Wiem, że zanudzam. Ale pierwsze słowa, które cisną mi się na klawiaturze tuż po kliknięciu "NOWY POST" brzmią "tak bardzo kocham"...
Może ze mną jest coś nie tak, nie wiem. Ale mam wrażenie, że ta Pani, która wydała na świat Leo, urodziła go dla mnie. Nie myślę na co dzień o nim jak o adoptowanym dziecku - to po prostu mój synuś. Nie myślę o sobie, jak o adopcyjnej mamie - jestem po prostu mamą.
Mam takie chwile, że chcę zamknąć bloga ( ostatnio jakaś plaga zamykania nastała...coś musi być na rzeczy), bo nie walczę już z niepłodnością. Godzę się z nią. Może powinnam zmienić tematykę? Chciałabym zacząć pisać o moim cudownym dziecku nie w kontekście adopcji... Po prostu zastanawiam się, czy dobre dla mnie i dla mojego dziecka jest patrzenie na nasze życie ciągle w odniesieniu do adopcji. Nasze życie nie kręci się wokół niej.
To nie chodzi o to, że ja adopcję wypieram. Absolutnie nie. Jestem z tego faktu bardzo dumna. Cieszę się, jak cholera, że zdecydowaliśmy się na TEN WAŻNY krok po naszego kochanego malucha. Po prostu nasze życie jest zupełnie...normalne. Mamy wyczekanego syna, żyjemy jak każda inna rodzina z małym dzieckiem. Z jednej strony myślę, że może pisząc o tym naszym życiu, pokażę innym niedowiarkom, że my naprawdę jesteśmy totalnie szczęśliwą rodziną. Nie odstającą od reszty. Po prostu rodziną.
Mój blog jako świadectwo...?
Ale z drugiej strony nie wiem, czy takie "udowadnianie" nie przyniesie odwrotnego skutku. Czy ja uwierzyłabym, gdyby ktoś mi dwa lata temu powiedział, że po adopcji będę czuła się tak wspaniale, że będę czuła się stuprocentową mamą, 100% mojego synka? Pewnie nie.
A teraz przemyślenie typu podwórkowego.
Dlaczego ciągle słyszę - będziesz jeszcze miała swoje dziecko? Mówią tak ludzie w mojej rodzinie, znajomi, ale i leczący mnie lekarze. "Teraz się uspokoisz, odblokujesz i będziesz jeszcze miała swoje dziecko".
Ja JUŻ MAM swoje dziecko.
Macie psa? Macie kota? Czyje to są zwierzęta? Czy o psie, którego macie, myślicie, że jest to pies suki, która wydała go na świat? A o kocie, którego kochacie, że to kot samiczki, która go urodziła?
Nie...?
Więc dlaczego tak często się mówi, że adoptowane DZIECKO jest obce,czyjeś?
Moja szklanka jest do połowy pełna.
Ale widzę, że u niektórych ludzi serca...puste.
Oj jak ją doskonale rozumiem te podworkowe teksty..... jeszcze będziesz miała swoje dziecko... i ten moment opamiętania, żeby nie walnac w twarz miłej sąsiadki;-)
OdpowiedzUsuńa niech sobie mówią i myślą co chcą:-) prymitywne baby;-) a mój synus śpi obok i nie wyobraża sobie zasypiania bezemnie, jego mamy... mamusi... mamci kochanej:-* mój synciu-piñciu kochany...
Olej innych kochaj i bądź kochana
Staram się olać, tylko boli mnie nie to nawet, że takie słowa trafiają we mnie, tylko, że trafiają w moje dziecko.
UsuńEhhh....
Za ostatnie zdanie powinnaś dostać złotą klawiaturę :) Podzielam Twoje spostrzeżenie. Wszystko zależy od serca człowieka. Nie ma innego wyjścia, jak puścić te opinie 'mimo uszu'. Myślę, że oni nic nie wiedzą o adopcji, mają tylko jakieś swoje wyobrażenie. A to jest Twoja, Wasza historia. Cudowna i pełna miłości :)
OdpowiedzUsuńByłoby wszystkim czytającym baaardzo żal gdybyś zamknęła bloga :)
Myślę, że ten blog jest taką kliszą tego, co z Mężem przeszliście, zanim staliście się Rodzicami, zanim stałaś się Mamą, zanim Synek dopełnił Waszą rodzinę. To taka Wasza ciąża. Myśli, emocje, sytuacje - osobiste i niepowtarzalne. Chyba warto to "trzymać", bo za kilkanaście lat może będziesz chciała poczuć znów te emocje. Przypomnieć sobie ten czas. Na poznaniu Synka historia się nie kończy, ona toczy się dalej - teraz przed Wami wspólne życie.
