Miałam 12-13 lat i bardzo chciałam mieć rower. Nowy rower. Górala. Bo składaka z komunii już zaczynałam się wstydzić. Wydawało mi się poza tym, że już nikt nie jeździ składakami. Po rozmowie z mamą, na której ustaliłyśmy, że muszę odłożyć połowę kwoty na zakup, zaczęłam zbieranie. Po roku odkładania pieniędzy z urodzin i imienin ( kieszonkowego nie miałam) - udało się. Rower został kupiony. A ja popędziłam z moją przyjaciółką w stronę słońca przez drogi i bezdroża okolicznych wsi :)
Właśnie zaczynałam liceum, gdy mój tata, po ukończeniu jakiegoś dużego zlecenia, zabrał mnie i siostrę na giełdę do Koszalina. Dostałyśmy po 500zł na zakupy. 500zł!!! Nigdy wcześniej nawet nie trzymałam w dłoniach takich pieniędzy. Do dziś pamiętam, co kupiłam. Nowy plecak FILA , spodnie jeansowe z lampasem :D, jeansową koszulę i jeszcze 200zł zostało mi na przyszłość. Byłam wtedy naprawdę szczęśliwa. Czułam się ważna dla mojego taty. Tak intensywna była to radość, że do dziś uśmiecham się do tych wspomnień. To było wydarzenie ponad miarę moich oczekiwań.
Później naprawdę brakowało mi pieniędzy. Na studiach miałam wyliczone 6,50zł na dzień. Graniczyło z cudem, by za to przeżyć. Dorabiałam udzielając korepetycji z matmy i chemii. Ten czas wspominam słabo. Bardzo słabo. Ale wątpię, że dlatego, że miałam pusty portfel.
Mój mąż, gdy zaczynaliśmy być razem (a było to po 3. roku studiów) zataił przede mną, że ma mieszkanie. Ukrywał to przede mną dobre dwa lata naszego związku. Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć dlaczego. Po latach przyznał się, że bał się, że "polecę" na mieszkanie. Było to dla mnie tak głupie, że aż śmieszne.
Naprawdę można związać się z kimś tylko dlatego, że ma swoje 34 metry kwadratowe? (Nawet jakby miał willę z tarasem to niczego nie zmienia!)
Czy pieniądze dają szczęście? To pytanie, nad którym często się zastanawiam.
W dzisiejszym świecie wszystko wskazuje na to, że tak... Może nie tyle samo posiadanie pieniędzy, czyli trzymanie w dłoniach 10 000zł, ale możliwość spożytkowania ich do odpowiednich celów. Ze wszystkich stron atakują nas dobra materialne. Markowe ciuchy, samochody, wycieczki. Wszystko kosztuje - nawet książka, wyjście do kina, teatru, do dobrej restauracji, a nawet dieta! Świat kręci się wokół kasy. Pieniądze przede wszystkim dają komfort i spokój. Pozwalają realizować mniejsze i większe marzenia. Pozwalają żyć bez zmartwień o to, co będzie jutro, za miesiąc, jak wypadnie niezapowiedziany wydatek. Pozwalają nie czuć się gorzej w towarzystwie. Mogą wpływać pozytywnie na nasz wygląd - przecież kosmetyczka, fryzjer, dobre ciuchy kosztują!
Spotkałam się nawet z taką opinią, że ten kto twierdzi, że pieniądze nie dają szczęścia jest naiwny i zapewne biedny i po prostu chce wierzyć w to, że tak jest.
Jestem naiwna w takim razie. Choć nie uważam się za biedną ( to dość subiektywna ocena) . Tak, chcę wierzyć, że pieniądze nie dają szczęścia. Bo jeśli to byłaby prawda, to szczęście można by było sobie kupić.
- Jesteś zdrowy? Tzn. że jesteś bogatszy niż wielu milionerów.
- Masz obok siebie kogoś, kto głaszcze Cię po policzku, gdy śpisz? Podaje Ci herbatę, gdy leżysz zmarznięty pod kocem? Jesteś bogatszy niż jesteś w stanie sobie wyobrazić.
