10:00 PM

Adopcja vs. ciąża ?

Ufff...muszę odetchnąć zanim zacznę pisać ten post.  Jest  to dla mnie temat niezwykle ciężki, trudny i wymagający bardzo wielu przemyśleń. Chcę być  z Wami do końca, zupełnie, całkowicie szczera...i będę...

Kiedy jeszcze temat dziecka spinał we mnie każdy mięsień mojego ciała, a pojawiający się co miesiąc okres, doprowadzał mnie do granicy chęci do życia, wertowałam internet w poszukiwaniu odpowiedzi na rodzące się we mnie pytania. Oglądałam filmiki o tematyce adopcyjnej (z którymi zresztą dzieliłam się z Wami na blogu),  czytałam książki, artykuły, blogi. One dawały mi bardzo wiele, jak taki plaster na skołatane serce. Jednak tak naprawdę, ciągle coś w środku buntowało się we mnie,  chciałam przede wszystkim usłyszeć, że adopcja jest równa biologicznemu rodzicielstwu, że niczym się nie różni. W takim sensie, że miłość jest identyczna, taka sama, bezgraniczna i bezwarunkowa.
Nie przeczytałam tego. Tzn. nie dosłownie. To było dla mnie dobijające. Frustrujące. 
Nie wiem, czy byłam wtedy przy zdrowych zmysłach. Teraz, gdy patrzę na to z perspektywy czasu, wydaje mi się, że nie. Ale, jak wiecie, nie mogłam i nie umiałam inaczej.

Przeszłam różne etapy:
1) w niepłodności, podczas starań o dziecko - gdy pytanie postawione w tytule zadawałam sobie po kilkanaście razy dziennie
2)po odnalezieniu mojego kochanego syneczka - gdy stwierdziłam, że próżność zżarła mi mózg i pytanie postawione w tytule jest nie na miejscu, bo przecież nie da się kochać bardziej
3) po urodzeniu córki - gdy wiem, jak to jest i myślę, że ktoś z Was może być w 1 etapie i tak jak ja kiedyś szuka odpowiedzi, a ja mogę mu ją dać.

Postaram się być bardzo ułożona i spróbuję schować moje emocje do szuflady, i podejść do tematu trochę sucho. Pozwolę sobie stawiać pytania i odpowiadać na nie z perspektywy mamy adopcyjnej i mamy biologicznej (ciśnie mi się tu wulgaryzm na usta, ale mam trzymać emocje na wodzy, przed chwilą przecież obiecałam...ufff...).

a) Dlaczego decydujesz się na dziecko?

W rodzicielstwie biologicznym, czyli tym bardziej powszechnym, decyzja o powiększeniu rodziny najczęściej (czyli nie zawsze) pojawia się w momencie, w którym odczuwamy stabilizację i spokój. Dziecko ma być kolejnym etapem życia. Takim zupełnie naturalnym.

No, z założenia tak to widzę. Moi kochani bliscy czytelnicy wiedzą, że Amelka raczej planowana nie była ;)

W rodzicielstwie adopcyjnym, decyzja o powiększeniu rodziny najczęściej (czyli nie zawsze) rodzi się w bólu, łzach, niepewności jutra, w poczuciu, że nasz spokój został zburzony. Pragnienie dziecka staje się coraz silniejsze. Czekamy na nie. Każdego dnia. Bo to dziecko ma być kolejnym etapem życia. Marzymy, by był to etap zupełnie naturalny.
Rodzicielstwo adopcyjne, w przeciwieństwie do biologicznego zawsze jest planowane. (No chyba, że niespodziewanie rodzi się rodzeństwo biologiczne naszego dziecka i wtedy z tym planowanie może być ciężko).

b) Jak reaguje otoczenie?

Niektórzy od razu informują najbliższych, że rozpoczęli starania o potomka, inny czekają na dwie kreski, lub 12 tydzień ciąży i dopiero dzielą się radosną nowiną. Otoczenie najczęściej przesyła gratulacje, uśmiechy, życzy zdrowia, cieszy się, na imprezach wznosi toasty i trzyma kciuki za "szybkie i bezbolesne rozwiązanie". Mówi, że to wspaniała wiadomość i że teraz wszystko się zmieni. 

W przypadku ciąży adopcyjnej bywa różnie. Niektórzy wolą nie mówić i milczą. Inni dzielą się tą radosną nowiną już po złożeniu dokumentów, albo nawet jeszcze w czasie samego rozważania adopcji ( ja tak zrobiłam). Otoczenie najczęściej jest totalnie skonsternowane. Może nawet lekko przerażone. Klepie po ramieniu, wzdycha i mówi" " Ehhh... będzie dobrze." Ktoś bardziej wścibski zapyta: "A co? Nie możecie mieć swoich?" Odnosi się wrażenie, że dominującą emocją pochodzącą od otoczenia jest współczucie. Otoczenie dzieli się również historiami na temat kryminalistów, alkoholików i morderców matek adopcyjnych. Na szczęście czasem znajdzie się dobra dusza, która szczerze gratuluje mówiąc, że to wspaniała wiadomość.
Ale ogólnie rzecz biorąc - otoczenie boi się tematu (i nie porusza go), albo jest zaciekawione przebiegiem i procesem adopcji. 

Wszystko co obce budzi lęk. Staram się rozumieć podejście otoczenia. Nie jest to łatwe, ale moja rada - w adopcji nie szukaj potwierdzenia w innych, że idziesz właściwą ścieżką. Szukaj go w sobie. To przecież w Tobie są drogowskazy, bo to Ty jesteś kierowcą swojego życia. Serce, serce, serce, a lękliwa głowa niech stawia pytania! Serce zna odpowiedzi.

c) Jakie uczucia dominują w ciąży?
Ciąża jest czasem pełnym lęków, ale i radosnego oczekiwania. Możesz maleństwo podejrzeć, możesz pogłaskać się po brzuchu, możesz czule przemawiać, czytać bajki czy śpiewać. Chodzisz z brzuchem i czujesz się wyjątkowo i jesteś wyjątkowo traktowana (w mniejszym bądź większym stopniu). Kompletujesz najmniejsze ubranka, a czas płynie tak szybko, że ani się obejrzysz, a to ostatni miesiąc, tydzień, godzina...
Myślisz sobie - o ja pierdzielę, czy ten wielgaśny brzuch mi nie pęknie? Czy zostanie mi flak czy jeszcze kiedyś wejdę w moje ulubione markowe jeansy?
Boisz się porodu a jednocześnie nie możesz się go doczekać. 
Zastanawiasz się jak będzie wyglądać Twoje dziecko. Czy będzie podobne do Ciebie albo do męża. A może do teściowej? 

Wypatrywanie  TEGO TELEFONU, czyli tzw. ciąża adopcyjna bądź papierowa, również jest czasem pełnym lęków i trudnego oczekiwania ( radosnym go jednak nazwać nie mogę ). Nie możesz maleństwa podejrzeć, nie czujesz jego ruchów, nie możesz z nim porozmawiać. Ale jest droga, którą da się z nim porozumieć (jeśli jesteś wierzący)  - możesz się modlić. Możesz poprosić Boga, by przekazał Waszej Iskierce Twoje najcieplejsze uczucia i myśli. 
Nikt nie traktuje Cię wyjątkowo. Ale możesz czuć się wyjątkowa. W Tobie, choć nie dojrzewa dziecko, dojrzewa miłość. Ten czas jest Ci potrzebny. Choć pragniesz, by skończył się jak najszybciej.
Kompletujesz ubranka. Kupujesz te większe i typu unisex. Kto wie, jak duży będzie Szkrab... Każda rzecz namacalnie uświadamia Ci, że KTOŚ, kto mieszka na razie w Waszych sercach, niedługo zamieszka w Waszym domu. Ta myśl powoduje wydzielenie szalonej dawki adrenaliny, endorfin i innych bardzo miłych hormonów i związków chemicznych.
Na szczęście nie tyjesz i Twoje ciało będzie w dobrej formie, gdy ciąża się skończy. Od razu pełna gotowość do podjęcia wszelkich czynności przy dziecku.
Boisz się TEGO TELEFONU a jednocześnie nie możesz się go doczekać.
Zastanawiasz się jak będzie wyglądać Twoje dziecko. Czy będzie podobne do Ciebie albo do męża. A może do teściowej? ( tak, tak. Dużo o tym myślisz! )

d) Jak przebiega poród?
Biologia ma to do siebie, że lubi zaskakiwać. Nastawiasz się na poród naturalny, ćwiczysz mięśnie Kegla, oddechy. Skaczesz na piłce, a i tak... kończy się cesarskim cięciem. Wszystkie opowieści o tym, jak cudownie czujesz się, gdy położą Ci dziecko na brzuchu, mogą pozostać jedynie w sferze wyobrażeń. Budzisz się po narkozie i czujesz przeogromny ból. Chcesz zobaczyć dziecko, ale jednocześnie marzysz, żeby spać i wziąć na raz 3 morfiny i 5 ketonali.
Gdy w końcu tulisz swoje wytęsknione maleństwo w ramionach - czujesz ulgę, radość, spełnienie, miłość, ciepło, bliskość. Czujesz, że to dziecko to sens Twojego życia. To część Ciebie.
Poród, jak dla mnie, to najpiękniejszy etap ciąży. I najpiękniejsza chwila w życiu matki.


