W środku maja zaczęliśmy szukać niani. Najpierw po "znajomości",
potem przez ogłoszenia lokalne, na końcu przez portal niania.pl.
Wpłaciliśmy 50zł ( taka jest tam niestety minimalna wpłata, żeby mieć
dostęp do niań i żeby one miały dostęp do Twojego ogłoszenia). Wybrałam
kilka Pań spełniających moje kryteria ( wiek - nie chciałam młodej
dziewczyny, raczej kobietę po 35 roku życia, cena - tu nie ukrywam, że
10zł/h to był nasz max, bo na więcej nas po prostu nie stać, miejsce
zamieszkania - jak najbliżej naszego (wiadomo, że Trójmiasto jest dość
duże), i na końcu - referencje). Niestety, żadna z Pań, do których
zadzwoniłam nie chciała opiekować się dzieckiem na zmiany ( a takiej
niestety nam trzeba, bo mąż tak pracuje) i żadna nie zgodziła się
na weekendy, natomiast fakt, że ja jako matka będę obecna w domu
przyjmowały stanowczym: "Co to to nie." Byłam dość zrezygnowana. Ale
wtedy rozdzwoniły się telefony od niań, które zainteresowało moje
ogłoszenie. Umówiłam się z pierwszą. Zastanawiałam się, na co mam
zwrócić uwagę, jakie zadać jej pytania, jak się zachować, ale
jednocześnie nie chciałam być wścibska i natarczywa ( to przecież tylko
pierwsza rozmowa).
Pani przyjechała z okolicznej wsi. Mówiła, że dojazd ma świetny. Wzięłam Leonka i poszliśmy po Panią na przystanek, bo trafić do nas naprawdę nie jest łatwo. Zobaczyłam ok.60-letnią, zadbaną Panią. Przywitała się ze mną i od razu z moim maluchem. Podobało mi się jej podejście. A i Leo uśmiechał się do niej i był zadowolony. Dotarłyśmy do domu, postawiłam herbatę i zaczęłyśmy rozmawiać. Leoś w tym czasie bawił się zabawkami, albo podchodził do stołu i próbował ściągnąć herbatę, albo wdrapać się mi na kolana (wykrzykując apa,apa,apa,apa).
Miałam przygotowany zestaw pytań, głupio mi było czytać z kartki, więc zadałam tylko te, które zapamiętałam. W przygotowaniu takiego zestawu oczywiście pomógł mi google :)
Dla zainteresowanych wklejam przykładowy link:
O co pytać przyszłą nianię?
Niania okazało się, że nie ma doświadczenia w zawodzie. Ale wychowała trójkę synów i opiekowała się dwuletnią obecnie bratanicą. Zmianowość i praca w weekendy to dla niej nie problem. Z entuzjazmem przyjęła również fakt, że będę obecna w domu ( "To świetnie. Dla mnie to lepiej" - krzyknęła) - mogło mnie to zastanowić, ale po wcześniejszych rozmowach telefonicznych wzięłam tę jej radość za pozytyw... Umówiłam się z nią na próbny dzień.
Spóźniła się godzinę. W ogóle była zaskoczona godziną ( umówione byłyśmy na 13), bo gdy zadzwoniłam dzień wcześniej upewnić się, że będzie, ona potwierdziła, że będzie rano. Przyszła o 14 i już w drzwiach opowiadała, że musiała przecież pojechać do Gdańska opłaty zrobić... Nie ukrywam, że ja nie spóźniam się nigdy. Nigdy się nie spóźniałam. Wszędzie jestem przed czasem i byłam już tak wściekła, że myślałam, że ją po prostu wyproszę. Ale się ugięłam. A co tam, nie można ludzi skreślać na początku. Może mogłam dokładniej przedstawić jej moje oczekiwania. Na pewno! Teraz myślę, że to był mój podstawowy błąd... Ale, gdy mówiłam jej, że chcę by opiekowała się moim 15-miesięcznym dzieckiem i ogarniała przy nim - wydawało mi się, że naturalnie wpisane jest w to karmienie i sprzątnięcie po nim, zmienianie pieluszek, spacery, zabawa i zebranie zabawek.
Już pierwszego dnia zobaczyłam, że Leoś ma odwrotnie ubranego pampersa ( o zgrozo!), ale wydało mi się to nawet zabawne. Wytłumaczyłam pani, jak ubieramy pieluszki. Gdy zrobił pierwszą kupkę ostrzegłam ją, że zmienienie pieluszki nie będzie łatwe. Leoś nie znosi przebierania kupy. Mycia jej i ubierania ciuchów... Ucieka przy tym, piszczy, kopie. No kurczę, wiem, że to nieładnie, ale to 15-miesięczny dzieciak. Obecnie faktycznie, dla mnie jest to problem, bo jego kopniaki trafiają prosto w mój brzuch, dlatego przebiera go tatuś...no i miała niania... Przy pierwszej kupce, drugiej i trzeciej - niania mi tylko asystowała. Trzymała Leośka za nóżki, ja wycierałam pupkę i ewentualnie smarowałam sudocremem ( coś mu się ostatnio odparza, może dlatego, że ciepło jest) i wkładałam pampersa. Weszło jej w krew widać, bo od tamtej pory, jak tylko jest kupa to jestem wołana na pomoc. Dziś zdecydowanie powiedziałam, że musi sobie poradzić sama, bo przecież mnie może w domu nie być. Czasem muszę jechać do lekarza, czasem wyjść do sklepu czy apteki... Widziałam, że się wściekła. Jestem pewna, że ona się tej kupy brzydzi. Nie bardzo mogła sobie poradzić. Chustki po umyciu z kupą wylądowały na dywanie ( mamy taki jasny beżowy....), brudny pampers nie zapięty, Leon darł się wniebogłosy (mi też czasem się tak drze). Poza tym zaczęła ubierać mu czystą pieluchę na brudną pupę, tam jeszcze było mnóstwo kupy! Nie wiem, ale dla mnie to tragedia. Kto chciałby chodzić ze swędzącą pupą? Poprosiłam, żeby myła pupę jeszcze jedną chustką, nawet jeśli już jej się wydaje ta pupcia czysta... Ryk Leona był coraz głośniejszy. W końcu wycedziła do niego - "Ze skóry cię nie obdzieram". Smutne to. Jest u nas 5 raz i mały już ją wkurza? Zaczął krzyczeć:" mami, mami". I normalnie unikał jej dotyku, przybiegł i przytulił się do mnie... Uspokoiłam go, że niania jest dobra i fajna, i że pójdzie z nią na dwór się pobawić. Trochę pomogło.
Generalnie jednak Pani za Leosiem nie nadąża. Wczoraj chciałam pojechać kupić Leośkowi bluzy na lato, jakieś rozpinane, w środy w lumpach jest u nas 50%. Przy lumpeksach są place zabaw, więc zaproponowałam Pani, że wezmę ją i małego. Oni pobawią się na placu, a ja chcę się przejść chwilę po sklepach (to raptem 3 sklepy). "Fajnie, może też coś sobie kupię" - powiedziała niania.(WTF?)
Kto powinien ubrać i przygotować dziecko na spacer? Wydaje mi się, że niania. Ale ona stanęła w drzwiach w bucikach i okularkach przeciwsłonecznych na głowie, i już czeka na samochód. Leoś tylko w trampkach, bez czapki i szaliczka. Bez picia, chrupek, czy banana... Bez smoczka. Poprosiłam, by to przygotowała. Wzięła tylko połowę rzeczy. Dopakowałam.
Na miejscu to już był koszmar. Wiało i pani rozwiewało szalik, który ciągle poprawiała, a Leon w tym czasie biegał wzdłuż deptaka, po którym jeździły rowery. Nie wzięłyśmy wózka (szczerze mówiąc myślałam, że jest w bagażniku a i nie pomyślałam, bo wózkiem zawsze zajmuje się mój mąż) i Leoś nie chciał iść z Panią za rączki. Nie było to daleko, można było go wziąć na ręce i zanieść, ale jak się potem okazało, Panią bolą biodra... Współczuję, ale no co mam zrobić, do takiej pracy potrzeba kogoś sprawnego. Więc ja się wróciłam i wzięłam go za rękę, i poszliśmy.
Trochę się wyrywał, no ale to norma. W sklepie byłam może z 5-10 min. Gdy wyszłam Leoś biegł prosto do pobliskiego rowu. Pojechałyśmy do domu. Z jazdą samochodem też jest moim zdaniem coś nie tak. Niania siadła z przodu, zamiast z tyłu z dzieckiem. Podczas jazdy ani razu na niego nie spojrzała... Ja, dopóki mój brzuch nie stał się większy ode mnie, zawsze siadałam z tyłu...