- Masz dzieci? Masz wielki skarb. Nie musisz wydawać całej wypłaty, wszystkich oszczędności dla być może nierealnych marzeń czekając w kolejce na kolejny monitoring cyklu. Nie myśl o sobie, jak o kimś kogo nie stać , by kupić dziecku nową zabawkę z reklamy z TVP ABC. Idź do niego teraz. I przytul. Daj dziecku czas i uwagę. To prawdziwe bogactwo i szczęście.
Nie będę tworzyć długiej listy rzeczy, których nie da się kupić, a które sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi. W pełni.
Odkąd mam dzieci zarabiam mniej ( nie dorabiam tyle, ile wcześniej, poza tym na macierzyńskim nie płacą całości). Koszty życia wzrosły nam dwukrotnie. Nie odkładamy pieniędzy ( choć uwielbiam mieć oszczędności). Nie stać mnie na wiele rzeczy, na które było mnie stać zanim mój dom wypełnił się tupotem małych stóp.Nie jeździmy na zagraniczne wycieczki. Nie planujemy kupna nowego samochodu. Nie wyremontujemy strychu. Nie kupię sobie nowego płaszcza w tym roku, ani nie wymienię dywanu w salonie na taki ze skandynawskim wzorem. Nie kupię Amelce na gwiazdkę kuchni z IKEI za 400zł, choć myślę, że to byłby idealny prezent dla tej małej rozrabiary. To zdecydowanie za droga zabawka. Muszę za to naprawić rozrząd w aucie, kupić porządne kapcie dzieciakom do przedszkola, opłacić kolejną ratę za podyplomówkę.
I jestem szczęśliwsza niż wcześniej. Szczęśliwa. Umiem się znów śmiać. Mój dom jest jasny, tak samo jak moje życie.
Mogłabym mieć więcej pieniędzy. Mogłabym sprzedać swój wolny czas, zmienić pracę - zrezygnować z nauczycielstwa i stać się korpoludkiem. Mam wykształcenie, mam osobowość, jestem ambitna i jeszcze dość młoda, by być atrakcyjnym pracownikiem. I moja pensja bardzo szybko potroiłaby się... ale czy to uczyniłoby mnie bardziej szczęśliwą...?
Dostrzegam, że określenie bogaty/biedny jest niezwykle zmienne i zależy w dużej mierze od otoczenia, w którym się znajdujemy. Czujemy się bogaci, jeżeli nasze otoczenie zarabia mniej od nas. I to pozytywnie wpływa na nasze poczucie własnej wartości ( "Radzę sobie lepiej od innych, bo zarabiam więcej"). Ale jeśli zmienimy otoczenie i nagle będziemy jednymi z najgorzej opłacanych pracowników poczujemy się totalnie do niczego. Więc tak naprawdę to nie pieniądze sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi, a fakt jak wypadają nasze dochody w porównaniu z dochodami otoczenia. A to już jest kwestia naszego poczucia własnej wartości w ogóle. Niezależnie od tego, czy stać nas na hulajnogę czy nowe Audi A6.
Znam też wielu ludzi, którzy niezależnie od tego, ile pieniędzy by nie mieli, ciągle chcą mieć więcej. Ich życie zaczyna przypominać walkę o liczbę zer na koncie. Pościg. Taki realny, bo gdy już zdobywasz jakiś poziom życia, to starasz się go utrzymać lub sprawić, by był jeszcze wyższy. Zatracają się w tym pościgu. Tracą z oczu wartości, które naprawdę mają znaczenie. Miłość, rodzinę, czas. Przez chwilę wydaje im się, że są królami życia. Że mogą wszystko. Przez chwilę...
Na pewno słyszeliście takie powiedzenie: "Lepiej płakać w Ferrari niż w Polonezie". A ja...mogę płakać w Polonezie, jeśli będzie obok ktoś, kto poda mi chusteczkę i potrzyma mnie za rękę. Całkiem zupełnie serio!
(Nie będę tu rozważać sytuacji, w której żyjemy w ubóstwie, gdy nie ma pieniędzy na zabezpieczenie potrzeb niższego rzędu - takich jak mieszkanie, jedzenie, ubranie czy bezpieczeństwo itp. Bo to oczywiste, że wówczas pieniądze to nasze źródło największego niepokoju,lęku, nasze być albo nie być. )
Czy pieniądze zatem dają szczęście?
