Cześć,
nie wiem, jak masz na imię i nie wiem, ile masz lat. Ludzie myślą, że niepłodność dotyka głównie ludzi po 40-tce, ale ja wiem, że to brednie i być może Ty nie mieścisz się w tym zbiorze. Nie znam Twojej historii, ale na pewno Twoja droga była cięższa niż mogę sobie wyobrazić. Masz tę przewagę, że możesz poznać moją historię - tu na blogu. Możesz poznać moje słabości. Przewertować moje chwile jedna za drugą.
Piszę do Ciebie, bo choć Cię nie znam, łączy nas jedno. Pragnienie dziecka. Pragnienie tak silne, że obezwładniające. Tak dojmujące, że odbierające chęci do życia. Zabierające jego radość. Zamykające w klatce niezrozumienia i samotności.
Nie wiem, na którym etapie walki jesteś. Nie wiem, jakie są Twoje szanse. Ale powiem Ci jedno - nie poddawaj się. Nie poddawaj się i walcz, ale rób to tak, by nie przegapić wszystkich możliwości.
nie wiem, jak masz na imię i nie wiem, ile masz lat. Ludzie myślą, że niepłodność dotyka głównie ludzi po 40-tce, ale ja wiem, że to brednie i być może Ty nie mieścisz się w tym zbiorze. Nie znam Twojej historii, ale na pewno Twoja droga była cięższa niż mogę sobie wyobrazić. Masz tę przewagę, że możesz poznać moją historię - tu na blogu. Możesz poznać moje słabości. Przewertować moje chwile jedna za drugą.
Piszę do Ciebie, bo choć Cię nie znam, łączy nas jedno. Pragnienie dziecka. Pragnienie tak silne, że obezwładniające. Tak dojmujące, że odbierające chęci do życia. Zabierające jego radość. Zamykające w klatce niezrozumienia i samotności.
Nie wiem, na którym etapie walki jesteś. Nie wiem, jakie są Twoje szanse. Ale powiem Ci jedno - nie poddawaj się. Nie poddawaj się i walcz, ale rób to tak, by nie przegapić wszystkich możliwości.
Mam dwoje dzieci. Dwójkę wyjątkowych, wspaniałych, pięknych i rumianych szkrabów. Adoptowanego syna i biologiczną córkę. I choć to zdanie niesie w sobie jakiś ogrom trudnego ładunku emocjonalnego, to poza takim suchym opisem i naturalnymi różnicami między chłopcem a dziewczynką - nic moich dzieci w moim odczuciu nie różni.
Kiedyś myślałam o adopcji tak, jak opisują ją ludzie. "Czyli jak? "- zapytasz.
Oto moja odpowiedź:
Kiedyś myślałam o adopcji tak, jak opisują ją ludzie. "Czyli jak? "- zapytasz.
Oto moja odpowiedź:
1) Jako nastolatka myślałam, że jestem adoptowana , bo to byłaby odpowiedź na różnice jakie dostrzegałam pomiędzy moją rodziną a mną. To jawiło się jako objawienie. Wyzwolenie i odnalezienie mojej tożsamości.
Nie jestem adoptowana. A to pech ;)
Nie jestem adoptowana. A to pech ;)
2) Jako młoda dziewczyna, a potem kobieta, adopcja była owiana tajemnicą, nie należało o tym mówić głośno. Takie swoiste TABU. Pytanie dlaczego? Próbując sobie szczerze odpowiedzieć na to pytanie wczuwam się w siebie sprzed lat i myślę, że adopcja kojarzyła mi się z tragedią i odrzuceniem przez rodziców biologicznych. Ze wstydem, że się pochodzi z takiej a nie innej rodziny.
Dziś myślę, że musiałam być bardzo ograniczona w poglądach, niedojrzała i nieświadoma potęgi adopcji. Potęgi daru, jaki ona daje.
Dziś myślę, że musiałam być bardzo ograniczona w poglądach, niedojrzała i nieświadoma potęgi adopcji. Potęgi daru, jaki ona daje.
3)W końcu adopcja kojarzyła mi się jako coś "zamiast". Zamiast naturalnego poczęcia, ciąży, brzucha, USG, porodu i karmienia piersią. Jako alternatywa. Dość smutna i trudna alternatywa."Możesz zawsze adoptować" - mówią ludzie do tych starających się, po miesiącach, latach bezskutecznej walki. I kiedyś...też tak myślałam.
Dziś o adopcji myślę inaczej. Myślę o niej jasno, radośnie, pięknie. Nie chcę wprowadzać zbędnego patosu. Ale jako matka zarówno adopcyjna jak i biologiczna - szczerze powiem, że pierwsze chwile z moim synem wniosły tyle magii, że nie mogę tego porównać do niczego innego. Nawet do porodu. Być może to potęga pierworodnego, który jako pierwszy uczynił ze mnie matkę. A może po prostu...miłość.