Dziś to już w ogóle była tragedia. Pani spóźniła się 10 minut (ostatnio 15 minut), gdy spytałam dlaczego, powiedziała, żebym nie przesadzała, to tylko 10 minut. I udała się do toalety, z której wyszła po kolejnych 10 minutach. Po domu chodzi w butach, choć prosiłam ją, żeby przywiozła sobie kapcie... Leoś nie miał najlepszego humoru. Nie chciał z nią iść na dwór, wołał mnie (jak mnie woła, to pani mu odpowiada: " mama poszła sobie poleżeć", nawet, gdy prasuję ciuchy dla małej...) Dziś czuję się źle, znów ma skurcze i kłucia w środku, muszę leżeć. Ale niania ani nie dała przez 3h dziecku jeść, ani nie zmieniła pampersa, tylko ciągle mu śpiewała... a on się nudził i płakał. Hitem dzisiejszego dnia była piosenka brzmiąca tak:
"Jedzie koń, jedzie koń podkówkami bije uciekaj Leonku bo cię koń zabije".
Po tych 3h zaniosłam mu jedzenie. Poprosiłam, żeby z nim wyszła na dwór, a nie siedziała w zamkniętym pokoiku. W końcu wyszłam z nią. Zaczęła szukać Leośka butów na dole, a przecież widziałam, że weszli w butach do góry i zostawiła je na górze przed pokojem. Gdy jej powiedziałam, że buciki są na górze stwierdziła, że ich tam nie zanosiła ( przedziwne!)... Zeszłyśmy, zrobiłam kolację ( pani je posiłki, tak się z nią umówiłam), ale po posiłku, jak co dzień, zostawiła naczynia gdzie popadnie... Później co chwilę (ale dosłownie do 5-7 minut!) zaglądała do domu na zegarek, bo nie może się spóźnić na busa. Godziny pracy były ustawiane pod jej dojazdy. Wiedziałam, że ma o 18.45, więc pracę kończy o 18.30, żeby spokojnie zdążyć. A to była dopiero 16... Powiedziałam jej, że nie chcę być nieuprzejma, ale jeśli praca u nas jest dla Pani zbyt ciężka nie ma sensu się wspólnie męczyć. Ale pani zaprzeczyła, wszystko jest w jak najlepszym porządku, ona traktuje Leosia jak swojego wnuka itp.
Dziś miała być też niani pierwsza kąpiel. Uczestniczyła wcześniej w kąpieli wraz z moim mężem, żeby zobaczyć co i jak. A dziś była normalnie zupełnie nierozgarnięta. Nie wiedziała, czym myć dziecko ( miała do wyboru mój Lactacyd i Nivea Baby...). Leon zachowywał się jak wariat. Zaczął chlapać i piszczeć. Ja już się do wanny nie schylę. W zeszłym miesiącu przyjeżdżała pomagać mi męża mama myć Leonka. Wyszłam z łazienki z tej kąpieli. Słyszałam, że mały szaleje. Gdy wróciłam Leoś wisiał na jednej ręce nad wanną trzymany przez tę babę za nadgarstek, cały był w czerwonych śladach, tak jakby ktoś go mocno ściskał... Nie było mnie może 45 sekund! Kazałam jej go wyjąć, zabrałam go do pokoju, ubrałam. Ona przyszła, stanęła obok łóżka. Leoś wstał i zaczął biegać po łóżku i nagle tuż przy niej - skoczył na główkę do swojego łóżeczka. Jego szyja wygięła się w łuk. A ja po prostu się wydarłam - "O Boże!" Zrobiło mi się słabo.
Nic mu się nie stało. Ale nie mogę zostawić więcej tej kobiecie mojego dziecka. Ono nie jest z nią bezpieczne. Chciało mi się ryczeć. Poprosiłam, żeby już sobie poszła. Przed chwilą napisałam jej smsa, że dziękuję jej za te 5 dni pracy i żeby więcej nie przychodziła. Wiecie co? Zaczynam się zastanawiać, czy ta kobieta nie jest czasem psychicznie chora, albo nie ma demencji... Boję się trochę, że jeszcze się tu pojawi.
I naprawdę, naprawdę - nie wiem co powinnam teraz zrobić. Po tym wszystkim mam znów skurcze i kłucia, mam kluchę w gardle. Uśpiłam Leonka, ale on się budzi co chwilę i płacze... Mam wyrzuty sumienia i jest we mnie ciągły niepokój o moje dziecko. Nie wiem, czy jestem w stanie zaufać jeszcze jakiejś kobiecie. Z całą pewnością żłobek byłby w naszym przypadku lepszym rozwiązaniem.
Wiem, ten post przepełniony jest emocjami. Pisałam go na gorąco. Muszę się do tego wszystkiego jakoś zdystansować.
Pani przyjechała z okolicznej wsi. Mówiła, że dojazd ma świetny. Wzięłam Leonka i poszliśmy po Panią na przystanek, bo trafić do nas naprawdę nie jest łatwo. Zobaczyłam ok.60-letnią, zadbaną Panią. Przywitała się ze mną i od razu z moim maluchem. Podobało mi się jej podejście. A i Leo uśmiechał się do niej i był zadowolony. Dotarłyśmy do domu, postawiłam herbatę i zaczęłyśmy rozmawiać. Leoś w tym czasie bawił się zabawkami, albo podchodził do stołu i próbował ściągnąć herbatę, albo wdrapać się mi na kolana (wykrzykując apa,apa,apa,apa).
Miałam przygotowany zestaw pytań, głupio mi było czytać z kartki, więc zadałam tylko te, które zapamiętałam. W przygotowaniu takiego zestawu oczywiście pomógł mi google :)
Dla zainteresowanych wklejam przykładowy link:
O co pytać przyszłą nianię?
Niania okazało się, że nie ma doświadczenia w zawodzie. Ale wychowała trójkę synów i opiekowała się dwuletnią obecnie bratanicą. Zmianowość i praca w weekendy to dla niej nie problem. Z entuzjazmem przyjęła również fakt, że będę obecna w domu ( "To świetnie. Dla mnie to lepiej" - krzyknęła) - mogło mnie to zastanowić, ale po wcześniejszych rozmowach telefonicznych wzięłam tę jej radość za pozytyw... Umówiłam się z nią na próbny dzień.
Spóźniła się godzinę. W ogóle była zaskoczona godziną ( umówione byłyśmy na 13), bo gdy zadzwoniłam dzień wcześniej upewnić się, że będzie, ona potwierdziła, że będzie rano. Przyszła o 14 i już w drzwiach opowiadała, że musiała przecież pojechać do Gdańska opłaty zrobić... Nie ukrywam, że ja nie spóźniam się nigdy. Nigdy się nie spóźniałam. Wszędzie jestem przed czasem i byłam już tak wściekła, że myślałam, że ją po prostu wyproszę. Ale się ugięłam. A co tam, nie można ludzi skreślać na początku. Może mogłam dokładniej przedstawić jej moje oczekiwania. Na pewno! Teraz myślę, że to był mój podstawowy błąd... Ale, gdy mówiłam jej, że chcę by opiekowała się moim 15-miesięcznym dzieckiem i ogarniała przy nim - wydawało mi się, że naturalnie wpisane jest w to karmienie i sprzątnięcie po nim, zmienianie pieluszek, spacery, zabawa i zebranie zabawek.
Już pierwszego dnia zobaczyłam, że Leoś ma odwrotnie ubranego pampersa ( o zgrozo!), ale wydało mi się to nawet zabawne. Wytłumaczyłam pani, jak ubieramy pieluszki. Gdy zrobił pierwszą kupkę ostrzegłam ją, że zmienienie pieluszki nie będzie łatwe. Leoś nie znosi przebierania kupy. Mycia jej i ubierania ciuchów... Ucieka przy tym, piszczy, kopie. No kurczę, wiem, że to nieładnie, ale to 15-miesięczny dzieciak. Obecnie faktycznie, dla mnie jest to problem, bo jego kopniaki trafiają prosto w mój brzuch, dlatego przebiera go tatuś...no i miała niania... Przy pierwszej kupce, drugiej i trzeciej - niania mi tylko asystowała. Trzymała Leośka za nóżki, ja wycierałam pupkę i ewentualnie smarowałam sudocremem ( coś mu się ostatnio odparza, może dlatego, że ciepło jest) i wkładałam pampersa. Weszło jej w krew widać, bo od tamtej pory, jak tylko jest kupa to jestem wołana na pomoc. Dziś zdecydowanie powiedziałam, że musi sobie poradzić sama, bo przecież mnie może w domu nie być. Czasem muszę jechać do lekarza, czasem wyjść do sklepu czy apteki... Widziałam, że się wściekła. Jestem pewna, że ona się tej kupy brzydzi. Nie bardzo mogła sobie poradzić. Chustki po umyciu z kupą wylądowały na dywanie ( mamy taki jasny beżowy....), brudny pampers nie zapięty, Leon darł się wniebogłosy (mi też czasem się tak drze). Poza tym zaczęła ubierać mu czystą pieluchę na brudną pupę, tam jeszcze było mnóstwo kupy! Nie wiem, ale dla mnie to tragedia. Kto chciałby chodzić ze swędzącą pupą? Poprosiłam, żeby myła pupę jeszcze jedną chustką, nawet jeśli już jej się wydaje ta pupcia czysta... Ryk Leona był coraz głośniejszy. W końcu wycedziła do niego - "Ze skóry cię nie obdzieram". Smutne to. Jest u nas 5 raz i mały już ją wkurza? Zaczął krzyczeć:" mami, mami". I normalnie unikał jej dotyku, przybiegł i przytulił się do mnie... Uspokoiłam go, że niania jest dobra i fajna, i że pójdzie z nią na dwór się pobawić. Trochę pomogło.