W pewnym stopniu na pewno tak. Umożliwiają nam korzystanie z przyjemności, dostarczają przeżyć, kupujemy sobie urozmaicone chwile. Więc pośrednio czynią nas szczęśliwymi. Ale czy to szczęście ? Czy chwilowa radość?
Ja odpowiedź znalazłam. A Ty? Potrafisz zdefiniować czym dla Ciebie jest szczęście? Czy potrzebujesz pieniędzy, by je mieć?
W pewnym stopniu na pewno tak. Umożliwiają nam korzystanie z przyjemności, dostarczają przeżyć, kupujemy sobie urozmaicone chwile. Więc pośrednio czynią nas szczęśliwymi. Ale czy to szczęście ? Czy chwilowa radość?
Ja odpowiedź znalazłam. A Ty? Potrafisz zdefiniować czym dla Ciebie jest szczęście? Czy potrzebujesz pieniędzy, by je mieć?
Zrób coś dla siebie. Połóż się wygodnie, zamknij oczy i wyobraź sobie siebie. Naprawdę szczęśliwą/szczęśliwego. Delektuj się tym widokiem. Spójrz jak wyglądasz, co masz na sobie, jak się poruszasz, kto jest obok Ciebie, a może jesteś sam/sama. Niech to szczęście Cię wypełni od koniuszków palców u stóp po czubek głowy. Gdy będziesz gotowy/gotowa- otwórz oczy.
Witaj, piszesz tak, że nie sposób oderwać oczu... Niemal chłonę każde słowo. Cieszę się że jesteś, że nadal chcesz tu być z Nami i dla Nas...
OdpowiedzUsuńTak więc jestem od początku i to się nie zmieni :)
A co do tematu wpisu...czy pieniądze dają szczęście? No cóż, zapewne każdy/każda z nas ma na ten temat swoje zdanie - myślę że to szczęście związane z posiadaniem pieniędzy jest związane z bezpieczeństwem, z tym że nie musimy tak bardzo "martwić się o jutro". To ile mamy pieniędzy i na co je wydamy zależy głównie od nas :) To temat rzeka :) Ale moim największym szczęściem jest to że co rano wita mnie uśmiech mojego dziecka i pocałunek męża; że jesteśmy zdrowi i szczęśliwi - a tego nie przeliczy się na żadne pieniądze....
Pozdrawiam. M.
M. dziękuję. Za taki power w tych ciepłych słowach, który teraz u progu nowego początku, jest mi niezmiernie potrzebny <3
UsuńCieszę się, że jesteś, że doceniasz to co ważne i piękne. Bądź bogata i jeszcze bogatsza...miłością i nie tylko :) ;)
Pozdrowienia!
Pieniądze bez wątpienia daja wolność. Człowiek nie jest zależny od pracodawcy, może w każdym momencie trzasnąc drzwiami i żyć parę lat z oszczędności. Ma czas na podróże, na hobby, na szukanie ciekawej i lepiej płatnej pracy. Ale jako cel sam w sobie są bez sensu. Jakiś bufor bezpieczeństwa trzeba mieć, by np. starczyło na lekarza, jak się pochorujemy (wiadomo jak to jest na nfz), ale to wszystko. Ja na przykład nie znoszę życia na kredyt i wolę mieszkać w ciasnym, na wielopokoleniowej kupie, ale nie musieć drżeć o nowy kurs franka.
OdpowiedzUsuńBez wątpienia zgadzam się ze wszystkim co napisałaś :) Choć ja akurat... drżę o nowy kurs franka ;) Hehehehe.
UsuńPozdrawiam!
Wszystko to prawda... Są rzeczy ważne i ważniejsze...a kuchnia w IKEI kosztuje teraz 279 zł :)))
OdpowiedzUsuńHehem dobrze wiedzieć!!!! Jeszcze w zeszłym tygodniu była po 399zł ;)
UsuńJa za pierwsze zarobione pieniadze kupilam sobie fajna bluzké, taka jak chcialam z dlugim rekawem i spodnie materialowe, w ktorych to ubraniach chodzilam ze 3 lata w LO - strasznie je lubilam:). Pamietam tez jak dostalam 100zl od Chrzestnej na Urodziny to tez kupilam sobie ubrania - akurat letnie ;). Lubilam ciuchy:). I jeszcze na 18-stke mielismy zrzutke w klasie po 2,50 od osoby to tez kupilam sobie za to fajne spodnie ala jeansy i sukienke na 2 dzien studniówki ;).
