4:51 PM

Synek tatusia.

Leoś nas rozbraja. Jest po prostu obłędny. Każdego dnia robi postępy. Dziś nauczył się gruchać jak gołąbek, kilka dni temu szczekać jak piesek, czasem przypomni mu się jak miauczy kotek i ryczy lew. Zmienia się. Uwielbiam na niego patrzeć, obserwować jego dziecięcy upór, ciekawość świata... Miłość do nas.
Okres lęków wciąż trwa. Obecnie nie mogę nawet wyjść siku. Trochę mnie to niepokoi, mały wszędzie drepcze ze mną, bo jak zostawię go choćby na chwilę ( zresztą nie muszę zostawiać, wystarczy, że np. powiem, że idę siusiu) zaczyna się taki ryk, jakby ktoś go ostro zlał. 
Syneczek wszedł też w okres wyrażania uczuć poprzez przytulanie. Tuli się średnio raz na 10 sekund. A to do mnie, a to do męża. 
Zrobiliśmy ostatnio z mężem eksperyment, zaczęliśmy się cmokać w usta na oczach Leosia. Najpierw ze śmiechem nas obserwował, ale po chwili podszedł do nas, złapał mnie za policzek, odepchnął z całej siły i dał TATUSIOWI soczystego buziaka. Hehe, przyjmuję na klatę to jawne odrzucenie. Rano też jest podobnie, Leoncjo wbiega do naszego wyrka i natychmiast jego mała główeczka ląduje na klacie tatusia. Gdy ten wraca z pracy, młody biegnie i tuli się do jego kolan. Gdy usłyszy dźwięk  podnoszącej się w garażu bramy,  już stoi przy drzwiach i krzyczy "tata, tata". 
Lubię podsłuchiwać ich "męskie" pogaduszki. 
Przeglądałam ostatnio swój telefon i zaskoczyło mnie, że mmsy od mojego męża, te wysyłane, gdy jest w pracy, to same zdjęcia Leosia. Tak bardzo za nim tęskni i ciągle mu powtarza, jak go kocha i że jest dla niego najważniejszy (jednak, gdy mąż zostaje z małym sam to już po 30 minutach słyszę w jego głosie irytację :) ).
Cieszę się ich więzią i naprawdę zupełnie nie jestem zazdrosna. Nie czuję się w ogóle na drugim miejscu. Myślę, że na tę chwilę udało nam się stworzyć szczęśliwą i naprawdę kochającą się rodzinę.
Nie myślcie, że się nie kłócimy. Przynajmniej raz dziennie jest ostra pyskówka. Taki nasz standard. Tyle, że teraz nie biorę tego tak mocno do siebie. I nawet przezwisko "cycata kulka", które mąż nadał mi 2 dni temu, zupełnie mnie nie bulwersuje.
Ten post dedykuję wszystkim tym kobietom, które stoją przed decyzją adopcji, ale boją się, że ich mężowie nie będą potrafili pokochać adoptowanego dziecka. Mój mąż nie jest tym wylewnym, uczuciowym, ciepłym, emocjonalnym typem - to powściągliwy, ważący słowa, rzadko wyrażający uczucia, chowający emocje mężczyzna ( kurczę, teraz mam wrażenie, że chyba taki był kiedyś...zanim był Leoś, bo teraz te słowa, brzmią jakoś nieprawdziwie...). 
Dziecko to dar. Naprawdę. Każde zasługuje na miłość. I każda kobieta, która tego pragnie - na macierzyństwo. I każdy facet, który o tym marzy, na tacierzyństwo.
Rodzicielstwo to nie biologia. Kto myśli inaczej, ten po prostu jeszcze nie zrozumiał, czym ono jest.

