10:40 PM

Macierzyństwo.

Mały Cud. Urodził się jakieś 9 miesięcy temu.  Tego dnia i ja byłam w szpitalu. Siedziałam pod kroplówką na twardym krześle. Obok mnie śliczna, młoda dziewczyna. Płakała. Nie mogłam siedzieć bezczynnie.
"Hej, czemu płaczesz? Mogę Ci jakoś pomóc?" - spytałam.
"Mam 10-miesięcznego synka w domu. Pierwszy raz został z mężem. Tęsknię za nim. Martwię się, czy sobie poradzą." - odpowiedziała.
Zaczęłyśmy rozmawiać. Ona opowiadała o swoim dziecku. O cudzie narodzin. Pamiętam, że byłam już tak zmęczona i obolała, że złe emocje, takie jak zazdrość czy zawiść, nie grały we mnie pierwszych skrzypiec. Słuchałam, uśmiechałam się. To była naprawdę miła rozmowa. Jedno zdanie tylko wytrąciło mnie na moment z równowagi:
"Kto nie przeżył porodu nigdy nie zrozumie ogromu uczuć, jakie się rodzą, miłości do dziecka. Mówię Ci, musisz to przeżyć!"
Na chwilę zamarłam. Nic nie odpowiedziałam. Nagle między nami powstała przepaść milczenia. Ona zobaczyła chyba w moich oczach ból. I choć nic nie odpowiedziałam...ona powiedziała...
"Przepraszam, chyba powiedziałam coś co Cię zabolało".
I wtedy powiedziałam jej po prostu, że ja pewnie nie urodzę, że czekam na dziecko, które przyjdzie do mnie inną drogą.
Ona się wzruszyła i zaczęła płakać. Ja też. Siedziałyśmy obok siebie. Płacząc. Dwie zupełnie obce kobiety. Zupełnie inne. Nie miałam pojęcia, że właśnie w tej chwili, gdy rozmawiam o cudzie narodzin... rodzi się mój syn. Dziecko, na które czekam od lat.
Ta przypadkowa znajomość trwa do dziś. Rozmawiamy sporadycznie, ale wysłałam jej zdjęcie mojego Skarba, gdy tylko zamieszkał z nami.
Ten mały Cud 4 miesiące czekał, nie wiedząc o naszym istnieniu. Gdy przyjechaliśmy go zobaczyć serce mi eksplodowało. Marzę, żeby przeżyć to znów... Nie wiem, jak i co czuje kobieta, która rodzi dziecko, ale wiem, że uczucia, które poczułam widząc tego małego chłopca, śpiącego w drewnianym łóżeczku, nie mogę porównać do żadnego, którego doświadczyłam do tej pory w moim życiu. Ale to nieprawda. że pokochałam go całym sercem już w tamtej chwili. Z perspektywy czasu wiem, że nie. To, co czułam wtedy, można porównać do ziarenka ryżu. Obecnie... mieszkam na ryżowej planecie.
Każdego dnia, bez wyjątku!, naprawdę...choć przez kilka minut trzymam mojego synka za rękę, gładząc ją...albo przytulam policzek do jego policzka...albo wdycham jego zapach...myśląc, że jest moim darem, o który błagałam, za którym tęskniłam do tego stopnia, że niemal zwariowałam. Dusiłam się tą tęsknotą. Jego obecność jest jak powietrze... Myślę, że gdybym urodziła dziecko z mojej pierwszej ciąży, czyli po 8 miesiącach starań - dziś, nie potrafiłabym aż tak doceniać tego, że to dziecko mam.
Szczerze... bywam zmęczona, zirytowana Leośkową nocną pobudką albo niezrozumiałym płaczem. Ale nie dostrzegam większych minusów macierzyństwa. A jednocześnie myśląc o kolejnym dziecku pojawia się we mnie lęk - czy jestem wystarczająco silna fizycznie, by powiększyć rodzinę? Czy podołam?
Macierzyństwo jest dla mnie właśnie fizycznym wyzwaniem. Jestem dość słabym zawodnikiem z...no cóż... wątłym zdrowiem. Racjonalnie rzecz ujmując - wiem, że teraz nie jest dobry czas na planowanie powiększania rodziny.
Czemu więc myślę o kolejnym dziecku...codziennie?

