Coś się ze mną dzieje. Dopada mnie jakaś smętna melancholia. Kilka razy chciałam napisać posta, ale brakowało mi sił. Nie umiałam skupić myśli. Wolałam milczeć.
Początkiem mojego obecnego stanu była kłótnia z bliskimi, która w efekcie doprowadziła do tego, że nie pojechaliśmy do mojej rodziny na Wielkanoc, zostaliśmy w domu. To nie były złe święta. Były inne... nasze, ciepłe, rodzinne, ale gdzieś w środku mnie tlił się ból. Jakaś część mnie bardzo dobitnie domagała się innego rodzaju ciepła, czułam się samotna. Niesprawiedliwie potraktowana i okrutnie osądzona.
Zdałam sobie sprawę, że nie jestem studnią bez dna, że nie mogę tylko dawać, że nie mogę tylko słuchać... że chciałabym czasem też dostać trochę miłości, że czasem potrzebuję po ludzku pomocy, że chciałabym, żeby rodzina chciała mnie słuchać, żeby próbowali mnie zrozumieć... zamiast osądzać.
Tymczasem widzę, że moje życie, rozterki, problemy, bardziej obchodzą zupełnie obcych mi ludzi niż moją najbliższą rodzinę...
Czy to egoizm? Nie sądzę.
W pewnym momencie poczułam się skrajnie pusta w środku. Moje poczucie własnej wartości drastycznie spadło i zaczęło sięgać dna. Zrobiło się niebezpiecznie smutno i szaro.
Wiem, że to nie czas na wiosenną depresję. Do niej mi bardzo daleko. Dlatego automatycznie skierowałam moje myśli na to, co już osiągnęłam i mam. A przecież mam bardzo wiele. Ale jednak... coś wciąż mnie gniecie. Coś wciąż powoduje ucisk w moim gardle... Wciąż jest we mnie żal.
Nie zmienię przeszłości, nikt nie zwróci mi dzieciństwa i nie zamieni go w jasne wspomnienie, jedyne co mi pozostaje, to potraktować wszystkie smutne chwile w moim życiu jako dar. Jako coś, co ukształtowało mnie i sprawiło, że dziś jestem taka, jaka jestem.
Tylko, czy to jaka jestem to powód do dumy? Czy taka chciałam być? I czy jestem w stanie się zmienić?
Potrzebuję przyjaciela. Potrzebuję mamy. A przecież sama jestem mamą. Niedługo stanę się nią dla kolejnej małej osóbki. Nie czas na takie rozterki... Teraz jest czas, by stawać się silną, by tę siłę móc dawać moim dzieciom.
Nie będę układać tego postu w logiczną całość. Wybaczcie mi chaos myśli. Wybaczcie nadmierną szczerość i żal. Musiałam to z siebie wyrzucić.
Dopiszę tylko, że...
1) Leoś rośnie jak na drożdżach. Jest światłem mojego życia. Codzienną radością, powodem do uśmiechu i sensem życia. W jego pięknych oczach widzę sens mojego cierpienia sprzed kilkunastu miesięcy. Najcudowniejszy z cudnych - jedyny taki, mój, mój syn. Jest najpiękniejszym darem jaki kiedykolwiek otrzymałam. Niewypowiedzianym szczęściem. ( na zdjęciu w czapce i chustce, które mu uszyłam ze starej koszulki)
2) Dziś miałam drugie badanie prenatalne. W brzuchu jest na 100% dziewczyneczka o wadze ok.660g. Wygląda na zdrową, przepływy maciczne mam w normie ( badane, bo codziennie przyjmuję zastrzyki z heparyny). Jedynie w serduszku małej, pomiędzy przegrodami, być może jest 1mm dziurka. Wymaga to dalszej diagnostyki za ok.6 tyg. Musimy się zgłosić na echo serca.
