9:45 PM

I kto to mówi...? cz.3

Część III (czyli oczami mamy) 

Alicja.
Cofam się w czasie. Pokonuję meandry wspomnień...

Jest jesień 2014r. Moje serce rozpiera duma. Wypełniona miłością zaczynam i kończę dzień. Moje światło, mój syn, rozgrzesza mnie, oczyszcza z win. Uwalnia.  Nie marnuję czasu na analizowanie swoich uczuć, nie patrzę kolejną zapłakaną, bezsenną nocą w sufit, myśląc - co dalej? Żyję i kocham prosto, bez zbędnych uprzedzeń i lęków. Dzień za dniem uczę się bycia mamą i zapominam, jak to było wcześniej - bez tego małego, uroczego chłopczyka, mojego synka.
Już nie zastanawiam się, dlaczego nie mogę urodzić dziecka. Po pierwsze, nie mam na to czasu, po drugie, już tego nie potrzebuję. ON - mój syn - jest odpowiedzią na wszystkie pytania mojej przeszłości. Jest rozwiązaniem równania, z którym borykałam się przez wiele, wiele lat.
Modlę się. Dużo i inaczej. Pozbawiona żalu i gniewu, pierwszy raz od lat, szczerze i prawdziwie dziękuję. Wybaczam. Wybaczam sobie, wybaczam Bogu... Czuję, że to jest mój czas. Moje największe w życiu szczęście. Opatulam się nim, jak ciepłym kocem, w oczekiwaniu na naszą pierwszą wspólną zimę.
Jestem wolna. Spokojna. Ufna. Taka szczęśliwa.
Jestem mamą.

Spóźnia mi się okres. Trochę mi też niedobrze. "Może to ciąża?" - myślę, ale karcę się szybko, nie pierwszy to przecież raz. W Rossmannie jednak sięgam po test ciążowy, a mój mąż, dumnie kroczący obok z wózkiem, puka się w czoło. Odkładam więc test głęboko do szuflady w łazience. Mija kilka dni i przy rannej toalecie zużywam go, odkładam na 3 minuty, ale nie przywiązuję do niego zbyt dużej wagi i zapominam po tym czasie sprawdzić ilość kresek. Wracam po dłuższym czasie, a to co widzę zaskakuje mnie. Dwie wielgaśne kreski. Ta testowa nawet grubsza.
Nie ma euforii, nie ma szczęścia, jest strach. Strach towarzyszy mi przez pierwsze 4 miesiące.
Modlę się codziennie, odmawiam nowennę pompejańską, by ten cud trwał. Ale czy w niego wierzę?
Raczej nie.
Moja skrzywiona niepłodnością psychika przysyła mi do podświadomości najokrutniejsze obrazy. Najstraszniejsze. Przez pierwsze pół roku ciąży nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że rzeczywiście zostanę mamą po raz drugi. Myśląc o przyszłości nie widzę naszej rodziny w powiększonym składzie... Nie umiem uwierzyć, że tym razem będzie inaczej. Tak, jakbym nie zasłużyła na szczęście. Nie umiem się cieszyć moim stanem. Lęk, który mi towarzyszy jest konsekwencją moich wcześniejszych przeżyć. Tych, które wstrząsały moim życiem i zakopywały mnie w gruzowisku smutku, depresji i tęsknoty.

A jednak... tym razem jest inaczej.

Gdy mija termin porodu, a moja córcia ciągle siedzi w brzuchu, do tego zaczyna jej spadać tętno, decyzja o cesarskim cięciu jest dla mnie wybawieniem.
Całą noc z 10/11 sierpnia spędzam na sali porodowej podpięta pod KTG. O godzinie 8 rano wpada lekarz i informuje mnie, że cesarka odbędzie się dzisiaj. "Dzisiaj?"- pytam- "O której godzinie?".
"Za chwilę" - odpowiada- "Tylko sprzątną salę i przygotują na pani cięcie".
Serce łomocze mi jak szalone. Pierwszą osobą, która dowiaduje się o tym fakcie jest Marysia, moja bliska koleżanka poznana przez bloga, a z którą akurat rozmawiam na fb. Dzwonię też natychmiast po męża. Przełykam ślinę i mam wrażenie, że serce siedzi między migdałkami. Dziwnie też drżę. Patrzę na swój brzuch wielkości piłki lekarskiej i nie mogę uwierzyć, że za chwilę go nie będzie ( o naiwności!). Przyjeżdża mąż, jest zielony z przerażenia, robi mi ostatnią, ciążową fotkę telefonem :)
Oto ona:

Każą mi się rozebrać. Naga, przykryta zielonym prześcieradłem, jadę na salę. Boję się. Ale zgrywam twardą, wiem, że mąż boi się bardziej.
Kiedy kładę się na stole operacyjnym, czuję tylko przeszywające mnie zimno i cała drżę. Polewają mnie lodowatą cieczą do odkażania i szczypie mnie to strasznie. Za chwilę anestezjolog informuje, że ze względu na moje obciążenia, cięcie odbędzie się w pełnej narkozie. Nakładają mi maskę i zaczynam odpływać. To co dzieje się dalej znam z opowieści pielęgniarki asystującej przy operacji i męża ( który czekał na nas przed salą operacyjną). Mała rodzi się o godzinie 10. Waży 3320g, obwód główki: 37cm, długość: 53cm. Dostaje 10 pktów w skali Apgar. Po zważeniu i ocenie stanu zdrowia trafia w objęcia męża. Ja jednak nie budzę się od razu. Lekarze próbują wyjąć mi rurkę intubacyjną, ale trwa to jakąś dłuższą chwilę ( mój mąż już zastanawia się, jak poradzi sobie sam z dwójką dzieci). W końcu się budzę, ale nie kontaktuję jeszcze i krzyczę, żeby uważali na mój brzuch. "Ale pani już nie ma brzucha" - mówią. " Nie?"- pytam -"Urodziłam synka?"
Następnie dowiaduję się, że dziewczynkę i zaczynam dziękować wszystkim na sali -"Dziękuję, dziękuję, dziękuję..." - krzyczę- "Czekałam na to dziecko tyle lat"..."Jesteście wspaniali, dziękuję.."
Świadomie budzę się ok. 13 na sali pooperacyjnej. Przede mną siedzi mąż. Boleśnie kurczy mi się macica. To ona wybudza mnie z półprzytomnego stanu.
"Urodziłam? Co z małą?" - pytam. Mąż opowiada pokrótce.
O 14 wchodzi położna i wyprasza męża. Zostaję sama. Nie mogę się ruszać. Nie mam też telefonu, bo oczywiście się rozładował, a ładowarka leży gdzieś w czeluściach torby, pod łóżkiem. Przywożą mi małą. To jedna z najtrudniejszych chwil w moim życiu. Zostawiają ją płaczącą, a ja, działająca w jakimś zwolnionym tempie nie reaguję od razu (wcześniej ktoś wyciąga mi ładowarkę i podłącza telefon przy łóżku).


Patrzę na nią i chłonę każdy centymetr jej maleńkiego ciała (przypomina trochę Ryszarda Kalisza i zastanawiam się, kto w naszej rodzinie ma jego geny). Płaczemy obie. Włączam alarm, położna podaje mi małą... Ta chwila przypomina moment, gdy zobaczyłam pierwszy raz Leonka.
Cały mój ból, też ten z dalekiej przeszłości, stłumiony gdzieś w moim wnętrzu, jak wulkan wybucha  razem z moim szlochem.
To koniec. To początek. Nareszcie.
Ciepło mojej córeczki to najpiękniejsza pieszczota, nagroda za cały trud ciąży. Czuję ogromną ulgę. Oddycham, jak dawno nie mogłam oddychać.Czuję, jak dawno nie czułam. Żyjemy obie.
Nasza rodzina powiększyła się. Najpiękniejsze równanie urzeczywistniło się.
2+2 = szczęście

Nothing else matters.