Jestem szczęśliwa. Leon wypełnił moje serce. Miłość do mojego synka jest tak ciepła, że naprawdę chodzę z rozpalonym sercem przez większość dnia. Może przez to... mam trochę mniej miejsca na miłość do mojego męża i na wyrozumiałość? Trochę mnie to dręczy. Tęsknię za Nim. A jednocześnie nie potrafię być już tak przy Nim, jak byłam wcześniej. Bo zawsze z tyłu głowy...jest myśl o Leośku. Nawet podczas seksu zastanawiam się, czy czasem nie jesteśmy za głośno i Leo się nie obudzi. Tak, nie ma już tego luzu, który był...hmmm... no właśnie luz to był zanim zaczęliśmy się starać o dziecko. Później straciliśmy ten luz... Czy on kiedyś wróci?

Moja codzienność jest taka inna od tej, do której przywykłam. Pełna małych rączek oblepiających mnie non stop ( weszliśmy w etap - Mamo, na rączki! Przy Tobie jest bezpiecznie!). Pełna radosnego, szczerego śmiechu, gdy puszczam całuski w powietrze...albo swoim nosem dotykam noska mojego maleństwa... Pełna zapatrzonych we mnie dwóch najpiękniejszych światełek, oczu mojego dziecka. Uwielbia, gdy się wygłupiam, gdy tańczę, gdy śpiewam...gdy mówię mu wierszyki (ale muszę je znać na pamięć, denerwuje się, gdy patrzę w książkę zamiast na niego!)... Nigdy nie miałam takiej wiernej, kochanej i wspaniałej widowni...
Ostatnio powiedziałam mu wiersz, który znalazłam na blogu http://weareamatchmadeinheaven.wordpress.com... głos mi się łamał i łzy kapały mi po policzkach... aż nagle patrzę,a z oczka mojego synka...wpatrzonego we mnie jak w obrazek...płynie łza...
O Jezu, no piszę to i ryczę jak głupia.
Dla mnie bycie mamą to najpiękniejsza rola w życiu. Macierzyństwo to miłość, bliskość, ciepło, opieka. Nie urodziłam mojego dziecka, ale uważam i czuję się jak jego 100% mama. I wiem, że inni, Ci którzy mówią, że adoptowane dziecko jest cudze - po prostu w moim odczuciu... bluźnią... Najczęściej nie przeżyli cudu adopcji...Albo...mają takie prymitywne i płytkie myślenie...albo...nie umieją kochać... ( nie mówię tu o skrajnych sytuacjach, w których dziecko jest starsze i ma problem z więzią...)
Nie wyobrażam sobie mojego świata bez mojego dziecka. Nie dałam mu życia, ale oddałabym za nie życie. Wciąż mnie zadziwia moc i ogrom matczynej miłości...która we mnie...




Magia macierzyństwa nie rodzi się tylko i wyłącznie na sali porodowej. Ręczę swoim sumieniem, że nie..

32 komentarze:

  1. Alu, odpadam przy twoich postach, też kocham Twojego Leosia.. tak prosto i pięknie opisujesz wasze bycie razem..

    OdpowiedzUsuń
  2. I te rajtuzki z okruszkami...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie, no pięknie piszesz o swojej miłości do Leosia!!!
    Czuje podobnie kiedy patrzę na moją Hanulę. Chodź dzisiaj mamy za sobą bardzo ciężki dzień i siódmą z rzędu nieprzespana noc za nami. Dzisiaj naprawdę miałam ochotę wyjść z domu, kiedy moje dziecko dwie godziny płakało (ze zmęczenie, ale za cholerkę nie chciała usnąć) i nic nie pomagało. Teraz kiedy śpi i patrzę na moje dziecko mam wyrzuty sumienia, że brakuje mi cierpliwości, że nie mogąc jej pomóc czuję się bezradna...
    Co do męża to ja mam podobnie. Chyba coś jest na rzeczy, że dziecko zmienia związek, nie mówię, że na gorsze, ale jednak. Dla kobiety dziecko, zwłaszcza małe, które jest całkowicie uzależnione od mamy jest najważniejsze.
    Pozdrawiam-Patrycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Patrycja, ja czasami też mam dość. I myślę sobie wtedy : "Dzieciaku błagam, uspokój się już, bo nie wytrzymam",a mówię : "Kotuś, tak Cię kocham, jak mamusia może Ci pomóc...akuku!" ;P
      I potem znów przychodzi wieczór, mały w końcu usypia, a ja przenoszę go do łóżeczka i tulę do siebie i czuję, że kocham go najmocniej na świecie. I czuję się tak błogo. Cała złość i zmęczenie - mija.
      Całusy!

      Usuń
  4. A wiesz, poród jest pod tym względem przereklamowany. Ja się po prostu ucieszyłam, że nareszcie jesteśmy oddzielnie, bo mój organizm nie bardzo lubił "pasożyta" i raczej się go starał za szybko pozbyć. Co się nadenerwowałam to moje. Jedyne uczucie, które pamiętam po wyjściu dziecka to po prostu ulga. Że żyje, że sprawia wrażenie zdrowego i że już teraz "będzie dobrze". Zapewne niektóre kobiety doświadczają czegoś w rodzaju ogromu uczuć przy narodzinach potomka, mnie nie było dane. Więc już Twoja koleżanka się pomyliła. Nic we mnie doświadczenie porodu nie zmieniło, moje dziecię mogłoby być adoptowane, kochałabym je tak samo. Bo moje, wyczekane, a nie bo moje, przyrośnięte pępowiną. Miłość jest w sercu, nie w macicy, zawsze to powtarzam ludziom, którzy wahają się, czy zdołają pokochać "cudze" dziecko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twój komentarz. Jak widać ciąża i poród nie zawsze łączą się z zalewającym kobietę ogromem miłości i szczęścia. Chociaż świat trąbi, że tak właśnie powinno być.. Szkoda, że tak rzadko bierze się pod uwagę inne zdanie.. Są kobiety dla których ciąża i poród są ciężkim przeżyciem lub cierpią na depresję poporodową.. I myślę, że tak samo jest z adopcją - w niektórych przypadkach od pierwszego ujrzenia dziecka, kobietę zalewa fala miłości. A są takie, które czują na początku tylko odpowiedzialność lub nawet przerażenie i na prawdziwą miłość długo czekają.. Każda z nas jest inna i czuje inaczej.. Ważne, by nie patrzeć na innych tylko przez pryzmat swoich przeżyć. Gdybym nie wierzyła w to, ze można pokochać "cudze" dziecko, nigdy nie zdecydowałabym się na adopcję.

      Usuń
    2. Dla mnie porod byl bardzo koszmarnym, bolesnym przezyciem, Po porodzie nie mialam zadnych uczuc do synka, choc byl wymodlony, wyplakany i dlugo wyczekiwany. Byl mi obcy. Dopiero z czasem przyszly uczucia. Teraz jest juz calym sercem moj :)
      Super Alu, ze bylo Ci dane w tak cudowny sposob przezyc Wasz adopcyjny cud narodzin Leosia :) Justyna - Mama Oliverka

      Usuń
    3. :) Dziękuję bardzo za te wszystkie komentarze. Pokazują, że każdy z nas jest inny i każdy doświadcza na swój własny sposób.
      I witam mamę Oliverka, bo chyba jeszcze nie miałam okazji :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Czytając jak piszesz o Leosiu, o miłości do niego nie sposób się nie wzruszyć.
    Cudowny z niego chłopczyk. I cudownych rodziców ma.
    A ten czas tak szybko mija. Rośnie jak na drożdżach. ;))
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Rośnie jak na drożdżach - aktualnie waży prawie 10 kg i nosi ubranka na 80-86cm.
      Całujemy!