OdpowiedzUsuńCo do pieniedzy to sie z Toba zgadzam, chociaz sa bardzo wazne w zyciu, ale mysle, ze daja szczesie raczej krotkotrwale jesli chodzi np. o zakup nowych rzeczy, bajerów - na chwilke sie czlowiek super ucieszy, a potem o tym zapomina... ,ze to juz posiada. Nie mowie tu o zakupie np. pasty do zebów czy mydla - (rzeczy niezbednych), ale np. kolejnej pary markowych ciuchów, torebek, butów i przesadnego konsupcjonizumu ogolnie. Pozdrawiam serdecznie Mimi
Och. ja też uwielbiam ciuchy, do dziś. To mój sposób na złu humor. Inaczej mówiąc zakupoholizm. Ratuje mnie tylko fakt, że mam naturę grzebacza i uwielbiam lumpeksy. Portfel nie cierpi...aż tak ;) Pozdrawiam i zapraszam na fb :)
Usuńtez lubie lumpeksy:), ale maz mi zabrania...a po cichu zawsze cos stamtad kupie, bo taniej i czasem cos fajnego sie wypatrzy;)
OdpowiedzUsuńMężowie się nie znają. Oni z natury rzadko bywają szperaczami ;) Mój też nie jest :D
Usuńoj tak:), moj to by wszystko tylko wyrzucal, raczej minimalista, a ja lubie miec duzo roznosci nie wazne skad sa czy z tkmaxx, czy skadkolwiek ;)
UsuńJa dopiero naprawde docenilam to co mam jak pracowalam w szpitalu. Biedny czy bogatyn- laczylo ich to samo - choroba.
OdpowiedzUsuńCos strasznego.
Ciesze sie kazdego ranka kiedy widze jak blogo spia we wlasnych lozkach, ze jestesmy sprawni I zdrowi.
Zycie jest tylko jedno.
Fajnie miec pieniadze, ale nawet najbogatszym zdrowia one nie dadza.
Ja dziekuje Bogu za moje kochane dzieci I dobrego Meza.
Mam wszystko - jestem spelniona !
I tak trzymać <3 <3 <3
UsuńPieniądze nie są najważniejsze - ale nie da się ukryć, że są ważne. Poprawiają jakość i komfort życia. Umożliwiają rozwój osobisty, spełnianie własnych marzeń, realizację pewnych pasji i zainteresowań, które bez określonych środków finansowych byłyby dla nas nieosiągalne. W niektórych sytuacjach mogą podratować nasze zdrowie, a osobom chorym często pozwalają na lepsze funkcjonowanie.
OdpowiedzUsuńNajbardziej istotnych rzeczy faktycznie nie można za nie kupić - ale mimo wszystko lepiej je mieć, niż nie mieć (i wcale nie mówię tutaj o jakimś opływaniu w luksusy - tylko o życiu na normalnym, nie uwłaczającym ludzkiej godności poziomie).
Ich znaczenie daje się zresztą odczuć nie tylko w codziennych sytuacjach, ale nawet tutaj - w wirtualu. W końcu nie bez powodu powstają na blogach (Twoim, moim, czyimkolwiek) zakładki opisane jako "współpraca".
Wszystko prawda. Napisałam ten post właśnie dlatego, że zrobienie tej zakładki WSPÓŁPRACA sporo mnie psychicznie kosztowało. Do tej pory odmawiałam współpracy... Jakkolwiek to może wydać się dziwne. Ten blog dał mi coś cenniejszego niż potoczne #darylosu. Dał mi własne miejsce, gdy go nie miałam. Dał mi nowe znajomości, z których zrodziła się przyjaźń. Jednak doszłam do wniosku, że czas zarówno zainwestować w blog ( bo to nie tylko mój czas, ale też mniejsze wydatki (jak np. własna domena) jak i większe ), ale i spróbować rozwijać się dzięki współpracy. Tylko tak dam sobie możliwość dalszego pisania.