Oto nasza druga gwiazda. Mówią, że podobna do mnie :) Ale ja tam widzę męża usta i śmieszną pieczarkę <3
3) A ja coraz grubsza. Ale na szczęście tyję głównie w brzuchu ( który mam już całkiem spory). Ważę 62 kg. W nic już nie wchodzę. Poszyłam sobie ciążowe getry i spodnie. Trochę spadają, bo jak zwykle się nie przyłożyłam do roboty tak, jakbym mogła.
A teraz dość użalania. Stęskniłam się za Wami.
PS. Detektor tętna AngelSounds to dla mnie wynalazek CUD. Uspokoił mnie bardzo. Szczerze polecam. A dziewczynom, które mi go poleciły, serdecznie dziękuję <3
Początkiem mojego obecnego stanu była kłótnia z bliskimi, która w efekcie doprowadziła do tego, że nie pojechaliśmy do mojej rodziny na Wielkanoc, zostaliśmy w domu. To nie były złe święta. Były inne... nasze, ciepłe, rodzinne, ale gdzieś w środku mnie tlił się ból. Jakaś część mnie bardzo dobitnie domagała się innego rodzaju ciepła, czułam się samotna. Niesprawiedliwie potraktowana i okrutnie osądzona.
Zdałam sobie sprawę, że nie jestem studnią bez dna, że nie mogę tylko dawać, że nie mogę tylko słuchać... że chciałabym czasem też dostać trochę miłości, że czasem potrzebuję po ludzku pomocy, że chciałabym, żeby rodzina chciała mnie słuchać, żeby próbowali mnie zrozumieć... zamiast osądzać.
Tymczasem widzę, że moje życie, rozterki, problemy, bardziej obchodzą zupełnie obcych mi ludzi niż moją najbliższą rodzinę...
Czy to egoizm? Nie sądzę.
W pewnym momencie poczułam się skrajnie pusta w środku. Moje poczucie własnej wartości drastycznie spadło i zaczęło sięgać dna. Zrobiło się niebezpiecznie smutno i szaro.
Wiem, że to nie czas na wiosenną depresję. Do niej mi bardzo daleko. Dlatego automatycznie skierowałam moje myśli na to, co już osiągnęłam i mam. A przecież mam bardzo wiele. Ale jednak... coś wciąż mnie gniecie. Coś wciąż powoduje ucisk w moim gardle... Wciąż jest we mnie żal.
Nie zmienię przeszłości, nikt nie zwróci mi dzieciństwa i nie zamieni go w jasne wspomnienie, jedyne co mi pozostaje, to potraktować wszystkie smutne chwile w moim życiu jako dar. Jako coś, co ukształtowało mnie i sprawiło, że dziś jestem taka, jaka jestem.
Tylko, czy to jaka jestem to powód do dumy? Czy taka chciałam być? I czy jestem w stanie się zmienić?
Potrzebuję przyjaciela. Potrzebuję mamy. A przecież sama jestem mamą. Niedługo stanę się nią dla kolejnej małej osóbki. Nie czas na takie rozterki... Teraz jest czas, by stawać się silną, by tę siłę móc dawać moim dzieciom.
Nie będę układać tego postu w logiczną całość. Wybaczcie mi chaos myśli. Wybaczcie nadmierną szczerość i żal. Musiałam to z siebie wyrzucić.
Dopiszę tylko, że...
1) Leoś rośnie jak na drożdżach. Jest światłem mojego życia. Codzienną radością, powodem do uśmiechu i sensem życia. W jego pięknych oczach widzę sens mojego cierpienia sprzed kilkunastu miesięcy. Najcudowniejszy z cudnych - jedyny taki, mój, mój syn. Jest najpiękniejszym darem jaki kiedykolwiek otrzymałam. Niewypowiedzianym szczęściem. ( na zdjęciu w czapce i chustce, które mu uszyłam ze starej koszulki)
2) Dziś miałam drugie badanie prenatalne. W brzuchu jest na 100% dziewczyneczka o wadze ok.660g. Wygląda na zdrową, przepływy maciczne mam w normie ( badane, bo codziennie przyjmuję zastrzyki z heparyny). Jedynie w serduszku małej, pomiędzy przegrodami, być może jest 1mm dziurka. Wymaga to dalszej diagnostyki za ok.6 tyg. Musimy się zgłosić na echo serca.