Nie chcę się wypowiadać nad zamykaniem bloga, czy tematyki (choć trochę to robię wbrew sobie ;)) Warto by było tak to jakoś ogarnąć, żeby nie odciąć korzeni.
Buziaki :)
MałaMi
"Złotą klawiaturę"? CZAD! Chciałabym :D :P
UsuńDzięki za dobre słowa. Myślę nad tym jak sprawić z tym moim blogiem, by wilk był syty i owca cała i mam już plan :)
Buziaki :)
Ja cztery lata po poznaniu pierwszej córci i dwa lata po sptkaniu drugiej wciąż mam ochotę krzyczeć ze szczęscia! Głumimi tekstami nie ma co sobie głowy zawracać.
OdpowiedzUsuńŚciskamy Was mocno!
:) Krzyczę i ja :)
UsuńCałus!
Allu myślę, że z Tobą jest wszystko jak najbardziej w porządku - choć psychologiem nie jestem - adopcja ma polegać właśnie na tym, że TO DZIECIĄTKO jest Wasze i jest w 100 %, jak sie uda to będą kolejne!!! OBY!!! A Leo będziesz kochała najbardziej;-) taki Skarb:-)
OdpowiedzUsuńWiesz uczestnicząc teraz w szkoleniu tak sobie myślę - o ile mamy, jako rodzice adopcyjni większą wiedzę na temat dzieci - I kto tu jest szczęściarzem;-)
Jesteś Najprawdziwszą Mamą na świecie !!!! Tak miało właśnie być!!!
Pozdrawiam AK
:)
UsuńMyślisz, że Leo będę kochała najbardziej? Szczerze to też się tego boję :P Ale ponoć, gdy pojawiają się kolejne dzieci pojawia się dodatkowe miejsce na taką samą miłość :)
Buziaki i pozdrowienia :)
To prawda!! :)
UsuńKurde, no, piekny post! Masz rację, ja zawsze mówiłam że moją suczke urodzila MAMA ... Nigdy nie powiedzialam ze suka... Jesteś mamą, a Twoje dziecko, dzieckiem... Mnie tak mowi nawet moj lekarz ginekolog,,, bedzie Pani Mialaswoje dziecko.... ale jak to swoje.. moje bedzie już w dniu pierwszego kontaktu w rodz zastepczej...Uwielbiam Twoje posty...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam :)
UsuńNasza coreczka jest z nami przeszlo 2 lata, skonczyla m-c temu 4 latka. Nie uslyszalam nigdy takich tekstow typu ,,jeszcze bedziesz miec swoje'' ani od najblizyszych ani tez od obcych, Uslyszlam za to pytania ,,kiedy drugie,,,?;)) czas na rodzenstwo...Alu, nie przejmuj sie gadaniem. Za jakis czas przestana gadac. Pozdrawiam garaco! Buziaczki dla Leosia.
OdpowiedzUsuńDziękujemy i pozdrawiamy :)
UsuńGłupich i niewrażliwych ludzi jeszcze nie raz spotkacie na swojej drodze, dobrze więc jest się uodpornić. Niektórzy ludzie po prostu nie zdają sobie sprawy jak to brzmi- nigdy nie mieli z taka sytuacją do czynienia. A Twój blog Allu jest bardzo potrzebny- nie ty;lko Wam jako pamiątka drogi jaką przeszliscie do Leosia, ale takim Mamom w oczekiwaniu jak ja także- każdy Twój wpis to miód na moje czekające serce i byłoby mi żal, gdybym nie mogła "śledzić" Waszych rodzicielsko- dzieciowych przygód. Tyle ode mnie- buziak.
OdpowiedzUsuńGeneralnie to jestem odporna. Nie myślę o tym jakoś namiętnie, ale po prostu to zauważam i jestem zaskoczona, że tak wielu ludzi myśli w ten sposób!
UsuńA fe :)
o rany,co za ludzie.......
OdpowiedzUsuńWycałuj tego swojego Synunia od ciotek i nie przejmuj się dekielkami - szkoda energii!
Wycałowany :) A jak się przy chichrał, kosmos :D
UsuńZobaczysz jak śmiech dziecka kruszy serce :) To jakaś masakra :)
Takie "zanudzanie" jak Twoje to ja chcę codziennie. Mogę czytać cały czas jak jesteś szczęśliwa i jak kochasz. To dodaje sił na trudne chwile. Wiele ich jeszcze przede mną w drodze po upragnione maleństwo.