Generalnie jednak Pani za Leosiem nie nadąża. Wczoraj chciałam pojechać kupić Leośkowi bluzy na lato, jakieś rozpinane, w środy w lumpach jest u nas 50%. Przy lumpeksach są place zabaw, więc zaproponowałam Pani, że wezmę ją i małego. Oni pobawią się na placu, a ja chcę się przejść chwilę po sklepach (to raptem 3 sklepy). "Fajnie, może też coś sobie kupię" - powiedziała niania.(WTF?)
Kto powinien ubrać i przygotować dziecko na spacer? Wydaje mi się, że niania. Ale ona stanęła w drzwiach w bucikach i okularkach przeciwsłonecznych na głowie, i już czeka na samochód. Leoś tylko w trampkach, bez czapki i szaliczka. Bez picia, chrupek, czy banana... Bez smoczka. Poprosiłam, by to przygotowała. Wzięła tylko połowę rzeczy. Dopakowałam.
Na miejscu to już był koszmar. Wiało i pani rozwiewało szalik, który ciągle poprawiała, a Leon w tym czasie biegał wzdłuż deptaka, po którym jeździły rowery. Nie wzięłyśmy wózka (szczerze mówiąc myślałam, że jest w bagażniku a i nie pomyślałam, bo wózkiem zawsze zajmuje się mój mąż) i Leoś nie chciał iść z Panią za rączki. Nie było to daleko, można było go wziąć na ręce i zanieść, ale jak się potem okazało, Panią bolą biodra... Współczuję, ale no co mam zrobić, do takiej pracy potrzeba kogoś sprawnego. Więc ja się wróciłam i wzięłam go za rękę, i poszliśmy.
Trochę się wyrywał, no ale to norma. W sklepie byłam może z 5-10 min. Gdy wyszłam Leoś biegł prosto do pobliskiego rowu. Pojechałyśmy do domu. Z jazdą samochodem też jest moim zdaniem coś nie tak. Niania siadła z przodu, zamiast z tyłu z dzieckiem. Podczas jazdy ani razu na niego nie spojrzała... Ja, dopóki mój brzuch nie stał się większy ode mnie, zawsze siadałam z tyłu...
Dziś to już w ogóle była tragedia. Pani spóźniła się 10 minut (ostatnio 15 minut), gdy spytałam dlaczego, powiedziała, żebym nie przesadzała, to tylko 10 minut. I udała się do toalety, z której wyszła po kolejnych 10 minutach. Po domu chodzi w butach, choć prosiłam ją, żeby przywiozła sobie kapcie... Leoś nie miał najlepszego humoru. Nie chciał z nią iść na dwór, wołał mnie (jak mnie woła, to pani mu odpowiada: " mama poszła sobie poleżeć", nawet, gdy prasuję ciuchy dla małej...) Dziś czuję się źle, znów ma skurcze i kłucia w środku, muszę leżeć. Ale niania ani nie dała przez 3h dziecku jeść, ani nie zmieniła pampersa, tylko ciągle mu śpiewała... a on się nudził i płakał. Hitem dzisiejszego dnia była piosenka brzmiąca tak:
"Jedzie koń, jedzie koń podkówkami bije uciekaj Leonku bo cię koń zabije".
Po tych 3h zaniosłam mu jedzenie. Poprosiłam, żeby z nim wyszła na dwór, a nie siedziała w zamkniętym pokoiku. W końcu wyszłam z nią. Zaczęła szukać Leośka butów na dole, a przecież widziałam, że weszli w butach do góry i zostawiła je na górze przed pokojem. Gdy jej powiedziałam, że buciki są na górze stwierdziła, że ich tam nie zanosiła ( przedziwne!)... Zeszłyśmy, zrobiłam kolację ( pani je posiłki, tak się z nią umówiłam), ale po posiłku, jak co dzień, zostawiła naczynia gdzie popadnie... Później co chwilę (ale dosłownie do 5-7 minut!) zaglądała do domu na zegarek, bo nie może się spóźnić na busa. Godziny pracy były ustawiane pod jej dojazdy. Wiedziałam, że ma o 18.45, więc pracę kończy o 18.30, żeby spokojnie zdążyć. A to była dopiero 16... Powiedziałam jej, że nie chcę być nieuprzejma, ale jeśli praca u nas jest dla Pani zbyt ciężka nie ma sensu się wspólnie męczyć. Ale pani zaprzeczyła, wszystko jest w jak najlepszym porządku, ona traktuje Leosia jak swojego wnuka itp.
Dziś miała być też niani pierwsza kąpiel. Uczestniczyła wcześniej w kąpieli wraz z moim mężem, żeby zobaczyć co i jak. A dziś była normalnie zupełnie nierozgarnięta. Nie wiedziała, czym myć dziecko ( miała do wyboru mój Lactacyd i Nivea Baby...). Leon zachowywał się jak wariat. Zaczął chlapać i piszczeć. Ja już się do wanny nie schylę. W zeszłym miesiącu przyjeżdżała pomagać mi męża mama myć Leonka. Wyszłam z łazienki z tej kąpieli. Słyszałam, że mały szaleje. Gdy wróciłam Leoś wisiał na jednej ręce nad wanną trzymany przez tę babę za nadgarstek, cały był w czerwonych śladach, tak jakby ktoś go mocno ściskał... Nie było mnie może 45 sekund! Kazałam jej go wyjąć, zabrałam go do pokoju, ubrałam. Ona przyszła, stanęła obok łóżka. Leoś wstał i zaczął biegać po łóżku i nagle tuż przy niej - skoczył na główkę do swojego łóżeczka. Jego szyja wygięła się w łuk. A ja po prostu się wydarłam - "O Boże!" Zrobiło mi się słabo.
Nic mu się nie stało. Ale nie mogę zostawić więcej tej kobiecie mojego dziecka. Ono nie jest z nią bezpieczne. Chciało mi się ryczeć. Poprosiłam, żeby już sobie poszła. Przed chwilą napisałam jej smsa, że dziękuję jej za te 5 dni pracy i żeby więcej nie przychodziła. Wiecie co? Zaczynam się zastanawiać, czy ta kobieta nie jest czasem psychicznie chora, albo nie ma demencji... Boję się trochę, że jeszcze się tu pojawi.
I naprawdę, naprawdę - nie wiem co powinnam teraz zrobić. Po tym wszystkim mam znów skurcze i kłucia, mam kluchę w gardle. Uśpiłam Leonka, ale on się budzi co chwilę i płacze... Mam wyrzuty sumienia i jest we mnie ciągły niepokój o moje dziecko. Nie wiem, czy jestem w stanie zaufać jeszcze jakiejś kobiecie. Z całą pewnością żłobek byłby w naszym przypadku lepszym rozwiązaniem.
Wiem, ten post przepełniony jest emocjami. Pisałam go na gorąco. Muszę się do tego wszystkiego jakoś zdystansować.