Oto nasza druga gwiazda. Mówią, że podobna do mnie :) Ale ja tam widzę męża usta i śmieszną pieczarkę <3
3) A ja coraz grubsza. Ale na szczęście tyję głównie w brzuchu ( który mam już całkiem spory). Ważę 62 kg. W nic już nie wchodzę. Poszyłam sobie ciążowe getry i spodnie. Trochę spadają, bo jak zwykle się nie przyłożyłam do roboty tak, jakbym mogła.
A teraz dość użalania. Stęskniłam się za Wami.
PS. Detektor tętna AngelSounds to dla mnie wynalazek CUD. Uspokoił mnie bardzo. Szczerze polecam. A dziewczynom, które mi go poleciły, serdecznie dziękuję <3
Wasza trojeczka na fociach ♥♥♥
OdpowiedzUsuńPamietaj Alus, ze jestes wyjatkowa, po prostu jedyna w swim rodzaju. Smutnym jest to jak napisalas, ze czasem obcy bardziej sa przychylni, nize bliska rodzina.
Dobrze, ze przelalas swoje emocje tu. To tak jak ujscie powietrze z balonika, powinno byc Tobie lzej :)
Tesknilam za Twoim pisaniem tez :*
Calusy dla Leosia i malutkiej w brzuniu :)
Jesteś kochana <3 Wszystkiego dobrego dla Ciebie kochana :*
Usuń♥
UsuńMasz szczególne miejsce w moim sercu i gdy tylko zwątpisz w to, że jesteś kimś wspaniałym to pozwól mi przypomnieć❤️
OdpowiedzUsuńUfff ułożyło mi, że detektor się sprawdza ;-)
OdpowiedzUsuńLeosiowa czapka cudna. A ładnemu to we wszystkim ładnie :-) Szkoda, że ja mam dwie lewe ręce do szycia. No, ale nie można umieć wszystkiego hehe
Gęba sama się uśmiecha na widok "pieczarki" :-) Taka mała bezbronna istotka czekająca na spotkanie z Wami :-)
Przykro, że przechodzisz teraz przez takie smutne dni. Ale będzie dobrze. Bo dobro powraca. A Ty jesteś dobrym człowiekiem. To można wyczytać...
Pozdrawiam,
Ewa
Tak, detektor super. Teraz korzystam z niego naprawdę sporadycznie, czasem nawet można powiedzieć, że dla rozrywki, żeby małej posłuchać. Rusza się dużo i kopie już dość solidnie :)
UsuńCałusy.
Niestety mam czasami tak jak Ty. Mi też dzieciństwa nikt nie zwróci i nic nie zmieni jego biegu... Myślę, że hormony u Ciebie też robią swoje. Smutki jednak mijają, tak jak i u mnie minęły ;) Buzia Kochana, będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńNa pewno masz rację, moje hormony szaleją :)
UsuńPozdrawiam Waszą CZWÓRECZKĘ :)
Zawsze miałam wrażenie że moje problemy rodzinę najmniej obchodzą a zwłaszcza moja matkę. Świat jest jednak podobny. Ale co tam masz męża ,smutki znikną . Jak córeczka na świat przyjdzie to dopiero będziecie mieć radości. Czapeczka ze starego czegoś niemożliwe wygląda na nową ,ale Leoś rośnie i chyba już sam perfekcyjnie biega i podoba mu się się motor czyżby tatusia??
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ewa
Tak Leoś biega jak szalony. Naprawdę rozwija się wzorcowo :) Jest przeeeccuuudowny. A motor nie tatusia, choć wiem, że skrycie o takim marzy :) Ale teraz ma inne wydatki. Szykuje nam się remont łazienki. Tanio nie będzie :P Ten na zdjęciu należy do sąsiada :)
UsuńBuziaki
Alu,posłuchaj sobie kazań ks.Dominika Chmielewskiego.Bardzo mi pomogły i wiele zrozumiałam.Pozdrawiam Was serdecznie.Ela.