Miłość, która nie zna podziałów na ado- i bio-. Wyobrażasz sobie największe żywioły? Tsunami? Potworne trzęsienia ziemi? Erupcję wulkanów? Widzisz je? Dostrzegasz ich potęgę?
No to taka właśnie miłość.
Dziś wiem też , że niestety nie "zawsze możesz adoptować". Czas na adopcję też się kończy. I choć różne ośrodki dają różne kryteria, to adopcja niemowlaka powyżej 40-tki staje się trudna. Tzn. nie niemożliwa. Ale trudna.
Miłość, która nie zna podziałów na ado- i bio-. Wyobrażasz sobie największe żywioły? Tsunami? Potworne trzęsienia ziemi? Erupcję wulkanów? Widzisz je? Dostrzegasz ich potęgę?
No to taka właśnie miłość.
Dziś wiem też , że niestety nie "zawsze możesz adoptować". Czas na adopcję też się kończy. I choć różne ośrodki dają różne kryteria, to adopcja niemowlaka powyżej 40-tki staje się trudna. Tzn. nie niemożliwa. Ale trudna.
Tak, jeżeli nie chcesz in vitro, naprotechnologia pochłonęła już spory zapas oszczędności i stoisz w martwym punkcie - pomyśl o adopcji.
Tak, jeżeli jesteś po 4 a może 5 nieudanych transferach i czujesz, że brak Ci już sił - pomyśl o adopcji.
Tak, jeżeli jesteś po 4 a może 5 nieudanych transferach i czujesz, że brak Ci już sił - pomyśl o adopcji.
Tak, jeżeli po prostu chcesz być rodzicem. Chcesz założyć rodzinę. Pomyśl o adopcji.
Ale nie jako drodze zamiast. Nie jako alternatywie. Ty stoisz tu, a po drugiej stronie stoi człowiek. Jakiś mały, bezbronny, CZŁOWIEK. Który czeka na Ciebie. Na swoją szansę na życie. Normalne, pełne życie.
Nie musisz być idealny/a, by być idealnym rodzicem. Ale musisz kochać...umieć kochać bardziej kogoś niż siebie.
Po adopcji, po 4 miesiącach, zaszłam w ciążę. Niestety, często słyszę od znajomych, że jakiejś starającej się długo parze, opisywali nasz "przypadek": "Że adoptowali i potem urodzili swoje!". Nosz do k... nędzy, jak mnie trzęsie, gdy to słyszę. Jeżeli adopcja ma być środkiem do celu, a nie celem - odpuść sobie. Tzn. że jeszcze nie rozumiesz. Jeszcze nie kochasz tak bardzo. Zamiast rodziny możesz stworzyć potworka o kilku twarzach. Skrzywdzić, zranić - małego człowieka i siebie.
Co zrobić, by dojrzeć w takiej sytuacji? Nie wiem. Wsłuchaj się w siebie. Zadaj sobie kilka pytań. Zastanów się, co jest w życiu ważne. Dla każdego przecież to może być coś innego.
Uważam, że wolność wyboru to nasze wielkie bogactwo. Ogromne. Wiem też, że gdy ze wszystkich dróg po dziecko, zostaje nam tylko adopcja, możemy czuć się odarci z tej wolności. Zmuszeni do podążania ścieżką nie do końca przez nas wybraną. Jednak to nigdy nie jest jedyna opcja.
Nie każda kobieta musi mieć dziecko. Naprawdę nie każda. Nie każdy mężczyzna musi być ojcem. Bezdzietność też ma swoje plusy i też jest dla kogoś przeznaczona.
Ale czy dla Ciebie?
Decyzja o dziecku to nie tylko decyzja tu i teraz. Dziś czujesz się "gorsza", bo nie masz dziecka. Za 20 lat, będziesz czuć smutek, bo nie będziesz świadkiem wyboru studiów, pracy, drugiej połówki Twoich pociech. Za x lat nie zostaniesz babcią, dziadkiem.
Pytanie, czy to jest dla Ciebie ważne? Jeśli tak, to co jesteś w stanie dla tego zrobić?
Adopcja to tylko proces. Proces, który pozwoli Ci odnaleźć Twoje dziecko ( ja wierzę w przeznaczenie). Wszystko dalej to po prostu rodzina, dom, miłość, wspólnota, chwile, zło, dobro, sprzeczki, kłótnie, bałagan, choroby, zabawa, śmiech, płacz, złość, wiara, piękno, mama, tata, syn, córka, jedność, rozdzielność, trudności, schody, upadki, wzloty. Życie. Po prostu życie.
To mój list do Ciebie. Napisałam go z okazji 2 rocznicy poznania mojego syna. 2 rocznicy chwili, która odmieniła mnie na zawsze. Bezpowrotnie. Chwili, która wniosła w moje życie nowe barwy, nadała sens cierpieniu, włożyła w moje ręce ciepłe, 7,5 kg szczęście. Mojego Leosia. Chłopca o cudownym uszczerbionym uśmiechu, niezwykłych oczach o identycznym odcieniu jak moje (szarozielone), niespożytej ilości energii, magicznych zdolnościach niszczenia wszystkiego, co wpadnie mu w ręce, potwierdzającego istnienie ADHD w czystej postaci, ISKRY rozpalającej domowe ognisko.