55 komentarzy:

  1. Alu chwyciłaś szczęście za nogi i nie wypuszczaj. Jak pięknie czyta się takie historie. Życzę Wam wszystkiego dobrego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że zawsze będę pamiętać jak ciężką drogę przeszłam, by te moje dzieciaczki mieć. I że nigdy nie przestanę doceniać mojego szczęścia, które czuję, dzięki nim. Buziaki

      Usuń
  2. Pięknie ale momentami dowcipnie :) lekko ale z ładunkiem emocji - jesteś niesamowita!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak cudowni ludzie jak Ty zasługują na takie właśnie Szczęście :)
    Jesteś niesamowicie dzielna.

    Jeszcze raz gratuluję Mamusiu :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz wspaniały dar pisania. Uwielbiam Cię czytać. I jak zwykle wzruszyłam się do łez...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo się cieszę że wszystko się dobrze ułożyło, że jesteście zdrowe :) to co przeżyliście jest zarazem piękne jak i straszne, ale to już za wami :) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście za nami. Choć dziś patrzę na tę naszą drogę po dzieci z nostalgią i rozmarzeniem. Wszystko ma swój cel. Ta nasza droga też miała. Dziękuję za nią Bogu.
      Ściskam :)

      Usuń
  6. Chwytasz za serce! :) Cieszę się, że u Was wszystko OK - że cała Rodzinka już w komplecie, zdrowa i szczęśliwa :*

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja się poplakalam! Chyba pierwszy raz w życiu czytam i płacze! Jakbym ja tam była i ja to wszystko czuła. Pięknie piszesz 😀a jeszcze piękniejsze to o czym piszesz 😘 pozdrawiam was serdecznie 😊

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudownie jeszcze raz gratulacje i najlepsze życzenia dla Was
    MalaMi

    OdpowiedzUsuń
  9. Alu pięknie napisałaś to wszystko. Myślę, że najpiękniejsze jest to, że potrafisz to doceniać i cieszysz się każda wspólną chwilą razem! :)
    Ucałowania dla Was! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, niepłodność nauczyła mnie doceniać :)
      Całusy!

      Usuń
  10. Cudownie się czytało;))))
    Mnie też się marzy 2 plus 2...
    Szczęścia Wam dużo życzę i powodzenia w ogarnięciu rzeczywistości!;-0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i trzymam kciuki za spełnienie marzeń :)

      Usuń
  11. Jak Ty pięknie piszesz... wzruszyłam się jak zawsze :) raz jeszcze gratuluję! Wiele moich przeżyć i uczuć tu ujęłaś, wszystko się przypomniało i łza kapnęła..spisując swoje obawy i wspomnienia swojego porodu kapały mi te same łzy.. Dziękuję. Sciskam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytam Twój blog zaledwie od piątku Alu, a przepadłam. Mnie również ujmuje jak pięknie potrafisz pisać o macierzyństwie, o walce o bycie Mamą, a jednocześnie tak lekko i tak przyjemnie. W dodatku uwielbiasz rękodzieło, tak jak Ja, a to świetny dodatek do tego bloga. Patrząc na zdjęcie Amelii i czytając o tym jak walczyliście o to swoje 2+2, nie mogę się spierać. Cuda się zdarzają. Namacalne :) Pozdrawiam i będę wpadać częściej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :) Zapraszam i witam w moim świecie :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  13. Zalana łzami, czytam to po raz trzeci chyba... już będzie dobrze, wszystko będzie dobrze!:))

    OdpowiedzUsuń
  14. Chwilo trwaaaj! 2+2... jak pięknie. Wszystkiego najlepszego Mamo, przez wielkie M!

