Znów tęsknię i brak mi cierpliwości. Zawsze tak się czuję, gdy ktoś bliski opowiada mi o swojej ciąży. Dziś moja siostra była na USG, mówiła, że widziała nóżki i rączki maleństwa, że Jej maluszek ma już 5 cm i podrapał się podczas badania po głowie.
Czy to źle, że nie mogę tego słuchać? Czy ona nie mogłaby się pohamować?
Chciałabym usnąć i obudzić się później. Gdy zadzwoni telefon. Gdy będę mogła być niewyspaną mamą. W końcu. Nareszcie.
Mój mąż zapytał mnie dziś - po co Ty piszesz te posty? Czy Ty potrzebujesz w życiu litości?
Pytam więc sama siebie - czy piszę to, bo potrzebuję litości? Czy szukając wsparcia szukamy litości? Czym w ogóle jest litość?
Nie wiem, czego potrzebuję. Wiem, że gdy myśli ulecą ze mnie, gdy staną się zapisanym ciągiem liter, słów i zdań, czuję się lżej. Czuję się lżej, gdy któraś z Was poświęci mi chwilę i napisze, odpowie, wesprze, podzieli się opinią.
Dziękuję Wam. Bo - abstrahując od powodu dla którego piszę tego bloga - to Wy staliście się powiernikami mojego smutku, lekarstwem na życiową niestrawność...
Dziękuję Wam.
Szczególny całus dla Ciebie MIA :*
Czy to źle, że nie mogę tego słuchać? Czy ona nie mogłaby się pohamować?
Chciałabym usnąć i obudzić się później. Gdy zadzwoni telefon. Gdy będę mogła być niewyspaną mamą. W końcu. Nareszcie.
Mój mąż zapytał mnie dziś - po co Ty piszesz te posty? Czy Ty potrzebujesz w życiu litości?
Pytam więc sama siebie - czy piszę to, bo potrzebuję litości? Czy szukając wsparcia szukamy litości? Czym w ogóle jest litość?
Nie wiem, czego potrzebuję. Wiem, że gdy myśli ulecą ze mnie, gdy staną się zapisanym ciągiem liter, słów i zdań, czuję się lżej. Czuję się lżej, gdy któraś z Was poświęci mi chwilę i napisze, odpowie, wesprze, podzieli się opinią.
Dziękuję Wam. Bo - abstrahując od powodu dla którego piszę tego bloga - to Wy staliście się powiernikami mojego smutku, lekarstwem na życiową niestrawność...
Dziękuję Wam.
Szczególny całus dla Ciebie MIA :*
Kochana czytam Twojego bloga od początku ale nigdy nie odważyłam się zostawić komentarza.
OdpowiedzUsuńDziś to zrobię bo to co czujesz jest mi szczególnie bliskie.
Jestem mamą dwójki adoptusiów i tak jak Ty, też kiedyś czekałam na TEN telefon.
Każdą ciąże koleżanek przeżywałam ogromnie. To straszne ale tak bardzo bolało mnie ich szczęście, że nie mogłam słuchać i patrzeć jak pod ich sercem rozwija się nowe życie.
Moje serce pękało na tysiąc kawałków, w oczach czułam palące łzy za każdym razem jak patrzyłam na ich okrągłe brzuchy bo ta tęsknota za własnym dzieckiem była ogromna.
Brakowało mi wiary i siły ale mimo, że z naszej miłości nie zrodziło się nowe życie to nigdy nie straciłam nadziei na własne szczęście !
Bardzo dobrze, że potrafisz o tym pisać.Wydaję mi się, że nie ma to nic wspólnego z litością. Wysyłasz w wirtualny świat swoje myśli i jest to swojego rodzaju terapia oczyszczająca, a czytając to utwierdzam się w przekonaniu, że nie tylko ja, tak to wszystko przeżywałam i jest mi z tym faktem lżej.
Ja nie umiałam o tym mówić i dusiłam w sobie te emocje co z perspektywy czasu nie było dobrym pomysłem.
Trzymam za Was bardzo mocno kciuki !
Pozdrawiam serdecznie :*
Justyna
Dziękuję, że tym razem odważyłaś się zostawić komentarz... Cieszę się, że mnie rozumiesz, nie czuję się dzięki temu "dzika", co czasem nasuwa mi się, gdy obserwuję swoje reakcje na różnorodne sytuacje. Zazdroszczę Ci bycia podwójną mamą, choć wiem, że przede mną przecież te wszystkie najbardziej wzniosłe i zarazem najtrudniejsze chwile. Trzeba je przejść i przeżyć, by móc pójść dalej. Dziękuję za wsparcie i troskę :* Buziak!
UsuńI ja jestem i czytam, więc słowa Twe w próżnie nie trafią, tylko znajdują zrozumienie, czego absolutnie nie można wiązać z litością...