I choć to trudny list, chcę Ci powiedzieć, że owszem, nie jest łatwo...ale niepodważalnie jest cholernie szczęśliwie i fajnie!
Ale nie jako drodze zamiast. Nie jako alternatywie. Ty stoisz tu, a po drugiej stronie stoi człowiek. Jakiś mały, bezbronny, CZŁOWIEK. Który czeka na Ciebie. Na swoją szansę na życie. Normalne, pełne życie.
Nie musisz być idealny/a, by być idealnym rodzicem. Ale musisz kochać...umieć kochać bardziej kogoś niż siebie.
Po adopcji, po 4 miesiącach, zaszłam w ciążę. Niestety, często słyszę od znajomych, że jakiejś starającej się długo parze, opisywali nasz "przypadek": "Że adoptowali i potem urodzili swoje!". Nosz do k... nędzy, jak mnie trzęsie, gdy to słyszę. Jeżeli adopcja ma być środkiem do celu, a nie celem - odpuść sobie. Tzn. że jeszcze nie rozumiesz. Jeszcze nie kochasz tak bardzo. Zamiast rodziny możesz stworzyć potworka o kilku twarzach. Skrzywdzić, zranić - małego człowieka i siebie.
Co zrobić, by dojrzeć w takiej sytuacji? Nie wiem. Wsłuchaj się w siebie. Zadaj sobie kilka pytań. Zastanów się, co jest w życiu ważne. Dla każdego przecież to może być coś innego.
Uważam, że wolność wyboru to nasze wielkie bogactwo. Ogromne. Wiem też, że gdy ze wszystkich dróg po dziecko, zostaje nam tylko adopcja, możemy czuć się odarci z tej wolności. Zmuszeni do podążania ścieżką nie do końca przez nas wybraną. Jednak to nigdy nie jest jedyna opcja.
Nie każda kobieta musi mieć dziecko. Naprawdę nie każda. Nie każdy mężczyzna musi być ojcem. Bezdzietność też ma swoje plusy i też jest dla kogoś przeznaczona.
Ale czy dla Ciebie?
Decyzja o dziecku to nie tylko decyzja tu i teraz. Dziś czujesz się "gorsza", bo nie masz dziecka. Za 20 lat, będziesz czuć smutek, bo nie będziesz świadkiem wyboru studiów, pracy, drugiej połówki Twoich pociech. Za x lat nie zostaniesz babcią, dziadkiem.
Pytanie, czy to jest dla Ciebie ważne? Jeśli tak, to co jesteś w stanie dla tego zrobić?
Adopcja to tylko proces. Proces, który pozwoli Ci odnaleźć Twoje dziecko ( ja wierzę w przeznaczenie). Wszystko dalej to po prostu rodzina, dom, miłość, wspólnota, chwile, zło, dobro, sprzeczki, kłótnie, bałagan, choroby, zabawa, śmiech, płacz, złość, wiara, piękno, mama, tata, syn, córka, jedność, rozdzielność, trudności, schody, upadki, wzloty. Życie. Po prostu życie.
To mój list do Ciebie. Napisałam go z okazji 2 rocznicy poznania mojego syna. 2 rocznicy chwili, która odmieniła mnie na zawsze. Bezpowrotnie. Chwili, która wniosła w moje życie nowe barwy, nadała sens cierpieniu, włożyła w moje ręce ciepłe, 7,5 kg szczęście. Mojego Leosia. Chłopca o cudownym uszczerbionym uśmiechu, niezwykłych oczach o identycznym odcieniu jak moje (szarozielone), niespożytej ilości energii, magicznych zdolnościach niszczenia wszystkiego, co wpadnie mu w ręce, potwierdzającego istnienie ADHD w czystej postaci, ISKRY rozpalającej domowe ognisko.
I choć to trudny list, chcę Ci powiedzieć, że owszem, nie jest łatwo...ale niepodważalnie jest cholernie szczęśliwie i fajnie!
Warto iść po prąd. WARTO.
PS. Czy ktoś może się skontaktować z ewa84 z bloga "Moja tęsknota", bo nie mam uprawnień do odwiedzania bloga i do MIA? Proszę przekażcie, że proszę o kluczyki <3 Na adres trwajchwilo@gmail.com
Och Alu jesteś niesamowita. Nie poznałam dotąd nawet wirtualnie drugiej takiej osoby.Dziękuję- że jesteś, dziękuję- że piszesz, dziękuję- że piszesz moimi słowami.Tylko, że ja nadal tęsknię i gdyby tylko mój mąż się zgodził......Pozdrawiam Kati
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj mu ten list...może coś w nim zakiełkuje... buziaki
UsuńWłaśnie mam taki zamiar... Kati
UsuńPięknie napisane u nas za 2 miesiące też rocznica tylko już 6. Jeżeli mogę prosić to też proszę o kluczyk do bloga MIA magda.koscinska@onet.pl Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWspanialosci z okazji rocznicy 😍
UsuńA ja dojrzewam do decyzji o adopcji. Boję się, że jestem na etapie "zamiast" pełnego żalu i bólu po nieudanych próbach IFV. Wzruszyłam się okropnie czytając Twój wpis. Dam sobie jeszcze czas...