19 komentarzy:

  1. Droga Alu! To wszystko co piszesz jest naprawdę piękne :) Czytam Twój blog od dłuższego czasu. Jestem cichutkim obserwatorem i choć wcale się nie znamy stałaś mi się bliska. Idę Twoimi śladami. Zaczęliśmy z mężem proces adopcyjny. Decyzja i pierwsze kroki za nami. Czytając Twoje przemyślenia zgadzam się z nimi całym sercem. Nieustannie podnosisz mnie na duchu. I naprawdę czuję się szczęśliwa, że będę mogła być mamą adopcyjną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję Ci :) Niedługo będziesz mamą :) Zobaczysz - będzie pięknie :)

      Usuń
  2. Wiesz co ja to nawet zapominam że mojego syna nie urodziłam on jest tak bardzo nasz ze bardziej się nie da kocha nas przytula się i całuje tylko nas jak Wasz Leoś. Pozdrawiam ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz zupełną rację, o tym na co dzień się nie pamięta. Po prostu to przestaje mieć znaczenie :) Jest się po prostu mamą, ma się po prostu dziecko :) :) :)

      Usuń
  3. Kurcze, mnie się zdarza błędnie wpisać miejsce urodzenia naszego adoptusia:-) Jedna pani, zapytała mnie nawet kiedyś "nie pamięta pani, gdzie pani urodziła syna?" ups... no właśnie, zapomniałam, że nie urodziłam:-)))
    Leoś jest już naprawdę dużym chłopcem! A jakie gardełko ma zdrowe! Buzias, Mamusiu:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, wiem o czym mówisz, bo ja też mam wrażenie, że Leonka urodziłam. Jest na 100% mój. Buziaki :)

      Usuń
  4. Dokładnie tak Alu...

    To jest Leoś??!! Twój malutki syneczek??!! Ależ urósł!
    Niedługo będą mieć całkowitą sztamę jak będą myszkować razem w garażu :-)
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mój malutki syneczek, tylko troszkę większy :)
      Czas leci tak szybko, aż żal... :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Leoś przylepa ale slodko napisałaś to...W pewnych kwestiach ADOPCJA dziecka się wyciera podczas życia... na pozytyw oczywiscie...buziaki pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle ciepłych słów, takie piękne proste słowa...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale piękne ząbki! Mój mąż też nie z tych wylewnych i nie od razu poochał nasze dzieci ale od pierwszych chwil czuł się za nie odpowiedzialny, teraz kocha je bardzo i zawsze mnie rozczula widok jak idzie ze swoimi dziećmi za rączki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Super, cudownie :) Wiadome, że nie można nawet być zazdrosnym! W rodzinie każde z Was jest równie ważne Kochana! :)
    Pozdrawiam Was serdecznie Szczęśliwa Rodzinko! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Haha, nasza corka tez zawsze wpycha sie pomiedzy nas. Ale potem wybiera raz tate, raz mame, w zaleznosci od dnia i humorku. :)

    Wiesz, z tymi obawami czy partner bylby w stanie pokochac adoptowane dziecko, duzo zalezy od samego mezczyzny. Wielu z nich ma jakis "kompleks" samca i zwyczajnie wzdryga sie na mysl o wychowywaniu "czyjegos" dziecka. Sam moj maz, ktorego nota bene uwazam za dobrego, cieplego czlowieka, opowiadal jak kiedys spotykal sie z dziewczyna, ktora pewnego dnia ona przyznala sie, ze ma synka z poprzedniego zwiazku. No coz... Moj maz zerwal z nia niemal natychmiast... Przykre to i smutne, ale podejrzewam, ze podobnie zareagowalaby wiekszosc facetow... Moze to zreszta kwestia dojrzalosci? Bo historia ktora przytoczylam dziala sie kiedy moj maz byl bardzo mlody i zupelnie nie myslal o zakladaniu rodziny...

    OdpowiedzUsuń
  10. Pani Alu, przeczytałam Pani blog "od deski do deski" :) w każdej wolnej chwili tu zaglądając. I chociaż jestem w innej sytuacji stała mi się Pani zwyczajnie bliska poprzez szczerość i odwagę opowiadania o sobie.
    A bajka o adopcji była taka....... z głębi ........ i do głębi serca poruszająca......
    Życzę zdrowia Pani i Pani rodzinie
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  11. Alu- jak Ty to Kobieto robisz, że zawsze trafiasz w sedno???

    OdpowiedzUsuń
  12. Pięknie to opisałaś Alu! :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Alu Gratuluję!!! Trochę mnie tu nie było i nadrabiam posty... Nie wiesz, jak bardzo się cieszę. Życzę spokojnej ciąży. No - dziewczynka :) Tak dla równowagi, hehe. Cudownie. Buziaczki dla Leosia, jest bezbłędny na tym zdjęciu i taki szczęśliwy.
    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń

Klik!

TOP