OdpowiedzUsuńDziękuję, na pewno posłucham. Całusy.
UsuńAlu uśmiechnij się do siebie :) i do nas. Czasem nachodzą nas smutne dni, ale po nich zawsze wychodzi słońce. Wiesz, nie da się zmienić przeszłości, ale ona nas ukształtowała, czasem te trudne rzeczy, sprawiają, że bardziej potrafimy się cieszyć, z tego co już mamy i doceniać każdy najmniejszy szczegół. Ja się ciągle tego uczę :)
OdpowiedzUsuńBuziaki Kochana.
Magda :)
masz jak najbardziej rację. Buziaki i uśmiecham się :)
UsuńAlu, zaglądałam przedwczoraj do Ciebie i patrze długo nie piszesz. Myślałam, że nawał obowiązków Cię przytłoczył, bo maluch i ciąża to wyzwanie. Trzymam kciuki, żeby zaświeciło Ci wewnątrz słońce, może wiosna trochę pomoże.
OdpowiedzUsuńMyślę, tak jak Monika, że hormony robią swoje. Ja w drugiej ciąży, zagrożonej też miałam swoje lęki i ledwo panowałam nad emocjami. Pomogły mi bardzo moja siostra i przyjaciółka. Wciąż w łączności telefonicznej. W razie nadmiaru smutku bezpiecznie zrzucałam go do słuchawki. Pomagało.
Pozdrawiam Was serdecznie.
Leoś śliczniutki :)
Dziękuję kochana. To prawda, że trzeba mieć wentyl bezpieczeństwa. Żeby nie wybuchnąć...
UsuńJa też ostatnio miewam czas powrotu do dzieciństwa. Prawie codziennie myślę o tym, co przeszłam i w jaki sposób mnie to ukształtowało. Wywołana do tablicy przez jedną z dziewczyn, które niedawno poznałam jeszcze raz wróciłam do przeszłości. Przyszło mi to znacznie łatwiej niż kiedyś. Już bez takich emocji. Oswajam się. Rozumiem, ze brakuje Ci szczerego kontaktu z mamą. To strasznie boli. Cały nastoletni czas walczyłam o jej akceptację. Dziwnymi metodami, ale walczyłam. Nam się udało po wielu latach zaprzyjaźnić na nowo. Myślę, ze dopiero pełna akceptacja przez moją mamę (mnie i moich wyborów) pozwoliła mi w pełni stać się kobietą.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci Alu byś i Ty wszystko sobie poukładała. Byś znalazła wspólny język ze swoją mamą. Pozdrawiam!
P.s. Dzieciaczki cudne! :)
Dziękuję kochana i ja Ci życzę wszystkiego co najlepsze :*
UsuńAluś, pięknie wygladasz:) piękny Leoncjo i cud pyzata kruszyna w brzuszku:) tak to bywa w rodzinie, walczymy albo mamy marzenie do końca, trudno czasami zaakceptować, że jesteśmy już dalej i nic się nie zmieni w rodzinie pochodzenia... dużo spokoju ci życzę. Mamy prawo do słabszych momentów.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Mądrze to napisałaś :)
UsuńJa tam nie wracam do przeszłości, choć w rodzinie mam pełno toksycznych osób, po prostu się odcięłam, nie pozwalam aby burzyli mój spokój. Z moją mamą coś pękło w zeszłym roku i od tej pory nie mogę się przemóc, kontakty mamy poprawne i to musi wystarczyć.
OdpowiedzUsuńJak ja zazdroszczę kobietą w ciąży, że tak ładnie im wszystko idzie w brzuch;/ Jestem chodzącą kulką, na dodatek wraz ze wzrostem temperatury powróciły mdłości.
Jaką dawkę heparyny przyjmujesz?