Dzwoni TEN TELEFON. Emocje sięgają zenitu. Dowiadujesz się, że Twoje dziecko czeka. To chłopiec, to dziewczynka. Mała, duży. Zdrowy, z obciążeniami. Jest.
Kilka dni później jedziesz na spotkanie z tym małym Kimś. Strach, strach, strach. Droga dłuży się niemiłosiernie. Jesteś. 
Patrzysz na Wasze maleństwo. Serce klęczy. Nie wiesz, czy to się dzieje naprawdę. Świat wiruje. Bierzesz tego małego człowieka na ręce. Całujesz w czoło. Czujesz jego ciepło. Otwiera oczy. Zatracasz się w nich. Dotykasz paluszków. Gładzisz po włoskach. Wdychasz jego zapach - to nic, że pachnie tym domem, w którym teraz przebywa. Czujesz ulgę, radość, spełnienie, miłość, ciepło, bliskość. Czujesz, że to dziecko to sens Twojego życia. To sens Twojego cierpienia!!! To część Ciebie. ( Matko, ale się poryczałam, potrzebuję przerwy.)
Poród w adopcji, czyli pierwsze spotkanie z dzieckiem to dla mnie najpiękniejszy moment w moim życiu. Wtedy stałam się matką. Wtedy odzyskałam siebie. ( Mój syn odmienił mnie, uzdrowił).

e) Jak wyglądają pierwsze miesiące?

Po porodzie, w połogu jeszcze, ciężko Ci ogarnąć rzeczywistość. Nieprzespane noce tylko utrudniają powrót do pełni sił. Przybywają goście, wszyscy chcą poznać maleństwo. Dni są bardzo podobne. Szybko orientujesz się, że już minęły dwa, trzy miesiące. Zastanawiasz się - kiedy to zleciało? I smutno Ci, że czas tak szybko płynie.

Po TYM TELEFONIE, spotkaniach w DD (RZ lub pogotowiu opiekuńczym) zabierasz swoje ukochane dziecko do domu. Masz dużo sił i jesteś zdeterminowana. Mówisz do siebie - pokażę wszystkim, że jestem świetną matką, pokażę to swojemu dziecku. Niczego mi nie brakuje, jemu też nie będzie (niestety takie emocje pojawiają się, nie są one niczym złym. Są naturalną odpowiedzią na zachowanie otoczenia w trakcie naszego oczekiwania. Dobrze, jeśli umiemy być ponad tym, ponieważ "you don't have to be perfect to be a perfect parent".)
To również czas odwiedzin bliskich, którzy nie mogą się nadziwić, jak bardzo wasze dziecko jest podobne do was. Często też odwiedzasz różnych lekarzy, żeby rozwiać wątpliwości, dowiedzieć się więcej o stanie zdrowia itp.
Czekasz na rozprawę, która przypieczętuje formalnie Waszą rodzinę. Po niej ulga wznosi Cię na szczyty szczęścia i wzruszenia.


Starałam się porównać etapy pojawiające się w życiu rodzica (biologicznego i adopcyjnego) i radości oraz trudności z nich wynikające.  W ostatnim poście na blogu pisałam, że pracuję nad tematem, który kosztuje mnie mnóstwo sił i energii. I tak jest. Napisałam to porównanie wbrew sobie. Dlaczego? A no dlatego, że ja nie odczuwam obecnie żadnej różnicy w byciu mamą adopcyjną i biologiczną. ŻADNEJ! Najpierw zostałam mamą adopcyjną. Nie znoszę tego określenia : mama adopcyjna. Jest zimne i urzędowe. A życie przecież takie nie jest. Nie lubię też określenia: druga mama. Bo ta poprzednia, z całym szacunkiem do niej ( bo ten szacunek mam ), w moim odczuciu mamą nie była. Jestem jej wdzięczna, że urodziła moje dziecko i pozwoliła mu znaleźć rodzinę - mamę i tatę. Nie jestem jej wdzięczna natomiast za przebieg ciąży i możliwe powikłania z nią związane, którymi obarczyła mojego synka, a które na szczęście nie poczyniły spustoszenia w jego zdrowiu ( przynajmniej na tym etapie rozwoju ). Jeśli ktoś więc jest drugą mamą, to na pewno nie ja... Być może kogoś oburzy moje podejście - no cóż - widocznie mamy inne rozumienie słowa "mama". Jeżeli mamą stajemy się podczas porodu - to rzeczywiście, jestem "mamą adopcyjną". Ale dla mnie mama to osoba, która wierzy w swoje dziecko pomimo wszystko, troszczy się o nie, a gdy dzieje mu się krzywda, czuje jakby ktoś zranił ją 10x bardziej, całuje na dobranoc, czyta książeczki, z uśmiechem i miłością wyciera najbardziej śmierdzącą pupę po kupce, gdy krzyknie -  jest zła najbardziej na siebie a w każdej kryzysowej sytuacji potrafi zrozumieć swoje dziecko i stara się je ochronić. I jego dobro przedkłada ponad swoje, mimo wszystko...

W Polsce wciąż adopcja jest tematem tabu. A ja się z tym nie zgadzam. Nie zgadzam się! Adopcja to naprawdę coś pięknego, dojrzałego, świadomego i NORMALNEGO. Dzieci oddawane do adopcji to przecież normalne dzieci. Owszem, często ( jeśli nie zawsze) z obciążeniami, ale czy biologiczne dzieci tych obciążeń nie mają? Dziecko to dziecko. Pragnie mieć mamę i tatę. Miłość, bliskość, ciepły kąt. Pragnie, by je dostrzegano, by w nie wierzono.

Czy na co dzień czuję, że moje dzieci przybyły do mnie inną drogą? NIE. Zupełnie nie. Kocham je tak samo. Oddałabym im nerki, wątrobę i wszystko, co tylko mogę. Cieszę się jednakowo z ich sukcesów i jednakowo martwię się ich trudnościami.(Jedyna różnica, tak jak teraz analizuję, to mam wrażenie, że od Leosia mogę w przyszłości mniej wymagać. Ale nie wiem, czy nie dlatego, że jest chłopcem i że mam taki chory wzorzec z rodzinnego domu...)

ADOPCJA jest piękna. Jest drogą do dziecka, gdy inna droga zawiodła. Nie stajemy się dzięki niej bohaterami,  za to stajemy się RODZICAMI. Nie stajemy się wzorem cnót i tak jak wszyscy inni rodzice mamy prawo popełniać błędy i czasem mieć dość.
Zaś jeżeli chodzi o dzieci ...Naszym dzieciom nie trzeba współczuć, nie trzeba też myśleć - że się im udało ( bo np. trafiły do zamożnej rodziny...), to nie biedne sieroty - to nasze największe skarby.

Niech adopcja przestanie być tematem TABU!

Mam takie marzenie, że ludzie przestaną demonizować adopcję...że nie będzie ona czymś innym, tylko dlatego, że jest czymś niezrozumiałym i obcym. Wszystkim nam - i tym oczekującym, i tym doczekanym, i naszym dzieciom w przyszłości - lepiej by się żyło i swobodniej rozmawiało o naszym wielkim szczęściu, które uczyniło z nas rodzinę.

Cały ten post jest zlepkiem MOICH przemyśleń. Jest więc subiektywny. I niekoniecznie każdy czuje tak jak ja. Ale jeżeli się zgadzasz to proszę przyłącz się do mnie i na swoim blogu lub profilu na instagramie daj innym o tym znać: #adopcjaTOnieTABU


93 komentarze:

  1. Dla mnie drugą mamę człowiek może wybrać samodzielnie. Starsze dziecko, które pamięta pierwszą i jest adoptowane przez nową. W przypadku dziecka, które nie ma szans pamiętać biologicznych rodziców, mamą będzie zawsze osoba, która będzie przy nim. Jednak uważam, że dziecko ma prawo wiedzieć. Ukrywanie prawdy to nic dobrego.

