Dziś krótko - bo niedawno wróciłam do domu dopiero i przede mną setki zdjęć do obróbki z sesji wielkanocnych - a czuję, że jestem Wam winna wyjaśnienie blogowej ciszy...
Zawsze ambitna - wymyśliłam sobie, że ogarnę wszystko - powrót do pracy, chorujące dzieci, studia podyplomowe, bloga, no i jeszcze fotografię...
Efekt jest taki - że od miesiąca, a nawet od dwóch, jestem ciągle chora. W zeszłym tygodniu chorował Leoś. Na szczęście - to był wirus, trzymał go w wysokiej gorączce prawie tydzień. A gdy jemu przeszło - rozwaliło mnie... Dostałam takiego zapalenia zatok, jakiego w mojej 32-letniej historii życia nie doświadczyłam. Tydzień gorączki 39, ból mięśni, kości, zatkany totalnie nos, brak smaku, głodu, brak głosu i zatkane lewe ucho. Skutek? Obecnie pożeram drugi już antybiotyk w tym miesiącu... A trzeci w tym roku.
Ot - choruję jak dziecko, które poszło pierwszy raz do przedszkola. Nabywam na nowo odporność, a że w szkole wszystkie dzieciaki kaszlą - no to ja kaszlę podwójnie, a nawet poczwórnie. Do tego wszystko robię w biegu, chodzę z gorączką do pracy ( bo zużywam zwolnienia na chorujące dzieci), w weekendy z gorączką śmigam na studia ( bo jak opuszczę analizę matematyczną to nie poratuje mnie nawet google, youtube ani wolframalpha...), po nocach uczę się od egzaminów ( nie przypuszczałam, że na podyplomówce będzie tyle nauki, ile było na studiach...), nie poświęcam dzieciom tyle czasu, ile powinnam i czuję się jak stary, śmierdzący kapeć na dnie półki z butami. Nadający się na śmietnik.
W czwartek, dzieci usnęły, a ja siadłam na schodach w domu i zaczęłam beczeć jak dziecko. Przyszedł mój mąż i wyjątkowo ( bo zawsze mnie opieprza, jak beczę) zaśmiał się i przytulił mnie po prostu. Wiem, że on też jest zmęczony...
Dobra koniec marudzenia.
Cieszmy się, bo przyszła wiosna! A razem z nią - mam nadzieję, nowe pokłady energii, sił i zdrowie.
A Wy jak się macie?? Co u Was?
Widzicie wielką marchewę w dłoniach Meli? To ja ją szyłam :) Niedługo tutorial :)
Współczuję chorowania. Ja w zeszłym tygodniu zaliczyłam jakąś wirusówke i myślałam że mi głowę rozsadzi od kataru i bólu. A dziś już spoko, dokonczylam remont. Mogę się powoli zabierać za wiosenne porządki.
OdpowiedzUsuńI jak udały się porządki? Ściskam mocno, dziękuję, że jesteś tu ze mną :*
UsuńA ja zrobiłam przerwę w studiowaniu, Warszawka nie dla mnie. Widzę, że dobrze zrobiłam w obecnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńCo do odporności - polecam pierzgę pszczelą. Odpukać, Młodemu bardzo pomogła.
Ściskam;)
Ale miło Cię zobaczyć tu u mnie! Co słychać? Jak się czujecie? Pierzgę wypróbuję! Koniecznie :)
UsuńAlu... Zawsze wierzyłam, że Mamy mają moc i potrafią rozciągnąć dobę jak gumę w gaciach (brzydko mówiąc), ale Ty wzięłaś na siebie naprawdę sporo... Mam nadzieję, że wraz z nadejściem wiosny wszystko jakoś będzie łatwiej się układało. Trzymam kciuki. Marchewka wygląda interesująco!
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana. Chyba potrzebuję, żeby ktoś z dystansu mi to powiedział. Od razu mi lżej! :*
UsuńJa latami budowałam odporność. Na początku pracy po każdej grupie szkolnej byłam chora. Teraz jest lepiej. Chyba, że trafię, jak przed świętami BN, na kaszlącego na prawo i lewo delikwenta. I mam szczęście, że zawsze taki kaszlący usiądzie na pierwszym miejscu. Ale następnym razem przesadzę takiego. I o ile jestem jeszcze w stanie zrozumieć, że rodzice czasem nie mają innego wyjścia i muszą posłać dziecko do placówki. O tyle, nie rozumiem, że nie uczą zasłaniania buzi.
OdpowiedzUsuńAlu, masz na głowie sporo obowiązków. I tak jesteś dzielna, że to ogarniasz. Ja mam zdecydowanie mnie i bywa trudno. Mam nadzieję, że jak wiosna rozgości się na dobre, przynajmniej choroby pójdą sobie precz. A marchewa cudo. Czekam na wpis.
Serdeczności
Odkąd przeczytałam Twój komentarz każę się kaszlakom przesiadać.
UsuńDziękuję kochana za wsparcie, ściskam! :*
powrotu do zdrowia życzę no ale w takim zabieganiu to nie jest łatwo wykończysz się jak nie zwolnisz... uważaj na siebie bo z chorobami nie ma żartów... dbaj o siebie bo masz wspaniałe dzieci i męża którzy Ciebie potzrebują
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo kochana!
UsuńPozostaje mi tylko doradzić zakup kozy. I po miesiącu oddać ją z powrotem. Od razu odetchniesz! ;)
OdpowiedzUsuńHihihi chyba się obejdzie. Na samo wyobrażenie od razu mi lżej :D Hehe Ściskam!
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę, że już przyszła wiosna :)
OdpowiedzUsuń