OdpowiedzUsuńPani Jaworska żal kiedyś minie. Opcji zawsze jest kilka, co najmniej dwie. Życzę Ci, by dojrzewanie nie było okupione cierpieniem i bólem. Ściskam mocno!
UsuńAlu jesteś cudowna!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię czytać, jesteś tak mądrą, silną i jednocześnie wrażliwą kobietą.
Życzę samych wspaniałości dla Twojej rodziny.
Ewa, mama adopcyjno - biologiczna. Nie, mama. Po prostu MAMA.
Po prostu MAMO :*
UsuńDroga, chcę dopisać cos czego bardzo mi zabrakło w liście do Niepłodnej. Tak pieknie piszesz o adopcji, ktora jest sama w sobie istota i darem. Adopcja to proces, tak! Dokładnie tak jak każde inne działanie moze być procesem stawania sie rodzicem:) Pięknie napisałaś "wszystko dalej to po prostu...." O tak! Podpisze sie jako doświadczona od kilkunastu lat matka Ado i bio pod każdym słowem jakie tam wymieniłaś :) jednak dodać bardzo chcę to, czego bardzo brakuje we wszelkich rozmowach o adopcji, wszystko dalej to tez życie w trojkącie, zawsze z nami i naszym dzieckiem są jego rodzice biologiczni. Najpierw mentalnie, potem werbalnie, często potem fizycznie. Z doświadczeń jakie zbieram w swoim macierzyństwie, w rozmowach z moimi dziećmi ale tez w rozmowach z innymi doświadczajacego adopcji jako rodzice lub dorosłe juz teraz dzieci, wiem, ze zapominanie o tym niesie szerokie konsekwencje... Zatem prosze Niepłodną, aby myślała o adopcji tez w taki sposób, że zapraszając do rodziny swoje dziecko urodzone w innej rodzinie, zaprasza też jego biologiczna rodzinę. Dziś wiem dzieki moim dorastającym córkom jakie to ważne, że przyjęłam ich historie od początku, że w swoich pierwszych rozważaniach uwzględniałem to, że z tym wyzwaniem bede sie mierzyć. Gorące uściski :) Magdalena
OdpowiedzUsuńMagdaleno, dziękuję.
UsuńMyślę, że generalnie zabrakło w tym moim liście całego akapitu dotyczącego tego małego człowieka, którego bierzemy do swojego serca... z całym jego bagażem. Często większym niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Być może nieświadomie pominęłam aspekt rodziny biologicznej, bo jeszcze nie przyszło mi się mierzyć świadomie z tym tematem? Sama nie wiem. Twoje ostatnie zdanie w komentarzu - "jakie to ważne, że przyjęłam ich historie od początku, że w swoich pierwszych rozważaniach uwzględniałem to, że z tym wyzwaniem bede sie mierzyć" - uświadamia mi, że i ja, jak najbardziej miałam i mam świadomość wyzwania, jakie przede mną. Ale też wyzwania, jakie stoi przed moim synem. Trudno mi się wypowiadać, czy zarzekać, że wyjdziemy z tego obronną ręką, że będzie mi łatwo i że mój syn będzie silnym i pewnym siebie mężczyzną, świadomym swojej tożsamości. Bardzo chciałabym, żeby tak było. Na tym etapie jednak, z ręką na sercu mogę powiedzieć tylko, że zrobię wszystko, co będę w stanie, wydepczę wszystkie znane drogi, podam tysiąc razy odrzuconą rękę, by tak właśnie było. Bo mam tę świadomość, że za moim synem stoi jego biologiczna rodzina...i niezależnie jaka ona jest, jakaś część jego tożsamości właśnie - to ona. I chyba nie da się o tym zapomnieć. Choć nie ukrywam, że na co dzień jesteśmy zwyczajną rodziną. Z niepospolitą historią. I większymi wyzwaniami.
To nie zmienia jednak faktu, że adopcja uczyniła ze mnie matkę. Szczęściarę. Spełnioną kobietę :)
Pozdrawiam gorąco :) Ala
Jeszcze coś mi się przypomniało - aspekt rodziny biologicznej naszych dzieci będzie się przewijał, myślę, przez wszystkie lata naszego życia. Pamiętam, że kiedyś ktoś przeprowadzał z Tobą wywiad i powiedziałaś, że gdy ktoś Cię pyta, jak urodziła się Lena, zaczynasz zastanawiać się - "jak ja ją urodziłam?? Jak ja ją urodziłam?"