      Usuń
  6. Czytam Twój post dzisiaj chyba po raz setny.. Za każdym razem ze łzami w oczach.. Masz w sobie tyle empatii, ciepła i miłości do innych, że dałabyś radę całej gromadce takich szkrabów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa, jeszcze trochę i Ty będziesz takie posty pisać :*
      Pozdrawiam!!!

      Usuń
  7. Już nie mogę doczekać się chwili kiedy i ja będę mamą:)
    Całuski*
    Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, jak to jest :) Ale na każdego przychodzi pora! :)
      Buźka!

      Usuń
  8. Pewnie że nie na sali porodowej :) Dlatego każda kobieta może być mamą dla innych, może wspierać i dawać miłość... I to jest chyba w byciu kobietą najpiękniejsze :)
    Ja też za każdym razem jak dostawałam jedno dziecko, to gdzieś tam tęskniłam już za następnym. Im więcej osób do kochania, tym lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj cudne masz te dzieciaczki :) Wszystkie trzy! Do całowanie i do schrupania. I opisujesz wszystko genialnie :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Alu kochana pięknie i cudownie piszesz o Leosiu 😊 aż samej popłynęła mi łza.
    Może kiedyś powiększycie rodzinkę 😊
    A mąż... Myślę że za wcześnie dla Was i niebawem pewnie będzie jak dawniej 😉
    Gdzie znalazłaś taki wielki dywan puzzlowy ?? Szukam dużego 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dywan jest prezentem - więc nie wiem niestety,gdzie był kupiony. Ale widziałam podobne na allegro.
      Pozdrawiam i całuję!

      Usuń
  10. Z jednej strony to podobna miłość, która tak samo rodzi się w bólach, z drugiej inna, wymagająca szerszego otwarcia serca i co za tym idzie, bardziej intensywna, paląca, dająca przepiękne emocje, codzienną radość z tego, że JEST, że JEST z nami, że to my właśnie staliśmy się godnymi, by być mamą, tatą, rodziną - dla najwspanialszego synka - dziecka miłości. Właśnie tak było też u nas i choć zdaję sobie sprawę z tego, że ilu rodziców adopcyjnych, tyle historii, mam w sobie jednak wewnętrzne przekonanie, że gdy przyjmuje się dziecko, więcej się otrzymuje, niż daje. To po prostu piękne, czyste uczucia. Mój skarb jest już sporym chłopcem, ale w moim sercu wciąż jest łąka, łąka z innego świata:-)
    Allu, dziękuję Ci za ten post. Nawet ja stara adopcyjna weteranka, szalona matka swojego dziecka, wzruszyłam się dzisiaj na nowo nad moim szczęściem i znowu po raz tysięczny podziękowałam Bogu za to, jak przemienił moje życie dając mi to małe serce pod opiekę. Pa!
    P.S. Na Twojego Leosia też mam miejsce w sercu. Bo serce mamy adopcyjnej jest taaaakie szerokie. Piękni jesteście, naprawdę;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, kochana Basia :*
      Dziękuję Ci Słońce,że wciąż tu z nami jesteś :)
      Całusy!

      Usuń
  11. Nigdy nie zrozumiem dlaczego niektórzy tak łatwo rzucają słowa, które innych mogą zranić. Równie dobrze można mówić, że tylko prawdziwie wyczekane maleństwo dostanie tysiąc procent miłości, a przecież to nieprawda.
    Leoś cudowny, te rajstopki mnie wzruszyły bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, niektórym brak empatii. Chyba nie ma co z tym walczyć, tylko przyjąć, że u niektórych wrażliwość zamiast w sercu, rodzi się w ...dupie.
      Całusy.