Wiesz dlaczego żłobek byłby lepszy? Bo Ciebie by w nim nie było. Ale piszesz że potrzebujesz kogoś na zmiany więc żłobek chyba odpada. A tak poza to przecież nikt nie zajmie się twoim dzieckiem tak jak Ty sama. Nie znajdziesz ideału, przygotuj się na to. Ale nie odpuszczaj, wkoncu ktoś się znajdzie. Uwierz mi ze naprawdę Ci się przyda. Ja już rok jestem S domu w 4 opłatkiem i roczniakiem. (Teraz) i powiem szczerze ze to był najciezszy rok mojego życia. Mój mąż też pracuje na zmiany. Choć jest też druga strona medalu. Uczucia Leona. Nie dość ze będzie konkurencja to jeszcze nim ma zajmować się ktoś obcy. To może być ciężko. Ale zdecydowanie szukaj pomocy. Tylko może jednak młodszej? Która po prostu lubi dzieci, rzeszy da się nauczyć: ) życzę powodzenia: )
OdpowiedzUsuńNo oczywiście, że lepiej, gdyby mnie nie było. Wiem, że to koszmar dla osoby, która zajmuje się dzieckiem, bo czuje się ciągle jak na cenzurowanym. Nie szukam ideału. Nie kwestionuję i nawet nie odczuwam takiej potrzeby - sposobu opieki nad małym mojego męża czy jego rodziców... Źle trafiłam z tą nianią, ale jednocześnie wiem, że jest w tym wiele mojej winy. Co do opieki po porodzie to naprawdę ja nigdzie nie napisałam, że niania będzie opiekować się tylko moim synkiem. Chciałam, żeby był ktoś. Bo mama do mnie nie przyjedzie, teściowa też nie. Mąż nie może wziąć wolnego w sierpniu. Będę sama. Najnormalniej w świecie potrzebuję pomocy, bo się boję. Po prostu się boję. Do tego mam przedporodowe huśtawki emocjonalne i lepiej, żebym nic już nie pisała.
UsuńJa chyba w cudzysłowiu, rozdarłabym Panią nianię na strzępy! Podjęłaś dobrą decyzję! Może ktoś młodszy byłby bardziej rozgarnięty? Nie macie nigdzie blisko żłobka?
OdpowiedzUsuńZdrówka dla Was.
Myślę, że jeśli zdecyduję się jeszcze na szukanie pomocy to będzie to ktoś młodszy. Prywatny żłobek jest dość daleko.
UsuńPozdrowienia.
W żłobku jest identycznie, tylko "czego oczy nie widzą tego sercu nie żal"... zresztą masz dowód: większość potencjalnych nani nie chciało wejść w taki układ.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi ale nie ogarniam Twojego pomysłu :( Może potrzebujesz pomocy, ale tak strasznie żal mi Leosia. ..Widzę was oczyma wyobraźni, ciebie z brzuchem a za chwilę nowym dzidziusiem oczekującą że przy Leosiu wszystko zrobi niania: ubierze , przewinie, utuli a ty będziesz obok, ale niedostępna...
Ja wcale nie potrzebuję opiekunki do Leosia na "po porodzie"... Nie mogę karmić piersią, więc mała raczej przyczepiona do mojego cycka nie będzie. Potrzebuję kogoś do pomocy po prostu. Do Leonka, do Amelki, tak o, żeby pomóc mi się ogarnąć w połogu i wpierwszych miesiącach. Zanim sobie nie ułożę jakoś planu dnia i nie dojdę do siebie. Bo może być mi ciężko poradzić sobie samej. Nawet nie wiesz, jak jest mi ciężko ze świadomością, że nie mogę z nim pobiegać, nie mogę go nosić. A na razie potrzebowałam i potrzebuję pomocy, bo po wyjściu ze szpitala miałam leżeć. Nic nie leżałam. Stąd mam ciągłe skurcze. Opiekunkę wzięłam też na 4-5h dziennie, a nie na 8 czy 10. Więc nie przesadzajmy z tym porzucaniem dziecka. Kocham Leosia nad życie. Ale staram się być również rozsądną matką, która stara się donosić ciążę, tak, żeby drugie dziecko miało szansę na zdrowe życie.
UsuńAllu ewidentnie potrzebujesz pomocy bo wiem jak to jest z brzuszkiem...I do tego z rozbrykanym pełnym energii chłopcem...
UsuńTylko właśnie...jak to rozegrać aby Leoś nie był pokrzywdzony, wiadomo tego nie unikniesz bo noworodkowi dużo czasu trzeba będzie poświęcić...
I nie dość, że będziesz miała mniej czasu dla synka to jeszcze jego potrzeby będzie MUSIAŁA zaspokajać jakaś obca osoba...trudne to bardzo...życzę wytrwałości.
Widać, że kochasz synka i jest ci ciężko, trzymam kciuki!
Ach i jeszcze jedno...
UsuńOczywiście, że to niania powinna ubierać dziecko, szykować wszystko do podróży, a tekst, że i może ona coś sobie kupi rozbawił mnie do łez....gorzkich łez...
W ogóle jeżeli jesteś w domu to podczas obecności niani Leoś powinien widywać Cię tylko w przelocie na soczystego buziaka ;-)
A już w ogóle jakby niania zaśpiewała mojemu dziecku taką piosenkę...to out! na *** pyszczek z mojego domu!
Trzymaj się Allu!
Dziękuję.
UsuńWzięłam sobie do serca Twój komentarz.
Tak czy siak, po porodzie zamierzam więcej uwagi poświęcić Leonkowi niż Amelce, właśnie po to, żeby nie czuł się odtrącony. Mam nadzieję i modlę się o to, aby córcia była grzecznym dzieckiem.
Wszystkiego dobrego.
Monika, Twoja wypowiedź brzmi bardzo krzywdząco.Moim zdaniem to super, że będzie(mam nadzieję) niania, bo nie da się ogarnąć dwóch małych Szkrabów tak, żeby wszystkim było dobrze, to jest po prostu niebezpieczne, bo trudno mieć oczy dookoła głowy.Leoś będzie miał Mamę dostępną cały czas, a nie taką, która musi ugotować, uprać i zrobić milion rzeczy, które może zrobić inna osoba. A jak po porodzie podnieść małego albo zrobić coś cięższego?
UsuńPrzecież Mama nie zamknie się w pokoju z Amelką i nie schowa się przed Leosiem..
I wiesz, dla mnie to sygnał alarmowy, że nie podobała się nianiom Twoja obecność w Twoim domu.
Wzielas pierwsza nianie jaka przyszla? Powaznie? Jesli odezwalo sie kilka, trzeba bylo przetestowac chociaz ze 3. Daj szanse mlodszym, moze gorszy obiad zrobi ale da rade szalec na placu zabaw. Pomoc wydaje sie nie zbedna u Was wiec powidzenia w szukaniu.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia KiJ
To ja robię obiady. Niani też ja gotuję. I oczywiście, że źle zrobiłam. Ale w pierwszych 2 tygodniach zgłosiła się tylko ta jedna. I ja durna zaufałam. I mam.
UsuńMoj drugi komentarz sie nie wyswietlil, a napisalam zebys nie odbierala tego negatywnie, raczej sie zdziwilam ze zaufalas pierwszej kobiecie. Zycze zebys szybko kogos znalazla, pomoc jest Wam potrzebna. Nie masz co sie obwiniac ze ktos sie zajmie Leosiem, chyba kazda matka wie ze opieka nad takim maluchem wymaga duzo sily i potrzeba sprawnosci przy tym, a w zagrozobej ciazy, z Twoimi przezyciami to trzeba spokoju, odpiczynku a nie gonitwy i schylania sie setny raz po cos. I tak szukaj niani i jej nie oszczedzaj, oszczedzaj siebie!!! Jesli ktos tak jak powyzej pisze ze porzucasz dziecko to chyba nie wie co to znaczy by matka i kilka godzin z kims innym nie zaszkodzi Leonowi a wrecz pomoze, dziecko musi uczyc sie nowych ludzi, miejsc, zachowan.
UsuńPowiem szczerze, że osobiście chyba nie umiałabym zaufać zupełnie obcej osobie i powierzyć jej swojego dziecka.
OdpowiedzUsuńNawet kiedy Bąbel ma zostać choćby na kilka godzin z którymiś dziadkami, i tak nie jestem w 100% o niego spokojna i ciągle zastanawiam się, co niefortunnego tym razem im się przytrafi (a przytrafia się niestety dość często - ostatnio np. nakarmili mi dziecko bananem pomimo moich wielokrotnych ostrzeżeń, że akurat po tym owocu Młody miał koszmarne sensacje żołądkowe, straszne problemy z kupką i bardzo bolał go brzuszek :/ No ale "tak mu smakował, więc jak oni mogli odmówić?" - i potem znów był płacz, podkurczanie nóżek jak przy mega kolkach, a przez kilka kolejnych dni - niechęć do jakiegokolwiek jedzenia :/ )
A te poszukiwania "po znajomości" - już z nich zrezygnowaliście? Chyba faktycznie najlepiej byłoby znaleźć kogoś, kto wcześniej opiekował się innymi dziećmi w rodzinie albo wśród Waszych znajomych, żeby naprawdę zaufane i sprawdzone osoby wystawiły mu odpowiednie referencje...
Nie zrezygnowaliśmy z poszukiwań po znajomości, ale niestety nikt nikogo nie polecił i nikt się nie odezwał jak do tej pory ;/ Przypominam się co jakiś czas.