    Czy adopcja jest tematem tabu? Chyba tylko paradoksalnie w rodzinach bardzo katolickich z tego co obserwuję(a przecież kościół tak bardzo adopcje promuje zamiast in vitro). W moich ateistycznych kręgach adopcja jest czymś takim jak oddychanie. Oczywista sprawa. Sama kiedyś brałam ją pod uwagę, albo przynajmniej rodzinę zastępczą, bo moje szanse na ciąże były marne. W sumie nadal pomimo posiadania własnego dziecka spokojnie umiałabym pokochać nieurodzone przez siebie. Tylko że nie mam szans, bo jestem za stara, nie mam ślubu (a nawet gdybym go szybko wzięła to i tak potrzebny jest 10letni staż), własnego mieszkania (będzie nasze docelowo, spadek od dawna przepisany na Niemałża, ale to potrwa wiele lat zanim oficjalnie zostanie właścicielem). I koniec. Sprawa zamknięta. Zawsze chciałam mieć więcej niż jedno dziecko, ale pierwszy poród spowodował, że kolejna ciąża jest dużym zagrożeniem życia i dla mnie i dla potencjalnego dziecka. Więc jestem skazana na wychowywanie jedynaczki. A przecież spokojnie w naszym lokum zmieściłoby się co najmniej jedno dziecko. Nawet w podobnym wieku, nie muszę adoptować niemowlaka. Wnerwia mnie, że tyle dzieci siedzi w domach dziecka, bo nikt nie ma interesu w tym, by znalazły nową rodzinę, więc cały czas "wiszą" bez prawa do adopcji, bo co prawda rodzice ich nie chcą lub nie mogą się nimi zająć, ale nadal pozostają nimi w sensie prawnym. U nas pokutuje mit, że najgorsza matka biologiczna będzie lepsza niż adopcyjna. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie masz rację. Dziecko powinno wiedzieć o tym, że jest adoptowane i właśnie dlatego nie chcę, żeby adopcja była tematem TABU.
      Staż małżeński 10 lat? Nie wiem, gdzie jest taki wymóg. U nas nie było żadnego, jak składaliśmy papiery byliśmy co prawda małżeństwem, ale niecałe 3 lata.
      Ostatnie zdanie Twojego komentarza w punkt!

      Usuń
  2. Pięknie opisałaś swoje przemyślenia! Mogę tylko próbować sobie wyobrażać jak trudno o takie porównania i jak bardzo były wbrew Tobie. A mimo to udało Ci się bardzo rzeczowo podejść do tematu. Że adopcja to coś NORMALNEGO nigdy nie miałam wątpliwości. Ale kiedy czytam Twojego bloga, adopcja staje się dodatkowo najnaturalniejszą "rzeczą" pod słońcem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No było to trudne. A i tak pomimo starań, wkurzona jestem jak czytam to, co napisałam. Bo chciałabym napisać jeszcze więcej i bardziej.
      Chciałam Ci podziękować za Twoje komentarze pod postem "Aktualizacja". Ja nic nie odpisałam, ale to nie znaczy, że nie czytałam... Dziękuję.

      Usuń
    2. Bałam się trochę, żeby nie rozpętać burzy, bo dodatkowe nerwy są zapewne ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebujesz, ale zabrać głos musiałam;) bo coś się we mnie zagotowało.

      P.S. Napisałam już u Pinka, ale nie wiem, czy masz włączoną opcję powiadamiania o komentarzach. Pisałaś, że bardzo podoba Ci się zdjęcie Ivette Ivens. A mi z kolei w temacie karmienia piersią wpadło dzisiaj "w ręce" wideo o projekcie fotografki, której zdjęcia bardzo lubię. Może to jest Twoja szansa, na takie zdjęcie:)

      http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/ich-projekt-ma-przelamac-tabu,181871.html
      https://www.facebook.com/mlekiemimiloscia?fref=ts

      Pozdrawiam,
      j@

      Usuń
  3. Dziekuje:) Ten wpis jest takze dla mnie... Choc nie mam watpliwosci, ze dziecko to dziecko i mysle, ze oboje kochalabym tak samo, to jednak ciekawilo mnnie jak Ty to odczuwasz, majac juz swoje doswiadczenia (ktorych ja nie mam, wciaz). Wiec dziekuje za Twoje poswiecenie:)

    Ciesze sie rowniez, ze Wasze dzieci maja Was - takich wspanialych, madrych i dobrych rodzicow:) I ze sa teraz we dwoje, maja tez siebie nawzajem:)

    Mam kilka znajomych malzenstw z adoptowanymi dziecmi oraz z rodzonymi, ktorzy bardzo dlugo sie o nie starali... Zabawne, ze dzieci adoptowane sa bardzo podobne do swoich adopcyjnych rodzicow:) Nikt, kto nie wie ze nie sa dziecmi rodzonymi - biologicznymi - nigdy by tego nie powiedzial:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest i u nas ;)
      Ostatnio rozesłałam do bliskich ( w tym również znajomych) naszą rodzinną fotkę. W odpowiedzi usłyszałam - "Niesamowite, że Leoś jest taki do Was podobny. Ale do kogo podobna jest Amelka? " :D
      Hehehe.

      Usuń
  4. Macieżyństwo przychodzi do nas, niezależnie od tego jaką drogą, przychodzi. Matką sie nie rodzisz, matką sie stajesz. To sprawa bardzo indywidualna i w żadnym wypadku, powtarzam ŻADNYM niczego dokładnie nie zaplanujemy!adopcja, poród, grzeczne dziecko, kolki, choroby..."story of our lives"...tajemnica...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się w większości z Twoimi przemyśleniami (przynajmniej w kwestii adopcyjnej, biologicznej drogi nie przeszłam). Serce, serce - popieram :). Adopcja była dla nas drogą do powiększenia rodziny, czy raczej do stworzenia pełnej rodziny. Naturalna (oczywiście i radosna i pełna lęków jednocześnie), podobnie jak naturalna jest droga biologiczna (też jak piszesz i radosna i pełna lęków). Po prostu jedna z dróg do rodzicielstwa. W naszym przypadku adopcja jak najbardziej nie jest tabu!
    Wiesz Twój wpis skłonił mnie do refleksji nad innym tematem, który jest moim doświadczeniem, Chodzi mi o adopcję niemowlaczka i dziecka starszego....Bloga nie prowadzę, zresztą nie wiem czy umiałabym tak pięknie oddać i napisać to o czym myślę, chciałabym wyrazić (subiektywnie rzecz jasna). Może inna mama mająca doświadczenie popełni taki wpis.Jak rodzi się miłość, jakie są lęki i obawy, jakie emocje przy pierwszym spotkaniu, itd. - z jej perspektywy oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  6. Za mało ludzi chce adoptować taka prawda wybierają życie w samotności niż,,wstyd,, tak nie jednokrotnie to słyszałam. Ja nigdy nie udowadniam na siłę nikomu że kocham syna , nie powtarzam jaki to jest waży w naszym życiu i co bym to dla niego nie zrobiła..No bo po co .Jest naszym dzieckiem jak każde biologiczne dziecko dla reszty świata .Kiedyś znajoma chciała zadać pytanie- a jak rodziłaś Kubę.....- zaczęłam się śmiać bo dotarło do mnie że ja go nie rodziłam. Jak widzisz nawet o tym można zapomnieć że się dziecka nie urodziło. Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę Alu, że w tej części adopcyjnej mogę myśleć dokladnie jak Ty. Czasem muszę przyznać, że myślę o tym, że chciałabym być jednak kiedyś w ciąży, ale nie wiem czy kiedyś będzie mi to jeszcze dane. Owszem, że jest Amelka. Jestem jej mamą i zawsze będę. Obawiam się przyszłości, ale może nie potrzebnie.
    Na pewno dzięki temu, że to wszystko napisałaś rozumiem, że to jednak ja jestem mamą Amelki- ja i tylko ja. Dostaliśmy prawdziwy dar od Boga. Dar, który teraz siedzi obok mnie i po swojemu wykrzykuje:"babababaa, papapaa, aaaaaAaaAAa, hehehee, bbebebebe" :D a ja mam ochotę złapać ją i wycałować z całych sił :)wysyłam jej buziaczka, a Amelka uśmiecha się do mnie - nie ma nic piękniejszego :)
    Myślę, że nie ma żadnej różnicy w byciu mamą adopcyjną, a biologiczną. Może jednak poruszę temat, który jest we mnie i jednak czasem daje się we znaki.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  8. Alu dziękuje Ci za ten post, bardzo mi pomógł
    Pozdrawiam ciepło całą Waszą super-Rodzinkę :))
    Julka

    OdpowiedzUsuń
  9. siedzę często wieczorem z kubkiem gorącej herbaty, za oknem pusto, smutno... patrzę w ciemne okno i wyobrażam sobie co czują te dzieci z domów dziecka, tak samo patrzące w to ciemne okno. Gdyby takich ludzi jak Wy Alu było więcej to z pewnością nie byłoby tyle samotnych dzieci. Tak bardzo cieszę się, że odnalazłaś swoje maleństwa w tak pięknych dwóch drogach. A wyrażenie "druga mama" jest dla mnie sprzeczna, bo podobnie jak Ty uważam, że MAMA to słowo, które buduje i uzupełnia się całe życie. Samych wspaniałości dla Was- nieblogująca, ale namiętnie czytająca Mama Ksawerego :)

