Wielki tydzień... przyniósł nam szpital. We wtorek w nocy wzywałam karetkę. Melka wymiotowała samą krwią i śluzem. Dostała gorączki.
Tkwimy w tym szpitalu i nie znoszę tego dzielnie. Załamałam się.
Nie wiedzą, co jej jest. Na razie wyleczyli infekcję Campylobacter, gorączka okazała się być zapowiedzią trzydniówki po prostu, ale wymioty zostały. Praktycznie nic nie je. A jak zje 30ml to najczęściej zwróci. Na szczęście bez krwi.
Takie moje Alleluja. Nie do końca radosne...ale wiem, że znowu po coś... Wszystko to, czego doświadczam bardzo dotkliwie i skutecznie uczy mnie pokory. Jest we mnie lęk, ale nie ma gniewu...
Gdy siedząc w szpitalu w świąteczny poranek, wertowałam internet, napotkałam ten mem:
...zdałam sobie sprawę, że nie jestem jedyna. Szpital zapełniony jest po brzegi. Nie tylko ten, w którym leżę.
I jeszcze dziś zmarł ksiądz Jan Kaczkowski. Ciężko mi oddychać.
Proszę, pomódl się dziś za księdza Jana i za nas.
Tkwimy w tym szpitalu i nie znoszę tego dzielnie. Załamałam się.
Nie wiedzą, co jej jest. Na razie wyleczyli infekcję Campylobacter, gorączka okazała się być zapowiedzią trzydniówki po prostu, ale wymioty zostały. Praktycznie nic nie je. A jak zje 30ml to najczęściej zwróci. Na szczęście bez krwi.
Takie moje Alleluja. Nie do końca radosne...ale wiem, że znowu po coś... Wszystko to, czego doświadczam bardzo dotkliwie i skutecznie uczy mnie pokory. Jest we mnie lęk, ale nie ma gniewu...
Gdy siedząc w szpitalu w świąteczny poranek, wertowałam internet, napotkałam ten mem:
...zdałam sobie sprawę, że nie jestem jedyna. Szpital zapełniony jest po brzegi. Nie tylko ten, w którym leżę.
I jeszcze dziś zmarł ksiądz Jan Kaczkowski. Ciężko mi oddychać.
Proszę, pomódl się dziś za księdza Jana i za nas.
Jesteś tak silną kobietą...nie wiem jak to znosisz ale dla mnie jesteś bohaterką,ja przy byle katarku latam poschizowana,jak syn dostal zap.pluc (lekkiego) odchodzilam od zmyslów..jestem tak cienka. A Ty jesteś moją Bohaterką! ciagle zaglądam czy wszystko gra,czasem coś skrobnę,ale myslę o Was,pamiętam,zaglądam codziennie i czekam zawsze na dobre wieści. Ucaluj Twoje Maleństwo ode mnie i trzymam za Małą kciuki bardzo mocno.Przeciez to slońce musi Wam wreszcie zaświecić. (Jakiś prywatny dobry pediatra..moze ze szpitala by Wam sie przydal..moze wtedy cos by drgnęlo z tymi diagnozami,moze by ruszyl wtedy mozgownicę i chcial pomoc) Anka
OdpowiedzUsuńOd dwoch miesiecy chodzimy prywatnie do pediatry ze szpitala, z tego nawet oddzialu, na ktorym lezymy. Wszyscy dmuchają na nas i chuchają...i wciąż rozkładają ręcę. W tym tygodniu robią małej bronchoskopię, potem ma mieć gastroskopię...mówią, że jest "trudnym przypadkiem"... :(
UsuńAlu, pomodlę się za Was. Sił życzę!!!!!
OdpowiedzUsuńI niech w końcu ta diagnoza się pojawi.
Zdjęcie bardzo wymowne i jakie prawdziwie - niestety.
Ksiądz Kaczkowski nie żyje????!!!!!A ja właśnie kończę "Grunt pod nogami"...Uwielbiam, a raczej uwielbiała Go za prostotę i jego człowieczeństwo. Glejak jednak zabrał Go od nas...
Niech spoczywa w spokoju.
Dziękuję.
UsuńJa też czytam teraz. Wzięłam książkę do szpitala :(
Trzymam kciuki za pomyslna diagnozę i szybkie zdrowie. I tak po ludzku, bardzo współczuję, szpital dziecięcy i choroba dziecka to trudny czas w życiu :( sciskam.
OdpowiedzUsuńPrawdziwie wielki tydzień za Wami. Mam nadzieję, że diagnoza szybko się pojawi.
OdpowiedzUsuńJa też czytam "Grunt...". Dawkuję sobie codziennie, a jeszcze przed niedzielą słuchaliśmy rekolekcji. Ksiądz Jan odszedł w pięknym momencie. Jestem pewna, że jest już u Pana, bo żył pięknie.
Z pamięcią w modlitwie
Przykro mi Alu. Tak bardzo, bardzo mi przykro.
OdpowiedzUsuńPróbuję sobie wyobrazić co czujesz, bo właśnie uświadomiłam sobie, że nasz "fart" polegał na tym, że Eliza, z którą mieliśmy takie przejścia, była wtedy jedynaczką. Ty trzęsiesz się o Melę i pewnie usychasz z tęsknoty za Leonem...