      Usuń
  12. Zgadzam się z Tobą w 100%. Nasze dzieci nie mogłyby być bardziej NASZE. A jeśli ktoś nie jest w stanie ogarnąć tego swoim małym rozumkiem, to mogę mu tylko współczuć takich ograniczeń...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) My adopcyjne mamy, wiemy o czym mówimy i swój pogląd mamy :D

      Usuń
  13. I czytam kolejny raz. I wzruszenie odbiera moim palcom siły do pisania.
    I nie mogę się doczekać. Ale cierpliwie (tak naprawdę coraz bardziej niecierpliwie) czekam.
    Widzę, że Czereśniowa króluje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czereśniowa jest jednym z prezentów na chrzciny :) od mojej Kasi.
      Mam nadzieję, że już Wasz czas oczekiwanie się skończy. Jak najszybciej. Myślę o Was ciepło i smutno mi,że wciąż czekacie...
      Całusy.

      Usuń
  14. Znowu się popłakałam. Ty tak pięknie piszesz o miłości do synka.
    Ja miałam cesarkę i to ponoć też nie jest prawdziwy poród więc nie wiem co to "cud narodzin". Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie głupio gadał.
    Pięknie to ujęłaś - nie dałaś mu życia ale oddałabyś życie :-) piękne!!
    U nas też tak było, że mąż poszedł trochę w odstawkę a na pierwszym miejscu był syn. Właściwie, co ja mówię - do dzisiaj jest najważniejszy. Czyż nie jest cudne to całowanie, głaskanie tych policzków, dostawanie mokrych buziaków, wkładanie małej rączki w naszą dłoń, siadanie nam na kolanach, podążanie ciągle wzrokiem za mamą?
    Choć czasami jestem zmęczona tym ciągłym "Mama, Mama" to z drugiej strony jestem szczęśliwa, że to właśnie JA jestem najważniejsza dla mojego synka.
    marucia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja mama mówi, a miała jeden poród naturalny i dwie cesarki, że poród naturalny przy cesarce to pikuś ( a poród miała...pośladkowy, moja siostra urodziła się w śmierci klinicznej, 2 punkty w skali Apgar, a dziś jest zdrowa jak ryba :)). Z jej opowieści wiem, że po porodzie naturalnym dużo szybciej dochodzisz do siebie i hormony...załatwiają sprawę. Przy cesarkach było jej dużo trudniej. Ludzie niestety gadają dużo i gadają bzdury. Nie przejmuj się!

      Usuń
  15. Allu, z kazdego Twojego posta bije tyle ciepla i milosci, ze mysle, ze spokojnie masz jej na tyle, zeby obdarowac cala gromadke dzieciaczkow. ;)

    Co do milosci macierzynskiej po porodzie... Czekalam na moja corke niemal 4 lata, a po porodzie nie czulam... nic! Przepraszam, czulam sie za nia odpowiedzialna, troszczylam sie, nawet zachwycalam tym jak rosnie i sie rozwija, ale milosc przyszla duzo pozniej, po kilku miesiacach. Ja na poczatku po prostu sie jej balam i najbardziej chcialam, zeby nie plakala, bo Bi byla jednym z tych koszmarnych, wiecznie ryczacych niemowlakow. ;) Tak naprawde dopiero kiedy skonczyla rok, poczulam, ze znam swoje dziecko, kocham je i wiem jak sie z nim dogadac. ;) Milosci macierzynskiej czesto trzeba sie wlasnie "nauczyc". Ja uczylam sie na mojej coreczce. Dzieki niej, synka pokochalam znacznie szybciej, ale tez wcale nie zaraz po porodzie. :)

    A co do luzu w sytuacjach intymnych, to hmm... wroci. Kiedys. Nasz Mlodszy ma 2 latka, a dopiero od niedawna poczulismy sie na tyle swobodnie, ze potrafimy sie hmm-hmm w kuchni, gdzie zaraz za rogiem (w kuchni nie ma drzwi) dzieci ogladaja bajki. ;) Najlepiej jest kiedy zaczynamy "zabawe", a dzieciaki nas najda i nie wiedzac o co chodzi, wciskaja sie pomiedzy nas. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki kochana, że podzieliłaś się ze mną swoimi doświadczeniami, to niezwykle cenne dla mnie.
      Pozdrawiam i całuję! :)

      Usuń

Klik!

TOP