OdpowiedzUsuńA Ci ludzie. Głupota ludzka nie zna granic niestety. Leoś to Wasz Synek. A niektórzy powinni zamilknąć. W końcu mowa jest srebrem a milczenie złotem.
Ściskam i ciepło pozdrawiam :))
:) ja też ściskam i pozdrawiam, a Leoś standardowo obślinia :)
UsuńDroga Autorko!
OdpowiedzUsuńTakie słowa nie powinny padać, bo bez względu na intencje Was ranią. Chociaż szczerze, myślę, że nie jest to intencją ich autorów. Nie wiem, jak to napisać sama nie raniąc. Najlepiej gdyby wypowiedziała się osoba, która przeżyła niepłodność-adopcję-biologiczne rodzicielstwo (w takiej kolejności). Nie przeżyłam cudu adopcji, ale dane mi było po niepłodności nosić pod sercem i urodzić małego człowieczka, w którym na zawsze złączyła się nasza (moja i męża) miłość, historia, przeszłość, przyszłość. Trudno to opisać, ale z całego serca życzę Ci żebyś tego doświadczyła. To nie są lepsze uczucia, to nie byłoby „lepsze” dziecko, to po prostu inne, choć może równe w swej piękności adopcji, doświadczenie.
A bloga nie kasuj, na pewno dajesz światełko w tunelu wielu walczącym parom. Pamiętasz swój przedostatni post? Nie był już taki cukierkowy. Macierzyństwo ( osiągnięte nieważnie jaką drogą) nigdy nie jest tylko cukierkowe, nawet jeśli przechodzi się je w miarę spokojnie bez wielkich tragedii (czego Wam i sobie i wszystkim rodzicom życzę), zawsze są momenty mniej „różowe”, takie jest życie, jest zmęczenie, drobne choróbska a dziecko choćby najbardziej kochane potrafi dokuczyć, choćby przechodząc naturalne bunty (np. dwulatka).
Ja też założyłam bloga, kiedy walczyliśmy z niepłodnością. Ani ciąża ani poród, ani synek nie spowodowały, że zapomniałam o niepłodności. Uważam, że ona naznaczyła nas na zawsze. Nie raz piszę o synku przez pryzmat niepłodności. Tamte uczucia wciąż są we mnie żywe. Teraz, kiedy mamy dziecko, spełniają się rzeczy, o których tak często marzyliśmy ich nie mając, więc nic dziwnego, że wracamy w myślach do tamtych czasów. Chociaż myślę – patrząc na siebie – z czasem wszystko „powszednieje” (trochę nieadekwatne słowo) i głowę zaprzątają „przyziemne”, codzienne sprawy, nie zawsze patrzy się na macierzyństwo tak wzniośle jak na początku.
Ja bloga nie skasowałam, choć piszę go tylko dla siebie, ku pamięci. Synek ma 13 miesięcy, a ja już nie pamiętam, kiedy pierwszy raz usiadł, itp. i nie raz wracam do tego na blogu. Jedyne, co zrobiłam, to ukryłam wcześniejsze wpisy, stały się dla mnie za intymne, zwłaszcza, że zdarzyło się, że blog trafił na główną i trafiały na niego zbyt przypadkowe osoby (np. niewiedzące, co to niepłodność). Czasami też niektóre nowe notki określam mianem „prywatne” i nie publikuję ich. Są myśli, które chcę zachować tylko dla siebie. Ale każda z nas jest inna, czego innego potrzebuję, no i ja nie mam tylu wiernych czytelniczek i nie robię tyle dobrego swoim blogiem co Ty! :*
:)
UsuńDziękuję za taki długi komentarz.
Rozumiem, co chcesz mi przekazać. Zgadzam się z Tobą. Chciałabym zajść w ciążę, mieć drugie dziecko. Przeżyć to czego nie przeżyłam z Leo. Ale nie mam na to jakiegoś wielkiego parcia.
Gdy tulę mojego synka...gdy otwiera oczy i widząc mnie, spokojnie zamyka je z powrotem,by usnąć, gdy wsysa mi policzek, gdy uśmiecha się na mój widok... czuję po prostu, że TEN OTO CZŁOWIEK jest stworzony, bym była jego mamą.
Dopiero teraz odkrywam czym jest adopcja...a jeszcze nie umiem jej do końca zdefiniowac.