UsuńNie da się ukryć, że nie żyjemy po adopcji w sztywnych ramach, które trzymają nas w ryzach. Kochamy bezgranicznie i bywa, że fakt adopcji gdzieś tam nam umyka. Też tak mam :)
Ja czasami podczas rozmów moich koleżanek o ciazach zawieszam sie i próbuję sobie przypomniec jak wyglądał mój poród :) - potem sobie jednak przypominam ze nie rodziłam :)
UsuńA jeśli chodzi o rodziny biologiczne to mam pudełka gdzie drukuje i wkładam wszelkie info dla moich dzieci o ich korzeniach. Jak będą duże to ułatwi nam ich odszukanie. Mam nadzieję że zrobimy to razem.
Allu, a ja napiszę troszkę pod prąd tego co napisałaś - adopcja nie jest łatwym kawałkiem chleba, nie zawsze niesie za sobą same uśmiechy i radości i miłość od pierwszego wejrzenia. Nie każdy chce i da radę pójść tą drogą. Oczywiście każda z nas pisze ze swojego punktu widzenia - Ty mamy biologicznej i adopcyjnej maluszka, a ja z punktu widzenia adopcji starszaków, w tym jednego niepełnosprawnego, gdzie miłość przychodzi z czasem, a problemy są od samego początku, szczególnie z budowaniem więzi, jawnością adopcji.
OdpowiedzUsuńAdopcja jest jedną z dróg, ale nie dla wszystkich.
Wszystkiego naj z okazji już 2 rocznicy. Uściski dla dzieciaczków od naszej czwóreczki.
Zgadzam się z Tobą w 100%. Adopcja nie jest dla wszystkich. Wasz przykład pokazuje, że czasem jest trudniej, albo nawet bardzo trudno. Starałam się w tym liście to ująć. Być może wkradł się tak codzienny w moim macierzyństwie hurraoptymizm. I tego nie widać.
UsuńŚciskam Was mocno.
Pięknie napisane bo -życiem. Dwa lata temu ze łzami czytałam jak się odnaleźliście. Wszystkiego dobrego:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, jesteś bardzo kochana. Ja dziś przeglądam zdjęcia sprzed 2 lat i czuję tę magię, aż szklą mi się oczy :* Dziękuję za obecność :)
UsuńBardzo się wzruszyłam 2 lata temu, kiedy się w końcu spotkaliście :)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się z prośbą o dostęp do Ewy! bo też nie mogę się dostać.
U MIA to samo!
Właśnie się dowiedziałam, że Ewa zablokowała bloga :( Chyba nie przesyła kluczyków. Czekam na MIA.
Usuńi ja się podpisuję pod prośbą o dostęp. Jeśli uda się Wam złapać kontakt z MIA i Ewą to proszę o kontakt cathyyy@tlen.pl
Usuńja tez prosze o kluczyk
Usuńlargetto@wp.pl
No, własnie, też zauważyłam, że Ewa zablokowała bloga... widzę, że nie jestem jedyna. Ja też proszę o kontakt balbinkamalinka@gmail.com
UsuńKurcze, szkoda.. tak jej kibicowałam..
UsuńMoże już zadzwonił do Niej TEN telefon.
No nic, może wpuści.
Allu, napisałaś jak zwykle, ze szczerego serca. Twój hurraoptymizm jest uroczy i taki... prawdziwy. Twój post na pewno podniesie i da nadzieję niejednej dziewczynie czekającej na swoje szczęście. Jak my to wszystkie dobrze znamy. Trudna i bolesna to droga.
OdpowiedzUsuńPod tym co napisałaś podpisuję się również i ja. Adopcja może być drogą do wymarzonego szczęścia, może inaczej, może czasem trudniej, ale jednak SZCZĘŚCIA. I mówię to ja - mama ado dziecka niepełnosprawnego. Spełniona. Szczęśliwa. Dumna ze swojego kochanego słonka.
Wspaniałości z okazji rocznicy, Allu!
Basiu, jesteś wspaniałą mamą!!! Dziękuję, że poświęcasz swój czas niezmiennie, by towarzyszyć i mi w moich zmaganiach Z codziennością :*
UsuńPodpisuję się pod Twoim tekstem:)
OdpowiedzUsuńOdnośnie blogu Ewy to zablokowała go dla wszystkich:(
Co u Ciebie Elu??