    OdpowiedzUsuń
  10. pięknie napisane, piękne przemyślenia na temat dwóch różnych dróg dojścia do szczęścia jakimi są dla Państwa Wasze ukochane maleństwa. Zgadzam się z Tobą Alu , że na określenie Mama trzeba sobie zasłużyć w każdym dniu życia maleństw a nie tylko w dniu porodu. Życzę zdrówka dla całej rodzinki: mamusi, tatusia, Leosia i Amelki-pozdrawiam stała czytelniczka Ania

    OdpowiedzUsuń
  11. Alu cudnie to opisałaś:) Błogosławieństw z Nieba dla całej rodzinki i zdrówka dla Waszych dzieci :-*

    OdpowiedzUsuń
  12. To bardzo wazny dla mnie wpis. Dziekuje. Jestem na poczatku drogi adopcyjnej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiesz, fantastycznie to opisałaś. Nazwałaś rzeczy po imieniu. Zdrówka, radości i szczęścia każdego dnia życzę Wam :). Foteczki Leosia - przecudne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Mnie to TABU ogromnie irytuje. Chciałabym krzyczeć całemu światu jaka jestem szczęśliwa dzięki adopcji, jakie cudowne mam dzieci i jaka przepełnia mnie duma że mogłam zostać ich mamą. Tylko jak nasłucham się dookoła że tamci to adoptowali o mają krzyż pański, a tamci to mają jakieś dziwne dzieci bo adoptowane - to chowam tą moją radość i dumę do kieszeni, bo noe chciałabym żeby moja radość stała się ich piętnem. Takie oto mamy realia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nam wszyscy na wieść o tym że będziemy rodziną zastępczą, a w przyszłości jeżeli leczenie nie przyniesie efektów rodzicami z serca mówią - " Ale ja i tak wierzę że doczekacie się swoich zobaczysz" ... Tak jakby to były jakieś zakłady, jakby to było hmm... no nie wiem coś okropnego, dlaczego nikt nie może powiedzieć porostu -"Tak, to wspaniale że chcecie być rodzicami"!?

    OdpowiedzUsuń
  16. Piekny wpis Alu. Co do adopcji to mieszkam za granica i tutaj bardzo czesto spotyka sie adopcje tzw. zagraniczne" np. z dalekiej Azji, Afryki itp. wiec tutaj nie ma mowy o zatajeniu prawdy, nikt nie zmienia miejsca zamieszakania i nikt tego nie komentuje, jest to tak naturalne i nie wzbudzajace zdziwnienia i komentarzy i bardzo bym sobie tego zyczyla aby mentalnosc polakow tez sie zmienila i zeby ludzie interesowali sie wylacznie swoim podworkiem a nie zyciem innych. Tak jak napisalas wszystkie dzieci potrzebuja mamy i taty. Pozdrawiam Cie i calusy dla Twoich najwiekszych skarbow. Mama wymarzonej, wyczekanej coreczki.

    OdpowiedzUsuń
  17. Po kolejnej próbie in vitro nasz lekarz powiedział nam, że on widzi dla nas trzy drogi do zostania rodzicami. Pierwsza- dalej próbować ivf ale już nie z nim , bo on nie ma na nas sposobu. Druga- adopcja zarodka co jeszcze w Polsce jest dość trudne. I trzecia- adopcja dziecka bo w byciu rodzicem nie chodzi o urodzenie dziecka ale o "posiadanie" go. Wtedy to do mnie nie bardzo dotarło. Dziś jestem ado-mamą. Spotkałam przypadkiem tego lekarza, zapytał co u nas, jak się potoczyły nasze losy. Kiedy się dowiedział, zapytał: i co, miałem wtedy rację? ....... odpowiedziałam że tak. Miał ogromną rację.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ładnie to ujęłaś Alu ale jak dla mnie nie ma słów jakimi mogłabym opisać miłość w momencie "odnalezienia" mojego dziecka...
    Hmm to jak morze miłości,tsunami...
    Patrzeć na tą słodką buźkę,pełne ufności oczka.
    Zupełnie inne życie,nawet nie przypuszczałam jakie było puste bez Niej...
    "Kocham" to za mało powiedziane! :-)))))
    Nawet nie wiedziałam,że można być tak szczęśliwym!
    Pozdrawiam rodzinkę!
    E.


    OdpowiedzUsuń
  19. Alu dziękuję Ci za ten wpis. Tyle miłości!
    Tak bardzo chciałabym, aby adopcja przestała być tematem tabu. Aby przestała być traktowana jako zło konieczne, coś, co jest zamiast. Aby ludzie nie peszyli się na informacje o tym, że czekamy na adopcję. Nie zagadywali ciszy. Nie pocieszali jakbyśmy właśnie poinformowali ich o największej tragedii świata. Dla nas ta droga to szczęście, wróciła nam nadzieję, kolory życia! Jak to przekazać światu?
    Dużo dobrego w temacie robi Magda Modlibowska. Ale sama nie da rady. Go girls!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Y... jako totalny ignorant nowinek technologicznych... muszę zapytać... gdzie mam wkleić na mojego bloga to hasło? :D
      PS. Zapomniałam napisać - Leoś słodziak!

      Usuń
  20. Allu, samą prawdę napisałaś, adopcja jest piękna i chyba większość rodziców adopcyjnych nie ma z tym najmniejszego problemu. Problem czasami mają osoby z naszego otoczenia, bo tak jak sama mówisz, jest to coś nieznanego, nienaturalnego, niestandardowego. Sama również odczułam, że czasem ktoś nie wiedział jak zareagować, co powiedzieć, jak się zachować. Jestem jednak prawie pewna, że wszyscy, nawet jeśli czasem nieudolnie, życzyli nam szczęścia i jeśli nawet powiedzieli coś niestosownego, nie zrobili tego specjalnie - chcę wierzyć, że tak jest.
    Osobiście chciałabym powiedzieć każdemu jaka jest historia mojej rodziny, bo jest ona dla nas wielką radością, obecnie jednak ostrożniej o tym mówię, gdyż nie chcę przyklejać łatki mojemu synkowi, szczególnie w szkole, gdzie wydaje mi się, że ewentualne problemy mojego dziecka, byłyby roztrząsane pod tym właśnie kątem.
    Marzę również o tym, żeby adopcja nie była tematem tabu, ale chciałabym również, żeby większa była świadomość społeczna na ten temat, żeby nie myślano o naszych dzieciach, jak o biednych sierotkach, ale raczej o dzieciach, które miały trochę gorszy start i może być im odrobinę trudniej, a które obecnie znajdują się u siebie, wśród swoich i w swoim domu, czyli na właściwym miejscu i na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  21. Podwójnie Szczęśliwa Mamo- nie znam jeszcze tych emocji PO TELEFONIE, ale mam nadzięję, że moje serce już za niedługo będzie klęczeć. Nie potrafię wystarczająco podziękować Ci za ten wpis...

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak, tak i jeszcze raz tak - adopcja to po prostu jedna z drog do rodzicielstwa. My tez z tych szczesciarzy, ktorzy odnalezli swoje dziecko w ten sposob:-) Jesli pozwolisz, zalinkuje ten wpis w zakladce na moim blogu. I troche sobie poszperam na Twoim poletku:-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak de facto dopiero teraz, będąc mamą szkraba (z ivf) myślę, że rozumiem.
    Kiedyś zastanawiałam się, co by było, gdybym się okazało, że w laboratorium pomylili komórki / zarodki.
    Stwierdziłam, że to bez znaczenia.
    Dziecko to dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  24. Nic dodać, nic ując, Alu... MAMA to MAMA, a DZIECKO to DZIECKO - czas porzucić chore podziały na bilogiczne, adopcyjne, zastępcze itp. Bóg wie, co robi w życiu każdego z nas i wie, jaka droga jest dla nas najlepsza - cel jest zawsze ten sam i tak samo wartościowy! Ściskam Was przeogromnie! :-)

    OdpowiedzUsuń
  25. Pięknie to opisałaś i prawdziwie. Masz rację, że nasze społeczeństwo potrafi być straszne w wyrażaniu opinii i to na każdy temat. Zawsze takie wszystko wiedzą lepiej, potrafią dobić pytaniem niby z dobrego serca: jak adoptowane a to że się nie udało naturalnie, jak są 2 dziewczynki zamiast parki - nie szczęście, jak urodzisz przez cesarkę to tak naprawdę nie rodziłaś itd itp
    Ja przyznam się szczerze, że nie umiem się odciąć na głupie komentarze.
    Ale cieszę się , że teraz jesteś szczęśliwą podwójną Mamą :-)
    marucia

    OdpowiedzUsuń
  26. Po czasie spędzonym z Bąblem również mogę śmiało powiedzieć, że jest po prostu MOIM SYNEM - i naprawdę zapominam o tym, że to nie ja nosiłam go w brzuchu przez 9 miesięcy ciąży. Wiem, że rodzicielstwo biologiczne już się nam nie przytrafi - ale jestem przekonana, że oba maluszki kochalibyśmy dokładnie tak samo, sposób ich pojawienia się w naszej rodzinie nie miałby dla nas absolutnie żadnego znaczenia i na pewno nie generowałby żadnych różnic w ich traktowaniu.