    OdpowiedzUsuń
  15. Nareszcie wiem co nieco jak u Ciebie:) Rozumiem, ze wychodzisz po malu na prosta, takze blogowo;) Jestem nieustannie ciekawa jak jest dzis, jak masz sie Ty, jak dzieciaki... ale cierpliwie poczekam na wiesci. W koncu Wasz swiat stanal do gory nogami i trwa poukladanie sobie tego od nowa... pozdrowienia z cieplej dzis Wawy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, no to moje wychodzenie na prostą jeszcze sporo zakrzywione jest ;) Ale pomału, pomału wrócę. Z nową energią i pomysłami :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  16. Ach jak pięknie, aż się rozmarzylam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak zwykle pieknie napisane...

    Jak zaszlam w druga ciaze, to tez wydawalo mi sie, ze objawy, ktore odczuwalam to omamy i to przeciez niemozliwe. Test kupilam i zrobilam w tajemnicy nawet przed mezem, bo nie chcialam, zeby sie ze mnie podsmiewal. "Lekko" sie zdziwilam kiedy zobaczylam dwie kreski, a jeszcze bardziej podczas pierwszej wizyty u gina, gdzie okazalo sie, ze to juz 9 tydzien. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 tydzień, wow :) To już i serduszko było i nawet malutkie rączki i nóżki :) Szał.
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  18. Przeczytałam trzy ostatnie wpisy i łezka się w oku kręci.. ech, Alu, życzę Wam z całego serca dużo cierpliwości, wytrwałości i snu dla całej Czwórki! :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Niesamowite. Brzusio, a po chwili taka cudowna Istotka.
    A może jeszcze część czwarta? Oczami Tatusia.
    Buziaki dla Waszej Rodzinki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj...tatuś niepiśmienny ;P I taki chroniący swoją prywatność mocno ;) Zupełna odwrotność mamusi ;D
      Buziaki ogromne dla rodzinki, ale największe dla synusia :)

      Usuń
  20. Nic dodać, nic ująć... ściskam gorąco! :*

    OdpowiedzUsuń
  21. Czytam po cichu Twojego bloga od jakiegoś czasu:) Dziękuję!!! Za poczucie, że nie ja jedna przeszłam przez dramaty i dylematy związane z niepłodnością, za nadzieję i wiarę, że niemożliwe czasem staje się możliwe. Gratuluję z całego serca!!! Trzymam kciuki za powrót do formy, życzę duuużo sił i zdrowia dla całej czwórki!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja zajrzałam do Ciebie i obiecuję zaglądać. Zobaczysz, że marzenia, gdy już się spełnią, przerosną Twoje najśmielsze oczekiwania :) Ściskam!

      Usuń
    2. Brzmi jak Sci-Fi, ale czekam z niecierpliwością kiedy ten film wejdzie na ekrany;)
      Pozdrawiam, j@

      Usuń
  22. Cały czas jak czytam ten blog mam wrażenie że tak musiało być że Leoś był wam przeznaczony . W ogóle w adopcji małych dzieci można wybierać imie bo jest śliczne ? Wiem głupie pytanie

    OdpowiedzUsuń
  23. Na pewno byl nam przeznaczony 💗
    Nie ma głupich pytań 😊 imię zawsze można zmienić, tylko przy dzieciach starszych warto zapytać je o chęci i zgodę na taką zmianę. Imię naszego synka wybieraliśmy my. Poprzednie imię (nadane przez pogotowie opiekuńcze) zostawiliśmy mu jako drugie. Pozdrawiam 😊

    OdpowiedzUsuń
  24. Miło że odpisałaś wiesz dużo nauczył Mnie Twój blog coś bardzo od dawna Mnie meczyło teraz poczułam ulgę. Teraz wiem że tak jak powiedziała Ania Przybylska że jak sie nie zacznie doceniac małych rzeczy to i te duże nie będą nas cieszyć .

    OdpowiedzUsuń
  25. Jejku jak fajnie ze nie tylko ja dziwnie się czuje w tej nowej sytuacji... ty jednak bylas tak samo przerażona jak ja.Dziękuje Ci za ten wpis i proszę żebyś podala mi swoj adres mailowy bo mam pytanie :) jeśli mogę Cie pomeczyc troszkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Boziu, jakie to wszystko piękne.... <3

    OdpowiedzUsuń

Klik!

TOP