UsuńDobrze ze zrezygnowalas, ta kobieta jakaś straszna, w życiu z kimś takim nie zostawilabym dziecka. Takie teksty, takie zachowanie, koszmar. To co ona mówiła do dziecka, to zwyczajne straszenie, a to co robiła albo czego nie robiła juz w ogóle. Próbuje dalej, może warto rozważyć kogoś młodszego? Starsi ludzie niestety często maja podejście do dzieci takie ze te maja być "grzeczne" i tyle. I tą grzecznosc i posłuszeństwo wymuszają metodami wyżej opisanymi.
OdpowiedzUsuńEhhh, ja na razie jestem w kropce i nie wiem, co zrobię. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
UsuńAllu a studentka?
UsuńZ nimi też ciężko ale może za którymś razem...
Bardzo Ci współczuję. I bardzo szczerze życzę powodzenia z kolejną osobą. Przede wszystkim uważam, że nikomu nie musisz się tutaj tłumaczyc ze swojej decyzji. Smucą mnie takie uderzające w ciebie komentarze....
OdpowiedzUsuńOd dawna czytam Towjego bloga, ale dopiero dziś komentuję, a to dlatego, że...
Jestem nauczycielką w SP, całe studia przepracowałam jako niania i kochałam te "moje" dzieciaki szczerze, ale chodząc z nimi na place zabaw, stykając się z innymi nianiami... Czasem miałam ochotę wezwać policję, kiedy słuchałam niektórych opowieści. Teraz sama mam synka, jestem z nim w domu, codziennie przemierzamy kilometry w parku i czasem jest mi naprawdę smutno, kiedy widzę panią palącą papierosa nad wózkiem, mówiącą do dziecka "twoja mama za mało mi płaci, żebym mogła ci kupić loda" itd. Ale nie poddawaj się! Są też fajne, normalne nianie! Radziłabym ci też nie przekreślać studentek, często są one elastyczne czasowo, mają ochotę do robienia fajnych rzeczy, po prostu im się chce! Nie poddawaj się i nie wyrzucaj sobie tej sytuacji. Chcesz dobrze dla swoich dzieci! Pozdrawiam, Kasia
Dziękuję Ci Kasiu.
UsuńTeraz siedzę i płaczę czekając, aż mąż wróci z pracy, I ten Twój komentarz to tak, jakby mnie ktoś przytulił..
Dziękuję.
Rozczuliłam się... piekny komentarz, choć bardzo smutny. Okrutne są takie nianie jakie opisałaś Kasiu. Życzę Allu Ci takiej niani jaką była Kasia, wierzę, że w końcu się znajdzie. Szkoda że mieszkamy tak daleko, moja najstarsza Córka, lat 21, studentka dorabia sobie własnie jako niania. Niania bez doswiadczenia "niani", ale z doświadzeniem przy opiece nad młodszym rodzeństwem ( w tej chwili moje maluchy mają 5 i 2 latka) i to ją własnie wybrali rodzice Funi spośród wielu kandydatek. Ja osobiście miałam obawy, czy sobie poradzi moja Córka, ale dziś jestem z niej dumna jak widzę jak się opiekuje, jak mocno przywiązała się do niej jej podopieczna, co pewnie też jest oznaką tego, ze dobrze Jej z moją Zuzią. Czasami widzę na żywo tą opiekę, bo ma pozwolenie na przyjeżdżanie z Małą do nas, jak mają spędzić cały dzień razem. I Funia zawsze jest nakarmiona, wyspana, wybawiona, przewinięta, wyspacerowana, wytulona itd. Poprzednia ich niania to starsza pani i zrezygnowali z niej, a ona z nich bo była dość "wymagająca" do niespełna dwuletniego dziecka, podejrzewam że była podobna sytuacja jak u was, najlepiej jakby dziecko było cały czas "posłuszne", niebiegające, ładnie jedzące i wiecznie czyste.. Moze faktycznie to jest dobry pomysł rozejrzeć się wśród studentek?
UsuńŻyczę Wam powodzenia i doskonale Cię rozumiem i wiem do czego jest Ci taka niania potrzebna, nie odbieram tego jak niektórzy, za Twoją fanaberię. Byłam w podobnej sytuacji, miałam zagrożoną ciążę, musiałam leżeć od 15 tygodnia do 36 i mimo, że i moja mama i teściowa były niedaleko i pomagały jak mogły (np prasowanie, ugotowanie czegoś itd ) to na codzień przez tyle miesięcy nie było realne, aby były i zajmowały się naszym małym synkiem który już był. To był strasznie dla mnie trudny czas, koszmarnie trudne decyzje do podjęcia, aby powierzyć komuś opiekę nad nim. Z obawy chyba własnie przed tym co Was spotkało, nie zgodziłam się od razu na nianię w domu, ale to tez inaczej niż u Was, bo Ty możesz choć trochę w tym wszystkim uczestniczyć, ja musiałam leżeć. Ale tez nie chciałam go oddawac do przedszkola/żłobka, wyjścia jednak nie było zdecydowaliśmy się w końcu na przedszkole, trafiliśmy wspaniale, mimo, że był jeszcze malutki i przedszkole miałam w planach dopiero za rok, to poszczęściło się nam i trafiliśmy naprawdę na wspaniałe przedszkole. Choć poczatki były bardzo trudne, Tymonek bardzo płakał rano przy rozstawaniu się z tatusiem w przedszkolu, a ja wiedząc o tym czułam jak mi serce pęka... Ale robilismy to wszystko po to bo kochamy swoje dzieci i chcemy dla obojga jak najlepiej, a nie tak jak tu niektórym się wydaje, dlatego, że "odstawiliśmy" na boczny tor straszego synka, bo miała przyjść nowa malutka córeczka.. jakże to krzywdzące opinie i zupełne niezrozumienie tematu.
Kochana, trzymam ogromne kciuki aby to wszystko się udało, żeby się poukładało, żebyście trafili na wspaniałą nianię. jak coś będziesz potrzebowac, napisz. Postaram się w miarę możliwości podpowiedzieć :) Swoje perypetie z tamtego trudnego czasu opisałam na swoim blogu, jak znajdziesz chwilkę, to zapraszam http://odczuciaiuczucia.blogspot.com/
Hej, hej, nie rób sobie wyrzutów, zaufałaś niewłaściwej osobie, ale przecież nie dało się tego przewidzieć. Ja też umówiłam się z nianią po jednej rozmowie telefonicznej, też, ze względu na pracę, byłam zawsze w domu, zresztą mój mąż też. Nasza niania miała 20 lat i dryg do dzieci, zaczynała właśnie studia na pedagogice, a znajomość przetrwała do dziś. Młode dziewczyny mają dużo energii, pomysłów, czasu i niekoniecznie super wymagania finansowe. Będąc w domu możesz wszystkiego ją nauczyć. Uszy do góry, ktoś się znajdzie, a na te niemiłe komentarze po prostu nie zwracaj uwagi. Żadna z nas nie musi być matką polką i jeśli potrzebujesz niani to innym guzik do tego. A jeśli żadna się nie znajdzie, to może gdzieś obok jest jakiś klub malucha?
OdpowiedzUsuńKacha
Alu, nawet nie bierz sobie do serca tych negatywnych komentarzy. Stres to ostatnia rzecz, jakiej Ci teraz potrzeba.
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro, że przy pierwszej próbie się sparzyłaś, ale nie poddawaj się. Odetchnij, ochłoń i spróbuj ponownie, bo pomoc naprawdę się przyda.
Chociaż nie byłam w takiej sytuacji rozumiem Cię, tak po ludzku. Wiem, że Twoja decyzja jest właśnie podyktowana miłością do dzieciaków i z myślą o ich dobru. Szkoda, że nie każdy tak to odbiera.
Jeszcze na otarcie łez - dawno temu byłam kilka miesięcy opiekunką u sąsiadów u ich niespełna rocznego syna. Myślałam, że wszyscy byli zadowoleni ....... tymczasem po miesiącu poszłam ich odwiedzić (podjęłam pracę, studia, musiałam zrezygnować u nich i jakoś tak się złożyło, że wcześniej nie mogłam się z nimi zobaczyć) i oczywiście powitał mnie ich synek. Wyciągnęłam więc ręce do małego, chcąc Go wziąć i mówię:" Smyku, pamiętasz ciocię?". Mały chyba pamiętał, bo jak się nie zamachnął i nie strzelił mi w twarz z otwartej, aż mnie zatkało :) Oczywìście zaraz po tym wtulił się i wycałował, ale do dziś śmiejemy się, że Mały wprost kochał swoją Nianię :) Mąż jeszcze czasem to wspomni i dopytuje, cóż takiego zrobiłam, że oberwałam ;)
Alu, najważniejsze, żebyś robiła wszystko w zgodzie ze sobą. Pozdrawiam serdecznie, odpoczywaj.
