10:32 PM

Czy jeszcze tu jestem?

 (zdjęcie z 22 tc, miałam już spory brzuch, nie?)

Dni mijają, jakby zaczynały się i kończyły razem z mrugnięciem oka...
Dzieci poszły do przedszkola i żłobka. Cały tydzień minął nam bez chorób, ale jak powszechnie wiadomo, wszystko co dobre szybko się kończy, więc...od dziś jesteśmy już na chorobowym ( Mela kaszle i ma gorączkę...)
Pytacie w komentarzach na IG i tu, jak Mela radzi sobie w żłobku... Wyobraźcie sobie (choć sama w to do końca nie wierzę), że świetnie. Rano, gdy pytam, kto idzie do żłobka, krzyczy z radosnym piskiem - "Ja, ja, ja!!!", a w żłobku ściąga czapkę i przebiera nóżkami, gotowa, by wbiec na salę pełną dzieci i wszamać śniadanie. No - jedzenie jest jej ulubioną czynnością i panie nie mogą się nadziwić, gdzie młoda mieści dwa obiady ( nie wiedzą, że po powrocie do domu zjada jeszcze zupkę). Obecnie za to... Leoś je niechętnie. Nie wiem, czy to konsekwencja styczniowej choroby, czy może po prostu wszedł w taki etap ( oby nie), trochę mniej płacze przy rozstaniu, ale nadal niechętnie opuszcza moje ramiona...(czyt. bywają dni, że panie odrywają go ode mnie). Na szczęście ponoć smutek trwa nie dłużej niż minutę i mija, gdy tylko zamknę za sobą drzwi.

Pierwszy raz od prawie 3 lat bywam sama w domu. Dziwnie mi, mega dziwnie. To niezwykłe doznanie. W zeszły poniedziałek, pierwszego dnia, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Krzątałam się po domu, sprzątałam klocki lego, jeden po drugim, zamiast jak zwykle zgarnąć je wszystkie naraz. Później siadłam do komputera, posiedziałam na fejsbuku, ale ciągle nie bardzo mogłam odnaleźć się w tej innej codzienności. Przypomniało mi się nagle, że kiedyś lubiłam muzykę i to niekoniecznie tę rodem z TVP ABC. Włączyłam więc YT, tam spostrzegłam Pawła Domagałę...i przepadłam.


Słucham go teraz codziennie. Słucham i ryczę.

Trochę wstyd mi to napisać... gdy teraz gdzieś przedstawiam siebie i tego bloga, oczekuje się ode mnie, że napiszę "kilka słów o sobie". Więc piszę frazesy...i po napisaniu kilku takich banalnych zdań...rośnie we mnie agresja. I zdaję sobie sprawę z tego, że nie wiem kim jestem, oprócz tego, że jestem mamą. Złapałam się nawet na tym, że pisałam "jestem kobietą, mamą bla bla", ale nigdzie nie napisałam, że jestem żoną... Tak, tak, wiem. Trzeba zawsze mieć czas, by pielęgnować małżeństwo itd. itp. ale chodzi o to, jak tak naprawdę się postrzegam. Czy macierzyństwo pochłonęło mnie aż tak, że przestałam mieć do powiedzenia coś więcej niż tylko to, z czym na co dzień się zmagam ( czyt. choroby, kupy, książeczki, zupki, zabawy, piosenki etc.) I wiecie co? Zupełnie szczerze muszę to przyznać. Mam mało do powiedzenia. Mało w stosunku do tego, co potrafiłam powiedzieć i zauważyć wcześniej, zanim miałam dzieci. Wtedy, gdy moje życie definiowała głównie niepłodność. Wówczas byłam bardziej wrażliwa na ludzi, bardziej otwarta, bardziej bezinteresowna, empatyczna i skłonna do wyrzeczeń. Odkrycie tej prawdy zasmuciło mnie.  Zdałam sobie sprawę, że coś straciłam. I że chcę to odzyskać, muszę, by znów poczuć się sobą...by wiedzieć kim jestem. 
Ktoś mógłby mi zarzucić, że jestem chwiejna, niezdecydowana, że nie wiem czego chcę. Nie byłam matką - źle, jestem matką - też źle, pracowałam - źle, nie pracowałam - źle itp. itd.  Ale mogę mu tylko...przytaknąć i skinąć głową. Tak, taka jestem. Pragnęłam poczuć smak macierzyństwa i rozkoszuję się nim po dziś dzień, jestem dumna ze swojej rodziny, bo kosztowała mnie sporo i jest moją największą, niepodważalną nagrodą. Jestem szczęśliwą mamą. Ale jednocześnie, jestem bardziej skomplikowana. Jak drzewo, któremu nie wystarczy dostarczyć promienie słoneczne na jedną tylko gałąź... Nie jestem i nie będę matką polką. Nie jestem też jednocześnie zacietrzewioną feministką walczącą o równouprawnienie ( bo w nie nie wierzę...już). W miejscu, w którym znalazłam się obecnie, jestem rozdarta. Stoję trzymając obiema rękami moje małe dzieci, ale jednocześnie chcę iść do przodu i wiem, że muszę je puścić, muszę je tak trochę uwolnić. Uwolnić siebie. Pójść dalej, do przodu, muszę moim dzieciom zabrać kilka momentów z naszego wspólnego dnia i dać je innym, dać je sobie... Bo wiem, jestem pewna, że dzięki temu będę mogła dać moim dzieciom coś więcej niż tylko czas, będę mogła dać im siebie. 
Tę prawdziwą mnie.