Ej, Ala nie zanudzasz!!!
OdpowiedzUsuń- Opamiętaj się i niech ci na myśl więcej nie przychodzi zamykanie tego bloga! Bo jak nie to wszyscy pójdziemy do TVN i zobaczysz. Ewa Drzyzga weźmie cię w obroty i będziesz miała wtedy intelektualną i emocjonalną ucztę:)
A tak na serio.
Bardzo budujące jest dla mnie czytanie historii, która po pierwsze jest podobna do mojej( i jeszcze kilku tysięcy osób) z tym że Ja jeszcze czekam:( , a po drugie , dajesz niesamowitą siłę i radość do tego że:
- warto było się odważyć
- warto było czekać,
- warto było wysłuchiwać wszystkich Nie,
- warto było walczyć z samym sobą, pokonywać wszystkie słabości, ze łzami wstawać i iść dalej.
Nic tak nie dodaje sił jak jak świadomość tego że jest ktoś, kto przebył już tą drogę i nigdy w życiu by jej biegu nie chciał zmienić. Także na pewno twój blog jest Świadectwem.
Ludzkie gadanie. To wyjątkowo kąśliwe komary. Ale poza tym że zrobią nam bąbla na skórze i trochę po swędzi, to nic więcej nam nie będzie. A jeśli jakiś komar jest wyjątkowo natrętny to bardzo łatwo można się go pozbyć:)
P.S. Podziw dla twojego męża za samodzielne układanie kostki i to granitowej( pełna burżuazja) :))
Ka-ol
Och Karol! ;)
UsuńPozdrowienia dla uroczej żonki!
Oj, gdzie tu nuda??? A zreszta, jesli nawet, to taka PIEKNA nuda!!! :)
OdpowiedzUsuńCo do glupich tekstow to nie wiem co Ci napisac i poradzic, poza tym, ze pewnie te osoby maja jak najlepsze intencje. Tyle, ze jak mowia, dobrymi checiami pieklo jest wybrukowane. :/ I nie rozumiem dlaczego ktos mysli, ze adoptowane dziecko nie jest do konca dzieckiem adopcyjnej mamy lub taty, ze jest w jakis sposob "niepelne". To musza byc ludzie o bardzo ograniczonym umysle i zamknietym szczelnie sercu...
A co do bloga, to moze zaloz nowego, opisujacego juz tylko Wasze zycie z Leosiem? A tego zostaw na pamiatke? Albo i nie, bo moze kiedys zdecydujecie sie adoptowac ponownie, albo zajdziesz w ciaze i to miejsce bedzie idealne na opisanie oczekiwania na kolejne malenstwo? :)
Heh, dziękuję.
UsuńBlog zostaje :) Tylko będzie trochę zmian :)
Pozdrawiam!!!
Boże Alu Ty w każdym zdaniu, które piszesz trafiasz w prosto w serce. Oczywiscie POZYTYWNIE. Na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie jakbys miałam zamknąć bloga!!! Już Ci pisałam, że ja podobnie jestem taka trochę "nienormalna", idącą wiecznie pod prąd ale przecież o takich ludziach Jan Paweł II mówił w swoich kazanich. Żeby własnie tego się nie bać!! Alu zgadzam się z Tobą w 100 % i mnie osobiscie strasznie wkurzają ludzie, kótrzy tak mówią. Dałas przykład psa lub kota a ja zawsze powtarzam "a czy MÓJ mąż " jest naprawdę mój?? Nie łączą nas więzy krwi a przecież tworzymy rodzinę i jestesmy ze sobą na całe życie. Dla mnie rodzina to cos więcej niż pokrewieństwo biol. Może dlatego, że mam wiele przykładów jak rodzeństwo biologiczne potrafi być dla siebie okrutne.Często nie utrzymują ze sobą kontaktów wręcz się nienawidzą. Wie , że to tylko kilka przypadków ale niestety tak jest. Co z tego, że mam brata skoro nie interesuje go komletnie nic co u mnie zsię dzieje. Wręcz przeciwnie-mam wrażenie , że potrafi mi celowo robić na złosć. Przepraszam za prywatę-chciałam tylko podać przykład, że krew nie = się rodzinie. Alu nie jestescie normalną rodziną-jestescie przecudowną rodziną, niezwykłą, wrażliwą i pełną miłosci. A ludzie są różni, przeróżni... i naprawdę nie ma co na tak płytkich zwracać uwagi.