    OdpowiedzUsuń
  27. Alu, dziękuję Ci za ten wpis.
    Idealnie to wszystko ujęłaś. Nie trzeba nic dodawać. Twój post mówi wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  28. Bardzo dojrzałe i piękne Alu. Dziękuję❤️

    OdpowiedzUsuń
  29. Bardzo fajne podsumowanie. Bo na etapie planowania rodziny, adopcja i ciaza roznia sie niemal wszystkim, oprocz samego oczekiwania. Chociaz nawet tu jest znaczaca roznica: zdrowa ciaza trwa 40 +/- 2 tygodni i tyle mama czeka. "Ciaza" adopcyjna... tu juz zalezy. Moj znajomy doczekal sie adopcyjnego dziecka juz po 4 miesiacach. Inni czekaja nawet kilka lat...
    Jak potoczy sie zycie rodziny adopcyjnej pozniej, zalezy jakie obciazenia (lub ich brak) ma dziecko, za czym rodzice musza sie zmagac. Ale czy nie podobnie jest z dzieckiem biologicznym? Tu tez nie jest powiedziane, ze wszystko bedzie szlo gladko i bezproblemowo.

    A co do poblazania bardziej Leosiowi, to mowia, ze chlopcy to synusie mamusi i kobiety zazwyczaj na wiecej pozwalaja synom niz corkom. ;) Czy to prawda czy glupie gadanie, nie wiem, ale jako mama "parki", kiedys sie przekonam. :D

    OdpowiedzUsuń
  30. Ja jestem od dwóch lat na etapie pierwszym. No może ciut dalej, jako, że czekamy na warsztaty. Dziękuję Ci za wpis Alu. Każdy taki wpis dodaje mi otuchy i nadziei, że i ja zostanę mamą.
    Temat adopcji jest tematem radosnym wśród moich znajomych, o tabu nie ma nawet mowy. Szkoda, że w rodzinie nie zawsze tak jest:-( Zascianek. Dużo sytuacji mogłabym przytaczac. Niestety.
    Jaki duży jest już Leos! A tak niedawno jeszcze leżał w wiklinowym fotelu pod drzewem z sowkami.
    Mam nadzieję, że za rok moje oczekiwanie wypełnię też takimi malunkami na ścianie:-)

    OdpowiedzUsuń
  31. Dziękuję Pani za ten wpis. Czytam Pani bloga od momentu kiedy jeszcze czekaliście na Leosia.
    Daje Pani innym nadzieję i porusza Pani sprawy o jakich nie mam z kim porozmawiać - a tak, przynajmniej mogę poczytać.
    Życzę dużo zdrowia i radości. A sobie (choć może nie jest to dobre miejsce na "auto-życzenia") życzę tego, bym kiedyś umiała spojrzeć na świat tak jak Pani.

    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Badzmy na "Ty", ok? 😊
      Zycze szczescia I takich ludzi wokół z ktorymi bedzie mozna rozmawiac o wszystkim. Pozdrawiam 😊

      Usuń
  32. Witaj Ala, dawno nic nie pisałem, ale przy tym wpisie pokuszę się o komentarz. Porównanie które stworzyłaś, jest bardzo potrzebne osobom którzy podążają drogą do rodzicielstwa przez adopcję. Dodaje ogrom sił, przez to że idealnie trafia w te lęki, które pojawiają się tym wszystkim którzy zdecydowali się na adopcję. Uważam że trzeba jasno powiedzieć iż adopcja jest bardzo trudną drogą do bycia rodzicem. Rodzi się w bólu niepłodności, w walce z niezrozumieniem wśród otoczenia, w marnych ich staraniach i pocieszeniach, w trudzie szkolenie, itp. Rodzice adopcyjni przechodzą dużo większe koszty psychiczne w drodze do szczęścia. Wszyscy to wiemy i naszym lękiem możemy się podzielić tylko w małżeństwie lub w takiej przestrzeni jak twój blog. Niewiele znajomych zdaje sobie sprawę co czujemy , a w rodzinie zazwyczaj się o tym nie mówi. U mnie w rodzinie już temat IN Vitro jest bardziej popularny niż adopcja. A wszystkie próby rozmowy są takie jak ty opisałaś( będzie dobrze, uda wam się, a u tego lekarza byliście itp..), a my sobie w duszy myślimy pewnie że będzie, bo będziemy rodzicami adopcyjnymi!!! Ale nie ma co się obrażać na wszystkich, tak człowiek się zachowuje gdy musi zmierzyć się z nieznanym. Szkoda że nie chcą się pokusić o myśl - może zapytam jakiej pomocy od nas oczekujecie? A my byśmy odpowiedzieli - Akceptacji!
    Dziwi mnie bardzo że u nas we wschodniej Polsce, gdzie jest tyle katolików( łącznie ze mną) , ludzie łatwiej akceptują in vitro niż adopcję ( osobiście oburza mnie to bardzo). Ale skąd to się bierze? A no stąd że o in vitro każdy słyszy prawie codziennie, jak nie w wiadomościach,to w pracy , to znajmy, czy znajoma kogoś zna to powie. A adopcja, no cóż w mediach głównego nurtu chyba celowo są zapraszane osoby które nie potrafią jej promować. Zazwyczaj jakiś prawicowy polityk, czasami jakiś publicysta z jakieś katolickiej prasy, który wszczyna tylko kłótnie i obraża innych. Póki co pozostaje nam oddolna praca, tłumaczenie naszemu najbliższemu otoczeniu, rozmowy na blogach itp., aż adopcja przestanie być tabu i nasze dzieci nie będą czuły od społeczeństwa tego że są inne, bo adoptowane.

    Ka-ol

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą całkowicie i podkreślę bardzo mocno drugą część komentarza.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Tak,adopcja jest trudną drogą.Na pewno trudniejszą. Ale liczy się co jest potem i to ze po prostu warto te drogę przejść. Dzięki Karol 😊

      Usuń
  33. Piękne opisane, dojrzale, przeczytałam jednym tchem... ;)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Ja rowniez jestem mama ado i mama biol. pomimo ze kocgam swoje dzieci to jest to inna milosc i niestety lub stety rodzicuelstwo ado i biol jest inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie to jest moje odczucie, a Tobie zazdroszcze tego co napisalas.

      Usuń
    2. Bardzo jestem zdziwiona tym co piszesz.Dla mnie nie ma najmniejszej różnicy "w moich dzieciach" Pierwsze adop.drugie biol.
      Szkoda,że nie rozwinęłaś myśli bo ciekawa jestem tych odczuć...
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Mhm... Ale w jakim sensie inne? Czym się różni? Najpierw zostałaś mamą adopcyjną czy biologiczna?adoptowałaś dziecko maleńkie czy starsze? To nie Twoja wina,ze tak czujesz ,ale może warto w tej sytuacji udać się po poradę do psychologa lub terapeuty,tak by dziecka nie skrzywdzić....
      Przepraszam,ze tak bezpośrednio,ale jak to było w Małym Księciu -stajesz sie odpowiedzialny,za to,co oswoiłeś. A w przypadku naszych dzieci ta odpowiedzialność to przede wszystkim miłość bezwarunkowa (przekłada się ona w tym wypadku na poczucie własnej wartości i poczucie bycia ważnym u dziecka) Warto myślę,zrobić wszystko ,by o to zawalczyć. Szczerze współczuję, to musi być bardzo trudne dla Ciebie.

