4:20 PM

Nie jesteśmy zwyrolami.

Wczoraj w OA dowiedzieliśmy się, jak wypadliśmy w testach psychologicznych. Okazało się, że nie jesteśmy zwyrolami, jesteśmy "normalną" parą, której motywacja skierowana jest "na dziecko", mamy właściwą relację małżeńską i nasze predyspozycje do bycia rodzicami są w normie ( poza drobnymi wartościami granicznymi w zakresie autonomii dziecka w moim przypadku ;P). Zostaliśmy wstępnie zakwalifikowani do kursu i teraz czekamy na telefon i konkretny termin szkolenia.
Tym razem w OA było miło, ciepło, spokojnie. Byliśmy w pokoju z lustrem weneckim, zobaczyliśmy, gdzie bawią się dzieci, czekające na rodziców. Byłam poruszona. Łzy cisnęły mi się do oczu i odrobinę brakowało mi tchu, ale powstrzymałam się przed histerycznym wybuchem szlochu ( przecież w testach wypadłam jako zrównoważona :) ). Pytałam męża jak On się czuł i powiedział, że też czuł dziwne i duże emocje. Pani psycholog odpowiedziała na kilka naszych pytań, których nie zadałam wcześniej, a które urodziły się w poprzednim tygodniu w mojej głowie.
Czuję się trochę samotna, pomimo, że mój mąż jest wciąż blisko i zawsze wokół mnie. Moja przyjaciółka rodzi na dniach i będzie na macierzyńskim i nie mam się komu wyżalić, z kim się pocieszyć, albo z kim po prostu pogadać.
Potrzebuję teraz dużo pozytywnych wzmocnień, dużo ciepła i przyjaźni. Boję się, że jeżeli spotka mnie jakaś przykrość to padnę plackiem na twarz i będę wyć wniebogłosy.
I tak mi jakoś ciężko, tak mi jakoś duszno...
Mój mąż nigdy nie pokazuje emocji. Widziałam tylko 2-3 razy jak płakał i raz było to, gdy zmarł jego najbliższy kuzyn. To wszystko jest takie trudne, że ostatnio, gdy leżeliśmy w łóżku i zaczęłam się modlić - rozpłakał się.
No i nawet pisząc to...rozpłakałam się i ja...

15 komentarzy:

  1. No Moja Droga nie możesz paść plackiem i płakać, bo przecież według testów jesteś zrównoważona :)
    Mój mąż też jakiś bezłzowy, miałam mu za złe, że na pogrzebach jego dziadków to ja płakałam zamiast niego. Nie jest taki emocjonalny jak ja i wkurza mnie to, bo nasze trudne czekanie po kursie na telefon o dziecku łatwiej by było znieść gdybyśmy non stop wałkowali ten temat, tak jak ja lubię. No, ale ten mój zamknięty w sobie mąż nie chciał, przez co wszystko wydawało mi się trudniejsze i jakieś takie właśnie samotne.
    Fajnie, że opowiedzieli Wam w ośrodku o wynikach testów, u nas była tylko informacja o otrzymanej kwalifikacji, bo testy były po szkoleniu.
    Oby ten Wasz kurs był jak najszybciej, bo zobaczysz jak fajnie przeżywać to wszystko w grupie. Zdecydowanie raźniej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzi więc na to, ze standardem w żeńskim wykonaniu jest wałkowanie tematu mam tak samo :P a mój ślubny też mało mówi i mało okazuje :)

      Usuń
    2. I co w tym jest, że pociągają nas tacy mężczyźni?

      Usuń
    3. Bo ludzie się dobierają na zasadzie przeciwieństw a nie podobieństw, kobiety ! Oczywiście mój mężuch też tak ma :-) I dzięki Bogu :-) !

      Usuń
    4. Inaczej ciągle gadalibyśmy o naszych problemach, aż do porzygania :P I nie mielibyśmy czasu na rozmowę o czymkolwiek innym. A tak... jest czas na łzy ( głównie nasze), czas na film, milczenie, seks, radość, mecze itp.
      Buziaki moje podobne koleżanki :D :*:*

      Usuń
  2. Trudne chwile, ale też bardzo... piękne. Będziecie je wspominać kiedyś. W końcu dzieje się coś ważnego:-)
    Tak to już chyba jest, że my kobiety, inaczej niż nasi mężczyźni przeżywamy. Mój mąż również nie odbiega za daleko od stereotypu. Kompletnie niepłaczący i gryzący wszystko gdzieś w środku. Ale jak synka wziął pierwszy raz na ręce, to mu się łezka zakręciła. To dopiero była bezcenna chwila:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że masz rację. Czasu nie przyspieszymy, trzeba go przeżyć. Czasami chciałabym mieć taki super przyspieszacz. Ale wiem, że wszystko jest w jakimś celu, to czekanie również!