Dokładnie to biorę Fragmin 7500 j.m. Mam niedobór białka S i stąd ten lek.
Usuń<3 !
OdpowiedzUsuń:*
UsuńNo właśnie, człowiek potrzebuje matki, a sam nią jest - cóż za paradoks, sama dobrze to znam! Jesteś wspaniała!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję za ciepłe słowa. Dziękuję, że jesteś tu u mnie :)
UsuńAlu, nie znam szczegółów Twoich relacji z Mamą i pozostałymi członkami rodziny, ale z własnego doświadczenia również mogę potwierdzić, że często największe wsparcie, troska i zrozumienie przychodziło do mnie ze strony osób, po których najmniej się tego spodziewałam - zupełnie obcych albo znanych bardzo słabo i powierzchownie, często tylko wirtualnie. Moje relacje z rodzicami też bardzo mocno skomplikowały się po adopcji Bąbla - szczerze mówiąc nie wiem, czy da się kiedyś jeszcze je naprawić i doprowadzić do stanu "sprzed"...
OdpowiedzUsuńWiem jedno: to, jaka jesteś, powinno napawać Ciebie i całą Twoją rodzinę wielką dumą ! :)
Kochana...<3
UsuńMy też tęskniliśmy :) Tak czułam, że coś jest na rzeczy jak kochana milczałaś w okolicy świąt, myślałam o Tobie (o was) :) czy wszystko w porządku. I coś czułam, że nie, ale Alusia teraz Ty jesteś mamą i buduj wspaniały dom dla waszych dzieciątek taki o jakim Ty zawsze marzyłaś, bądź mamą jaką zawsze chciałaś mieć. To teraz jest Twój świat on potrzebuje Ciebie a ty jego, by był silny miłością i aby każdy mógł czerpać z niego siły i miłość na różne drogi którymi prowadzi nas Pan Bóg- a pamiętaj On zawsze jest przy Tobie :))
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło
Całuski dla Leośka :*
Julka
Masz absolutną rację. Dziękuję :*
UsuńKochana ja tez nie miala latwego dziecinstwa i moj sposób - to ZAPOMNIENIE ZLYCH CHWIL - nie mysl o tym, postaraj sie je wyrzucic z glowy z pamieci, ja przywoluje tylko dobre wspomnienia z dziecinstwa, a kazdy jakies dobre chwile mial, Ty napewno tez. Mi to naprawde pomaga, ciesze sie tez ze wychowywalam sie na wsi, bo kontakt przyroda byl dla mnie odskocznia i pasija dziecinstwa. Zycze wszystkie dobrego i mysl pozytywnie o dziecinstwie to pomaga. Tez nie mam dobrego kontaktu z mama, ale mysle ze samo macierzynstwo to nie lada wyzwanie i czasem proboje zrozumiec moja mame, ze tez nie miala lekko. Pozdrawiam! B.
OdpowiedzUsuńTo prawda, każdy z nas ma swoją drogę i swoje problemy. Moi rodzice też je mieli. Nie osądzam ich. Nie mam chyba żalu. Czasem tylko czuję, że czegoś mi zabrakło i do dziś pokutuję za ten brak.
UsuńCałusy i pozdrowienia.