Jak oglądałam na TVN Style "Idealną nianię" to czasem nie mogłam uwierzyć. Po Twoim poście wierzę. Jestem w szoku. Bardzo Ci współczuję, ale wierzę, że znajdziesz tą idelaną, albo prawie idealną nianię. Bo podobno ideałów nie ma. Jedno jest pewne - potrzebujesz pomocy, właśnie z troski o Twoje dzieci i Twoje zdrowie.
OdpowiedzUsuńUściski
Kurcze niedobrze ze się nie udało,szkoda ze nie mieszkam blisko bo chętnie bym pomogła. Moje dzieci juz nastoletnie a mi tak tęskno do takich maluszków. Nie wiem co doradzić,ktoś się musi znaleźć tylko czas leci a niania potrzebna na wczoraj :( Czytam Waszą historie od dawna ,nie raz sie popłakałam ze wzruszenia,życzę wszystkiego dobrego,pozdrawiam Aga
OdpowiedzUsuńHm tak mi przyszło do głowy ze w efekcie to Ty sie stałaś nianią dla tej pani i chyba jej się podobało ba i jeszcze by zarobiła a Ty byś miała trójkę dzieci . Masakra . Moze jakaś przyjaciółka,koleżanka by mogła pomóc?
OdpowiedzUsuńAlu jestes cudowna mama i nie ma powodow , zebys miala wyrzuty sumienia. Przykro mi , ze sie natknelas na takie wstretne babsko.
OdpowiedzUsuńJak moj synus mial 10 miesiecy tez sobie wzielam opiekunke, bo chcialam raz w tygdniu prowadzic kurs jezykowy. Niania byla moja znajoma ( kolezanka ze studiow) . Wprawdzie nie miala doswiadczenia ( na poczatku tez jej sie zdarzylo zle zalozyc pieluszke). Ale mimo tego byla wspaniala niania. Szybko sie wszyskiego przyuczyla. Zawsze jak wracalam do domu, to synek mial lsniace wloski, bo go tak po glowce glaskala. :) W kazdym badz razie nie przekreslala bym studentek.
Glowa do gory, nie poddaj sie . Wierze, ze znajdziesz odpowienia nianie. Masz jeszcze troche czasu , duzo zdrowka i dbaj o siebie :) Buziaki dla Was !!
Dobrze zrobiłaś, że się z nią rozstałaś.
OdpowiedzUsuńCiągle byś myślała, czy Leo ma brudną pupę (niby czemu miałby chodzić z brudną), czy coś zjadł, czy na spacerze nie jest spragniony, czy Pani go nie zanudza bo jej wygodniej wozić dziecko po okolicy 3 godziny zamiast iść na plac zabaw. Nie potrzebne Ci takie nerwy. Poza tym płacisz jej za opiekę, a nie przechowywanie.
Niestety nie przeczytałam wszystkiego co rozwinęłaś w komentarzach, ale pora taka, że już dziś nie dam rady.
Szukaj dalej, trzymam kciuki, żeby skutecznie...
A... i swoją drogą to każdy z nas ma różne przykłady niań wokół siebie. Ja mieszkam akurat w okolicy, gdzie moje sąsiadki korpo-mamy na wysokich stanowiskach wszystkie mają nianie. I są to przeróżne kobiety. Wchodzimy (z nianiami) w relacje, bo "nasze" dzieci bawią się razem na placu zabaw. A sąsiadek prawie nie znam ;) Wychodzą świtem. Rano jest już niania i wychodzi ok 19.00-20.00. A jak dzieci idą w końcu do przedszkola to niania je odbiera o 16.00 i zostaje do 20.00. Z reguły jest to ta sama niania, bo się opiekuje dziećmi od urodzenia i się związuje z dziećmi.
Oj aż by mnie korciło, żeby kilka smaczków napisać o niektórych, bo ideału nie znajdziesz, ale niektóre to do ukrytej kamery się nadają :)
Buziaki i dużo odpoczywaj :)
Alu nie poddawaj się! Będzie dobrze zobaczysz, zasługujesz na to! Spróbuj ponowić ogłoszenie w prasie lokalnej, popytaj sąsiadów, a może mogłabyś również w pobliskim przedszkolu/żłobku zostawić takie ogłoszenie?
OdpowiedzUsuńUważam, że robisz słusznie szukając pomocy (niania, ew.żłobek), i że podziękowałaś tej Pani - też jak najbardziej słusznie!.
I tak sobie myślę, że nikt by się krytycznie nie odnosił, gdyby np mieszkała z Wami babcia;,ciocia; siostra etc. która naturalnie, siłą rzeczy pomagała by w obowiązkach domowych, przy dzieciach. No ale nie każdy tak ma (często i dobrze :)), ja też nie mam - więc tej pomocy po prostu szukamy. Trzymaj się.
Jak dobrze , że Ty z tej niani zrezygnowałaś ! Po Twoim opisie tego co się działo ja naprawdę bałabym się zostawić Leosia samego z tą Panią . I szczerze mówiąc nie rozumiem dlaczego to taki " problem " z tą opieka w obecności Mamy . Dla mnie to byłby nawet plus . Przecież nikt tak dobrze nie zna Leosia jak właśnie Rodzice . To Ty wiesz czego może dotyczyć płacz ( ponoć dzieci inaczej płaczą z różnych powodów ), Ty rozumiesz Jego język , gesty , słowa . A to tylko może pomóc w opiece nad Maluszkiem .
OdpowiedzUsuńI uważam że i tak byłaś bardzo tolerancyjna i cierpliwa dla tej " niani " .
Bardzo , bardzo życzę Wam abyście znaleźli kogoś odpowiedniego do pomocy .
Żałuję że mieszkam tak daleko bo sama bym chętnie pomogła dopóki kogoś nie znajdziecie .
To ja bardzo chętnie odpowiem na pytanie dlaczego to taki "problem" z obecnością mamy ;)
UsuńSama pracowałam jako niania wiele lat i 2 razy pokusiłam się na taką opcję. Nigdy więcej!
Właśnie dlatego, że "mama wie lepiej". Ciągle ma się tą mamę za plecami. Tylko dziecko zakwili już mama stoi w drzwiach. Strasznie stresująca i niekomfortowa sytuacja. A przecież dzieci płaczą z różnych powodów.
Poza tym przy tak małym dziecku, które siłą rzeczy jest mocno związane z mamą praca w takich warunkach polega na odciąganiu malca od mamy albo odwracaniu jego uwagi od faktu, że mama jest w domu a i tak co jakiś czas dziecko Ci będzie uciekać i szukać mamy po domu albo wołać, że np "buciki to mama nałoży". Niezależnie od tego jak wspaniała byłaby niania ;)
I jeszcze co chwila zaglądanie do pokoju z pytaniem "a co robicie?". Po każdej takiej wizycie oczywiście odciąganie dziecka od mamy na nowo.
Oj, wykończona byłam. Właśnie tą obecnością mamy w domu ;)
A Tobie Alu życzę powodzenia w dalszych poszukiwaniach bo ta Pani faktycznie się zupełnie nie nadawała. Polecam studentki.
Nie wiem czy to zrobiłaś ale na niani.pl dużo większe wzięcie mają profile ze zdjęciami :)
Tak sobie myślę, że to chyba wszystko zależy od podejścia mamy w tej szczególnej sytuacji. Na początku pewnie siłą rzeczy dziecko szuka i "ciągnie" do mamy, ale... Jeśli ta za każdym razem dawałaby jasny komunikat, że teraz jest czas z nianią, to Maluch z czasem chyba załapałby o co w tej "zabawie" chodzi :) Co innego jeśli mama faktycznie byłaby gdzieś tam cały czas z boku, zagadywała, pokazywała się... Z posta Ali odniosłam wrażenie, że owszem- była czujna i trzymała rękę na pulsie, ale w ramach rozsądku, zwłaszcza, że był to okres próbny.
UsuńAlu! Głowa do góry, nie poddawaj się. Jak skurcze i kłucie w brzuszku? Mam nadzieję, że się uspokoiłaś i wszystko wróciło do normy!
Tylko tego jaka mama jest i jakie ma podejście nie dowiesz się z ogłoszenia ani z rozmowy telefonicznej.
UsuńDlatego pewnie większość osób tego typu oferty odrzuca.
Poza tym dziecko też ma swoje humory. Czasem trzeba być bardziej stanowczym, czy zwrócić uwagę czy nawet borykać się z różnego rodzaju histeriami. Mnie obecność mamy w takich sytuacjach strasznie stresowała.