      Usuń
  3. Trzymaj się dzielnie kochana ! Wiem doskonale jak trudny jest to czas bo sama nie raz miałam dni i noce kiedy wylewałam morze łez z żalu i bezsilności bo tak buzowały we mnie te wszystkie nagromadzone emocje. Płacz dawał chwilowe ukojenie i jedyne co mi wtedy pomagało to myśl, że mam w kimś oparcie, że mam kogoś z kim mogę dzielić te swoje smutki, kogoś kto mnie naprawdę rozumie bo dążymy wspólnie razem do tego samego celu.
    Może nie zabrzmi to zbytnio pokrzepiająco ale z każdym dniem jesteście coraz bliżej Waszego wyczekiwanego szczęścia i te wspólne przeżywanie powoduję, że jesteście silniejsi i coraz bardziej pewni siebie, swoich uczuć, swojej miłości.
    Gdy po raz pierwszy zobaczyłam swoją córeczkę, cały ten bolesny czas ogromnej tęsknoty za dzieckiem poszedł w zapomnienie ! I wtedy uświadomiłam sobie, że to czekanie jednak miało sens. I warto było czekać tak długo.
    Mam nadzieję, że Wasze szkolenie będzie jak najszybciej bo przyjemnie jest dzielić z innymi ten czas i mieć świadomość, że nie jesteście sami.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Justyna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Justyna! To co napisałaś brzmi pokrzepiająco - bo właśnie sobie uświadomiłam, że to czekanie faktycznie przybliża nas do maleństwa (chociaż przecież to oczywiste, to w kryzysowych sytuacjach jakoś tak nie myślę ;) ). Na pewno jak zacznie się szkolenie będzie nam łatwiej i trudniej zarazem. Łatwiej, bo będziemy, tak jak piszesz, dzielić czas i ból czekania z ludźmi w podobnej sytuacji, a trudniej, bo trzeba będzie się zmierzyć z wszystkimi "strachami" adopcji i stawić im czoła.
      Dziękuję za komentarz. Dzięki temu już czuję, że nie jestem sama :*

      Usuń
  4. Kolejna wizyta, kolejny dzień, kolejne nowe doświadczenie do przodu ;) Coraz bliżej kochana :*
    Madzia

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć
    dziękuję za maila!Wysłalam Ci zaproszenie do nas,a Waszego bloga zacznę od początku,jutro rano z kawką,ale już nie mogę się doczekać!
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Już zwiedziłam Twojego bloga i przybijam Ci piąteczkę ;)

      Usuń
  6. A ja dziś, podczas szybkiego lunchu, wzięłam jakąś gazetę do poczytania. Nie pamiętam co to było - kolorowe jakieś czasopismo. I przeczytałam list, jaki napisała o swojej mamie, dziewczyna, która została adoptowana. O mamie adopcyjnej oczywiście. Że jest dla niej jedyną prawdziwą matką, że ją strasznie kocha, że w Dzień Matki jest całym sercem przy niej.
    Więc głowa do góry :)
    I jeszcze coś Ci chciałam napisać. Zazdroszczę Ci Twojego męża. Że tak się kochacie, że jesteście ze sobą tak bardzo szczęśliwi. Ja jestem w smutnym związku (na szczęście nie małżeństwie), bo jest to związek z kimś, kto jest dla mnie dobry, ale nie kocham go...i nie umiem, ani nie mogę odejść na razie...
    Tak więc zobacz ile jest plusów w Twoim życiu :) A będzie jeszcze więcej!
    Pozdrawiam serdecznie. Anna

    PS. Książki, którą mi polecałaś jeszcze nie przeczytałam, ale kupię i na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałabym, żeby moje dziecko też kiedyś tak myślało.
    Dziękuję za ciepłe słowa... Jesteś kochana.
    Co do męża - fajny jest, fakt. Ale wiele wody musiało upłynąć bym doceniła jak bardzo.
    Pozdrawiam Cię :)

    OdpowiedzUsuń

Klik!

TOP