OdpowiedzUsuńTylko proszę nie zamykaj bloga-dzięki niemu ja odnalazłam się na nowo. Dałas mi wiarę i sens w ludzi i za to będę Ci wdzięczna zawsze.
:*:*:*:*
UsuńJuż dobrze. Blog zostaje :)
Ach co za absurd... to jest Wasz syn, i zawsze nim będzie!
OdpowiedzUsuńJa zawsze mówię, że najważniejsza jest miłość, bezpieczeństwo, spokojny dom, w którym zawsze ktoś tęskni, zawsze ktoś pocieszy i przytuli..
ile razy ja myślałam, że wolałabym zostać adoptowana i mieć kochających, dobrych rodziców 'niebiologicznych', zamiast tego piekła, które przeżywałam w dzieciństwie.
Kochacie swojego syna bezwarunkowo, i jesteście jego rodzicami, cokolwiek mówią inni ludzie.
Buziaki!
Wiem, co czujesz. I ja często myślałam, tak jak Ty... Ale to temat rzeka.
UsuńKochamy Go. Bez względu na to, że mamy wspólnych jedynie dalekich przodków hehe...
Te wszystkie nieprzemyślane ludzkie słowa, w obliczu dzieciątka, które JEST, które, już kocha, mówi "mama", "tata" są tak strasznie nieważne. Kiedyś, gdy mój synalec był malutki owszem zdarzało mi się usłyszeć coś takiego. W życiu nie zapomnę, jak podekscytowana znajoma zadzwoniła śpiewając niemalże "widziałam, że macie dziecko!!!", na co po usłyszeniu o adopcji jej euforia prysła, jak bańka mydlana i zakończyła "tak mi przykro, myślałam, że wam się udało". Bardzo przykre to dla mnie było, ale wierzę, że wypowiedziała się w ten sposób niechcący. Chcę jednak powiedzieć, że dzisiaj, gdy mały stał się sporym chłopcem, nikt nie odważyłby się powiedzieć czegoś takiego. Z resztą nasz synek nie przepuściłby czegoś takiego bez odpowiedniego komentarza:-)
OdpowiedzUsuńAllu, pisz dalej. O adopcji, o niepłodności, ale i o zwykłych dzieciowych sprawach i najzwyklejszym w świecie macierzyństwie.
I zobaczysz, jeszcze kiedyś będziesz miała DRUGIE, SWOJE dziecko;-) Wszystko jedno, którą drogą do Ciebie przybędzie:-) My wszystkie ciotki blogowe chętnie przeżyłybyśmy to wszystko jeszcze raz. Z Tobą, Twoim mężem i TWOIM Leosiem:-) Jeśli tylko nam na to pozwolisz. Całuję Cię Mamusiu pełną gębą!
P.S. Osobiście uważam, że przy Tobie Allu, powinna być gromada dzieci. Zasługujesz na gromadę i starczyło by Ci miłości dla wszystkich, a może jeszcze by troszkę zostało:-)))
Mój synek zaczął gaworzyć! A jego pierwsze słowo brzmiało "mamamama"!!!!
UsuńPoryczałam się.
Dziś już cały dzień na piedestale "babababababababa"...
i tylko tatusiowi smutno :D :P
Całujemy :)
Kochana zanudzaj jeszcze bardziej. Ja nie wyobrażam sobie dnia bez zajrznia do Was. Nawet jeśli nie ma nowego posta, to czytam po raz kolejny poprzednie. I chłonę każde słowo. Także bardzo się cieszę, że blog zostaje. I jeszcze Twoje zdjęcia. Masz dar.
OdpowiedzUsuńCo do tekstów. Ja odniosłam wrażenie, że dla niektórych osób adopcja jest lekarstwem na niepłodność. Już mnie nie ruszają takie teskty, tylko zadziwiają osoby, które je wypowiadają. Ale jak to powiedział klasyk "Gdyby głupota umiała latać...".
Kochana uwierz mi, że kiedyś nie będziesz miała czasu tu zaglądać, hehehe :) całus!
UsuńWięcej nudy żądam:) więcej Leofamili:)
OdpowiedzUsuńhehehe :)
UsuńAlu, niczym się nie przejmuj! Najważniejsze jest teraz Wasze Szczęście!! Ciesz się nim, uśmiechaj, całuj, przytulaj i krzycz z tej radości :) Jej, aż się boję swojej reakcji na nasze Szczęście, skoro już mnie nosi :) Buziaki ;)
OdpowiedzUsuń