UsuńPiękny list, ja również dziękuję że piszesz. Dzięki Twoim wpisom zmieniłam myślenie dotyczące adopcji. Niepłodność jest mi znana, smak macierzyństwa jeszcze nie poznałam. Ale po 3 latach walki, rozczarowań mam ochotę wejść do każdego ośrodka leczenia niepłodność i krzyczeć na głos aby kobiety walczyły o swoje szczęście i nie zamykały się na żadne z dróg nawet jeśli miałaby być to świadoma bezdzietność. Przerażają mnie przypadki kiedy kobieta ciągle czeka na spontaniczną ciążę, wpada w depresje ale odrzuca in vitro czy adopcje a nawet IUI. I tak potrafi trwać latami. Ja adopcje zaakceptowałam dość szybko, mąż trochę później. Będąc w trakcie leczenia odbyłam swoja pierwsza wizytę w ośrodku. Okazało się że jest ona niezobowiązująca a dużo dowiedzieliśmy się o sobie. Po wizycie podjęłam decyzje o in vitro bo chcę adoptować wtedy kiedy pogodzę się z myślą że nie mogę mieć dzieci biologicznych, że wyczerpałam wszystkie możliwości i że to dziecko przyjmę z radością i z zamkniętym rozdziałem w swoim życiu. Bo po drugiej stronie jest mały człowiek który chce być kochany a nie być gorszą alternatywą.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak!!! Dobra decyzja :))) Decyzja zawsze jest dobra, gdy jest w zgodzie z Twoim sumieniem. Siły, wytrwałości i dotarcia do celu :))) buziaki
UsuńPiękny list - dziękuję! Jesteśmy na początku drogi adopcyjnej, ufam, że to droga, którą powinnismy podążać i ze podołamy wszystkim wyzwaniom, chociaż teraz cieżko mi sobie to wyobrazic. Pozdrawiam i gratuluje Alllu :)
OdpowiedzUsuńJeśli będziecie kochać to wszystkiemu podołacie :) Pozdrawiam!!
UsuńTo już dwa lata? Jeju jak ten czas mija...
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim dziękuję Ci Alu za ten list. Ujęłaś w nim tyle myśli, które i w mojej głowie się kotłują od jakiegoś czasu. Myślę, że kiedyś ten list pokażę Mężowi...
Ileż to razy słyszałam już "możesz przecież adoptować"...eh albo "adoptujecie i potem zajdziesz w ciążę i będziecie mieć swoje".
Nie mówimy adopcji nie. Po prostu na ten moment nie jesteśmy jeszcze gotowi na tę drogę. A że nie chcemy niczego robić na siłę, to dajemy sobie czas. Dziecko nie jest zabawką, zachcianką. Nie ma być zamiast.
Nie zawsze ta droga jest łatwa. Dlatego tym bardziej chcę zdecydować świadomie - tak zaczynamy tę drogę. I chcę, żeby świadomie i bez musu taką decyzję podjął mój mąż.
Jeszcze raz Ci Alu za ten list dziękuję.
Uściski
Agnieszko ściskam Cię mocno i całuję!!!
UsuńDroga Alu, czytam Twojego bloga od samego początku, włączając w to czas gdy publikowałaś wpisy na naszym-bocianie, choć komentuję po raz pierwszy. Mamy bardzo podobną drogę. Najpierw niepłodność, upragniona ciąża, potem poronienie, depresja, szkolenie adopcyjne zakończone adopcją. Wszystko to działo się prawie w tym samym czasie, także czytając Twoje wpisy miałam wrażenie, że czytam o sobie. Nawet telefon zadzwonił do nas w tym samym miesiącu tj. dwa tygodnie przed Waszym, a w naszym domu dwa lata temu zamieszkała czteromiesięczna córka. Wiele razy chciałam pisać bloga, ale moje wpisy były by bardzo podobne do Twoich. My świadomie i z całą odpowiedzialnością wybraliśmy adopcję jako naszą drogę. Mamy cudowną córkę, która jest całym naszym światem. Mamy lepsze i gorsze dni, ale nie wyobrażam sobie by choć przez chwilę pomyśleć o niej jako o dziecku w zastępstwie biologicznego. Nieraz zapominam o adopcji, bo Mała tak mocno wrosła w naszą rodzinę, że nie wyobrażamy sobie życia bez niej. Pamiętam jej historię, nie zapominam o kobiecie, która dała jej życie. Zawsze będę jej wdzieczna za ten dar. Teraz czekamy na kolejny telefon, kiedy zadzwoni nikt nie wie:), choć nie czekam na niego tak intensywnie jak na pierwszy to gdzieś tam w głębi wiem, że moje drugie dziecko na nas czeka, nawet jeśli nie ma go jeszcze na świecie. Póki co wybraliśmy w pełni świadomą drogę rodzicielstwa adopcyjnego. Tak już chyba zostanie, bo bardzo boję się, że ewentualne biologiczne dziecko, nie będzie w przyszłości problemem dla mojej córki, czy nie będzie się czuła gorsza, mniej kochana, surowiej oceniana... Adopcja nie jest jednak drogą dla każdego. Trzeba mieć w sobie dużo dużo empatii, otwartości, liczyć się z wielką niewiadomą. Kochać ludzi i być otwartym na drugiego człowieka nie w zastępstwie rodzicielstwa biologicznego, nie ze współczucia, czy jako lekarstwo na głóg potomstwa biologicznego, ale dlatego, że to Dziecko jest z całą swą historią, biologiczną rodziną, trudnościami i pięknem, które może dostrzec tylko ten, kto kocha. Życzenia kolejnych wspaniałych wspólnych lat dla Leosia i całej rodzinki:) Kasia
OdpowiedzUsuńKasiu, jak miło, dziękuję :) Zakładaj bloga czym prędzej, to piękny sposób na uporanie się z codziennością, zatrzymywanie chwil na zawsze i możliwość wracania do najważniejszych momentów w życiu, kiedy tylko chcesz. A ja chętnie poczytam :) Buziaczki!!!