Ciąża to czas na wiele przemysleń, mieszanka uczuc, zwiększona wrażliwość. Masz prawo do takich nastrojów, masz prawo do melancholii, do żali, a przedewszystkim do własnego zdania. Jestem wspaniałą Mamą, wartościowym człowiekiem, pieknie piszesz o miłosci do swoich dzieci... Życzę siły i więcej pogody ducha. Pamiętam mój Skarb jak miał ok 600g, ale byłam wtedy szczęśliwa, ze cudna księżniczka mi się pod sercem kluje :)
OdpowiedzUsuńSuper ta czapunia, świetny pomysł i bardzo praktyczny. Nic się nie marnuje :)
Pozdrawiam serdecznie
:) Na pewno po częsci mój stan umysłu wynika z mojej ciazy. Hormony robią swoje. Pozdrawiam :)
UsuńJakże doskonale Cię rozumiem. Tylko jedno- nie pozwól aby to obniżało Twoją samoocenę. We mnie cały czas tli się żal że nie jest tak jak powinno, tylko dziecka mi szkoda bo lubił kontakty z dziadkiem. Ale zmęczyło mnie na siłe szukanie tego kontaktu. Jest jak jest, trudno. Mam wiele innych powodów aby poczuć szczęście mimo wszystko i tego się trzeba trzymać. Szycie wciąga co? :) Śliczny komplecik Ci wyszedł i koszulka musiała być super :D Będzie dobrze, zobaczysz. Skup się teraz na sobie i swoich dzieciach bo masz trudne zadanie do wykonania- wychowując małe dziecko tworzysz nowego człowieka to spory wysiłek. Jeśli Ci ktoś nie pomaga to niech Ci przynajmniej nie przeszkadza. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńNo koszulka była fajna, ale na 68cm, wiec juz by sie nie nadala, a dziewczecych ubran juz mam caly stos :)
UsuńMądrze napisałam o uczuciach :) Dziękuję.
AAAA i jeszcze jedno, czy na zdjęciu jest Gdynia? :)
OdpowiedzUsuńtak, to Gdynia :)
UsuńKochana, osiągnęłaś naprawdę wiele. Masz wspaniałą rodzinę, Męża, Synusia i Kruszynkę pod sercem. Do tego jesteś piękną osobą (nie tylko zewnętrznie :) i wspaniałą Mamą. Nie pozwól, żeby ktoś Ci to poczucie odebrał.
OdpowiedzUsuńOstatnio szukałyśmy z mamą pomysłów na szycie dla chłopaka, bo wiadomo, że z dziewczynką prościej. A u Ciebie znalazłam inspirację. Czyli da się :)
Pozdrawiam
Oj da się, da się!!! Wrzucę niedługo tutorial z szycia czapki :) A i inne rzeczy można szyć. Zresztą, komu ja to mówię! Wasze książeczki do dziś zapierają mi dech w piersi :) Buziaki
UsuńAllu, jeśli chcesz, jestem gotowa Cię adoptować.
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że się odezwałaś, smutno bez Ciebie.
I nie patrz już za siebie, Kochana, spójrz raczej do przodu. I co widzisz? - nooo, to teraz możesz się uśmiechnąć:-)
Dzidzia pięęękna. Leoś cudny. Mama jeszcze bardziej...
Jesteś za młoda na moją mamę :) Możesz być moją siostrą ;)
Usuńkochana jesteś :* buźka!
Rodzina moglabym pisać i pisać, również mam do Nich żal..Ale nie przejmuj się kochana, kiedyś oni zrozumieją błąd...
OdpowiedzUsuńŚliczna córeczka, taka malutka iskiereczka, a ty wyglądasz Naprawdę super, uśmiech proszę :)
Pozdrawiam i ściskam ,,,
Leoś naprawdę duży kawaler :)
:) Rośniemy wszyscy :)
UsuńNie bez powodu mowia, ze z rodzina najlepiej wychodzi sie na zdjeciu. ;)
OdpowiedzUsuńA powaznie, to sama mam dosc trudna relacje z matka, wielu rzeczy pewnie nigdy nie uda mi sie jej wybaczyc. Teraz pojawily sie wnuki i jak sie mozna bylo spodziewac, moje dzieci, szczegolnie moj synek sa spychane na dalszy plan. To boli chyba bardziej niz samemu bycie cale zycie tym "gorszym" dzieckiem... :(
Smutne i prawdziwe, niestety.
UsuńNiech sobie wszyscy gadają, co chcą - ważne, że macie siebie! Jesteście super rodzinką, macie dla kogo żyć i to jest ważne. A to, co boli, te wszystkie smutne wspomnienia - dzięki nim możesz być dla swoich dzieci lepszą mamą i dać im wspaniałe dzieciństwo. Znam to...