Po prostu staram się przedstawić możliwy tok myślenia potencjalnej niani ;)
Co do okresu próbnego to nie mam żadnych zastrzeżeń. To nawet konieczne, zwłaszcza jak mamy oddać niemówiące jeszcze dziecko pod opiekę obcej osobie.
Co z resztą pokazała sytuacja u Ali.
Candi, i bardzo dobrze, że opisałaś jak to wygląda z perspektywy niani, bo Twoje uwagi i spostrzeżenia są na pewni dla Ani bardzo cenne, zwłaszcza, że Ona ma być w tym czasie w domu. Pozdrawiam.
UsuńJak dobrze , że Ty z tej niani zrezygnowałaś ! Po Twoim opisie tego co się działo ja naprawdę bałabym się zostawić Leosia samego z tą Panią . I szczerze mówiąc nie rozumiem dlaczego to taki " problem " z tą opieka w obecności Mamy . Dla mnie to byłby nawet plus . Przecież nikt tak dobrze nie zna Leosia jak właśnie Rodzice . To Ty wiesz czego może dotyczyć płacz ( ponoć dzieci inaczej płaczą z różnych powodów ), Ty rozumiesz Jego język , gesty , słowa . A to tylko może pomóc w opiece nad Maluszkiem .
OdpowiedzUsuńI uważam że i tak byłaś bardzo tolerancyjna i cierpliwa dla tej " niani " .
Bardzo , bardzo życzę Wam abyście znaleźli kogoś odpowiedniego do pomocy .
Żałuję że mieszkam tak daleko bo sama bym chętnie pomogła dopóki kogoś nie znajdziecie .
Witaj Alu.
OdpowiedzUsuńTemat niani dla mnie jest bardzo ciekawy i mi bliski.Już jako młoda dziewczynka posiadałam duży instynkt opiekuńczy i od zawsze jak tylko mogłam itaczałam się dziećmi a że blisko mnie urodziła się sąsiadom córka to w wieku 14 lat chodziłam się nią zajmować: przewijanie,karmienie,spacerki i inne czynności przy dziecku robiłam mając przy tym wiele radości i pomimo mojego wtedy wieku moja sąsiadka wiedziała że mała jest przy mnie bezpieczna a ja byłam dumna z siebie że Martynka beze mnie np nie zaśnie bo tak była potem ze mną związana. Potrafiłam całymi dniami u nich przesiadywać źeby tylko móc przy niej być i się nią zajmować.
Mając 25 lat i pracując już jako szanowna młodsza księgowa w korporacji chciałam sobie dorobić ponieważ wtedy był czas na ślub i wesele a uparłam się źe sukienkę kupię sobie za swoje pieniążki więc stwierdziłam że muszę dorobić jeszcze więc pierwsza myśl-niania przecież kocham dzieci,umiem się nimi zajmować to spróbuję.
Zarejestrowałam się na portalu niania.pl i zaczęłam patrzeć na oferty mam i ich wymagania i powiem Ci o zgrozo że czasami przerażały mnie listy zadań i wypunktowania co niani nie wolno,co wolno, co powinna a czego kategorycznie nie i przeraziłam się trochę no ale determinacja zeobiła swoje i stw. poczekam może ktoś zadzwoni choć jedyne o czym pisałam w swoim ogłoszeniu to był fakt zajmowania się młodsza siostrą i ową Martnką.
Zadzwoniło parę mam,szczególnie jedna utkwiła mi w pamięci dzwoniąc o 21:30 i proszac mnie żebym jej "na biegu" zaśpiewała kołysankę ponieważ jej dziecko lubi jak się śpiewa i czy potrafię-śpiewałam ale jakoś się z panią potem nie dogadałyśmy.
Finalnie dostałam pracę u nauczycieli akademickich i zajmowałam się ich półtorarocznym synkiem.
Rozmowa z moją pracodawczynią była spontaniczna, synuś jej szybko złapał ze mną kontakt.
Pytania pani miała spisane na kartce ale później rozmowa toczyła się spontanicznie i zaimponowałam wtedy pani tym iż byłam w stanie rozpoznać co mowi jej synek i o co mu w danym momencie chodzi a to nie było takie oczywiste. Z mojej perspektywy do dzueci trzeba mieć serce i siły,energię i głowę pełną pomysłów.
Piszę to chcąc Ci uzmysłowić że nie tylko starsze Panie umieją się zajmować dziećmi i są odpowiedzialnymi nianiami.
Życzę Ci Alu abyś znalazła odpowiednią zaufaną osobę dla Leonka, wiem że nie będzie łatwo ale nie poddawaj się a jeśli ktoś od razu nie wzbudzi w Tobie zaufania rezygnuj nie ma co "testować" takiej niani bo jednak Nasze dzieci są najważniejsze.
Całuski dla Leosia i kizianki dla córeczki w brzuchu
Ps."Moja" Martynka skończyła w tym roku 18 lat i miałam okazję bawić się u niej na 18 tych urodzinach mając wtedy Kacperka w brzuchu. Nie wiesz nawet jaką radość miałyśmy obie wspominając czasy kiedy to młoda była mała i rozmawiając o upływie czasu i zmianie pokoleń,a Martynka teraz obiecała że po maturach wpadnie do Nas pispacerować z Kacperkiem śmiejąc się że to w podzięce że się nią zajmowałam i to dla mnie ogromna sarysfakcja.Życzę Ci takiej niani aby Twój Leoś kiedyś mógł podziękować niani za to że się nim zajmowała.
OdpowiedzUsuńNapiszę to jeszcze raz - uważam że bardzo dobrze robisz, zapewniając sobie pomoc na trudny czas.
OdpowiedzUsuńNawet jeśli z niej nie skorzystasz w pełnym zakresie, bo córcia będzie wyjątkowo grzeczna a Ty pełna sił i energii. Ale będziesz miała poczucie kontroli nad sytuacją i złapiesz trochę oddechu.
Natomiast jak czytam to co piszesz, zastanawiam się czy na pewno powinnaś szukać niani w pełnym znaczeniu tego słowa. Czy nie lepiej gdyby to była pani do pomocy w domu, z opcją że zajmie też dzieckiem (jedno lub drugim) w razie potrzeby?
Mogłaby by poprasować ubranka, gdy Ty sobie leżysz na łóżku (jak Ci przykazali w szpitalu) i czytasz Leosiowi bajkę. Mogłaby rozwiesić pranie, zmyć naczynia i ogarnąć kuchnię po obiedzie (nawet jeśli Ty gotujesz), pozbierać zabawki itp. Takie codziennie czynności które zajmują mnóstwo czasu i energii. Nawet głupie przyniesienie butków dziecka, które zapodziały się na piętrze - w czasie gdy szykujecie się do spaceru. Po prostu drugie ręce do pracy przy dzieciach i domowych obowiązkach.
Myślę też że panie pracujące na akord (np. sprzątanie domu) mogłyby by być lepiej nastawione do spędzenia kilku godzin na spacerze lub w siedząc z dzieckiem w ogródku niż nianie oczekujące na labę z dzieckiem gdy tylko zamkną się drzwi za rodzicami.
Nie oceniam i nie wrzucam do jednego worka wszystkich niań. Ale czytając o reakcjach na to że będziesz w domu w czasie pracy niani, nie pozostaje wiele wyobraźni.
Przyznam Ci się do jednego. Ja wiem że będę szukała niani, gdy pojawi się dziecko. Nie na cały etat, ale tak właśnie do pomocy. I nie po to by zajmowała się moim dzieckiem, bo mi się nie chce... ale po to by moje dziecko miało mamę spokojną.
Też o tym pomyślałam. Może lepsza będzie właśnie pani do pomocy w domu, która pomoże coś przy dzieciach, a nie niania.
UsuńAlu, podczytuję Cie czasem a dziś pierwszy raz napisze doświadczenia z mojego podwórka : sama nie wyobrażałam sobie obcej kobiety zajmujacej się moim dzieckiem. Szukałam po znajomych mamach koleżanek ale nikt nie był chętny albo o siłach zajać się moją półroczną królewną. Zdecydowaliśmy się z mężem na żłobek - pomimo iż rodzina wrzała z oburzenia bo wiadomo, że daja tam dzieciom środki usypiajace, nie pilnują żeby zjadły .... to przechowalnia dzieciaków i inne takie ... Nie ugieliśmy się : znaleźliśmy żłobek gdzie połowa personelu to pielęgniarki a szefową jest położna. Byliśmy bardzo zadowoleni - nasza królewna była zaopiekowana, mądrze wychowywana, na bieżąco byliśmy informowani co zrobiła dziś nowego ....ta droga była dla nas najlepsza. Ale moja koleżanka miała opiekunkę - co prawda zanim na nia trafiła wylała trochę łez przy testowaniu pań chętnych ale ostatecznie była bardzo zadowolona. Pani zżyła się z Małą i z całą rodziną, teraz mimo iż opiekuje się już kolejnym dzieckiem to w razie potrzeby służy pomocą przy Małej, czasem sprzątnie dom .... Nie martw się Alu, nie denerwuj - potraktuj tą panią jako drogę która prowadzi do celu : wybrania Leonkowi cioci która naprawdę będzie chciała sie nim zajać... teraz już wiesz na co zwrócić uwagę, o co zapytać ..... Będzie dobrze :-)
OdpowiedzUsuńZe studentkami też różnie bywa, niby wszystko ustalone, aż tu nagle się dowiadujesz, że ma egzamin albo kolokwium i jej nie będzie- przerabiałam.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nikt nie lubi jak ktoś mu patrzy na ręce, ale ja akurat miałam takie nianie- 2 dorywczo, które zajmowały się moim dzieckiem w czasie mojej obecności, wcale nie czuły się skrępowane i świetnie sobie radziły.