UsuńMnie zdumiało uczucie jakie na mnie spłynęło w momencie jak do mojego mózgu dotarła wysłana z serca wiadomość: Adopcja. To nie do opisania wewnętrzny spokój który bardzo mnie zaskoczył. Życzę wszystkim przyszłym adopcyjnym rodzicom, żeby tego doświadczyli, żeby otworzyli swoje serca na tą drogę.
OdpowiedzUsuńAlu zablokowałam chwilowo blog, bo chcę wprowadzić w nim kilka zmian, które uchronią naszą tożsamość. Wkrótce wracam :)
Czekamy na zdjęcia Waszych bąbelków!
cieszę sie że wracasz bo i ja martwiłam sie zamknięciem bloga
Usuń:)
Nie mogę tego z wiadomych względów napisać na razie na moim blogu więc napiszę tu - wizyta kuratora sądowego u nas w domu przed powierzeniem pieczy nad Czarodziejką, rozpoczęła się zdaniem "Czytam Pani bloga, strasznie Pani wkurzona na sąd" - zatkało mnie, dlatego trochę spuściłam z tonu, bo jeszcze mi potrzeba aby sędzina to czytała haha :) - choć to może tłumaczyłoby jej zaciętość do nas... :)
UsuńTo tak a propos anonimowości ;/
Mi się jednak wydaje że to ośrodek udziela info o moim blogu bo kiedyś mnie namierzyli i już z raz wspomnieli, że dają namiary na mojego bloga ludziom na kursach, wiec tylko oni mi do głowy przychodzą... ale kuratorowi ???
Slabo co :) :/
pięknie i z miłością napisane, pamietam tamte chwile i wpisy....
OdpowiedzUsuńteraz tworzycie wspaniałą rodzinę i tylko można życzyc wam szczęścia :)
Dziękuję Leptir :*:*:*
UsuńJak zawsze pięknie napisałaś i ujęłaś w swoim liście wszystko, co najważniejsze - a najważniejsza jest MIŁOŚĆ, która bije z każdego akapitu każdego Twojego wpisu ! :*
OdpowiedzUsuńKochana :*
UsuńPozdrawiam serdecznie! Piękny list.
OdpowiedzUsuńDziękuję i też pozdrawiam :)
Usuńwpis piękny jak zawsze, kolor wóżeczka też piękny jaka to marka wóżka pytanie troszkę z innej beczki?
OdpowiedzUsuńTo wózeczek rodziny zastępczej, w której był Leo. Marka to ROAN. Pozdrawiam!
UsuńCześć Alu, komentuje po raz pierwszy, choć czytam prawie od początku. Bardzo dziękuję Ci za... WSZYSTKO. WSZYSTKO bo nie jestem w stanie ująć tego inaczej. Ja z mężem po kilku poronieniach weszliśmy na drogę adopcji. Czytając Twój blog uświadomiłam sobie, że nie warto zazdrościć uśmiechniętym rodzicom z dzieciaczkami mijanym na ulicy. Bo nikt na twarzy nie ma napisane jak długo walczył o ten uśmiech, jaką drogę przeszedł by stać się rodziną. Mi nie dane było adoptować dziecka. Czekając na ten telefon zaszłam w ciążę i tym razem się udało - urodziłam zdrowego synka. Nawiasem - miesiąc po tym jak urodziłaś Amelkę. Przechodzłam ciążę razem z Tobą podglądając co mnie czeka za pare tygodni;) Dziękuje i proszę pisz dalej, bo takie blogi jak Twój są bardzo potrzebne osobom zagubionym w otchłani niepłodności.
OdpowiedzUsuńEmilia-szczęśliwa mama niebieskookiego blondaska z cudnym dwuzębnym uśmiechem.