OdpowiedzUsuń:) tak, to dobre myślenie :)
UsuńBuziaki
Ala! Jaka piękna córeczka! Że też taką słitfocię udało się jej strzelić! Trzymam kciuki za Was niezmiennie. Ciąża to dziwny czas, refleksji sporo. Mówią, że to, co było skrywane w duszy, często domaga się uwagi w ciąży właśnie. Mam nadzieję, że ukochasz siebie z okresu dziecięcego i przez to wlejesz spokoju do Twojego skołatanego serduszka.
OdpowiedzUsuńŚciskam
Melka
PS. Jaki masz adres emailowy?
Chętnie pozuje do zdjęć, po mamusi :)
UsuńMój adres: ala2n@wp.pl, buziaki
Alu, czytam Cię od bardzo dawna, ale to mój pierwszy komentarz. Uwielbiam czytać Twoje posty - nie raz wzruszałam się do łez i śmiałam, aż mnie policzki bolały.
OdpowiedzUsuńJesteś bardzo silną osobą i wszystkie zawirowania w życiu pokonasz zawsze - bo masz tę matczyną siłę i wiarę, którą napędza Leoś i córeczka w brzuchu. Nie zawsze nasze relacje z bliskimi układają się tak, jakbyśmy chcieli. Jednak wszystko, co szczere przetrwa zawsze - dlatego właśnie częściej możemy liczyć na obcych, dla których nasze "być" jest zupełnie bezinteresowne.
A cała przeszłość, wszystkie przeżycia sprawiły właśnie, że jesteś tą Alą - niesamowicie wrażliwą i szczerą osobą, najlepszą mamą dla Leosia i niebawem córeczki.
Uściski dla synka.
Ewa, mama adopcyjna
Kochana :) Dziękuję za ciepłe słowa i za to,że napisałaś swój pierwszy komentarz.
UsuńPozdrawiam Cie gorąco :*
Czasami wydaje mi się, że Ci Nam najbliżsi najbardziej Nas ranią. Powinny nas najbardziej wspierać, zrozumieć, pocieszyć. Niestety tak nie jest! Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży i wyprostuje. Modelkę masz w brzuszki a i Leoś cudny! Buziaki
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) buziaki
UsuńCzasem bywa tak, że najbliżsi nie wiedzą z czym się mierzymy,z jakimi problemami i kwestiami wiąże się oczekiwanie na dziecko. Ja mam w planie podsunąć moim bliskim książkę "Nadzieja na nowe życie", który nie jest tylko poradnikiem dla nas, czekających ale i dla tych, którzy są obok. Takie podejrzenie tego świata, bo czasem nie z ignorancji a z niewiedzy bierze się brak odpowiedniego wsparcia.
UsuńEwka, ściskam!
Droga Alu:):)W końcu jesteś....brakowało mi Twoich wpisów,które uwielbiam. Jesteś wspaniałą, bardzo wartościową osobą i przecudną Mamą. Nie pozwalam nigdy Ci w to wątpić. Doskonale wiem co czujesz,-ja dystansu uczyłam się przez lata...i wydaje mi się,że trzeba zaakceptować taki stan rzeczy mimo,że w głębi duszy boleć nas to będzie do końca życia. Dużo zdrówka i spokoju:):):)
OdpowiedzUsuńDroga Alu:):)W końcu jesteś....brakowało mi Twoich wpisów,które uwielbiam. Jesteś wspaniałą, bardzo wartościową osobą i przecudną Mamą. Nie pozwalam nigdy Ci w to wątpić. Doskonale wiem co czujesz,-ja dystansu uczyłam się przez lata...i wydaje mi się,że trzeba zaakceptować taki stan rzeczy mimo,że w głębi duszy boleć nas to będzie do końca życia. Dużo zdrówka i spokoju:):):)
OdpowiedzUsuńMasz rację. Ja też uczę się dystansu i czasem mi się wydaje,ze juz go wypracowalam, a czasem...ze jestem głeboko w czarnej... :)
UsuńBuziaki