Po Twoich słowach widać, że Pani nie miała po prostu serca do tej pracy.
Mam duży szacunek do wszystkich ludzi i nie dyskryminuję nikogo z uwagi na jego wiek, ale osoba po 40stce i małe dziecko, to się nie sprawdza.
Popytam moich znajomych z Twojej okolicy, może ktoś zna kogoś sprawdzonego.
Alu pewnie niewiele Ci pomogę ale w Gdańsku masz coś takiego jak Izbę Pielegniarek i Położnych. Może podeślij męża z ogłoszeniem że poszukujecie niani , zawsze jakaś szansa że pozwolą Wam takie ogłoszenie powiesić a jak to się uda to napewno pocztą pantoflową szybko pójdzie w eter :-)
OdpowiedzUsuńA byłam tam kiedyś z koleżanką , bo załatwiała swoje zawodowe sprawy i bardzo mili ludzie tam są.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI tak długo wytrzymałaś z ta panią ona po prostu chciała łatwą kasę . Leonek jest bardzo malutki i bardzo absorbujący. Szukać trzeba dalej a w szkole może zawieś ogłoszenie jest wiele mam odchowanych już dzieci co by chciały dorobić.
OdpowiedzUsuńNo co za baba! I tak dlługo z nią wytrzymałaś. Jak się okaxuje złotego środka nie ma, emerytka bez emtuzjazmu, studentka niepewna, trzeba dużego szczęścia żeby trafić za pierwszym razem. No ale ta pani do sprzątania i pomocy w domu to niezły pomysł, tylko taką znaleźć to też pewnie nie jest łatwo. Nie poddawaj się i szukaj swojego ideału, bo to o opiekę dla Waszego Skarbu chodzi.
OdpowiedzUsuńAlu, bardzo dobrze zrobiłaś. Przykro mi z całego serca, że miałaś tak bolesne pierwsze doświadczenie z nianią... Jedna z niań, którą zatrudnili znajomi okradła ich, puszczała tylko bajki dla dziecka przez cały dzień i wisiała na telefonie, inna "nauczyła" dziecko chodzić po stołach i meblach, robiła porządki w szafkach (nie tylko dziecka!!!), przegląd obuwia im robiła i sama decydowała o zaniesieniu butów do szewca itd. bez jakiejkolwiek konsultacji, więcej czasu potrafiła poświęcać psu niż dziecku, a czyste ciuszki przygotowane przez matkę były złe i ciągle mała była ubierana w brudne, znoszone ubranka jak wychodziły na spacer. Wyglądała jak zaniedbane dziecko.
OdpowiedzUsuńAle, jak w każdym zawodzie, uogólniać nie można, bo to nie fair. Wiele moich znajomych ma wprost rewelacyjne nianie, moja ciocia też jest jedną z nich. Znajdziecie odpowiednią już niedługo. Może rzeczywiście nie wykluczajcie młodszych opiekunek. Przynajmniej dajcie im szansę.
Ściskam Was mocno!
W ciągu 4 lat życia Młodego korzystałam z pomocy 4 opiekunek. Wszystkie były młodymi energicznymi osobami które wniosły do domu tylko pozytywne wibracje. 3 były studentkami pedagogiki. Ze wszystkimi Młody miał świetny kontakt, z dwiema sama można powiedzieć że się zaprzyjaźniłam. Nigdy nie wzięłabym osoby w "babcinym" wieku. Młode dziewczyny doskonale się sprawdziły, przynajmniej miały energię i siłę żeby się z Młodym bawić i za nim nadążać a nie tylko patrzyły żeby przysiąść na ławce...
OdpowiedzUsuńMnie również jest przykro czytając oceniające i nieprzychylne komentarze.
OdpowiedzUsuńNiektórzy rodzice wracają do pracy na pełny etat i też jakoś rodzina funkcjonuje.
Także Alu głowa do góry- jesteś najlepszą mamą dla swojego dziecka. Tego, co na świecie i tego, co w drodze.
A co do niani - no niezły koszmarek :)
Osobiście uważam, że nic strasznego się nie stało. Owszem, to był niezbyt trafiony wybór (niczyja to wina) ale w sumie Leoś jakoś koszmarnie na tym nie ucierpiał, prawda?
A pani, to jakieś nieporozumienie :)
Jestem przekonana, że świetnie sobie poradzicie i wszystko się Wam jakoś ułoży.
Głowa do góry Ala!
Pokonałaś niepłodność, zostałaś mamą wspaniałego chłopczyka, zdarzył Ci się naturalny cud a z nianią (lub inną formą opieki) sobie nie poradzisz? :) C'mon..
Brakuje mi tu opcji "lubię to" ;)
Usuńa macie zakwaterowanie dla niani bo bym się zglosiła tylko że Legnica cholernie daleko od Was. PS. Mam ciocię w Gdyni;-)
OdpowiedzUsuńa jaki rozmiar ciuszków nosi teraz Leoś?
OdpowiedzUsuńNapiszę coś z perspektywy niani.
OdpowiedzUsuńByłam au pair. Przez 12 miesięcy mieszkałam w USA i zajmowałam się dwójką dzieci. Dziewczynka miała 3 lata, chłopiec - 9 miesięcy. Matka dzieci, pracowała w domu.
Dla mnie było to niestety mało komfortowe. Była w domu, na piętrze miała swój gabinet. Pomiędzy pokojami dzieciaków. I była na każde ich zawołanie. Jak coś działo - wyglądała z pokoju i je uspokajała, nie dając mi na to szansy. Jak byliśmy na parterze - przystawała na schodach i kontrolowała co robię. Jak zabierałam dzieciaki do basement-u poprosiła bym włączała elektroniczną nianię bo chciała wiedzieć co robię. Nie zgodziłam się na taką inwigilację. Potem córkę wypytywała co robiliśmy i czy aby nie włączałam im bajek w telewizji. Jedynym wytchnieniem dla mnie było wyjście z domu, na długi spacer. Niestety nie było w pobliżu placu zabaw. A samochodem z dzieciakami nigdzie jeździć nie mogłam.
Męczące dla mnie była obecność matki. Nieustanna kontrola, inwigilacja. Poprawianie mnie. Prowadziłam zeszyt w którym notowałam wszystko co robiłam z dziećmi, co zjadły, ile wypiły i ile spały. Same dzieci były w porządku, ale nieustanna obecność, kręcącej się po domu, matki była dla mnie zbyt męcząca.
Po 7 miesiącach zrezygnowałam z pracy u nich i zmieniłam rodzinę.
Moja córka mając 7 miesięcy poszła do publicznego żłobka. Początki były trudne i dla mnie i dla niej, ale decyzji nie żałuję. Teraz ma 3,5 roku i chodzi do przedszkola. Nie wyobrażam sobie jej z nianią czy babcią (moja mama przyjeżdża do niej w przypadku choroby).
Według mnie nie jest to normalne i ona też. Niestety.
OdpowiedzUsuńWidzisz jak zachowują się normalni ludzie, a ona to jakiś koszmar.
Piosenka mnie wprawiła w osłupienie..... Masakra. :/
Myślę, że będzie jeszcze ktoś odpowiedni.
Trzeba być cierpliwym, wiem Kochana Alu, że Ci teraz ciężko ale dasz radę! :*
Starsza Pani niech się zajmie sobą! :)
Buziaki
Jejciu, Alu, współczuję! :( Niestety coraz bardziej przekonuję się do tego, że te starsze panie wcale nie są dobre jak babcie/ciocie, a wręcz przeciwnie :( Daruję Ci opisywanie historii o starszych nianiach, bo i po co? ;) Na pewno znajdziecie swoją wymarzoną, ta na pewno nią nie była! Glowa do góry, troszkę cierpliwości i fajna niania znajdzie się w waszym domu! Sciskam!
OdpowiedzUsuń