Nie musisz dzielnie tego znosić. Wkurza mnie nawet czasem to całe pieprzenie o tym, że mama musi być silna dla dziecka itp. Łatwo mówić, nawet jeśli argumentacja jest logiczna. Tyle, że każda mama jest inna. Każda z nas zostaje mamą w innym momencie swojego życia, po innych przejściach. I czasem, trzymanie się w pionie, to ostatnia rzecz, jaką jesteśmy w stanie zrobić.
Myślę o Was :*
Strasznie mnie dzisiaj zasmuciła wiadomośc o śmierci Ks. Jana a tu jeszcze u Was choroba a w zasadzie ciąg jej dalszy. Doświadcza Cię los bardzo tymi chorobami Amelusi, tym że nie jesteś w tym czasie z Leosiem, ale przecież to musi kiedyś minąć, musi! Trzymamy bardzo za to kciuki!
OdpowiedzUsuńBoże, Alu....tak mi przykro :( Tulę Was mocno...:*
OdpowiedzUsuńKochana Alu, jestem z Wami myślami i trzymam kciuki. W takich chwilach kiedy nie daję już rady przypominają mi się słowa zasłyszane na rekolekcjach od wyjątkowo życiowego ojca werbisty: "Pan stawia Cię w życiu tam, gdzie inni już by wymiękli, daje Ci takich ludzi i takie sytuacje, z którymi tylko Ty możesz się zmierzyć, z którymi inni nie mieliby szansy sobie poradzić." Mam nadzieję, że i Ciebie ta myśl choć trochę podtrzyma na duchu. Ściskam serdecznie Marta
OdpowiedzUsuńAluś ciężki u Was czas, aż słów mi brakuje. Ciężko pisać słowa pocieszenia. Ehh.. Mam nadzieję, że lekarze w końcu znajdą przyczynę :(
OdpowiedzUsuńUcałowania dla tej malutkiej dzielnej dziewczynki;*
Jesteśmy z Wami!
Pomodlę się za Was.
Przytulam Was mocno! Ola.
Alu, myślę o Was i modlę się. Szkoda, że nie mogę więcej. :-**
OdpowiedzUsuńMoc zdrowia kochani, cierpliwości,miłosci i spokoju dla ciebie i córeczki!!!
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro, że musicie przez to przechodzić :((
Bardzo mocno ściskam i przytulam!
Mama bliźniaków
modle sie i za was i za księdza Jana.... odmawiam Nowennę Pompejańską w swojej intencji ale w waszej pomodlę sie w wieczornej modlitwie
OdpowiedzUsuńnie wiem dlaczego ludzie pełni miłosci maja do dźwigania krzyż, u mnie w domu w tym roku świeta też nie były wesołe.... nawet nie mam ochoty nic pisać....
trzymam Alu kciuki aby w końcu znaleźli powód choroby meli i zaczęli ja skutecznie leczyc...
nie jestes sama , masz nas - przyjaznych internautów.... i wsparcie
sciskam mocno
Tak mi przykro ze cierpicie znowu.Pamietam o Was i sie modlę.Czylalam ostatnio Twoje wpisy o ciąży te pierwsze byłaś taka pełna nadziei, teraz tez wszystko sie ułoży i wyjaśni.Trzymaj sie ciepło
OdpowiedzUsuńMalaMi
Czytam bloga od dawna towarzyszyłam po cichu Waszej historii- adopcja, ciąża, narodziny Amelki.. Dziś muszę napisać!Nie pojmuję tego co Was spotyka i domyślam się jak bardzo Ci trudno. Mogę jedynie napisać że wszystko jest po coś i ten trudny czas minie.. Sama mam synka 3 letniego urodził się z wadą serca (VSD), za nami ciężka operacja, komplikacje na oiomie..bez modlitwy byśmy tego nie przeszli-my emocjonalnie, syn zdrowotne. Początek mojego macierzyństwa to był paralizujacy lęk o niego, ciągle wizyty, szpitale, lekarstwa. Teraz jest cudownie! Syn jest zdrowym mądrym chłopczykiem. Wierzę że i u Was ten okropny okres pozostanie jedynie mglistym wspomnieniem!
OdpowiedzUsuńWiem co czulas.u nas byl VSD w prenatalu.po urodzeniu szczątkowy,ale teraz wszystko ok. Mam podobne zdanie do Twojego. Wszystko jest po coś...pozdrawiam i dziekuje za cieple słowa i obecność.
UsuńKochana MOCNO MOCNO PRZYTULAM! ZYCZE ZDROWKA Z CALEGO SERCA!
OdpowiedzUsuńPOMODLE SIE, 3MAJCIE SIE
O rany....trzymaj się kochanie. Czy jest coś co można dla Was zrobić?
OdpowiedzUsuńModlitwa i wiara, że Wasze cierpienie jest po coś również ode mnie. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńModlę się za Amelię.
OdpowiedzUsuńJest mi bardzo przykro, Alu - i mam nadzieję, że lekarze wkrótce dojdą do tego, co jest przyczyną i jak najszybciej ją wyeliminują.
OdpowiedzUsuńAle niestety nie mam w sobie chyba zbyt wiele pokory i mówienie o tym, że wszystko jest "po coś" wyłazi mi już bokiem czasami. No bo po co? Po to, żeby małe, bezbronne i niewinne dziecko tyle wycierpiało? Jaki to ma sens? Wybacz, ale nie będę nawet próbowała się go doszukiwać...
Alu... Jak sytuacja u Was? Lekarze mają jakieś podejrzenia, co może dolegać Amelii? Jesteście teraz w trakcie badań? Jak Leoś?
OdpowiedzUsuń