Cześć Emilia, cieszę się Waszym szczęściem i miło mi bardzo, że byłyśmy razem w tak wielu chwilach :) Szkoda, że nie odezwałaś się wcześniej :)) Pozdrawiam Cię mocno i ściskam dwuzębnego ( pewnie już zębów jest dużo więcej ;) ) blondaska :))
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWybraliśmy drogę adopcji po 2 latach starań. Nie chcemy inseminacji, in vitro... Nie ma dla mnie różnicy jaką drogą przyjdzie do nas nasze dziecko, po prostu jesteśmy otwarci i czekamy. Często czytam, że osoby które zdecydowały się na adopcję poczuły ulgę, bo prędzej czy później zostaną rodzicami. Ja nie czuję spokoju tylko strach...Boję się, że się nie uda, że będzie to trwało latami. Paraliżuje mnie myśl o 500+....Obawiam się, że czas czekania znacznie się wydłuży, nie wiem, czy będzie szansa na niemowlaka. Pozostaje wierzyć i mieć nadzieję, że marzenie w końcu się spełni i szczeście zawita w naszym domu :)
OdpowiedzUsuń500+ przeraża i mnie właśnie w tym kontekście, o którym piszesz... Ale jedno wiem, szczęście na pewno zawita w Waszym domu :) Jeśli walczysz o dziecko i jesteś otwarty na różne drogi - doczekasz się :) Pozdrawiam!
UsuńDroga Allu,
OdpowiedzUsuńjesteś niesamowitą osobą. Czytając Twój ostatni wpis nie mogę się powstrzymać przed skrobnięciem pod nim choćby kilku słów.
Ty i Twój mąż pokonaliście ogromnie trudną i wyboistą drogę, aby znaleźć się w tym punkcie, w którym znajdujecie się obecnie. Podziwiam Ciebie za dojrzałość, siłę i wytrwałość.
Osobiście nie zetknęłam się z adopcją. W przeszłości słyszałam o adopcji, o tym, że ktoś został adoptowany, o tym, że ktoś założył rodzinę zastępczą. Jednakże dopiero po natknięciu się na Twój blog zaczęłam patrzeć na adopcję z zupełnie innej strony. Dla mnie jest to coś niesamowitego i bardzo wzruszającego, jest to coś, czego nie da się ubrać w słowa i logiczne zdania.
Dziękuję Tobie za Twój blog i wszystkie wpisy. Dają mi one wiele do myślenia i czuję, że dzięki Twoim przemyśleniom staję się bardziej wrażliwa niż wcześniej. Wrażliwa na drugiego człowieka.
Z całego serca życzę Tobie i Twoim najbliższym zdrowia, bo wiem, że zdrowie jest najważniejsze, zarówno to fizyczne jak i psychiczne.
Bardzo mocno ściskam i pozdrawiam,
Letycjanka
Ja też ściskam, dziękuję za te miłe słowa i pozdrawiam :)
UsuńDziękuję Ci za ten list...brakuje mi już sił ale dzięki Tobie wiem że muszę walczyć...
OdpowiedzUsuńMusisz :) Trzymaj się na swojej drodze do szczęścia :)
UsuńAlu, dawno nic nie pisałam, choć "śledziłam" Twoje wpisy. Dziękuję Ci za ten list, za każde słowo. Twój blog był pierwszy, na który się natknęłam ponad 1,5 roku temu i przeczytałam go od początku. Twoje wpisy i wpisy z innych blogów bardzo pomogły mi zrozumieć wiele kwestii i inaczej podejść do macierzyństwa, za co jestem bardzo wdzięczna. Przy okazji chciałam Cię zaprosić na mój świeżo założony blog: noszonewsercu.blogspot.com. Pozdrawiam Was gorąco! :-)
OdpowiedzUsuńChętnie zajrzę i zostanę na dłużej :) Buziaki
Usuńoby tylko Ci się spodobało :-) dziekuję! :-*
UsuńWielki szacunek za ten blog:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńWitaj Alu, zawitałam do Ciebie kilka dni temu. Przeszłam przez Twój blog czytając go "od deski do deski". Każdą wolną chwilę poświęcałam na wertowanie blogowych stron. Twoje złe nastroje udzielały się i mnie. Ale bardzo serdecznie Ci za niego dziękuję. Dzieki niemu zobaczyłam świat w innych barwach. Jestem mama tak jak ty z tym wyjątkiem że moja droga była bardzo prosta bez żadnych przeszkód. Dziękuję za to Bogu ale dopiero czytając to co przelałaś do sieci ile wycierpiałaś zrozumiałam jak wiele mam jak mają ciężko inni. Nie warto marnować czasu na rzeczy błache. Trzeba cieszyć się każdym dniem każdą chwilą. No ale to juz zakończmy chciałam jeszcze wyrazić swoją zazdrość dla Twoich zdolności manualnych. Twoja pomysłowość nie zna granic. Ja nie potrafię ułożyć kilku kwiatków w wazonie. Szczerze zazdroszczę.... I życzę zdrówka dla całej cudownej rodziny pozdrawiam i ciągle śledzę wasze postępy w życiu codziennym. Mam nadzieję ze kiedyś wydasz książkę na podstawie tego bloga. Myślę a nawet jestem pewna ze pomogłaś wielu kobietom i jeszcze wielu pomożesz :D MILA
OdpowiedzUsuń<3 jesteś kochana! Dziękuję!
UsuńDziękuję za ten wpis.
OdpowiedzUsuń