      Usuń
  35. Najpierw ado corcia miala 4 mce jak ja poznalismy, jest wczesniakiem z obciazonym wywiadem, bio 7 mcy temu ciaza nieplanowana:) u psychologa bylam dwa lata temu jak zaczely wychodzic rozne kwiatki ktore zostaly zatajone przez oa. Duzo pracy za nami duzo przed nami. Corka bio, ciaza spokojna, donoszona, dziecko od poczatku ze mna. Moze zle sie wyrazilam inna nie znaczy gorsza, kocham swoje dzieci ale inaczej starsza, ktora pokochalam tak na 100% niedawno i mlodsza ktora we mnie rosla, ktora przytuliam po porodzie i tu dopieto obudzil mi sie instykt macierzynski zarowno do starszej jak i mlodszej oczywiscie. Starsza dostalismy do domu, bez jakiejkolwiek inf dot. Upodoban, zasypiania planu dnia, bardzo dlugo krzyczala przed snem itp. Mlodsza no coz wiedzialam jak ja uspac, kuedy placze bo jest glodna a kiedy bo chce spac jest po prostu taka moja od poczatku. Nie zmienia to faktu ze to moje dzieci i za obydwie wskocze w ogien jednak to jest inne macierzynstwo w moim odczuciu lub moje wyobrazenie macierzystwa roznilo sie od rzeczywistosci, a przy mlodszej corce jest takie jakie sobie wyobrazalam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko mi skomentować to tak,by Cię nie urazić... Dobrze,ze podzieliłaś się swoimi odczuciami,być może,a nawet na pewno są tu czytelnicy lub będą,którzy mają podobny problem. 4 miesiące miał i mój Leoś,gdy go mogłam w końcu przytulić. Owszem,zgodzę się,że zdobywanie miłości i zaufania dziecka ,które juz ma swoje trudne (pomyśl jak trudne!) doświadczenia jest o 1000% trudniejsze niż w przypadku,gdy dostajesz dziecko z czysta karta pamięci (w sensie noworodek,którego nosilo sie w brzuchu).Odnosnie informacji zatajonych przez OA - nie bardzo mogę sie wypowiedzieć. My wiedzielismy dużo,ale wiele dowiedziałam sie od rodziny zastępczej,w której przebywal Leoś. I wiedziałam,ze Mlody ma obciążony wywiad,ale ze rozwija sie prawidłowo. Amelka przesypia dzis juz prawie noc. Budzi sie na jedno karmienie i zasypia. Leo budzi się do 4razy,często z krzykiem. Czy to czyni go trudniejszym dzieckiem? Nie. Bardziej potrzebującym. (szwagierki dzieci nie są adoptowane a ze spaniem jest podobnie). Pamiętam,ze Leoś nie znosił naszego dotyku,bliskości,nie przepadal z tuleniem,glaskaniem,dotykaniem. Amelka od urodzenia ma na twarzy błogostan,gdy się ją tuli. Minął rok od adopcji. Czym jest rok w perspektywie całego życia??A mój syn włazi mi na kolana i wtula pleckami w mój brzuch. Jak nie może zasnac każe sie gilac po pleckach. Biegnie do mnie z otwartymi ramionami i krzyczy "pitul" (przytul), zasypia najlepiej z nami w łóżku...to dla mnie najwieksza nagroda.Ta jego milosc,potrzeba bliskości...to jak troofeum w macierzyństwie. Bo nie przyszlo -ot tak- bo mi sie należy od natury,tylko jet owocem naszej rodzicielskiej determinacji,wiary i miłości.
      Ja właśnie tak wyobrazalam sobie macierzyństwo.. I mój Leoś jest dla mnie centrum wszechświata. Najjaśniejsza w nim gwiazda.

      Usuń
    2. Jesteś wspaniałą mamą,amen :)

      Usuń
    3. Alicja jestes aniolem stapajacym po ziemi!!!
      Najcudowniejsza mama swoich dzieci!!!

      Usuń
  36. Dlaczego uważasz, ze mnie urazisz? Tak czuję, mam do tego prawo i nie mam zamiaru się tego wstydzić, co nie oznacza, ze nie kocham mojego dziecka. Często w rodzinach, inaczej (nie oznacza gorzej!) kocha się dzieci, bo dzieci są różne i mają różne potrzeby. Nie znasz naszej historii i tego jak doszliśmy do momentu w którym jesteśmy. Nie możesz oceniać tego co napisałam w kategorii "Bo nie przyszło -ot tak- bo mi się należy od natury", nie, nie należy mi się ot tak, ale mogę mieć inne zdanie i chyba mogę je wypowiedzieć. A jeśli mi współczujesz, to chyba jednak nie rozumiesz co mam na myśli, a niestety pięknie pisać nie umiem. Dodam na koniec, że moje dziecko jest szczęśliwe mimo wszystko, skoro przybiega, przytula się i mówi, ze kocha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, no właśnie dlatego nie chciałam Cie urazić, a jednak poczulas sie urazona. Oczywiście,ze masz prawo wyrazic swoje zdanie I ja Ciebie nie oceniam. Odpowiedzialam jedynie na podstawie tego , co napisalas- m.in.ze zazdroscisz mi tego ,co napisalam, czyli,ze kocham moje dzieci tak samo. Pomyslalam,ze w zwiazku z tym to sprawia Ci problem I musi to byc trudne I tego,tych uczuc Ci wspolczuje. Kamilo,ja nie oceniam Was,ani Ciebie jako matki,Ty masz prawo napisac swoje zdanie (uwazam,ze jest cenne),a ja na to zdanie tylko odpowiadam...każdy rodzic ma jakieś problemy, ja też przecież mam i na blogu nie raz czytam o sobie niepochlebne komentarze. I choć często są niesprawiedliwe i bolesne,staram sie zastanowić zawsze,czy nie ma w nich choc odrobiny prawdy. Bycie mamą to tez ciężka praca nad sobą.Ot,takie moje zdanie.

      Usuń
    2. "każdy rodzic ma jakieś problemy, ja też przecież mam i na blogu nie raz czytam o sobie niepochlebne komentarze. I choć często są niesprawiedliwe i bolesne,staram się zastanowić zawsze,czy nie ma w nich choć odrobiny prawdy. Bycie mamą to tez ciężka praca nad sobą" i tu się muszę z Tobą zgodzić :)

      Usuń
  37. Alu jesteś MAMĄ przez duże M.
    Kobietą dzielną, pełną miłości i czułą.
    Niech Twoje dzieci czerpią z tego źródła jak najwięcej.
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  38. Adopcja jest i piękna, i smutna zarazem.To nie chodzi o NASZĄ stratę w związku z niemożnościa poczecia potencjalnego dziecka. Zaczyna sie od straty poniesionej przez dziecko: ono stracilo WSZYSTKO, nie potencjalnie, a bardzo realnie: matkę, ojca i miejsce w swojej biol rodzinie.Zostaje "przeszczepione" na obcy grunt. I nasza (ado rodziców) w tym rola, by skompensowac, zagoic, uznac ból straty i wspierać ile sił. Kiedys zżymalam sie w oao jak mowiono mi, ze adopcja to nie jest droga do dziecka dla nieplodnych.To szansa i zyciowe zadanie, by opuszczonemu dziecku stworzyc dom i rodzinę. W idealnym swiecie nie byloby adopcji..A ze tak sie czasem sklada, ze da sie polaczyc potrzeby i dziecka, i nasze i dziecko staje sie wszystkim dla innej rodziny- to cud jakis normalny chyba :) I my tego tez doswiadczamy..Ale boli mnie tez jakos ta jego strata.I to, ze bedzie mial trudniej.A wyobrazic sobie bólu mamy biol i życia po - nie potrafię..

    OdpowiedzUsuń
  39. Fajnie, że zdecydowałaś się spojrzeć na tę sytuację z takiej perspektywy i podzieliłaś się swoimi odczuciami. Każdy kto czyta ten post widzi i wie, że Wasze dzieci - to po prostu cudowne szczęście, które Was spotkało i tylko to jest najważniejsze.
    Musisz jednak pamiętać, że każdy kto nie był w Twojej sytuacji, nie jest w stanie odnieść się do opisywanej historii (tak samo jest z niepłodnością - kto nie doświadczył ten nie wie). Wszystko co piszesz czyta się świetnie, bo po prostu jesteście cholernymi szczęściarzami z mężem, trafił się Wam cudowny syn - a potem kolejne niepojęte szczęście biologiczna córcia. Macie piękny dom, poukładane życie i prawdziwą rodzinę.
    Cieszę się z posta Kamili M, z którą tu dyskutowałaś, gdyż ona pokazała jak inaczej może wyglądać taka sytuacja i że życie każdemu układa się inaczej i czasem jest to niezależne od nas.
    Czekam na posta w którym opiszesz, też trochę trudów macierzyństwa - poddasz ocenie również te trudne chwile, bo nie wierzę, że w Waszym życiu takich nie było. Iga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iga - jestem mamą adopcyjną od 10 miesięcy (Syniu ma 1 rok), a ja 40 . Pytasz o trudy macierzyństwa, ach Boże...., czy ich nie ma są - oczywiście, że są. To, że jestem zmęczona, wykończona, że synek chodzi za mną krok w krok i nie mogę nic zrobić, że wymusza wszystko płaczem i krzykiem (a mi tak trudno odmówić), że nie ma jeszcze ani jednego ząbka (byliśmy u lekarza) i dlaczego? Chłopak wyraża swoje emocje w różny sposób - dzwonimy pytamy psychologów z ośrodka i żyjemy z mężem w przeświadczeniu, że On jest na 1 0000000000 % NASZ. ON się naprawdę urodził w Naszych Sercach!!!!!!!! A jak jest w naszym związku - bywa różnie;-) Są kłótnie, czasami złość, fochy, a po tym (i w tym wszystkim) MIŁOŚĆ, bo tylko ona pozwala nam przetrwać to co negatywne.
      Pytasz o Trudy macierzyństwa, każdy wie jakie są i jak wyglądają i czy tak wiele osób chciałoby o nich czytać??? - Raczej nie, bo z nimi się po prostu trzeba zmierzyć.
      Jak jest mi źle czytam ALE, od razu chce mi się dalej działać. Czy ja potrzebuje rad - NIE. Wsparcia - TAK.
      Konkludując - "RODZINA TO MIŁOŚĆ, A NIE DNA" (M. Modlibowska) - poznałam niedawno Magdę M. osobiście, na jednym ze zjazdów rodzin adopcyjnych - to kolejna osoba, która daje siłę. Polecam stronę www. ChcemyByćRodzicami.pl. AK