UsuńJednocześnie pozostaje wierna swojej naiwności - muszę być (prawdziwa) a nie mieć. Buziaki
Alu!Jasne,że pieniądze szczęścia nie dają!! Absolutnie! Komfort tak,ale nie szczęście i to pisze osoba z obciążona hipoteką,na marnym macierzyńskim i bez 500+ ;-) hehehehe, ale dajemy radę,skromnie,ale nie narzekamy,by zdrowie było! O! To jest prawdziwe szczęście!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A jeszcze większe to widzieć i doceniać to szczęście, tak jak Ty :) Pozdrawiam!!!
UsuńI zapraszam na fb :)
Ostatnio przeczytałam, że mówi się że pieniądze szczęścia nie dają, ale każdy chce to sprawdzić na sobie...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym, co napisałaś. Są rzeczy, których nie kupimy za żadne pieniądze. Z drugiej strony możliwość zaspokojenia swoich potrzeb, oszczędności dają jednak pewien komfort psychiczny. Ważne oby we wszystkim zachować umiar.
Hehe, bo to prawda. Ja tak naprawdę nie chciałam powiedzieć tym postem, że lubię być biedna i że w życiu nie ma sensu zarabiać pieniędzy. Chciałam tylko zauważyć, że dzika pogoń za pieniądzem jest bez sensu. Nie niesie ze sobą spełnienia, a wręcz odwrotnie - rozgoryczenie i poczucie straty. Ściskam.
UsuńTen punkt 3 to o mnie. Ostatnio odpuściłam mam dość ciągłych badań, monitoringów cyklu itp itd, ale mąż nalega więc rozglądam się za kolejnym ginekologiem, oby ten trafił bo już mam dość bycia królikiem doświadczalnym, chociaż tyle, że jak są pieniądze to z tym łatwiej, pewnie Alu wiesz co mam na myśli. Ja wiem, że za pieniądze zdrowia, miłości się nie kupi, ale przynajmniej, ma się jakiś komfort psychiczny jak się pracuje i ma jakiś swój grosz. Ciesze się , że wróciłaś z nową energią Alu. Brakowało mi Ciebie i Twoich wpisów. Buziaczki dla całej Waszej rodzinki. Pozdrawiam Ania
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że musisz przechodzić przez taki ciężki czas w swoim życiu. Wierzę, że będziesz kiedyś wspominać go tak jak ja - myśląc, że był Ci z wielu względów niezwykle potrzebny. Dziękuję za ciepłe słowa. Jestem, będę :) I wy też bądźcie ze mną :* Buziaki
Usuńzawsze mężowi mówię że lepiej biedniej skromniej ale szczęśliwie... niestety mąż nie jest taki... pogoń za kasą... nie za takiego mężczyznę wychodziłam...
OdpowiedzUsuń:( przykro mi, że tak czujesz. Myślę, że dzisiejszy świat skłania nas do takiej postawy, jaką prezentuje Twój mąż. Jedyne co możesz zrobić to stać się kroplą, która drąży skałę. Powtarzać, tak jak to robisz, rozmawiać i tłumaczyć, że to co najważniejsze nie przeliczy się ani na złoto, ani na diamenty, ani na złotówki. Buziaki, życzę spełnienia :*
UsuńWiesz co Alu tak mi przypomnialas zaczynajac swoj watek od roweru - gorala. Ja swoj dostalam chyba od dziadkow jak mialam 14lat, nie wiem kto dal na niego pieniadze...tego akurat nie pamietam, ale raczej to chyba byl moj kochany sp.Dziadus:). Kupilam rower na targu. No i z kolezanka tez tak jedzilysmy po okolicznych wioskach, i tak oto tym sposobem poznalam moja Pierwsza Milosc - ogromnego przystojniaka z fajnym glosem, super wygladem i na serio wtedy sie po raz 1 na maxa zakochalam:) ;) - to byly fajne beztroskie czasy!!! Pamietam to do dzis:). Pozdrawiam cieplo! Mimi
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń