Wstęp...............To początek moich marzeń a jak było.u nas ............? było? Kuba miał 14 miesięcy wył płakał na chrzcie ludzie się gapili my dwoili i troili żeby przestał no cóż wierzę że został o ochrzczony. Pozdrawiam


    i tego życzę Leosiowi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, czyli to standard i norma :)
      Pozdrawiamy i całujemy :)

      Usuń
  12. Nie musisz mowić, można wyczytać między wierszami 😊
    Buziaki
    Magda :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Alu, nie musisz mówić. Z każdego posta. Ba, z każdego słowa, z każdego zdjęcia bije, że jesteś cudowną mamą, wspaniałą kobietą.
    Niech Anioł Stróż czuwa nad Leosiem w każdej chwili!
    Torty po prostu cudne. Muszę zrobić rozeznanie czy w naszym mieście można takie zamówić. Domyślam się, że girlanda z okazji Chrztu to Twoja robota.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś kochana. Dziękuję:)
      A dekoracja to rzeczywiście mpja sprawka. Choć nie do końca jestem z niej zadowolona. W moich wyobrażeniach prezentowała się lepiej ;)

      Usuń
  14. Alu, Ty to potrafisz wzruszać! Czytając Twój post, oczami wyobraźni zobaczyłam Ciebie i Leosia w kościele. Może i byłaś przerażona, ale powinnaś też być dumna, jak każda matka, która chrzci swoje ukochane dziecko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, prawda. Ale jakoś w tamtej chwili przerażenie zdominowało moje uczucia :)

      Usuń
  15. A cos tam wspominalas... ;)

    Mnie za to "przed dziecmi" chrzciny wkurzaly, bo msza sie przedluzala! ;)
    Chrzest mojej Bi byl po mszy, wiec luzik. Natomiast Nika chrzcilismy w czasie mszy, wiec najwiekszego stresa mialam, ze musze wejsc na "podium" na oczach wszystkich parafian. :) Ale moje obydwa Potworki chrzest zniosly ze stoickim spokojem, nawet na polewanie glowki nie zareagowaly. Moze dlatego, ze byly mlodsze niz Leos, bo mialy po 5 miesiecy...

    Torcik Leo byl przepiekny, a te sanki sa swietne, takich jeszcze nie widzialam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do sanek przyda się jeszcze ocieplacz :)
      A co do chrztu to ponoć rzeczywiście lepiej chrzcić maleńkie dzieci :)
      Całus.

      Usuń
  16. Aż mi się łezka w oku zakręciła. Piękne torty.:))
    Najważniejsze, że jesteście razem tacy szczęśliwi. Z każdego posta, zdjęcia bije tyle szczęścia i pozytywnej energii.
    Samych cudownych dni Wam życzę :))))

    OdpowiedzUsuń
  17. Torty śliczne! Ja pamiętam jak też bardzo przeżywałam chrzciny marząc o tym, źe i ja przyniosę swój mały cud do kościoła. Szkoda, źe Leoś przepłakał, bo pewnie się umęczyliście, no ale skoro teraz lepiej śpi to było warto.

    OdpowiedzUsuń
  18. Cześć Ali, mam pytanie odnośnie drugiego akapitu. Czy to znaczy że nie akceptujesz do końca swojego wyboru? Co znaczy że nie do końca wybaczyłaś?

    Gratuluję udanej imprezki:)))

    Ka-ol

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... ciekawe jest to dlaczego tak czuję. Generalnie, jeśli chodzi o akceptację wyboru to w moim życiu w ogóle nie podnoszę takiej kwestii. Mój syn jest tak do szpiku kości nasz... Tak totalnie mój... w każdym jego geście, w każdym uśmiechu - widzę moje spełnione marzenie. I za to jestem Bogu bardzo, niesamowicie wdzięczna. Wiem, że tak miało być. Że musiałam przejść to wszystko, żeby on był.
      Jednak...mam chyba żal, że tyle mnie to kosztowało. Czuję się zbyt dotkliwie doświadczona. A może po prostu potrzebuję jeszcze czasu. Tak jak napisałam, nie wiem, skąd we mnie jeszcze ten tlący się żal. Żal mi siebie, że tak musiałam cierpieć. A cierpiałam wręcz namacalnie. Tak dotkliwie, że żaden ból fizyczny nie może się z tym bólem, z tą tęsknotą za dzieckiem ...równać... Wiem, że to egoizm. Ale te uczucia są we mnie. Nie determinują dziś mojego nastroju, mojego życia, mojego szczęścia. Jednak...gdy o nich myślę, wraca do mnie ta bolesna droga, którą musiałam przejść. Może to taki zespół stresu pourazowego? Myślę, że Bóg da mi czas, ja do Niego wracam. Tak szybko jak mogę. Choć wiem, że wciąż za wolno...

      Usuń
    2. Dziękuję za szczerą odpowiedź. My przez 3 lata oddawaliśmy się lekarzom i za każdym nie powodzeniem , szczególnie moja kobieta cierpiała znacznie bardziej niż ja, ale pewnego razu podczas mszy niedzielnej na nas obojga przyszła myśl , że już dość tego, już wystarczy prób które kłóciły się z naszym sumieniem i w końcu odważyliśmy się na słowo adopcja ,wtedy cała tragiczna historia 3 lata - skończyła się, wspomnienia przestały być smutne, kobiety w ciąży już nas nie drażniły i potrafimy się nawet cieszyć czyimś szczęściem. A najważniejsze jest to że wewnętrznie jesteśmy spokojni. I chcę ci przez to powiedzieć że nie którym żal mija szybciej nie wiadomo dlaczego, po prostu tak jest, a inni potrzebują więcej czasu ponieważ ich rany wolniej się goją i też nie wiadomo czemu tak jest. Pamiętać tylko trzeba że czas leczy rany i Bóg wie ile każdemu czasu wyznaczyć.

      Ka-ol

      Usuń

Klik!

TOP