      Usuń
    2. Mój Leoś nie miał ząbków do 10 miesiąca. Jedna lekarka powiedziała, że nie widzi zawiązków zębów w zębodołach, nawet zażartowała, że "ładna protezka i nic nie będzie widać". Oczami wyobraźni widziałam grożącą nam adoncję... Po 10 miesiącu zęby wyrosły jak grzyby po deszczu... a potem po 4 miesiącach istnienia w szczęce wyłamały się ;) Gdyby poczekały jeszcze kilka miesięcy to może byłyby w całości. Także nie martw się za bardzo, może im później wyjdą, tym większe szanse, że przetrwają ;) Buziaki

      Usuń
  40. Bardzo mądra, piękna i głęboka opowieść. Powinna trafić do wielu. Każda droga do szczęścia, miłości, rodzicielstwa ma wielki sens, każda generuje radości i smutki, sukcesy i problemy. Jesteś wspaniałą Kobietą z wielkim Sercem. Życzę wszystkiego dobrego, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  41. Iga, ale przecież tu jest tez sporo o trudach macierzyństwa, w dodatku w połączeniu z uciążliwa chorobą mamy? Dodatkowo, każdy nawet te same problemy przezywa inaczej - bardzo cenię to, ze Alla przy tym calym zestawie utrudnień jaki przypadl jej w udziale potrafi z tak wielką radością i entuzjazmem pisać o zwyklych chwilach.Mozliwe tez, ze bedac "w butach" Kamili przeżywałaby i pisala tak samo..Usciski dla Autorki od innej ado-mamy, z której także szczęście się wylewa wręcz :) Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ściskam i dziękuję za świadomość i wrażliwość :) Buźka!

      Usuń
  42. Post Igi przypomnial mi moją koleżankę: rozmawialysmy ostatnio i ona straszliwie narzekala - na rzeczy, które dla mnie są kompletnie blahe i bez znaczenia, ot zwykle przyziemne troski..Obiektywnie: szczęściara, piękny dom, bez problemu poczęte ;) śliczne i grzeczne dzieci, fajna praca..Kiedy ja mowilam o tym, ze u nas jest super i nie mam na co narzekać, bo po co kusić los ;) to ona potem obrobila mi cztery litery, mówiąc, ze kłamię i moje wypowiedzi trzeba przefiltrowac przez grube sito ;) No i co zrobic, jak ktos sie uprze, to zawsze znajdzie coś, na co da się posmęcic (btw: to tez trochę kulturowo uwarunkowane jest - ja mam jednak trochę nabytego amerykańskiego hurra optymizmu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak - to samo chciałam napisać! Dziękuję!

      Usuń
    2. Dokładnie!
      Ja czytam bloga Ali od kilkunastu mc i nieraz opisywała smutki i trudy...tylko,że czytając bloga można zauważyć także ,że jest mega pozytywna osoba i tak łatwo nie daje się losowi!!! I takiego podejścia jej szczerze zazdroszczę ;-)
      Szczególnie utkwiły mi "piżamkowce" (chyba tak to było);-) No miód malina dziewczyna!!! ;-)
      :-*

      Usuń
    3. Oooo 💗💖💗
      Jaki miód na serce. Thank U, thank U :)

      Usuń
    4. I tu niestety widać, że nie zostałam zrozumiana. Nie chciałam smęcić, chciałam zmusić was i autorkę bloga do tego, aby spojrzeć na problem (TEGO KONKRETNEGO POSTA) nie całego bloga Ali z innej strony. Problem w tym, że szukam na blogach, mini. u Ali odpowiedzi na własne pytania, a kto pyta nie błądzi. Alu nie odbieraj tego posta jako ataku - ja po prostu szukam informacji, szukam różnych perspektyw i punktów widzenia, szukam wiedzy u osób, które wiedzą :) Iga

      Usuń
  43. Odkładam co wieczór Synka do łóżeczka i niezmiennie dziękuję Bogu, że pojawił się w naszym życiu. To największy skarb dany nam. I nie ma znaczenia, że przybył do nas inną drogą. Kochamy Go. Jest naszym dzieckiem. Jest wnukiem, siostrzeńcem, bratankiem, kuzynem. I nikt z naszej rodziny nie uważa inaczej. Został przyjęty naprawdę ciepło. Adopcja w naszej rodzinie jest czymś zupełnie naturalnym. Może dlatego, że my podchodzimy do niej w ten sposób. Pojawiły się dziwne pytania, ale wynikały one raczej z braku wiedzy, a nie złośliwości czy wątpliwej troski. Wiedza w społeczeństwie jest naprawdę mierna. Spotkaliśmy się z opinią, że wszystkie procedury trwają 6 tygodni. Bardzo byśmy chcieli. Albo, że cały proces pewnie sporo kosztował. Nasza rola w tym, żeby mówić o tym, jak adopcja wygląda, bo niestety media nam w tym nie pomagają.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  44. Dziewczyny i Alu, nie chodziło mi o to, że autorka w ogóle nie pisze o trudach, z którymi się zmaga, a to, że zawsze we wszystkim stara się znaleźć pozytywy, jest rzeczą niezaprzeczalną. Chodziło mi o to, aby podkreślić, że nie każdy ma takie doświadczenia życiowe jak Ala - i nie każdy jest w stanie odnaleźć się w danej sytuacji jak ona (głównie przez polemikę z Kamilą). Uważam, że to bardzo dobrze, gdy inni przedstawiają swój punkt widzenia oraz swoje zupełnie inne doświadczenia, bo właśnie na tym polega zbieranie informacji, które dają obraz nie tylko tych szczęśliwych, ale i smutnych chwil. Dziwne, że piszecie o mojej wypowiedzi jako o smęceniu, bo nie to chciałam przekazać. Pozdrawiam Iga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale tak wynika z Twojego postu - ze czekasz na wpis o trudach :) cyt "Czekam na posta w którym opiszesz, też trochę trudów macierzyństwa - poddasz ocenie również te trudne chwile, bo nie wierzę, że w Waszym życiu takich nie było. Iga." Niewazne, jak dla mnie Ala, piszesz i o trudach, i o radościach i to jest super! I pewnie, ze każdy ma prawo do własnych odczuć co do trudnosci.Chcialam tylko przekazac, ze te same okolicznosci mogą być zupelnie inaczej przeżywane przez różne osoby (ba, nawet przez tę samą osobę ale np w różnym stanie psychicznym), więc chyba trudno tu o obiektywne zbieranie informacji :) pozdrawiam, Ewa

      Usuń
    2. Igo, zgadzam się z Tobą i niejednokrotnie podkreślałam, że wszystkie opinie są cenne i dlatego nigdy nie moderuję komentarzy. Każdy, kto czyta komentarze ( a z tego co widzę stanowią one ważną część tego bloga) sam ocenia argumenty w nich przedstawiane. I fajnie, bo przecież to o to chodzi, żeby spojrzeć na problem z różnych stron.
      Napisałam również, że dziękuję za opinię Kamili. Jednocześnie, nadal uważam, że warto by było udać się w ich przypadku do psychologa. Sama niejednokrotnie udawałam się i udaję do niego po pomoc, bo on jest po to, żeby nas wesprzeć i pokierować w trudniejszych chwilach. To nie żadna hańba i wizyta u niego nie jest tożsama z tym, że jestem kimś złym ( np. złą matką, czy osobą), ale jest, w moim odczuciu, objawem dojrzałości.
      I jeszcze jedno, we wszystkich postach, również w tym (wielokrotnie) podkreślałam, że to są tylko moje odczucia i mówię tylko za siebie. Dlatego nie rozumiem zarzutu, że "Musisz jednak pamiętać, że każdy kto nie był w Twojej sytuacji, nie jest w stanie odnieść się do opisywanej historii", absolutnie o tym pamiętam. Mi naprawdę nie zależy, żeby ludzie się ze mną zgadzali. Chodzi mi o to, żeby pokazać, że pomimo wielu trudności i przeciwności losu, dzięki pracy nad sobą ( bo musiałam w sobie wiele przepracować,wygrzebałam się z ciężkiej depresji, o tym zresztą też jest ten blog) można dojść do takiego momentu, w którym jestem teraz. Do szczęścia i spełnienia.
      Po prostu.

