Leonek ma już 10 zębów. 4 kolejne w drodze. Nie da się tego nie zauważyć...tzn. chciałam powiedzieć, nie poczuć. Młody - nauczony przytulania i całowania - już od jakiegoś czasu po całusku (czyli dotknięciu rodziców otwartą na maksa buźką), wykańcza całusek mocnym gryzem. I ok, jeśli całuje policzek, wystarczy się wtedy wysunąć i na twarzy pozostaje tylko delikatnie szczypiący, czerwony ślad. Gorzej, gdy obiektem całowania staje się nos...albo...
No właśnie - opowiem Wam historię ostatniego wieczoru - rodem z telewizyjnego programu 'Trudne sprawy'...
Zbliża się dobranocka. Mąż wziął prysznic, ubrał się w czystą koszulkę i bokserki. Leoś bawi się autkiem na dywanie. Leżymy sobie przed telewizorem. W pewnym momencie synuś zapragnął przytulić się do nas i wdrapał się na kanapę. Położył się mężowi na nogi i zaczął razem z nami oglądać telewizję. Nagle, zupełnie niespodziewanie, mój mąż zaczął drzeć się jak poparzony. Leoś z przerażeniem spojrzał na tatę i szybkim susem skoczył w moje ramiona z miną zapowiadającą zbliżającą się rozpacz. Mój mąż umilkł i skulił się jak embrion. Trochę się przestraszyłam. Zaczęłam pytać, co się dzieje. Ale mąż, z grymasem bólu na twarzy, milczał.
Po dobrych kilku minutach, gdy Leoś, choć wtulony we mnie, rączką zaczął robić tatusiowi "cacy,cacy", mąż wycedził przez zaciśnięte zęby..."Leoś...ugryzł...mnie...w ... jądro...."
:) No cóż, nasz synek zaskakuje nas pomysłowością każdego dnia.
No właśnie - opowiem Wam historię ostatniego wieczoru - rodem z telewizyjnego programu 'Trudne sprawy'...
Zbliża się dobranocka. Mąż wziął prysznic, ubrał się w czystą koszulkę i bokserki. Leoś bawi się autkiem na dywanie. Leżymy sobie przed telewizorem. W pewnym momencie synuś zapragnął przytulić się do nas i wdrapał się na kanapę. Położył się mężowi na nogi i zaczął razem z nami oglądać telewizję. Nagle, zupełnie niespodziewanie, mój mąż zaczął drzeć się jak poparzony. Leoś z przerażeniem spojrzał na tatę i szybkim susem skoczył w moje ramiona z miną zapowiadającą zbliżającą się rozpacz. Mój mąż umilkł i skulił się jak embrion. Trochę się przestraszyłam. Zaczęłam pytać, co się dzieje. Ale mąż, z grymasem bólu na twarzy, milczał.
Po dobrych kilku minutach, gdy Leoś, choć wtulony we mnie, rączką zaczął robić tatusiowi "cacy,cacy", mąż wycedził przez zaciśnięte zęby..."Leoś...ugryzł...mnie...w ... jądro...."
:) No cóż, nasz synek zaskakuje nas pomysłowością każdego dnia.