Internet zaczyna mnie przerażać. Hejterstwo szerzy się jak zaraza. Nigdy nie moderowałam komentarzy na moim blogu. Nawet tych wyjątkowo niepochlebnych. I nadal nie będę tego robić. Trochę mnie to fascynuje - ta różnorodność opinii, sposób ich przedstawiania, argumentacja. I chyba lubię takie swoiste studium osobowości ludzkich. Jednak im dłużej aktywnie JESTEM w sieci i odkąd poniekąd identyfikuję się z nią, poprzez bycie sobą na blogu - zaczynam odbierać komentarze bardziej emocjonalnie, często biorąc je do siebie.
Czynników zapalnych ostrych dyskusji jest wiele. Z racji, że mój blog opisuje głównie sferę niepłodności i macierzyństwa, są to tematy pokrewne tej tematyce.
Dopóki nie byłam mamą, lub inaczej, dopóki byłam nią jedynie w moich marzeniach i wyobrażeniach, nie widziałam tego, co dziś dostrzegam tak wyraźnie...
Hejterstwo na portalach dotyczących celebrytów już nikogo nie dziwi. Komentarze pełne zawiści, zazdrości lub zwyczajnie prowokujące, będące celem co niektórych naiwnych ( czyt. po prostu nieświadomych) stały się codziennością. Podobny trend ( albo nawet silniejszy!) można dostrzec w mediach społecznościowych, portalach typu wp czy onet, czy obecnie w tak bardzo żywo omawianym temacie wyborów prezydenckich...
Ale najbardziej zaskakuje i szokuje mnie szalone grono matek ( i nie mówię tu właściwie o moim blogu), które w sieci zamieszczają tak ordynarne, chamskie, żenujące i tragikomiczne komentarze, że po prostu opadają ręce.
Często zaglądam na fora internetowe. M.in. takie, które dotyczą macierzyństwa, rozwoju dziecka etc. Czasem jest to jedyne miejsce, gdzie kobiety mogą opowiedzieć o swoich problemach. Poszukać porady, oparcia....
I tak np. pewna matka, pisze o swoim niespełna rocznym dziecku, które od 5 miesiąca życia nie przespało więcej niż 3 godzin w nocy, prosi o radę, zastanawia się czy może podać dziecku syrop na uspokojenie, który przepisał lekarz. Jest przemęczona i wykończona, snuje się jak cień, nic jej nie cieszy itp. W odpowiedzi słyszy, że takim jak ona powinno się odbierać dzieci, skoro nie umie sobie poradzić, że chce zatruć swoje własne dziecko chemią, że jest niedojrzała do roli matki itp.
Inna matka opisuje sceny histerii swojego dziecka - w sklepie, kościele, na ulicy. Mówi, że powoli puszczają jej nerwy, że ciężko jej sobie poradzić z emocjami. Niemal nikt jej nie wspiera, wszyscy oczerniają i oceniają. Prowokując pytaniami: "To może niedługo po prostu ją zbijesz? Co z ciebie za matka!"
Pod moim ostatnim postem zawrzało po tym, jak napisałam, że zamierzałam posłać 1,5 rocznego synka do żłobka...
Pewna mama opisuje swoją trudną drogę w karmieniu piersią. Drogę, którą, jak sama przyznaje z widocznym bólem i wyrzutem do samej siebie, zakończyła niepowodzeniem. W odpowiedzi słyszy, że dobra matka karmi swoje dziecko tym, co dla niego najlepsze, że bycie matką to umiejętność wyrzeczenia się swoich potrzeb, że ona nie karmiąc - poległa, zawiodła swoje dziecko... I że będzie winna chorobom i alergiom swojego dziecka.
Nic, tylko się pociąć... a nie, też nie ;) Bo przecież poród przez cesarskie cięcie to nie jest prawdziwy poród!!! Istnieje tylko jeden prawdziwy sposób na zostanie matką i jest nim poród naturalny ( co więcej, przeczytałam ostatnio w artykule (!) a nie w komentarzu, że dopiero akt porodu naturalnego czyni z kobiety matkę, jak można się domyślać, artykuł pisała nawiedzona położna)...
Kto pisze takie brednie? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby oceniać drugiego i czynić mu wyrzuty w często tak obrzydliwy i pełen pogardy sposób?
Moim zdaniem, trzeba być człowiekiem bardzo małym. Takim, który buduje swoje poczucie własnej wartości na krzywdzie innych, takim, który nie szanuje cudzej wolności i odmienności, takim, który zupełnie pozbawiony jest empatii i rości sobie prawa do mówienia innym jak żyć... Czy naprawdę należy się przejmować zdaniem takich ludzi?
Czy to znaczy, że należy pisać o wyborach innych tylko pozytywnie? Absolutnie nie. Jestem za tym, by być szczerym, prawdziwym i autentycznym. I myślę, że kwestią kultury jest, by swoją opinię skonstruować w taki sposób, by nie obrażała tych, którzy tę opinię mają inną... Bo przecież każdy ma prawo do swojego zdania i właśnie to czyni nas, jako ludzkość, wyjątkowymi...
Macierzyństwo to nie tylko lukier. To czasem też łyżka dziegciu, odrobina goryczy. I myślę, że wielu z nas zadaje sobie pytanie - czy jestem dobrym rodzicem? I sam fakt, że o tym myślimy sprawia, że stajemy się tym rodzicem jeszcze lepszym. W moim odczuciu i postrzeganiu świata to nie fakt sposobu przyjścia na świat, sposobu karmienia, posłania dziecka do żłobka czyni nas dobrym rodzicem. Dobry rodzić chce dać swoim dzieciom to, co najlepsze. Dlatego daje im miłość. Dlatego przyznaje się do błędów. Dlatego przeprasza i wybacza.
Czy uda mi się sprostać temu wyzwaniu, jakie stawia mi życie? Czy ja będę takim dobrym rodzicem, o którym piszę? Pewnie czas pokaże. A ocenią mnie, wiem to, za kilkanaście lat - moje dzieci.
Mam nadzieję, że nie będą hejterami ;)
A to ja w 28 tc :)