      Usuń
    3. I ze względu na to wszystko o czym właśnie napisałaś Alu zasługujesz na podziw. Przynajmniej mój:) Choć widzę, że nie jestem odosobniona:) Buziaki!

      Usuń
    4. Chyba nie zostałam zrozumiana, przez wzgląd, że nie do końca sprecyzowałam swoje myśli, ale nie każdy ma do tego słowny dar :) Alu ja z chęcią przeczytałabym o Twoich odczuciach i trudach i o tym czego się boisz - właśnie w związku z tematem tego konkretnego posta.
      Nakreśliłaś go bardzo pozytywnie i chwała Ci za to, ale zastanawiam się czy coś może trapi Cię w związku w przedstawionym porównaniem. Jestem czytelniczka bloga praktycznie od początku, wiem przez co przechodziłaś, sama w życiu przeżywam podobny koszmar w związku z niepłodnością.
      Strasznie się cieszę, że Wam się udało i że ta historia jest tak niesamowita, ale zastanawiam się tylko - czy może jest jakaś druga strona tego medalu. Znów może niezbyt trafnie napisałam, bo w końcu o obawy nie powinnam pytać, ale ze względu na własną sytuację chłonę wszystkie informację, które naświetlają dany problem z każdej możliwej strony :) Iga

      Usuń
    5. Oczywiście, że mam obawy - np. jak Leon przyjmie informację o tym, że jest adoptowany, czy zechce poznać biologicznych rodziców, jak bardzo będziemy wszyscy to przeżywać, czy ja jako mama nie poczuję się odtrącona itp. Mam mnóstwo obaw, ale szczerze mówiąc o Amelię też się boję ( tylko o inne rzeczy). Adopcja jest obarczona większą dawką lęków o przyszłość dziecka w odniesieniu właśnie o sferę emocjonalną. Ale miłość nie ma tu nic do tego.
      Tego mojego Leosiowego Bąbla kocham tak, że bym go zjadła. Jest taki kochany, że nie do opisania. Mam słodką pyrkę zamiast nosa, oczy jak dwa błękity, ukruszone wampirze zęby, włosy sterczące jak u małpki, robi najśmieszniejsze minki świata, gdy się śmieje, moje serce eksploduje, gdy płacze... ja płaczę razem z nim.
      Nie wiem już sama, być może ja jestem jakaś inna - próbuję po prostu powiedzieć, że w moim przypadku, jak do tej pory ( bo nie wiem co przyniesie los) moje dzieci są po prostu moimi dziećmi. Moimi kochanym brzdącami, które kocham nade wszystko, które mnie cieszą i smucą, a czasem wkurzają. Tak samo. Chcę tylko powiedzieć, że bez ściemy - mój syn to po prostu moje dziecko...i gdyby nie ten blog to przysięgam, że zapomniałabym, że go adoptowałam. Skradł mi serce, duszę i marzę o tym, że, gdy będzie kiedyś dorosły będzie mnie kochał choć w połowie tak, jak ja jego. I to właśnie próbowałam przez ten post adopcja versus ciąża - powiedzieć.
      Ściskam!!!

      Usuń
  45. Tematu z mojej strony nie bede komentiwac disam tylko ze nie uwazam zeby wizyta u psychologa byla wstydem bo tak jak wyzej napisalam korzystalam z porady i wiem ze nie musze sie wstydzic tego co czulam. Chyba za bardzo sie przejmujesz zwlaszcza ze nikt tak naprawde Ciebie nia atakuje.

    OdpowiedzUsuń
  46. Alu tym co ludzie pisza. Jestes bardzo wrazliwa (tak wnioskuje z Twoich wpisow) i mam wrazenie ze inne opinie niz Twoje odbierasz jako atak a tak wiekszosci nie jest. Oczywiscie nie znam Ciebie dlatego nie mam zamiaru Ciebie obrazac, po prostu nie kazdy jest taki emocjonalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację:) taki mam enocjonalny feler. Od zawsze!
      Buźka 😘

      Usuń
    2. Kamber - świetnie to ujęłaś :) Iga

      Usuń
  47. Cześć , Alu zazdroszczę Ci tego pozytywnego nastawienia. Myślę , że to jak odbieramy rzeczywistość zależy od nas . Ja nie jestem mama biologiczną . Nie mam porównania , ale Jestem od ok 2 miesięcy adopcyjną. Zza ogromnego leku wyłania się szczęście :), Malutka jest świetna i jeszcze mała, także pogadać nie można;) ale rozwija się dobrze . Myślę podobnie jak Kamila , że Rodzicielstwo adopcyjne jest inne niż biologiczne . Zobaczymy za jakiś czas bo jeszcze wszystko na świeżo :) , ale tak chcąc być szczerą muszę napisać . Na pewno trzeba pracować nad sobą, tak jak napisałaś wziąć odpowiedzialność, kochać , ale jest to trudniejsze niż miłość która rośnie w Tobie , ale być może równie lub nawet piękniejsze . Pozdrawiam gorąco i dziękuję za każdy wpis , są mega cenne i wspierające na naszej drodze .
    Pozdrawiam
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  48. Ale się spłakałam...dobrze, że mój Adoptuś śpi, bo pewnie nie wiedziałby co się z matką wariatką dzieje ;) Alu jesteś dla mnie inspiracją, dziękuję Ci za każdy wpis, za ten szczególnie. Jesteś cudowna i tak pięknie piszesz. Pozdrawiam serdecznie z podlasia

    OdpowiedzUsuń
  49. Kochana dla mnie adopcja to sposób dojścia do "posiadania dziecka - zapłodnienie naturalne, in vitro, adopcja. Tyle. Dziecko moje i niech ktoś spróbuje inaczej...
    Nie jestem lepsza niż inne matki, jestem po prostu matką mojego synka. Mojego!!!

    OdpowiedzUsuń
  50. Oj dawno mnie nie było u Ciebie Alu. Jestem zmęczona, padam. Przeczytałam i nadrobiłam zaległości:-) Gratuluję córeczki:-) A pamiętam Twój ból. Jestem mamą "adopcyjną" (nie na-widzę tego określenia!) od 10 miesięcy, to Ty teraz stawiasz mnie na nogi (z ryczałam się), dodajesz siły, niestety 40 na karku. Podzielam Twoje zdanie, ale jak powiedział jeden z psychologów "wierzący mają łatwiej". Kocham mojego syna najbardziej na świecie, nie wyobrażam sobie bez niego życia.I jakoś tak od początku czuję jak bym go urodziła. Buziaczki dla Skarbów A.K.

    OdpowiedzUsuń
  51. Dla mnie jest to takie samo macierzyństwo czy biologiczne czy adopcyjne. A.K.

    OdpowiedzUsuń
  52. Dziękuję Ci za ten wpis! Jest dla mnie, dokladnie jak sama to ujęłąś "plastrem na skołatane serce". Jestesmy na etapie rozważań o adopcji i popłakałam sie ze wzruszenia i nadziei, jaka dajesz osobom takim jak ja. Duzo szczescia dla calej Twojej Rodziny!

    OdpowiedzUsuń
  53. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  54. Jeśli faktycznie mamy problemy i nie możemy zajść w ciąże ja jestem wielką zwolenniczką tego, aby adoptować dzieci. W końcu każde z nich zasługuje na miłość i prawdziwy dom. Jednak jak jesteśmy w ciąży to należy pamiętać o tym, aby co tydzień spoglądać do kalendarza https://plodnosc.pl/kalendarz-ciazy/11-tydzien w którym znajdziemy solidne porcje porad co się aktualnie dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  55. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  56. Najważniejsze to dać dziecku rodzinę. Adopcja jest równie wspaniała jak ciąża.

    OdpowiedzUsuń
  57. Jedno i drugie jest równie wartościowe.

    OdpowiedzUsuń
  58. Gdybym nie mogła mieć dzieci, na pewno zdecydowałabym się na adopcję.

    OdpowiedzUsuń

Klik!

TOP