22 komentarze:

  1. Popieram! Zawsze bądż sobą :) Wiesz jak to jest, wszędzie dobrze tam gdzie nas nie ma, to samo jest z byciem kimś :) Chcesz być mamą, kiedy źle ci w pracy i na odwrót :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze to być sobą i w zgodzie ze sobą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pawel Domagala, to i moje odkrycie, nie tylko jako aktor :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest cudowny, prawda?? <3<3<3 ( mam szczęście, że mój mąż tu nie zagląda :D)

      Usuń
    2. Prawda, prawda ;)
      Haha jak by zajrzał to by się zdziwił :)

      Usuń
  4. Uwielbiam Domagale ❤

    A Ty jestes dla mnie wyjatkowa😙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham tego mojego bloga, to moje miejsce na ziemi, właśnie za to, że zaglądają tu tacy serdeczni, ciepli i wrażliwi ludzie jak TY <3!!!

      Usuń
  5. Od dawna do Ciebie zaglądam i kibicuję Ci bardzo mocno :) życzę Ci, abyś odnalazła to, czego szukasz, abyś była zawsze w zgodzie z własnym sercem, ono na pewno pomoże odnaleźć Ci drogę do siebie:)
    Uściski 😙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Marysiu.ściskam serdecznie 😚😘😙

      Usuń
  6. Też kiedyś miałam takie dylematy. Chciałam być sobą, mieć własne życie itp. Ale ja, to moje dzieci - moje życie, to życie dla dzieci. Bez tego dopiero jestem nikim. Kiedyś przyjdzie czas, że będę musiała to wszystko puścić wolno - wówczas będę się realizowała w każdy sposób jaki tylko przyjdzie mi na myśl.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczynam rozumieć co to oznacza aż tydzień bez choroby. Od grudnia moje dziecię wpadło w wir poważniejszych chorób i niestety na katarze się kończy. 2 tygodnie chorowania, 2 tygodnie zdrowia i tak w kółko. Też jej przez to nieco spadł apetyt, ale chyba już pomału wraca na szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przez ta ciepła jesień i zimę. NamnożyLO się tego syfu całego i teraz mamy. Zdrówka dziewczyny!!!

      Usuń
  8. Jak ja to dobrze znam tylko że ja nie umiem żyć nawet chwilę tak dla siebie. Czasami myślę że, jestem jak matrioszka. Ta ostatnia najmniejsza to prawdziwa ja ale jakże niekompletna by była bez matki/żony/siostry/córki/przyjaciółki/koleżanki/gospodyni domowej/pracownicy itd. Wszystkie te lalki to ja a życie sprawiło że mam ich tak wiele. Kocham te moje "wcielenia" choć nie łatwo je zdjąć choć na chwilę. Ja CHCĘ więcej chce być teściową /babcią/murarzem/hydraulikiem/mechanikiem/malarką i to wszytko mogę mieć:) tylko muszę troszkę poczekać aż dzieci podrosną a potem kupię fiata 125 i w drogę. Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżu pięknie napisane.aż mi ciary przeszły. Życzę Ci spełnienia tych marzeń!!!

      Usuń
  9. Moje dzieciaki przechodza takie fazy. Jak jedno ma apetyt i wciaga cale drugie danie z dokladka, to drugie grymasi. Jak pierwsze wybrzydza, to drugie wcina. I tak na zmiane... ;)

    Ja tez tak mam, ze jak musze cos powiedziec o sobie, mowie najpierw, ze jestem matka. Czasem po chwili przypomni mi sie, ze zona tez, chociaz w zeszlym roku ponownie sie z mezem do siebie zblizylismy (w porownaniu do 2014 i 2015, gdzie wiecznie darlismy koty :D). Ale dalej nie wiem co powiedziec... Kim jestem? Nie wiem... Dobrze, ze w codziennej bieganinie miedzy domem, praca, a przedszkolem/szkola, nie mam czasu glebiej sie nad tym zastanawiac... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana widzę, że możemy sobie przybic piatke 😆 jak teraz ruszenia do roboty to pewnie też nie będę mieć czasu na rozkminy 😆

      Usuń
  10. Alu, już nie raz pisałam, że jesteś niesamowicie twórczą osobą. Myślę, że w tej rutynie domowych obowiązków zagubiłaś się, ale wierzę, że na nowo się odnajdziesz.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetnie napisane. Mam takie same odczucia. Jestem mamą i jestem szczęśliwa, sama o tym zdecydowałam. Ale często mam ochotę wyjść do ludzi. Wrócić do swojej przeddzieciowej rzeczywistości. Zdjąć z siebie odpowiedzialność.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdecydowanie trzeba zawsze byc soba :) ale njwaxniejsze w rodzinie miec czas dla wszystkich jej czlonkow... :) dla meza tez zdecydowanie trzeba dopieszczac ;)

    OdpowiedzUsuń

Klik!

TOP