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Justyna, nigdy nie zostawiłam komentarza, bo odkąd jestem podwójną mamą to ciągle mnie coś goni i ciężko mi nawet z byciem systematycznym w odniesieniu do własnego bloga. Nie mogę napisać, że wiem, co czujesz, gdyż moja historia adopcyjna ma zupełnie inny początek. Mogę dodać Ci otuchy pisząc, to, co ja zawsze słyszałam i to, co często się słyszy od rodziców adopcyjnych - jak pojawi się Groszek w Twoim życiu, to naprawdę ten czas oczekiwania wyda się bardziej wartościowy i zupełnie niedługi niż teraz myślisz...
Trzymam mocno kciuki za Was ! Pozdrawiam ciepło !
Joanna
Kochana Asiu, kiedyś trafiłam na Twojego bloga i zobaczyłam jedne z najsłodszych oczu, jakie kiedykolwiek widziałam. To zapewne oczy Twojej córci, niestety nic więcej się nie dowiedziałam. Liczę :P, że znajdziesz czas,aby nadgonić zaległości, bo jestem bardzo ciekawa kim jesteś i jakie masz doświadczenia :) Może zechcesz się nimi podzielić :)
UsuńDziękuję za czas, który poświęciłaś, aby mnie wesprzeć, serducho mi zmiękło i oczy się spociły, gdy weszłam dziś na stronę, a tu takie podnoszące na duchu komentarze!
Szkoda, że nie znamy się osobiście!
Ale... wirtualnie też jest fajnie.
Pozdrowienia serdeczne.Buźka!
Nie mogę znaleźć na blogu Twojego mejla :-) Oślepłam ? ;-) Wyślij mi swojego na adres normalna.kobieta@wp.pl - wyślę Ci zaproszenie do mojego bloga, w którym opisywałam swoją historię adopcyjną.
UsuńZaległości postaram się nadrobić, oczywiście ! :-)
Ojej bardzo mi miło :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, nie wiem czy Ty też, że emocje trzeba uwolnić, myśli wypowiedzieć bądź napisać bo tylko dzięki temu wraca się do jako takiej równowagi. Ja każdą ciążę w rodzinie i u koleżanek silnie odchorowałam psychicznie, pytałam wciąż DLACZEGO każdemu przychodzi to tak łatwo a nam nie? Nie potrafił mnie nikt zrozumieć jak tylko znajome z naszego bociana czy blogów, bo ktoś kto tego nie przeżył nie wie jakie to uczucie pustki w sercu, żal i wkurzenie, że ludziom brak empatii. W czasie naszego czekania w ośrodku urodziła dziecko moja siostra, bratowa, szwagierka i przyjaciółka. Masakra jakaś.
Na szczęście to stan przemijający, bo jak już ma się dziecko swoje najpiękniejsze, najkochańsze to wraca radość z cudzych ciąż :)
Kurczę, u mnie już nawet nie ma tego pytania - Dlaczego? - było wcześniej, gdy rzeczywiście leczyliśmy się, a zamiast ciąży przychodził okres. Teraz jest taka jakaś złość na brak ludzkiego taktu...na brak empatii... Aż mam ochotę się wydrzeć ( i czasami to robię ) :P
UsuńWydaje mi się, że muszę być mądrzejsza od nich i nie przejmować się ich paplaniną, ale często nie jestem, często zachowuję się jak małe dziecko, które trzeba przytulić, ukoić, powiedzieć: "Będzie dobrze".
Ale póki co- to ja wspieram tymi słowami męża, bo on przeżywa etap: "Dlaczego?"...
Wierzę jednak, że tak jak piszesz, moje szczęście zagości w naszym życiu razem z naszą Kruszynką.
Zagości i będziecie cudownymi rodzicami, bo wszystko co rodzi się w bólu docenia się dwukrotnie.
UsuńJa też zaglądam tu do Ciebie!
OdpowiedzUsuńJestem całym sercem z Wami i głęboko wierzę w to, że już niedługo wszystko się zmieni NA LEPSZE!
No tak... nie ma przypadków? Jakiś czas temu Moja Piękna Przyjaciółka wyjechała za granicę. Poznała tam nową miłość. Odchorowałam to całym miksem uczuć - odrzucenia, smutku, zazdrości (teraz Ona z Nim tworzy bliskość, nie ze mną!) i przede wszystkim wkurzenia na samą siebie, że odczuwam to co wyżej, zamiast najzwyczajniej cieszyć się, że komu jak komu, ale jej, wspaniałej kobiecie po przejściach, to się najzwyczajniej w świecie należy! Po 3 miesiącach jakoś sobie z tym wszystkim poradziłam, zadzwoniłam, porozmawiałam i ... dowiedziałam się, że jest w ciąży. W 6 miesiącu znajomości. I co? Ogromne uczucie wkurzenia na siebie, że dotkliwie odczuwam zazdrość powróciły. Twój wpis pomaga mi "uczłowieczyć" siebie samą. DZIĘKUJĘ.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMy kobiety tak już mamy, ze jesteśmy emocjonalnymi ekshibicjonistkami. Ja przynajmniej nią jestem. Czytam Cię i jestem z Tobą sercem - jak i Ty ze mną :)
OdpowiedzUsuń